Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

wtorek, 11 sierpnia 2015

Zagadka porzuconych zwłok, część 5

         – Towarzystwo Cambridge? Te, które babra się czarną magią i spekulacjami duchownych średniowiecza? – Lau zaciągnął się dymem i pogładził po nodze wylegującą się mu na kolanach niczym kot Ran Mao.
           – Jakie ma powiązania z podziemiem? – spytał hrabia. – W końcu ofiarami padają tylko i wyłącznie hinduski. To dość rzadkie.
            Lau w odpowiedzi puścił kłąb dymu. Ran Mao przeniosła wzrok na hrabiego, który zaczął się krztusić i kaszleć.
            – Przestań smrodzić tym ohydztwem! – krzyknął Ciel pokasłując i machając dłonią w powietrzu, aby rozpędzić opary.
            – Oficjalnie, jako towarzystwo, nie mają powiązań z podziemiem, których szukasz, hrabio. Ale – tu zmrużył oczy i sięgnął po dwa bilety leżące na stole – jest pewna impreza tylko dla tego towarzystwa i nie wejdziesz na nie jeżeli nie będziesz mieć zaproszeń.
            – Zgaduję, że trzymasz właśnie te zaproszenia? – spytał.
            – Jakiś ty sprytny, hrabio. Czy mówi ci coś nazwa "Brydż?"
            – To gra popularna w wielu kołach arystokracji – wtrącił Sebastian.
         – Otóż to. To jest właśnie przepustka na "Brydż" Towarzystwa Cambridge. Wszelkie szczegóły są w środku.
            – Dziękuję. Sebastian, idziemy.
            – Wedle rozkazu.
            Wychodząc z tego miejsca, Ciel zawsze miał wrażenie, jakby te korytarze nigdy się nie kończyły. Jakby chciały pochłonąć przypadkowych nieproszonych gości i nie dopuścić do opuszczenia informacji poza te mury. Naprawdę, idealne miejsce dla informatora. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, odczuł ulgę i wziął głęboki oddech, pozwalając całemu ciału na chwilkę błogości.
            Wyglądał naprawdę mizernie. Uparł się, by od razu po załatwieniu bałaganu po nocnym incydencie wybrać się do Lau. Pierwsze słońce powoli pojawiało się znad dachów i ukazywało biedaka w najmniej korzystnym świetle. Brudny, podrapany, bez butów, z ogromnymi sińcami pod oczyma i zakrwawioną koszulą oraz ręką.
            Wsiadając do powozu, Ciel był tak zaabsorbowany sprawą i rozmyślaniem, że nawet nie zauważył schodków. W jednym momencie stracił równowagę, potknął się i upadł do tyłu. W ostatnim momencie Sebastian zdążył go złapać.
            – Wszystko w porządku, paniczu? Nie wyglądasz najlepiej.
            – Oczywiście – burknął Ciel i skrzywił się, gdy lokaj dotknął ręki, na którą wczoraj upadł.
            – Kłamiesz, paniczu – uśmiechnął się lokaj i w jednej chwili odwinął cały rękaw.
Ręka była cała spuchnięta i zaczerwieniona.
            – A mówiłem, żeby przedtem wrócić do posiadłości – westchnął demon i pomógł mu się usadowić w powozie.
            – To nie było konieczne – przerwał mu Ciel – w tej sprawie mamy bardzo mało czasu.
          – Tak, jednak uchybia to mojej dumie jako kamerdynera rodu Phantomhive, gdy pozwalam ci załatwiać sprawy w takim stanie – mówiąc, jednocześnie delikatnie badał palcami, czy kość nie jest złamana.
Ciel odwrócił głowę.
            – Masz szczęście, kość nie jest uszkodzona. Jednak naderwałeś ścięgna padając i bardzo stłukłeś rękę, czego efektem jest ta niemal purpurowa plama na ramieniu. Ponadto, trochę wybiłeś ją ze stawu. Jakby tego było mało, upadłeś na ostry kamień i rozciąłeś ją sobie prawie do mięsa. Jestem zmuszony to naprawić.
            – Rób, co uważasz – odpowiedział Ciel, patrząc na skaleczone ramię.
            – Ponieważ to przyjęcie jest organizowane dziś wieczorem, zrobię to tylko raz, na drodze wyjątku.
            Zanim Ciel zdążył otworzyć buzię, obok niego na siedzeniu pojawiło się czarne pióro. Jedno, następnie dwa, potem wiele. Ograniczona przestrzeń powozu wypełniła się najciemniejszym z odcieni czerni, sprawiając wrażenie nieskończoności. Poprzez wszechogarniający mrok Ciel zobaczył czarne pazury oplatające się wokół jego ramienia, które pod wpływem ich dotyku, goiło się w oczach. Wirujące pióra muskały zadrapania, po których chwilę później nie było już śladu. Hrabia podniósł głowę – te dwoje krwistoczerwonych oczu, które tak dobrze znał, wpatrywało się ze skupieniem w skaleczone miejsca.
Nagle wszystko się ulotniło, jak gdyby to zdarzenie nigdy nie miało miejsca.
            Znów był w powozie, a Sebastian siedział na przeciwko wyprostowany, elegancki i nienaganny, jak zwykle. Spojrzał odruchowo na swoje ramię.
            – Nie boli... – szepnął.
Sebastian tylko się uśmiechnął i spytał:
            – Chcesz teraz przeczytać zaproszenie?
Ciel kiwnął głową na znak, że się zgadza. Lokaj wręczył mu jedną z kopert. Chciwie otworzył ją i przebiegł wzrokiem po linijkach tekstu.
            – Dzisiaj, o godzinie dwudziestej trzeciej przy Farrington Lodge. Aby zapewnić członkom anonimowość, prosimy o przybycie w czarnych płaszczach oraz maskach.
Chciał już zgnieść kopertę, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
            – Dlaczego ludzie tak bardzo kochają przebieranki? – wybuchnął zezłoszczony hrabia.
           – Pragnę zauważyć, że o wiele lepiej być przebranym w czerń, niż za młodą damę – rzucił złośliwie Sebastian.
            – Akurat w tym masz rację – zgodził się – no i jestem znany jako Pies Królowej.
            – Więc to nawet lepiej – podsumował lokaj.
           – Tym razem, to ty zagrasz pierwsze skrzypce, Sebastian – odpłacił się za poprzednią złośliwość hrabia – Ja będę jedynie twoim pomocnikiem.
            – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
            – Zagrasz w tę elitarna grę. Decyzja należy do ciebie, co będzie korzystniejsze. Wygrać czy przegrać i osiągnąć informacje. Ja będę obserwował Williberta. czego się o nim dowiedziałeś?
            – Dokładnie pasuje do roli podejrzanego. Studiował malarstwo w Eton. Później ożenił się i wyjechał do Indii. Tam poznał brytyjkę Auris, swoją przyszłą żonę. Niestety, zmarła przy porodzie w Indiach, a on sam nigdy nie pogodził się ze stratą. Później wstąpił do Towarzystwa Cambridge.
Ciel słuchał, wpatrując się w okno.
            – Możliwe, że to on. Wszystko się wyda na przyjęciu. Jednak skąd by brał chętne do zabójstw?
            – Brydż to tylko przykrywka – uśmiechnął się Sebastian – w rzeczywistości na każdym z przyjęć odbywa się 8 rozdań, w których są wyłaniani zwycięzcy. Zwycięzca zachowuje prawo do uczestnictwa w czarnej mszy oraz aukcji, na której handluje się niewolnicami.
Ciel uniósł głowę i pytająco popatrzył na Sebastiana.
            – Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?
            – Dowiedziałem się o tym dopiero dzisiaj, w podziemiu.
            – Nieważne – mruknął niezadowolony – jeszcze coś wiesz?
            – To wszystko.
         – Jestem głodny. Gdy wrócimy do rezydencji, przygotuj... coś smacznego – rozkazał hrabia.
            – Oczywiście. Właśnie dojeżdżamy.
            Dorożka objechała półokrągły dziedziniec, po czym zatrzymała się tuż przed drzwiami frontowymi. Hrabia zręcznie wyskoczył i poszedł w głąb rezydencji.
            Ach, mało czasu – jęknął w myślach Sebastian.
            Od razu skierował się do kuchni i wyprosił stamtąd resztę służby. Musiał sam na szybko zająć się przygotowaniami.
            Po upływie pół godziny, z szerokim uśmiechem na ustach powędrował na górę, aby przebrać panicza i zanieść mu śniadanie.
            – Dzisiaj przygotowałem chrupiące pieczywo francuskie nadziewane topionym serem i warzywami, prosto z naszego ogrodu, doprawione aromatycznymi ziołami. Do tego najlepszy Ceylon z mlekiem i miętą.
            – Ciekawe, skąd wiedział, że nie mam ochoty dziś na Earl Grey'a – mruknął pod nosem.
            Demon obserwował, jak świeży posiłek niknie w oczach. Rzadko panicz miewał aż taki apetyt. Przez twarz przebiegł mu grymas.
           – Paniczu, mam prośbę – odezwał się nieśmiało.
           – Słucham – odpowiedział zaintrygowany Ciel.
          – Proszę się przespać. Odwołam dzisiejsze zajęcia i spotkania. Dzisiaj prawdopodobnie rozwiążemy zagadkę morderstw, więc musisz być w formie. Zbudzę cię na obiad.
            – Chętnie bym się nie zgodził, ale chyba nie mam wyboru. Nieczęsto mnie o coś prosisz – odparł zaskoczony.
            – Dziękuję.
            Poczuł prawdziwą ulgę. Przeczuwał swoim demonicznym instynktem: nie, nie pójdzie to tak łatwo jak dziś. Poza tym, jego metody leczenia również należało podeprzeć solidnym wypoczynkiem. W międzyczasie będzie mógł wydać odpowiednie rozporządzenia służbie oraz zorganizować całą wyprawę.
            Musi też odebrać swoją przesyłkę: paczkę nowych sztućców stołowych, wykonanych z najlepszego srebra. Na pewno przydadzą się dzisiejszego wieczoru. Był tego pewien.
            Wyszedł cicho z pokoju, zamykając za sobą delikatnie drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz