Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

sobota, 28 listopada 2015

Wspomnienia demonów, część 10

Przepraszam wszystkich za brak wtorkowej części, ale uprzedzam z góry, że w tym tygodniu będzie podobnie. Muszę mieć czas, by trochę przemyśleć i ubrać w odpowiednie słowa to, co chcę przekazać.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~X~~


            –...!
            Białowłosa rozejrzała się nerwowo wokół. Wyraźnie słyszała głos swojego brata. Serce nagle przyspieszyło, przyprawiając ją o bolesny skurcz w klatce. Przyłożyła zaciśniętą pięść do mostka i zaczęła go rozmasowywać, w nadziei, że to pomoże uporać się z promieniującym bólem. W końcu udało się jej wypatrzeć bliską osobę w tym całym tłumie. Mężczyzna, który najpierw próbował ją zabić, a potem oznajmił, że odrodziła się jako bogini śmierci, zabrał ją w osobliwe miejsce, które określał mianem Akademii Shinigami. Po drodze dziewczynie udało się spytać o imię tego dziwaka.
            – Heptling Court. Będzie mi bardzo miło, jeśli trafisz do mnie na praktyki – usłyszała w odpowiedzi. Usiłowała zapamiętać to imię, jak również jego wygląd, żeby w razie potrzeby móc się do niego zgłosić. Na razie to była jedyna osoba, którą znała. Wolała mieć z nim dobre stosunki, przynajmniej na początku.
            Dziewczyna wyrwała się z tłumu i wpadła prosto w objęcia brata, zawieszając się mu na szyi i trwając w tej pozie dobrą chwilę.
            – Underku, żyjesz! Tak bardzo się cieszę, że nawet nie wiesz, jak bardzo – szczebiotała mu prosto do ucha. Brat dawno przestał zwracać na to uwagę. Przytulił tylko mocno siostrę tak, jakby ten jeden gest był w stanie wszystko wyrazić. Inni rekruci przytrzymywali się na chwilę, by przypatrzyć się słynnej dwójce białowłosego rodzeństwa.
            –Plotki rozchodzą się tutaj strasznie szybko - skwitował zaistniałą sytuację brat, odsuwając w końcu odrobinę siostrę na bok - ponoć jesteś pierwszą dziewczyną od wieków, której udało się odrodzić - poinformował ją z pełnym szacunkiem, patrząc głęboko w jej roześmiane oczy.
            – W końcu jestem twoją siostrą, Unduś. To do czegoś zobowiązuje - odkrzyknęła i pomachała mu, widząc, że przełożony ją woła - znajdź mnie po tym wszystkim, dobrze? – zawołała na odchodne.
            Brat pokiwał jej głową i patrzył, jak znika w tłumie. Nie zdziwiła go ta próba. Nie wiedział dokładnie jak to się dzieje, ale zawsze był w stanie powiedzieć, gdzie znajduje się jego ukochana siostra, tak samo jakby była integralną częścią jego ciała. W końcu też podreptał za swoim opiekunem do biura głównego, aby tam uzupełnić swoje dane.
            Pomieszczenie nie wydało mu się zbyt przyjazne. Wszędzie stały grube katalogi ponumerowane alfabetycznie, a mężczyzna siedzący wśród nich za biurkiem sprawiał wrażenie, jakby życie zadało mu cios poniżej pasa.
            – Nazwisko – burknął na tyle niewyraźnie, że chłopak zastanawiał się przez dobrą chwilę co on właściwie powiedział – Nie stój jak ten kołek! Wyglądasz co najmniej jak grabarz - warknął zirytowany.
Brat ledwo powstrzymał się od śmiechu. Właściwe, dlaczego nie?
            – Nazywam się Undertaker.
Notariusz westchnął zza okularów i bezmyślnie zaczął kreślić w księdze.
            –Nazwisko?
            – De la Fonde             – to akurat powiedział zgodnie z prawdą. To było jedyne, co zostawił im ich ojciec, który uwiódł i porzucił ich matkę. Na dodatek, nieszczęsna kobieta była cudzoziemką. Dlaczego zarówno on, jak i jego siostra bliźniaczka, chociaż nie odebrali nigdy żadnego wykształcenia, biegle potrafili mówić w języku zarówno angielskim, jako języku ich matki, jak i francuskim. Wychowywali się na zapyziałej wiosce, będąc obiektem drwin zarówno z tego powodu, jak i ich niezwykłego wyglądu.
            Notariusz dalej skrobał piórem coś w grubej księdze. Kiedy zorientował się, że Undertaker patrzy na niego wyczekująco, zaserwował mu oklepaną formułkę:
            – Witamy w Akademii Shinigamich. Czuj się jak u siebie w domu. W razie jakichkolwiek wątpliwości skontaktuj się z twoim opiekunem. To wszystko.
            – Wolałbym nie czuć się jak w domu – odgryzł się i wyszedł, wpuszczając do środka siostrę.
            Znudzony mężczyzna obrzucił ją wzrokiem. Poczuła się bardzo niekomfortowo. Spuściła oczy i zaczęła lustrować wzrokiem swoje ubranie. Nic dziwnego, że tak się na nią patrzy.
            – He, wyglądasz jak Andatejka – zakpił, przewracając karty, żeby zapisać ją obok brata.
            – Że co proszę? Nie zrozumiałam – odezwała się cichutko, skubiąc brzeg rękawa.
            – Imię.
            Kiedyś obiecali sobie z bratem, że już nigdy nie wypowiedzą swoich pełnych imion. Dlatego często zwracali się do siebie po wymyślonych przezwiskach. Jej brat przez jakiś czas pomagał okolicznemu grabarzowi, który jako jeden z nielicznych nie zwracał uwagi na pochodzenie i wygląd dzieci. Reszta bardzo szybko zaczęła przezywać jej brata grabarzem.
Zaraz zaraz, jak on ją nazwał?
            – Andatejka – wykrztusiła, modląc się, aby nie przekręcić.
            W tym momencie siedzący za biurkiem wybuchnął gwałtownym śmiechem. Zrobił się czerwony na twarzy, gdy próbował złapać powietrze pomiędzy atakami wesołości.
            – Niemożliwe... Undertaker i Andatejka! Doprawdy, co za rodzeństwo! – i dalej zanosił się od śmiechu.
            Siostra odetchnęła. Więc jej brat dalej będzie używał tego pseudonimu, a ona nieświadomie podała jako swoje imię jego fonetyczną wersję. Skryba obdarzył ją tym samym oklepanym tekstem i po chwili znalazła się ponownie na olbrzymim korytarzu.
            Przez chwilę nie wiedziała, co ma teraz ze sobą zrobić. Nigdzie nie mogła znaleźć Heptlinga, a na dodatek zrobiło jej się zimno. Postanowiła, że sama rozejrzy się w tym ogromnym budynku. Objęła się ramionami, pocierając odrobinę zziębnięte ręce i ruszyła przez siebie.
            Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła się jej w oczy, to wielka przestronność budynku. Echo jej samotnych kroków niosło się zwielokrotnione po pustych korytarzach. Dziwiło to niezmiernie Andatejkę, tym bardziej gdy wracała pamięcią do tego tłumu, który towarzyszył jej zaledwie parę godzin temu. Gdzie oni wszyscy się podziali?
            Weszła do pierwszych drzwi, jakie spotkała i usiadła przy samym rogu, nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. Toczył się jakiś wykład. Dziewczyna postanowiła zostać i posłuchać, o czym mowa. Chciała się czegoś dowiedzieć o swojej nowej profesji.
            Wykładowca tłumaczył akurat odpowiedzialność, z jaką wiąże się zbieranie dusz i ich umiejętne zaksięgowanie. Niektórzy słuchacze gryzmolili w swoich notatkach, inni przysypiali, zrywając się nagle z urwanego snu z nadmiernym wzdrygnięciem.
            – Nigdy nie będzie prawdziwymi bogami, jeśli nie docenicie wagi życia, już nawet nie ograniczając się już tylko do ludzkiego. Waszym zdaniem jest bezstronny osąd i wydanie decyzji, czy dana osoba zasługuje na drugą szansę czy też należy zakończyć jej żywot tak, jak zostało to zapisane w katalogach. Nie możecie wówczas działać impulsywnie, bo wasza decyzja będzie brzemienna w skutkach. Nie możecie również się pastwić nad umierającymi. Jeżeli komukolwiek wpadnie do głowy taki pomysł, to mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że zostaną wydaleni z akademii.
            – Pssst – dotarło do uszu zasłuchanej Andatejki i momentalnie odwróciła głowę w kierunku, skąd dobiegał głos. W drzwiach stał Heptling, dając jej znak, aby poszła z nim.
            Gdy już opuściła salę i znaleźli się na korytarzu, Heptling obdarzył ją gniewnym spojrzeniem.
            – Baby i ta ich ciekawość. Gdzie ty się szwendasz, co? Pierwszoroczni zebrali się w sali w zupełnie innym skrzydle, a ty sobie urządzasz zwiedzanie! – zdenerwowany, prawie krzyczał.
            – Nikt mi o tym nie powiedział – próbowała się bronić, ale Heptling nawet nie zamierzał jej słuchać.
            –To trzeba było się dowiedzieć! Mam ci wysyłać oddzielne zaproszenie, czy jak?
            Tego było już zbyt wiele. Andatejka spoważniała i uniosła dumnie głowę, mierząc go wzrokiem.
            – To nie będzie konieczne. Czy mógłby pan w takim razie zaprowadzić mnie we właściwe miejsce, skoro przypisano panu rolę mojego opiekuna? – spytała, ani razu nie uciekając wzrokiem. Shinigami był zaskoczony jej postawą. W ułamku sekundy zmieniła się w odważną, dumną dziewczynę, którą wówczas po raz pierwszy spotkał. Odwrócił się i rzucił
            – Chodź za mną.

sobota, 21 listopada 2015

Wspomnienia demonów, część 9



Nie mam weny, nie mam weny, nie mam weny T.T A zapasu tyle, co kot napłakał. Nie zdziwcie się, jeżeli będzie mała przerwa, chociaż zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. Będę siedzieć nad biochemią i czekać na natchnienie, może łaskawie na mnie spłynie.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~IX~~


            Parę miesięcy później Isztar ponownie spotkała Kurarę. Tym razem szła z dumnie uniesioną głową, trzymając na rękach dziecko. Posłała wielkopański uśmiech w stronę Księżnej, która uniosła brwi w geście zdumienia.

           – Więc ktoś raczył łaskawie na ciebie spojrzeć w końcu? Gratulacje. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona.
            Kurara przewróciła oczami, dając do zrozumienia, że jej niedomyślność jest rozbrajająca. 
           – Taaaak - przeciągnęła, delektując się każdym słowem – Belial jest niesamowicie zadowolony z Setha – poruszyła nieznacznie dzieckiem, żeby pokazać kogo konkretnie ma na myśli – Musisz teraz uważać, Isztar. Doskonale wiesz, co to znaczy mieć rodzeństwo, prawda? Nieszczęśliwe wypadki przydarzają się każdemu. Zwłaszcza, gdy jedno dziecko jest zdolniejsze od długiego – wściekłe ogniki w brązowych oczach aż tańczyły z wewnętrznej dumy, która rozpierała świeżo upieczoną matkę.
            Isztar nie zamierzała tolerować takiego zachowania. Dla niej, była nikim. W ogóle graniczyło z cudem, że udało się jej urodzić. Podeszła bliżej do swojej konkurentki. Chwilę popatrzyła jej głęboko w oczy, kiwając z politowaniem głową. W mgnieniu oka przygwoździła pazurami szyję demonicy do ściany, aż jej twarz zrobiła się sina. Otwartymi ustami próbowała schwycić powietrze. Ponownie udało się sprowokować przeciwniczkę, jednak tym razem sytuacja odwróciła się wybitnie na jej niekorzyść. Isztar triumfowała.
           – Jeżeli zbliżysz się choć na krok do mnie lub do mojego syna, zabiję cię. Tym razem, nie uratuje cię już nikt, nawet sam Belial. Obiecuję ci to. Chociaż sama przypłaciłabym to życiem, nie odpuszczę ci. Tymczasem naciesz się macierzyństwem, bo prawdopodobnie nie dożyjesz chwili, w której twój syn przeżyje gry rankingowe.
            Rzuciła nią o przeciwległą ścianę. Potem odwróciła się do idącego z tyłu niej Rauma. Uśmiechnęła się do niego i wzięła za rękę.
           – Choć, kochanie, bo się spóźnimy.
            Odeszła, nie zaszczycając rywalkę nawet spojrzeniem. Kurara, kaszląc, poprowadziła za nią wzrokiem. Padając, udało się jej nie przygnieść dziecka, które teraz zaczynało powoli płakać. Pozbierała się z podłogi, otrzepując ubranie.
           – Pożałujesz tego – syknęła przez zęby, chociaż na korytarzu nie było już nikogo. Spojrzała na wgniecenie w ścianie w miejscu, w którym Isztar ją przygwoździła. Jej nieposkromiona siłą była straszliwa. Wolała nie myśleć, jaką moc odziedziczył po niej jej syn. Pozostawało jej tylko wierzyć, że Seth odziedziczy większość cech po ojcu.
            Sama nie mogła zawiązywać kontraktów ze śmiertelnikami. Przeklinała w duchu swoje pochodzenie. Ktoś z jej przodków nie był czystej krwi. Był człowiekiem, który stał się demonem. Wadliwy gen przekazywano potomstwu, któremu udało się przeżyć. W miarę upływu czasu, oni też zyskali siłę i umiejętności. W końcu zaczęli krzyżować się nawet z tymi czystej krwi. Jednak prawa rządzące genetyką były bezlitosne. Niewiele było przypadków, kiedy dziecko takiej pary posiadło upragnioną umiejętność. Uczeni piekła dowiedli po czasie dlaczego. Powodem był gen dominujący, podczas gdy czystokrwiści posiadali allel recesywny.
            Poczucie zazdrości doprowadzało niekiedy Kurarę do szaleństwa. Tak bardzo pragnęła awansować w hierarchii demonów, że nie wahała się poświęcać innych w tym celu. Słowa okrutnej księżnej zatruwały jej umysł. Pamiętała własną grę rankingową. Została zmuszona do walki z własnym bratem. Wciąż nie była pewna, czy dobrze postąpiła. Ale czy w zamian sama miała dać się zabić? W piekle nie było miejsca na zawahanie. Tutaj rządziły twarde reguły. Jeśli chcesz przeżyć i wybić się, musisz być silnym, przewidującym i chytrym. I przede wszystkim - nie wahać się. Każda okazana słabość może kosztować życie.


*
       
   Isztar niebywałą uwagę przykładała do edukacji syna, nie tylko od strony fizycznej, ale i intelektualnej. O ile z tej ostatniej dziedziny sprowadzała mu najlepszych nauczycieli, wykorzystując swoją pozycję i wdzięki, o tyle pozostawiła sobie szerokie pole do popisu, gdy chodziło o sztukę wojenną. Nie pozwalała na pojedynki, dopóki potencjalni kandydaci w jej oczach nie wydali się odpowiedni. Najczęściej jednak sama uczyła Rauma jak dobrze walczyć. Kończyło to się dotkliwymi siniakami i obrażeniami na całej powierzchni ciała ucznia. Hołdowanie iście spartańskim metodom było okrutne, ale przynosiło bardzo szybko oczekiwane wyniki. Kiedy pewnego razu Sebastian był na skraju załamania, podeszła do niego i uklękła obok. Pierwszy raz wówczas zobaczył w jej oczach troskę. To, co wówczas mu powiedziała, zapadło mu głęboko w pamięć.Na co dzień nie okazywała prawie żadnych uczuć, więc nawet sam gest był już dla niego niezwykły.
            " Widzisz, kochanie, ani w walce, ani w życiu nie możesz dopuścić do przegranej. Nie możesz unikać ciosu wymierzonego we mnie tylko dlatego, że jestem twoją matką. Zdradzić cię może każdy. A zdrada boli najbardziej, gdy doświadczamy jej od tych, od których nigdy byśmy się jej nie spodziewali. Dlatego musisz walczyć do upadłego. Fortuna kołem się toczy. A nuż otrzymasz szansę na zwycięstwo.
            Nigdy nie możesz się wahać. Pamiętaj o tym, Raum. Jeżeli się zawahasz, przeciwnik wykorzysta to przeciwko tobie. Nie będzie litości ani taryfy ulgowej. Nikt nie pośpieszy ci z pomocą, bo twoja śmierć jest zbyt wielu osobom na rękę. "
            W tym momencie, odsłoniła przed nim swoją twarz, na chwilę zdjęła maskę, którą prezentowała światu. Naprawdę go kochała i zależało jej na losie syna. Swoim postępowaniem próbowała go nauczyć najważniejszych zasad, dlatego wybrała trudną, ale skuteczną drogę prowadzącą do celu. Nieokazywanie uczuć było tylko jednym ze składowej wszystkich elementów gry, której stawką było przeżycie i zajęcie należnej pozycji.
             Sebastian był zaskoczony tym skrawkiem uczuć, które mu okazała. Obserwując inne matki zdawał sobie sprawę z jej niedostępnej natury. Tylko gdy była absolutnie pewna, że nie ma nikogo innego poza ich dwójką, pozwalała sobie na szczątkowe okazywanie troski o niego. Wiązało się to ściśle z zasadami panującymi w ich społeczności. Jedną z nich było wyparcie wszelkich zbędnych emocji do podświadomości. Młode uczono, że nie mają uczuć, aby zżyły się z tą myślą. Odnosiło to skutki, jednak prędzej czy później każdy z nich boleśnie dowiadywał się o tym oczywistym kłamstwie. Wówczas silniejsze jednostki odnajdowały w sobie siłę, aby przeciwstawić się temu, co tak utrudnia im pracę. Pozostali popadali w stan bezmyślnego otępienia, nadając jakimkolwiek odczuciom status persony non grata.
            Po tych słowach Raum pozbierał się w sobie i od tej pory jego wyniki ulegały systematycznej poprawie. W niedługim czasie był w stanie walczyć na równi z matką, jednak nigdy nie udało mu się jej pokonać.W najlepszym wypadku kończyło się remisem, okupionym ogromnymi stratami przez obie strony.
            Isztar udało się także wpoić inną istotną rzecz Sebastianowi. " Nie sztuką jest sam w sobie bezmyślny atak. Zawsze należy ocenić siły swoje i przeciwnika i dopiero wtedy decydować się na ruch. Nie jest oznaką mądrości atakować kogoś o wiele silniejszego, ale ucieczka przed nim i przeżycie jest dowodem sprytu."
            Wizyty w świecie ludzi stanowiły istotny element szkolenia przyszłego następcy tronu, więc Isztar często zabierała Rauma ze sobą, aby obserwując wychwytywał i zapamiętywał najważniejsze rzeczy. Czasami towarzyszył jej w polowaniach. Wówczas wybierała mu ofiarę, którą ma zaatakować i oceniała, czy wykonał zadanie poprawnie. Na początku wskazywała proste cele, a wraz z upływem czasu skupiała się na coraz bardziej skomplikowanych zadaniach. Sebastian wykazywał nieprzeciętnie zdolności łowcze. Był w stanie dostrzec i zanalizować każdy ruch ofiary chłodnym osądem, czego jej często brakowało. Przeważnie działała impulsywnie, zgodnie z instynktem, który nigdy jej nie zawodził. Podejrzewała, że Raum również niekiedy odczuwa ten niewytłumaczalny bodziec, jednak nigdy jej tego nie zdradził.
            Po jednym z takich wspólnych polowań, gdy oboje nasycili się obfitym posiłkiem, wylegiwali się beztrosko na ziemi. Tarzanie w pachnącej trawie było ulubioną zabawą Rauma. Ze względu na swoje pochodzenie nie miał zbyt wielu rówieśników którzy mogli mu towarzyszyć we wspólnych grach, więc znajdował zajęcia nie wymagające uczestnictwa osób trzecich.
           – Nie czujesz się samotny, skarbie? – spytała, obserwując go z półprzymkniętych powiek. Demonie dzieci dorastały inaczej niż ludzkie. Przede wszystkim o wiele szybciej, w skali nie dającej się przyrównać do niczego innego. Uczestnictwo w grach rankingowych było ostatecznym potwierdzeniem ich dojrzałości i sprawdzianem umiejętności, które każdy musiał przejść. Nie było wyjątków dla nikogo.
           – Nie – odpowiedział prawie natychmiast.
           – Wiesz, że po grze rankingowej stracimy ze sobą kontakt. Pamiętaj, że wieczność w samotności to gorsza kara, niż samo strącenie z niebios.
            W jej głosie Raum wychwycił nutkę ledwo wyczuwalnego smutku. Nie czekał na to wydarzenie równie niecierpliwie, co inne demony. Każdy z nich chciał popisać się swoją bezwzględnością w walkach, które toczyły się co kilka lat na oczach większości mieszkańców. Zwycięscy mogli liczyć na awans w hierarchii. To był jeden z nielicznych sposobów na ten skok. Raum zdawał sobie sprawę, że będzie to raczej przypominać rzeź odrzucająca ziarna od plew. Nie obawiał się przegranej. O to był zupełnie spokojny. Niewiele demonów  mogło walczyć z Isztar, nie narażając się na natychmiastową śmierć. A jeszcze mniej było tych, którzy dotrzymywali jej kroku.
           – Raum, jestem z ciebie dumna. Nie zapomnij o tym – szepnęła na odchodne.
           Gdy Sebastian otworzył oczy, po matce nie było już zupełnie śladu. Westchnął i powrócił do wygodnej pozycji, podpierając głowę rękoma. Zadarł wzrok w niebo, które tak bardzo różniło się od tego, jakie mógł widzieć w piekle. Te było nieskończenie smutne w swoim błękicie, chociaż piękne. Białe chmury ścigały się na nim, przesłaniając doskonały odcień. Ich niebo było ciemne, ukraszone masą gwiazd, które nigdy nie gasły i wspaniałymi wstęgami kolorów, które można by przyrównać do chmur. Wyciągnął dłoń w górę, jakby chciał uchwycić kawałek niedostępnych obłoków swoimi palcami. Zaciskając kolejne w powietrzu, opuścił dłoń i pogrążył się w śnie, przerywanym tylko cykaniami świerszczy i brzęczeniem owadów.

wtorek, 17 listopada 2015

Wspomnienia demonów, część 8


Jak wam się podoba nowy szablon? Czarno-różowe elementy zostały zastąpione złocisto-brązowymi. Bardzo się starałam, nawet tworząc nowy kursor samodzielnie pierwszy raz w życiu. Teraz jest w Sebastiana, i ilekroć tu zachodzę, wiem, że to była dobra decyzja.
Chociaż przypłacona długimi godzinami rozwalenia bloga na części pierwsze.
Miłego czytania ^^

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~VIII~~


            – Dzieci boże – odezwał się kaznodzieja – byliśmy świadkami, jak to splugawione istnienie podniosło rękę na jednego z nas. Jak długo będziemy im pobłażać? Otworzyliśmy przed nimi serce...
            – Chyba pięść – mruknął brat dziewczyny.
            – A oni okazali nam jedynie swą niewdzięczność. Ponadto, spiskują otwarcie z diabłem. Ich wygląd jest dostatecznym powodem – grzmiał, nakręcając się coraz bardziej wraz z rozwijaną myślą – Tylko spójrzcie na nich. Jeżeli nie siłom nieczystym, to komu to zawdzięczają?
            – Racja! – tłum entuzjastycznie popierał wątpliwą logikę przywódcy, wymachując zaciśniętymi pięśćmi.
            – Umiłowani moi! Czas pozbyć się grzechu, odrzucić ziarno od plew! Oczyśćmy serca nasze i dusze od wszelkich nieszczęść, które trapią. Odeślijmy tę dwójkę tam, skąd przybyli. Królestwo boże i sprawiedliwość zwycięży. Nie bójcie się! Racja jest po waszej stronie, a Bóg jest z wami!
            Szaleństwo opętało wszystkich zgromadzonych. Słowa duchownego poruszyły ich i wydobyły mordercze instynkty. Zachowywali się jak w transie, lub jakby uczestniczyli w zbiorowej halucynacji.
            – Rozdzielcie ich! – odezwał się ktoś z grupy.
            – Zrzućcie ich ze skalnego urwiska! Jeżeli rzeczywiście są potomkami diabła, to czarnuchy nie dadzą im umrzeć!
            – Dobrze gada – podchwyciły pomysł inne głosy, potęgując i tak ciągle narastającą wrzawę.
            Tłum stał jeszcze przez chwilę, przekrzykując się wzajemnie, aż wreszcie zapanowała zupełna, złowroga cisza. Kilkadziesiąt par oczu spoczęło na skatowanym rodzeństwie. Wiedzieli, że nie mają żadnych szans na ucieczkę, a zwłaszcza w ich teraźniejszym stanie. Byli zbyt wyczerpani fizycznie i psychicznie. Przytulili się do siebie kurczowo,  jakby wierzyli, że tak zwyczajna czynność może jeszcze odwrócić tragiczny los.
            Gromada wreszcie ruszyła. Pomimo oporu, jaki stawiały dzieci, rozdzielono je bez trudu. Siostra szarpała się jeszcze, jak tylko mogła. Nie chciała się poddać uczuciu beznadziejności i biernie czekać na śmierć. Jej serce z każdym krokiem zbliżającym ją do przepaści buntowało się przeciwko tak jaskrawej niesprawiedliwości.
            Trzy wymachy. Tylko tyle wystarczyło, aby rozhuśtać ofiarę i rzucić ze skarpy. Zdążyła jeszcze zarejestrować, jak w ślad za nią spada jej brat, usilnie starając się złapać ją za rękę.
            Ból. Wszystkie jej zmysły przyćmił ogromny, niewyobrażalny ból. Jednak nie godziła się na odejście. Tak jak każdy, miała marzenia, które jeszcze nie zrealizowała. Pragnęła mieć przyjaciela. Zawsze wypowiadała to życzenie, gdy znajdowała w trawie czterolistne koniczynki, które skwapliwie suszyła. Miały przynosić szczęście. Miały.
            Zasypywała niebo pytaniami bez odpowiedzi. Czym zawiniła, by spotkał ją taki los? Komu tak bardzo na tym zależało? I co z tego ma? Czy teraz jest zadowolony? Nie czuła już nic oprócz żalu i goryczy. Chciała żyć tak jak inni. Chciała być szczęśliwa, mieć spokojny dom, w którym nie musiałaby się o nic obawiać. Chciała mieć przyjaciela.
            Gdy otworzyła oczy, ze zdziwieniem spostrzegła, że znajduje się w jakimś cichym i ciemnym miejscu. Dookoła unosiła się mgła, pozostawiając niezatarte nieprzyjemne doświadczenie na jej ciele. Rozejrzała się wystraszona. Nigdzie nie widziała brata. Kilkakrotnie zawołała go po imieniu, ale odpowiedziało jej tylko echo. Czy to jest piekło?
            Kiedy oczy przywykły do otaczającej ciemności, z trudem wyróżniła kontur jakiegoś mężczyzny. Stał nieopodal, przyglądając się jej ciekawie. W ręce trzymał długą włócznię. Jej ostrze odbijało światło niewiadomego pochodzenia, rażąc dziewczynę po oczach. Miała niejasne wrażenie, że czas się zatrzymał, a ona zawisła pomiędzy wymiarami. Przede wszystkim zwróciła uwagę na jadowicie zielone oczy przybysza, którymi ją mierzył od stóp do głów. Ze zdziwieniem odkryła, że może wstać.
            – Nie bój się – odezwał się niespodziewanie przyjemnym głosem – Wiesz, że już nie żyjesz, prawda?
            Białowłosa usiłowała się doszukać ukrytego przekazu w tym prostym komunikacie. Nie wierzyła już nikomu. Czego on mógł od niej chcieć? Ostrożnie postawiła stopę na palcach z tyłu, by w razie czego móc uciec.
            – Pomimo, że jesteś zwykłą śmiertelniczką, masz niezwykle piękne oczy. Niezupełnie takie, jak u nas, jednak skrywające olbrzymi potencjał. Inaczej nie byłabyś w stanie przenieść swoją świadomość razem z ciałem aż tutaj. Do własnego wymiaru, stworzonego siłą woli, by żyć. Jesteście naprawdę interesującym rodzeństwem – dodał z przekąsem.
            – Gdzie jest mój brat! Co z nim zrobiłeś?! – krzyknęła, zaciskając pięści.
            – Niestety, nie zmienia to faktu, że i tak muszę obejrzeć twoje cinematic records. Prosiłbym, abyś mi w tym nie przeszkadzała – dokończył Shinigami i skierował swoją lancę jak do rzutu w nią.
            Nie mogła uwierzyć. Nawet, jeśli to co mówił, było prawdą, to nadal chciano ją skrzywdzić. Tym razem jednak czuła w sobie odwagę, by w końcu się przeciwstawić. Nie można wiecznie być ofiarą. Nie dopuści do tego, by znowu cierpiała.
            – Złap jego broń – usłyszała swój wewnętrzny głos. Zamknęła oczy na chwilę, wsłuchując się w jego ciepłe brzmienie, które obudziło w niej nadzieję. W imię swoich marzeń, spróbuje zmienić swoje przeznaczenie.
            Tak jak ją uprzedził, wycelował w nią broń i z zawrotną prędkością zbliżał się do niej. Białowłosa skoncentrowała się maksymalnie. Musi sobie zaufać.
            Złapała ją gołymi rękoma, ku ogromnego przerażeniu napastnika, uwalniając jednocześnie rozdzierający całą kurtynę biały słup światła. Poczuła, jak wszystkie odniesione obrażenia goją się w oczach, a przez jej ciało przepływa niezwykła siła. Przed swoimi oczami zobaczyła całe dotychczasowe życie, od narodzin aż do dzisiaj. Czuła, że postawiono ją przed wyborem.
            – Co teraz zrobisz? Czy chcesz żyć, spełnić swoje pragnienia, czy wolisz odejść? – usłyszała ponownie swój wewnętrzny głos, pełen serdeczności.
            – Chcę żyć! – Wykrzyczała co sił w płucach, bez chwili zawahania. Jeśli ktokolwiek dał jej taką szansę, nie zamierzała jej zmarnować.
            Niezrozumiałe dla niej siły wyniosły ją na powierzchnię. Znów leżała na skraju przepaści, jednak na jej ciele nie widniały żadne obrażenia. Obok zauważyła równie zdezorientowanego co ona brata. Łzy szczęścia stanęły jej w oczach.
            – Witaj wśród nas, dziewczyno – dotarł do niej roześmiany głos mężczyzny.

*

            Ze wzgórza wszystko obserwowała Isztar z Raumem. Młody demon stał obok matki, z zaciekawieniem oglądając niezwykłą emisję energii, która wydobywała się ze skalnego wąwozu. Przybyli tu z nadzieją na łatwy łup i nie zawiedli się. Co prawda, dusze wieśniaków nie były najsmaczniejsze, ale ciągle musiał trenować pod czujnym okiem Isztar. Efektowne widowisko wynagradzało mu nienajlepszy posiłek. Matka spojrzała na niego z ukosa, po czym wybuchnęła gromkim śmiechem, widząc, z jaką pasją pożera oczyma niezwykły widok. Odsłoniła rząd śnieżnobiałych, równych zębów. Kły wystawały lekko ponad linię zgryzu, co nadawało jej drapieżnego wyglądu.

            – Widzisz, synu, właśnie miałeś okazję być świadkiem czegoś, co nie jest dane wszystkim demonom. To, co widziałeś, to były narodziny Bogów Śmierci.