Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

wtorek, 29 września 2015

Edukacja muzyczna Ciela, część 6

Kolejna część przechodzi w wasze ręce.
Dodaję dzisiaj, bo jutro ciężki dzień i nie wiem, kiedy wrócę.
Tym razem nawet nie za bardzo zagmatwałam. No i Sebastiana jakoś dawno nie było.

Ale tym razem uprzedzę jak prawdziwy, rzetelny producent: produkt może zawierać śladowe ilości orzeszków ziemnych, jaj, sezamu, oraz Sebastiana Michaelisa.
```````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
      Tłum wstał i zachwycony oklaskiwał wykonawców. Sebastian posyłał wdzięczne uśmiechy w kierunku widowni i skłoniwszy się, odczekał parę chwil, aż podszedł do niego dyrygent.
            – Naprawdę, jesteś darem niebios - zachwycał się mężczyzna - taka gra, chociaż pańska partia miejscami przewyższała trudnością nawet partie operowe.
            – Doprawdy, to nic wielkiego. Czy wie pan, jaka jest zależność między stopniem brylowania pierwszych skrzypiec od primadonny? - zapytał grzecznie demon, rozglądając się, czy gdzieś w okolicy nie kręci się jego panicz. Musi powiedzieć mu co myśli o wychodzeniu w trakcie trwania utworu. Jak on chce być wielkim panem, skoro zachowuje się jak rozkapryszone dziecko?
            – Nie mam zielonego pojęcia- przyznał otwarcie dyrygent, przyglądając się Sebastianowi.
            – Ludzie powiadają, że to zależy od tego, czy teraźniejsza żona lub kochanka dyrygenta jest śpiewaczką, czy gra w orkiestrze- odpowiedział demon i uważnie przypatrzył się twarzy dyrygenta. Ten natychmiast odwrócił wzrok i skwitował to zwyczajną złośliwością.
            – Jest pan kawalerem? -spytał zaskoczony lokaj.
            – Jeśli już tak usilnie chce pan to wiedzieć, panie Michaelis, to zmarła Maria Offenbach była moją żoną- człowiek podniósł dłoń do oczu i otarł łzy. Uwadze kamerdynera nie umknęło to, że ich nie było.
            – Och, nie miałem pojęcia. Bardzo mi przykro.
            – To nic takiego. Nazywam się Wilson Dudley, a ona pozostała przy swoim panieńskim nazwisku, aby być rozpoznawaną w świecie muzycznym. Tak się zdarza- skwitował.
            – Oczywiście, proszę wybaczyć moją nieuprzejmość- łagodnym tonem powiedział demon, po czym położył skrzypce na siedzeniu i skierował się ku wyjściu.
            – Czy chciałby pan zapalić?- dotarło do niego pytanie Dudleya. Osobiście wydawał mu się podejrzany, poza tym, przeczucie również mu podpowiadało, aby nie spuszczać z niego oka. Demon po krótkim namyśle zgodził się i wyszedł razem z nim.
     Gdy mijali się w drzwiach, zauważył spore zacięcie na szyi i niedbale zawiązaną muszkę. Zastanowiło go to. Spytał dyrygenta, czy coś mu się stało, na co otrzymał w odpowiedzi lakoniczną historyjkę o tym, jak dzisiaj rano Maria upuściła w pokoju słój z pomadą, a jemu drgnęła ręka podczas golenia.
     Sebastian nie miał już wątpliwości. Ten człowiek kłamał. Chociaż jego wersja była spójna, to zdradzał się zachowaniem, na które ludzie nie zwracają uwagi. Przyśpieszone tętno, uciekanie wzrokiem. Na pewno miał związek z dzisiejszą śmiercią, jedyne, co pozostało do odgadnięcia to jego motyw.
     Nagle ręka kamerdynera opatrzona znakiem kontraktu zaczęła palić. Ciel go wzywa. Cóż, mógł bez zbędnych grzeczności już opuścić dyrygenta, posługując się byle wymówką. Gdy tylko udało mu się pozbyć natręta, wsłuchał się uważnie w cichy ton dobiegający ze skóry. Ich znaki się przyciągały, podobnie jak dwa magnesy, które dążą do siebie, tym silniej, im bliżej się siebie znajdują. Jego ciało doskonale wiedziało, gdzie miał się kierować. Siedem kroków na przód, skręt w lewo, potem jeszcze raz w lewo. Mijał przechodniów bezmyślnie, coraz bardziej oddalając się od tłumów. Wreszcie zobaczył panicza opierającego się plecami o ścianę i patrzącego na niego spode łba.
            – Co tak długo?- burknął niezadowolony.
            – Najmocniej proszę o wybaczenie- odpowiedział Sebastian i skłonił się przed paniczem- O co chodzi?
            – Mam nadzieję, że twoja opieszałość jest uzasadniona- skwitował chłodno Ciel.
     Sebastian wyszczerzył zęby w uśmiechu, prostując się. Spojrzał na nadąsaną twarz hrabiego i jego roztrzepane włosy. Od razu wyjął z kieszeni grzebień i poprawił fryzurę panicza.
            – Doprawdy, nie wypada, aby dziedzic rodu Phantomhive wychodził w trakcie gry. Takie zachowanie jest skrajnie niepoprawne. W dodatku mógłbyś zadbać o swój wygląd.
            – To należy do twoich obowiązków- zjeżył się Ciel- Poza tym, miałem dość wysłuchiwania komplementów pod twoim adresem. W końcu, chciałem posłuchać muzyki, a nie babskiej paplaniny!
            – O, czyżbyś był zazdrosny, paniczu?- zapytał złośliwie Sebastian.
            – Oczywiście, że nie. Znam cię najlepiej z nich wszystkich i dobrze wiem, że nie masz żadnych zalet. Reszta to tylko twoja ułuda, którą mamisz innych.
Sebastian roześmiał się i spojrzał paniczowi w oczy.
            – Zaraz skończy się przerwa. Czegoś się dowiedziałeś?
Ciel sięgnął do kieszeni i podał Sebastianowi wstążkę oraz bilecik.
            – To było w pokoju ofiary. Zginęła od rany zadanej w klatkę piersiową, wykrwawiła się. Przed śmiercią walczyła z napastnikiem. A to- wskazał wzrokiem na trzymane w dłoni kamerdynera przedmioty- ukryła. Kartkę w pudle rezonansowym skrzypiec, natomiast wstążkę zmełła w dłoni, w której trzymała smyczek. Tak jakby chciała pomóc w odnalezieniu sprawcy- podsumował Ciel.
            – Dyrygent jest mężem ofiary- powiedział szybko lokaj- ale to, co powiedział, jest kłamstwem. Mógł ją zabić, a teraz wiem, dlaczego.
            – Dla biletu?- upewnił się Ciel.
            – Tak. Zresztą, widzisz tą plamę krwi i rozcięcie na wstążce w tym miejscu? Gdy wychodziłem, zauważyłem identyczną ranę na szyi naszego dyrygenta.
            – Więc... Jesteś pewien, że to on?
            – Tak. Nie jestem tylko pewien, czy on był wówczas. Ale myślę, że to on zabił.
            – Czyli tak jak powiedział Undertaker... Morderca jest w środku.
            – To on tutaj jest?- zdziwił się szczerze Sebastian- nic dziwnego, że pachniałeś jego ciastkami.
            – Nieważne. Chodźmy- szarpnął lokaja za rękaw i odeszli mały kawałek, aby upewnić się, że nikt ich nie słyszy.
            –Sebastianie, to rozkaz: masz pilnować dyrygenta i znaleźć dowód jego winy. Po spektaklu wyjdziesz z nim za kulisy, do tamtego pokoju. Ja również upewnię się jeszcze co do jego winy, chociaż...
            – Chociaż?- podchwycił za słowo panicza.
Ciel wściekły spojrzał demonowi prosto w oczy.
            – Czy ty specjalnie postanowiłeś dzisiaj być wyjątkowo wrednym? Wydaje mi się, że słudzy nie odnoszą się tak do swoich panów.
            – Najmocniej przepraszam -odpowiedział uniżenie- moje zachowanie jest karygodne. Proszę mnie ukarać według własnego uznania.
            – Skończ ten cyrk i zajmij się swoją pracą- warknął hrabia.
            Yes, my lord.
             – O, i na tej części również nie będę obecny, także nie szukaj mnie wzrokiem po sali. Zajmuj się oczarowywaniem tych głupich kobiet. To ci wychodzi doskonale.
     Sebastian się uśmiechnął i przytulił zupełnie zdezorientowanego panicza, który nawet nie zdążył zaprotestować na głos. Pomimo, że się szarpał, demon nie rozluźnił uścisku. W końcu Ciel, zrezygnowany, odpuścił i głęboko westchnął.
            – Najbardziej mi zależy na tobie, Cielu i dobrze o tym wiesz- szepnął do ucha lokaj.
            – Dobrze, idź już - odepchnął go lekko hrabia i wzdrygnął się.
            – Tylko nie mdlej znowu, dobrze? - poprosił Sebastian.
            – Skąd...Co? Skąd o tym wiedziałeś?!
            – Tajemnica - uśmiechnął się lokaj.
         Ciel obrócił się na pięcie i pomaszerował do pokoju garderobiany. Jego przeczucie mu podpowiadało, ze będzie wiedziała sporo więcej o zmarłej, co pomoże mu uzupełnić brakujące ogniwa zbrodni. Jako Pies Jej Królewskiej Mości nie może sobie pozwolić na błąd, nawet jeżeli sprawa prezentuje się dość oczywiście. Szczególnie takie sprawy zwykle są o wiele bardziej złożone, niż się wydają na pierwszy rzut oka.

piątek, 25 września 2015

Edukacja muzyczna Ciela, część 5

Póki jest moc, to trzeba pisać ^^
Taki bonus, będzie dzień wcześniej niż powinno.
A tak z ciekawości zapytam: czy ktokolwiek odsłuchał chociaż początek opery, którą opisuje w tle?
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
-Hrabio? Och, Cielu, ocknij się wreszcie. Cielu. Cielu.
      Chłopiec poczuł, że ktoś go delikatnie bije w policzek i że opiera się o coś miękkiego i ciepłego. Zacisnął mocno powieki, jakby nie chciał nic widzieć. Przez twarz przebiegł mu grymas. To raczej nie Sebastian. Nie pachnie jak on. Ale, miał przez chwile takie wrażenie, jakby ten zapach również znał. 
-Nie udawaj, że śpisz. Chyba, że chcesz pracować jako model do moich trumien.
      Zupełnie tracąc wątek, otworzył oczy i ze zdumieniem zobaczył, że siedzi na portierni na kolanach u człowieka, którego w danym momencie spodziewałby się jako ostatniego.
-Witaj hrabio. Skoro już się obudziłeś, może chciałbyś ciasteczko?
-Undertaker?! - Ciel podskoczył jak oparzony, po czym stracił równowagę i uderzyłby się głową w kant stołu, gdyby mroczny żniwiarz w porę go nie schwycił - Co ty tu robisz? Puszczaj mnie!
-Żebyś rozbił głowę? Proszę bardzo.
-Co ty tu robisz? -spytał nie dowierzając własnym oczom.
-Zawsze w niedzielę pracuję tutaj jako woźny - odpowiedział grabarz, przeczesując włosy - To chyba nic nadzwyczajnego.
-Nie określiłbym tego tak- odparł Ciel, po czym dodał zniesmaczony - Kolejny nawiedzony meloman.
-Masz na myśli Sebastiana?
       Undertaker roześmiał się, siadając  na podłodze i wijąc się ze śmiechu. Po chwili zdał sobie sprawę, że zachowuje się zbyt głośno, więc zasłonił usta rękawem i podrygiwał jeszcze dobry moment, co chwile wybuchając śmiechem.
- Och, nie. Przecież wiesz, że jestem informatorem - krztusząc się , próbował wyjaśnić hrabiemu swoją obecność tutaj- a opera to doskonałe miejsce. Poza tym, od muzyki piękniejsza jest tylko cisza.
-Grobowa - rzucił z przekąsem Ciel.
-Och, ty chyba naprawdę jej nie znosisz. Lepiej powiedz, co sam robiłeś w pokoju Marii-  płynnie zmienił temat.
-Więc to ty mnie znalazłeś?- upewnił się hrabia.
-Sebastian nawet jakby chciał to nie mógłby. Przecież nie wyjdzie, dopóki nie będzie przerwa .
-Rozumiem - odpowiedział jakoś smutno, po czym zapanowała niezręczna cisza - Czy widziałeś tamto miejsce?
Undertaker spojrzał na niego spod grzywki badawczo.
-Przecież sam tam byłeś, hrabio.
-Pytam o twoje wrażenia.
-O moje wrażenia? - roześmiał się grabarz - Wszystko, co było istotne, masz w swojej kieszeni.
-Mam w mojej kie... Chwila, ty mnie obmacywałeś?! - Ciel był oburzony, a jego twarz przybrała kolor buraczkowy.
-A jak miałem się upewnić, dlaczego straciłeś przytomność leżąc na progu pomieszczenia, w którym dokonano morderstwa? - zakpił Undertaker - Byłeś blady jak ściana. Miałem ci urządzić pogrzeb gratis? Wybacz, nie przyłożę do tego ręki. Przez wzgląd na twojego ojca.
-Przepraszam - powiedział cichutko.
Żniwiarz westchnął, po czym wstał i przyniósł chłopcu puszkę z ciastkami.
-Masz. Nie jeden dorosły nie zniósłby spokojnie takiego widoku.
      Ciel podniósł znad pudełka oczy i utkwił spojrzenie w twarzy grabarza. Z łatwością odczytał na niej niepokój i niepewność. Jego ulubieniec czegoś się obawiał i męczył sam ze sobą. Prawdopodobnie to było źródłem jego słabości.
-Żałujesz? - rzucił w przestrzeń, jakby zupełnie bez związku.
-Nie- zaprzeczył od razu panicz- Tego nie żałuję. Żałuję tego, że nie umiem sobie poradzić z samym sobą.
-Zawsze masz zmartwienia zupełnie nieadekwatne do twojego wieku- westchnął grabarz i sam wyciągnął ciastko z puszki- Wiesz, że to najtrudniejsze zadanie?
-Najtrudniejsze? - powtórzył jak echo Ciel, trzymając w dłoniach puszkę z ciastkami.
-Tak. Najtrudniej jest wygrać walkę z samym sobą. Tutaj nic nie ukryjesz. Znasz wszystkie swoje słabości, a one ciebie. Mogą cię zaatakować bez różnicy na porę dnia czy nocy. Tylko one nie mają żadnych ograniczeń.
-Więc jestem skazany na porażkę?
-O, tego nie powiedziałem - ożywił się grabarz i wstał ze swego stołka - Ty masz silną wolę i cel. Myślisz, że coś może cię zatrzymać?
-Nie wiem.
-Więc musisz się dowiedzieć.
-W takim razie powiedz mi, co wiesz o zabójstwie- zapytał już trzeźwo Ciel.
-O, wiem, że ofiara umarła od ran kłutych w okolicy klatki piersiowej. Przedtem, broniła się, o czym świadczą rysa biegnąca przez skrzypce i pocięty smyczek. Ale to nie wszystko.
-No mów w końcu! - zdenerwował się Ciel.
-Morderca jest w środku.
       Ciel chciał coś powiedzieć, ale tylko wypuścił z siebie głośno powietrze. Dyrygent twierdził, że sprawca porzucił broń, co było prawdą, i że uciekł, nie zostawszy złapanym. Teraz grabarz twierdzi coś zupełnie przeciwnego, chociaż nie ma najmniejszego powodu, by kłamać.
-Skąd wiesz? - zapytał niepewnie.
-Po pierwsze, gdyby to był ktoś obcy, psy stróżujące zaczęłyby ujadać.
-Psy?
Grabarz wskazał głową cztery potężne buldogi za drzwiami, które smacznie sobie gryzły kość i kontynuował.
- Po drugie, byłem tutaj cały czas. I nie ja jeden.
-Wierzę ci.
-Na pewno? Z kolei ja nie dowierzam tobie.
-Dzięki, Undertakerze- powiedział Ciel i zwlekł się z taboretu.
-Dasz radę iść?
-Tak. Naprawdę mi pomogłeś- podziękował hrabia i spytał na odchodne- Wiesz, może, gdzie jest garderobiana Marii?
-Prosto, w prawo, pierwsze drzwi na lewo. Wysoka, chuda, w śliwkowej sukni- wyliczył jak maszyna grabarz i zniknął za filarem, przegryzając ciastka.
      Hrabia rozejrzał się. Naprawdę był wdzięczny niebiosom, że to Undertaker go tam znalazł. Gdyby to był ktoś inny, mógłby mieć spore kłopoty. Nie chciał być tak słabym, aby inni musieli się o niego zamartwiać. Pragnął w końcu być niezależnym od swoich słabości, które znowu odezwały się ze zdwojoną siłą.
      Podniósł rękę do czoła, sprawdzając temperaturę. Wydawała mu się w normie, chociaż trochę kręciło mu się w głowie. Zwalił to jednak na uderzenie głową o podłogę podczas upadku. Jeżeli chce dokonać zemsty, nie mogą go powstrzymywać takie drobiazgi.
       Idąc, wsadził rękę do kieszeni z biletem i wstążką. Jeszcze raz przeczytał napis. Nic. Żadnego nazwiska, niemniej jednak była to przepustka do świata podziemi. I wstążka. Pewnie podczas szamotaniny ofiara zdołała mu ją zerwać i później ukryć w dłoni, tak jakby chciała umyślnie ułatwić identyfikację sprawcy. Bilecik mógł należeć albo do niej, albo do kogoś innego. Jeżeli do niej, to po co by go chowała w tak niepewnym miejscu jak pudło rezonansowe instrumentu? Przecież przeszkadzałby w ćwiczeniach, szeleszcząc. A wyjmowanie go za każdym razem nie wchodziło w grę. Czyli chciała go pewnie przed kimś ukryć, prawdopodobnie tymczasowo.
     Tylko, dlaczego w ogóle została zabita? Przypadek? Raczej nie, inaczej sprawca nie próbowałby tak usilnie pozbawić jej życia, aby musiała się bronić. Kradzież? Może, tylko wówczas musiałby dużo o niej wiedzieć. Na przykład o wartościowych rzeczach znajdujących się w jej posiadaniu. Mogło mu zależeć tylko na jednym: bilecik, który obecnie jest w jego posiadaniu.
      Ciel zatrzymał się na moment. Kto był tutaj przed publicznością? Jedynie członkowie orkiestry, soliści i pracownicy. O ewentualnych pozostałych osobach każe się dowiedzieć Sebastianowi. Czyli może spokojnie założyć, że morderca ukrywa się wśród tych osób. Kto mógł mieć tak bliskie stosunki ze zmarłą, aby posunąć się do zabójstwa?
      Próbował sobie przypomnieć usilnie nazwiska głównych wykonawców. Rodzinę mógł raczej wykluczyć, nikt inny nie posługiwał się tym nazwiskiem. Kochanek? Jeśli tak, to kto? Czy mógł należeć do podziemia, czy też chciał się do niego usilnie dostać?
       Do jego uszu dotarły gromkie brawa i wzmożony hałas. Powoli korytarz wypełniał stukot obcasów. Rozgadane towarzystwo dostojnie wychodziło z sali, dyskutując ze sobą na tematy związane ze sztuką w mniejszym lub większym stopniu. Ciel nie miał wątpliwości. Zaczął się antrakt. Musi się pośpieszyć, inaczej wszystko przepadnie. Dotknął dłonią przepaski na oku i wyszeptał:
-Sebastianie, to rozkaz. Masz się tu zjawić najszybciej, jak to możliwe.
      Nie chcąc spotkać się z nikim znajomym nawet przez przypadek, wybrał mało uczęszczany korytarz i zniknął w półmroku. Tam zaczeka na swojego lokaja.

środa, 23 września 2015

Edukacja muzyczna Ciela, część 4

Wreszcie jestem i od razu zabieram się do pracy. Dzięki mojemu małemu urlopowi trochę się pozbierałam i wreszcie mam parę pomysłów na opowiadanka i nie tylko ^^
O życiu nie wspominając.
Cieszę się baaardzo z waszych komentarzy. Zawsze kończy się to tak, że lecę poczytać każdą wiadomość i na mojej twarzy widnieje banan.
Albo inny owoc.
Nieważne. Miłego czytania :D
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
     Rozedrgany, niepewny dźwięk skrzypiec snuł swoją melodię coraz odważniej. Delikatne arpeggio harfy, po czym znów powrót do głównej myśli instrumentów smyczkowych. Słychać rosnące napięcie, pierwszą kulminację podkreśloną bębnami i werblami oraz sekcją dętą. Znów zawieszenie, melodia prowadzona przez flety. Na szczęście, nie za długo. Skrzypce natychmiast odbierają te poczucie wyższości i rozpoczyna się muzyczny dialog.
    Ciel westchnął. Z daleka obserwował swojego kamerdynera, zupełnie zatopionego w muzycznym świecie. Nigdy nie przypuszczał, że jeszcze coś oprócz kotów może działać na niego tak silnie. Jego skupiony wyraz twarzy i półprzymknięte powieki z długimi rzęsami, które rzucały cień na policzki. Niedbale opadający kosmyk włosów dodawał mu artystycznego ducha. Dłonią w nieskazitelnie białej rękawiczce trzymał nadzwyczaj pewnie swój smyczek. Podczas gry zdawało się, że jedynie muska nim struny, a palcami drugiej ręki tańczy na gryfie instrumentu.
     Przez salę przebiegały szepty zachwytu nad nowym solistą, rozsiewanym głównie przez damy. Nie mogły się nadziwić jego niezwykłej urodzie, szlachetności rysów, pięknej postawie i artystycznym zamiłowaniom. Ciel z początku starał się ignorować te drażniące szmery, a skupić się na widowisku, tym bardziej, że soliści zaczynali wyśpiewywać swoje partie, a chciał chociaż początek dobrze zrozumieć. Jednak im bardziej się wyciszał, tym bardziej irytowały go nowe komplementy pod adresem Sebastiana.
-Kociarz. Idiota. Meloman.- burczał rozzłoszczony pod nosem.
-Och, nie uważasz, że jest piekielnie przystojny? - dotarł do jego uszu damski głos z sąsiedniej loży.
       Hrabia niechętnie odwrócił głowę w tamtym kierunku i dojrzał dwie damy, wachlujące się i plotkujące w najlepsze.
-Hmmm...- mruknęła druga - Jest nawet piękniejszy od mojego narzeczonego - roześmiała się - gdybym mogła, to bym jeszcze w tej chwili zerwała oświadczyny i ... - tu jej głos zamienił się w niezrozumiałą mieszankę śmiechu, chichrania i krztuszenia się.
-Ale czy wiesz, jak się nazywa?
-Właśnie nie - odpowiedziała rozczarowana - wszędzie na afiszach widnieje Maria Ofenbach, a wątpię, by używał takiego pseudonimu.
-Jego tajemniczość jest jeszcze bardziej pociągająca - rozmarzyła się jedna z nich odrobinę za głośno, co doprowadziło młodego hrabiego do ostateczności.
-Panie wybaczą, ale trwa przedstawienie. Jeżeli chcą panie przeszkadzać innym słuchającym, to tam są drzwi - odezwał się rozgniewany hrabia.
-Och, jaki słodki chłopczyk! Nie wierzę! Tyle wspaniałych osób podczas dzisiejszego wieczoru!- roześmiała się dziewczyna, wcale nie przejmując swoim zachowaniem.
       Ciel w tym momencie wstał i zdecydowanie ruszył do wyjścia. Nie miał zamiaru przebywać tu ani chwili dłużej. Mózgi tych kobiet prawdopodobnie nie istniały, albo zatrzymały się w rozwoju zarodkowym. Tuż przy drzwiach, poczuł na sobie mrożące krew w żyłach spojrzenie Sebastiana. Odwrócił głowę i jego wzrok spotkał się z zimną czerwienią tęczówek demona. No tak. Jego zachowanie też jest nie na miejscu.
     Chcąc pograć na nerwach demonowi, wyszedł na zewnątrz i odczuł pewną satysfakcję wynikającą ze swego nieposłuszeństwa. Akustyka budynku była doskonała, toteż spokojnie mógł wysłuchiwać fragmentów na korytarzu. Dodatkowym atutem był brak szeptów. Hrabia wyciągnął się i ruszył przed siebie.
     Odszedłszy nieco od wejścia, zatrzymał się i zamyślił. Mógłby wykorzystać ten czas na małe śledztwo. Nikt by mu się nie kręcił pod nogami, a w czasie antraktu mógłby zobowiązać do czegoś Sebastiana. W dodatku, mógł na spokojnie przepytać woźnych i garderobianę. Przede wszystkim, należało obejrzeć miejsce zbrodni.
       Rozejrzawszy się dookoła, wybrał drogę i uważnie się rozglądał, chociaż jego myśli były zaprzątnięte sprawą zupełnie odległą od zabójstwa.
        Zdał sobie sprawę, że zupełnie nie rozumie tych zachwytów nad Sebastianem. Przecież był tylko zbyt wysokim, pyskatym demonem na jego usługach. Sadystą, który opanował kłamstwo do perfekcji. Jedyną rzeczą, którą by ewentualnie u niego cenił była jego rozległa wiedza, ale przecież nabył ją w ciągu swego długiego nudnego życia, więc nie było to chyba niczym nadzwyczajnym, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wiedział, że Sebastian ceni sobie jego smak duszy i osobowość, ale czy jest coś, co on, hrabia Phantomhive, mógłby cenić u demona?
        Z niesmakiem zatrzymał się przed drzwiami, które opatrzone były tabliczką: Maria Ofenbach. Klamka pod naciskiem poddała się i hrabia uchylił drzwi. Miał szczęście. Prawdopodobnie nikt oprócz mordercy tu jeszcze nie był, na czym bardzo mu zależało. Ciało młodej kobiety leżało bezwładnie w kałuży krwi na tapczanie. W zaciśniętej dłoni trzymała smyczek, a skrzypce leżały w drugiej ręce. Ciel podszedł bliżej i zobaczył leżący pod kozetką z perfumami i pomadą sztylet. Narzędzie zbrodni. Schylił się i podniósł nóż. Na ostrzu zdążyła już zaschnąć krew. Bogato zdobiona rękojeść z wygrafowanym imieniem i nazwiskiem zmarłej solistki. Żadnej wskazówki oprócz faktu, że zgon nastąpił najpóźniej godzinę temu.
         Podszedł do przyborów na toaletce i przestawił parę w nadziei, że być może znajdzie coś, czego będzie mógł się trzymać. Niestety i tutaj nie znalazł niczego satysfakcjonującego. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu. Zwłoki, posłanie, toaletka, suknia, i porzucony w kącie futerał.
         Zaraz, czy instrumentalista nie powinien dbać o swój instrument? Ciel podszedł do ciała i zbadał jego temperaturę. Tak jak przypuszczał, zgon wystąpił najpóźniej godzinę temu, czyli dyrygent mówił prawdę. Oczy ofiary wpatrywały się tępo w sufit. Ciel podążył wzrokiem w tamto miejsce, ale niczego na nim nie zauważył. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w górę, po czym dłonią zakrył wzrok zmarłej. W tym momencie dotarło do niego, że trzymany smyczek jest bardzo pocięty, a przez skrzypce ciągnie się długa rysa.
-Musiała się bronić przed napastnikiem - powiedział sam do siebie i zamarł w bezruchu.
        Trop. to, czego szukał i to w dwóch miejscach. Rozprostował sztywniejące palce zmarłej i wyswobodził skrzypce. Uważnie obejrzał instrument i zajrzał do środka przez esowate wycięcia po bokach. Nie spodziewał się tego, co znalazł. Potrząsał energicznie instrumentem, aż wypadł z niego mały bilecik wizytowy. Ciel ujął go ostrożnie i zakrył usta by nie krzyczeć. Bilet wstępu do towarzystwa, które zgotowało mu ten los. Bez nazwiska, ale mógł należeć do kogoś z kręgu znajomych ofiary bądź jej samej. Gorączkowo szukał czegoś jeszcze, jakiegoś śladu. W drugiej ręce, która trzymała smyczek, ofiara zmięłła w pięści wstążkę, jaką noszą mężczyźni zamiast krawatów. Czyżby napastnik? I kto należał do tego towarzystwa?
     Ciel chwiejąc się na nogach odszedł pod ścianę i osunął się po niej. Sebastian co prawda uprzedził go, ale jego nerwy nie był na to w dalszym ciągu gotowe. Był mu wdzięczny, za to co zrobił. Gdyby nie to, pewnie teraz zaczął by krzyczeć i straciłby nad sobą kontrolę. Teraz, chociaż ciało odmawia mu posłuszeństwa, nadal może trzymać umysł w ryzach.
"-Uspokój się. Zobacz, czy nie ma jeszcze jakieś wskazówki - powtarzał sobie w myślach.
-Widzisz, jaki jesteś słaby? - zakpiło jego drugie ja- nawet nie możesz ustać na nogach, a cóż dopiero swobodnie myśleć.
-Zamknij się! - Ciel wziął kilka głębokich oddechów - Odejdź.
-Siebie samego nigdy nie wypędzisz. I jak zamierzasz się zemścić, słaby chłopczyku?
-Udowodnię ci."
     Drżącymi rękoma schwycił się ściany, ciężko dysząc. Podniósł się nieznacznie, po czym nieludzkim wysiłkiem udało mu się stanąć, chociaż czuł się słabo. Jednak nie zamierzał przegrać z sobą. samym. Spojrzał na wstążkę i bilecik nerwowo trzymany w zaciśniętej pięści, po czym wsadził je odruchowo do kieszeni. Nie mógł się doczekać antraktu, ale przedtem musiał jeszcze wykonać wiele innych rzeczy. Potrzebował Sebastiana, chociaż w duchu skarcił się za tą słabość. Powoli, wciąż trzymając się ściany, wyszedł z pokoju na korytarz i upadł, gdy tylko przekroczył próg.


sobota, 12 września 2015

Edukacja muzyczna Ciela, część 3

Nareszcie akcja ruszy do przodu ^^
Z góry przepraszam za brak notek w przyszłym tygodniu. Wiąże się to z moim wyjazdem i brakiem dostępu do internetu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
P.S. Po obejrzeniu yutubolizy zaczynam się poważnie obawiać o swoją twórczość...
A tu link do opisywanej opery
https://www.youtube.com/watch?v=6KbUzc617ps
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

       Dzień upłynął podobnie do tysięcy innych, które Ciel spędzał razem ze swoim kamerdynerem w posiadłości. Nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Ta sama praca, te same godziny posiłków. Hrabia zaczynał się zastanawiać, czy nie wpadł aby w monotonię, którą wypadałoby jakoś urozmaicić. Dlatego z nieukrywaną niecierpliwością oczekiwał wieczoru, kiedy wreszcie wybiorą się do Royal Opera House.
      W powozie nie odzywał się ani słowem. Podparł ręką brodę i tępo wpatrywał się w szybę. Gdyby go w tym momencie spytać, co właśnie mijają lub co widział przez okno, prawdopodobnie nie byłby w stanie odpowiedzieć. W głębi duszy, przejmował się tym, co mu wczoraj powiedział Sebastian.
      Jak w ogóle będzie wyglądało to spotkanie z jednym z oprawców? Czy go rozpozna? Co się ma właściwie wydarzyć? Tylko co do kary nie miał żadnej wątpliwości. Wszystkim swoim ciemiężycielom obiecał śmierć i upokorzenie, ten sam los, który zgotowali jemu. Taki był warunek kontraktu. Mimowolnie podniósł prawą dłoń i dotknął opuszkami palców swoją przepaskę na oku.
     Sebastian natychmiast wyczulił swoją uwagę. Panicz szykuje jakiś nowy rozkaz? Czy może to być bardziej prozaiczna sprawa jak ból oczu?
-Paniczu? - spytał po chwili.
     Ciel przeniósł nieprzytomny wzrok na krwistoczerwone oczy lokaja. Dzięki ich intensywnej kolorystyce łatwiej mu było utrzymać spojrzenie w konkretnym punkcie i pozbierać myśli.
-Słucham - odpowiedział, coraz bardziej powracając w bieg spraw bieżących.
-Coś się stało? - zaniepokoił się poważnie kamerdyner.
-Nie, nie - gwałtownie zaprzeczył Ciel, nawet bardziej niż powinien - To nic takiego. Jestem po prostu... zmęczony.
      Doskonale zdawał sobie sprawy z banalności wymówki, ale nie chciał drążyć tematu. Czuł, że to nie pora i nie miejsce na takie rozmowy. Skarcił siebie w myślach.
     " -Zachowujesz się jak ostatni mazgaj. Czyż nie po to zawarłeś pakt z demonem? Weź się w końcu w garść i przestań zachowywać jak rozwydrzone, rozpieszczone dziecko. Inaczej nigdy nie będziesz w stanie wypełnić swojej zemsty, jeżeli przy każdej sprawie będziesz miał takie rozterki - wewnętrzny głos twardo postawił na swoim.
-Czy to znaczy, że mam w ogóle nie myśleć? Nie zastanawiać się nad swoim postępowaniem? - zapytał sam siebie.
-Każde wahanie może decydować o twoim życiu lub śmierci. Nie możesz sobie na to pozwolić! Nie pamiętasz, jak skończyła Madame Red?
-Ja już wybrałem swój koniec. W chwili, gdy zawarłem z nim pakt. Wiem, co mnie czeka.
-Więc dlaczego się wahasz?
-Może jeszcze nie straciłem resztki swojego człowieczeństwa. A może po prostu nigdy się do tego nie nadawałem.
-Do czego? Do zemsty? - prychnął wewnętrzny głos - Naprawdę, sam sobie szkodzisz.
-Wiem. Ale... nie potrafię inaczej.
-Nie - roześmiał się głos - ty nie chcesz."
      Kiedy dojechali do głównego budynku, Ciel wysiadł i popatrzył przez chwilę na budynek. Przeniósł wzrok na potężne kolumny bogato zdobione u góry, które podtrzymywały trójkątne sklepienie budynku. Stały dumne, niezachwiane i mocne, dokładnie tak, jak sam powinien się czuć. Dlaczego więc tracił wiarę? Miał za sobą swoją najpotężniejszą broń: demona w ludzkiej skórze. Któż mógł mu się oprzeć?  
      Kiedy zbliżał się do wejścia, jego wzrok zatrzymał się na herbie Anglii. Lew i jednorożec, dość niezwykła para zwierząt, jeśli się nad tym zastanowić, które stały na zadnich łapach, trzymając tarczę dzieloną na cztery segmenty.
-Dieu et mon droit - przeczytał na głos Ciel, głośno wypuszczając powietrze.
     Właśnie. Zawołanie, które pojawiało się na większości herbów szlacheckich domów w Anglii. Dewiza herbowa monarchii brytyjskiej. Bóg i moje prawo. On stracił swoją wiarę, ale ustanawia prawo. On powierzył swoją przyszłość w ręce demona, i dokona zemsty na tych, którzy zniszczyli mu życie. To on jest głową rodu Phantomhive! Zagubiona pewność siebie wróciła, z dwukrotnie większą siłą, wypierając z jego serca wszelkie wahanie.
-Sebastian, idziemy - rzucił do lokaja i stanowczo ruszył do wejścia.
     Sebastian zarezerwował prawdopodobnie najlepszą lożę, a przynajmniej takie wrażenie odniósł hrabia, gdy znaleźli się na miejscu. Centralnie pod nimi, znajdowała się scena, z potężnymi bordowymi zasłonami i wygrawerowanym złotymi nićmi herbem królewskim. Trochę poniżej poziomu sceny, w kanale, orkiestra stroiła swoje instrumenty, które wypełniały pomieszczenie niekończącymi się pochodami kwintowo-kwartowymi. Damy w sąsiednich lożach we wspaniałych kreacjach wachlowały się i plotkowały z sąsiadkami, dzieląc się najświeższymi nowinkami ze świata mody, bądź sprawami uczuciowymi.
     Ciel odwrócił głowę z niesmakiem. Jak można być tak płytkim? Chyba nigdy nie zrozumie kobiet, a w szczególności swojej narzeczonej, która wypatrzywszy go z loży na piętrze niżej, machała do niego jak oszalała.
      Sebastian nagle trącił go w ramię.
-Paniczu, spójrz na instrumentalistów. Coś się stało.
Istotnie, osoby skupiły się wokół dyrygenta i nie wyglądało to bynajmniej na zwykłe wydawanie ostatnich wskazówek dotyczących gry.
-Idziemy - zdecydował natychmiast Ciel.
      Mijając bardziej i mniej znane osoby, hrabia grzecznie skłaniał głowę w geście przywitania, zamieniając z nimi słowo lub dwa. Kiedy nareszcie dotarł do kanału, dotarło do niego, że dyrygent jest roztrzęsiony.
-Może trzeba wezwać policję?- zaproponował mężczyzna znad kontrabasu.
-Oczywiście! Ale trzeba będzie również odwołać występ! Kogo ja znajdę teraz w obsadę pierwszych skrzypiec? -lamentował dyrygent, dygocząc i prawie płacząc z nerwów.
     Ciel odchrząknął.
-Jestem Ciel Phantomhive, Pies Jej Królewskiej Mości. Czy możecie mi powiedzieć, co się stało?
     Dyrygent odwrócił się do chłopca i opowiedział mu o odkrytym zaledwie przed dziesięcioma minutami morderstwie pierwszych skrzypiec, a dokładnie Marii Ofenbach. Została brutalnie zasztyletowana w swojej garderobie, sprawca uciekł, porzucając narzędzie zbrodni. Wszyscy są roztrzęsieni i trudno o zastępstwo.
-Proszę pokazać mi partyturę - zwrócił się uprzejmie Sebastian do dyrygenta, prezentując mu jeden z najwspanialszych uśmiechów.
     Mężczyzna bez słowa spełnił prośbę demona. Lokaj przewertował utwór, zatrzymując się na chwilę w paru miejscach.
-Jeżeli nie ma pan nic przeciwko, mógłbym zastąpić tragicznie zmarłą. Sprawcy mogło zależeć, aby koncert się nie odbył. najtrudniejsza partia znajduje się tutaj, ale nie powinno to stanowić problemu. Naturalnie, jeszcze kadencja wirtuozowska. Pan pozwoli, że zademonstruję.
     Sebastian podszedł do ogłupiałego mężczyzny i wyjąwszy z jego rąk nastrojone skrzypce, zaczął bezbłędnie realizować swoją partię, wzbogacając nawet jeszcze bardziej zapis kadencji o trudne do wykonania ozdobniki i obiegniki. Jego gra hipnotyzowała, była tak pełna wyrazu i doskonałości. Wszyscy, którzy byli obok umilkli, aby wysłuchać tak niespotykanie pięknego brzmienia.
     Gdy skończył, dyrygent podszedł do niego drżąc.
-Pan...pan...pan jest genialny! Jeżeli by pan mógł, naprawdę, uratowałby pan nie tylko nas! Och, pan wybaczy, że nie zapytałem przedtem o pana godność.
-Jestem kamerdynerem rodu Phantomhive - uśmiechnął się lokaj - Sebastian Michaelis.
-Lordzie Phantomhive, ma pan u siebie prawdziwy skarb!- wykrzyknął dyrygent -Ile bym dał, by człowiek taki jak pan, zasilił nasze szeregi muzyków!
-Ależ, jestem tylko piekielnie dobrym lokajem.
-I piekielnie dobrze pan gra, panie Michaelis - kontynuował dyrygent - Piekielnie to idealne określenie.
-Przejmuję tę sprawę w imieniu Jej Królewskiej Mości - oświadczył hrabia - proszę też, aby ktoś powiadomił o tym Scotland Yard. Nie życzę sobie, aby kręcili mi się pod nogami.
-Oczywiście - zapewnił dyrygent.
-Paniczu - odezwał się Sebastian - Proszę wrócić na miejsce. Właśnie odezwał się pierwszy dzwon - uśmiechnął się przebiegle i zajął czołowe miejsce w orkiestrze.
     Hrabia prychnął, po czym odwrócił się i zginął w tłumie. Skoro jego kamerdyner ma grać, to czuje się zmuszony do wysłuchania całości. Powrócił do swojej loży i zajął wygodną pozycję. Po chwili zgasło światło, kurtyny podniosły się, a pomieszczenie wypełniły delikatne dźwięki uwertury.

      

wtorek, 8 września 2015

Edukacja muzyczna Ciela, część 2

Nawet nie podejrzewałam, że będę mieć taką zagwozdkę w moim ulubionym temacie, jakim jest muzyka <3 Nie mam pojęcia, jak rozwinąć akcję.
I jak tu dobrze wybrnąć z sytuacji?
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

     Po południu Ciel postanowił wyjść z domu. Miał dosyć wszystkiego na dzisiaj, nie czuł się na siłach, aby przejrzeć masę zaproszeń towarzyskich, które leżały w zamkniętych kopertach na jego biurku w gabinecie. Oszukiwał się, że wieczorem sumiennie wszystkie przeczyta i zdecyduje, na które pójdzie a które zostawi na inny raz.
     Przechodząc obok żywopłotu bezmyślnie wymachiwał dłonią, aż zaczepił palcami o kolce. Skrzywił się i spojrzał na zadrapania na dłoni z zadowoleniem.Dzięki temu poświęceniu nie będzie musiał uczestniczyć w zajęciach, dopóki rany mu się nie zagoją. Dzisiaj rano zdarł skórę z palców podczas ćwiczenia etiudy, którą zlecił mu Sebastian. Demon z westchnieniem przerwał zajęcia i stwierdził, że jednak jest strasznie niezdarny, skoro zdołał jeszcze wybrudzić pół klawiatury krwią. Oczywiście, nie omieszkał jej spróbować swoim dziwacznym zwyczajem. Kiedy już się delektował smakiem, sprawiał wrażenie smakosza degustującego najnowszy wypiek bądź trunek. Swoim językiem dokładnie oblizywał długie palce, mrucząc z zadowolenia. Ciel szczerze nie znosił wówczas przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, po czym decydował się na subtelną ucieczkę.
     Podwieczorek spędził w przytulnej bibliotece otoczony starymi tomami, do których lubił wracać. Ciepłe kakao z keksem suto doprawionym bakaliami i orzechami to było wszystko, czego chciał. Uwielbiał zapach starych książek, mądrość autorów, którzy podjęli trud przekazania jej potomnym, niemal sakralną atmosferę tego pomieszczenia. Cała służba dobrze wiedziała, że gdy Ciel zagłębi się w czeluściach swojego księgozbioru, to przepadnie na długie godziny. Oczywiście, wiązało się to z nieprzeszkadzaniem mu. Jedynym, który mógł się wówczas pojawić w bibliotece oprócz niego samego był Sebastian.
    Przed snem, kiedy lokaj przyniósł mu wieczorny Earl Grey, hrabia postanowił poruszyć temat tej opery. Miał pewne przeczucie, że upór demona nie był taki bezzasadny, a nauka to tylko idealna przykrywka.
-Sebastian?
-Hmm? - mruknął demon, zerkając w stronę panicza.
-Co takiego ma się wydarzyć podczas jutrzejszej premiery? - wypalił bez zastanowienia Ciel.
-A coś ma się wydarzyć, paniczu? -lokaj wyraźnie rozbawiony, postanowił grać głupiego.
-Sebastian, oczekuję od ciebie odpowiedzi na zadane pytanie.
-Och - prychnął sługa - Wydarzy się wiele ciekawych rzeczy. Prawdopodobnie zobaczysz swoja narzeczoną z jej bratem, spotkasz innych wysoko postawionych przyjaciół, wysłuchasz muzyki...
-Miałem na myśli rzeczy istotne, związane z moją pracą.
-Zależy, co rozumiesz poprzez pojęcie "istotne" - kontynuował rozbawiony lokaj - Dla każdego oznacza to coś innego. Nawet dla naszej dwójki.
Ciel zgrzytnął zębami.
-Czy planowane jest wówczas jakieś morderstwo, przekręt, skok?
-Możliwe - rozmarzył się Sebastian - przecież to taka doskonała okazja. Tylu wysoko postawionych ludzi w jednym miejscu i w wyznaczonej godzinie. Cudowne zrządzenie losu, nie uważasz, paniczu? - zapytał uprzejmie.
-Czyli jednak... - zamyślił się hrabia i podciągnął kolana pod brodę.
     Lokaj przyjrzał się chłopcu i powoli podszedł do niego. Przez chwilę się wahał, czy ma mu to powiedzieć, jednak w końcu zdecydował, że jest to na tyle ważne, że stanowi to fragment ich kontraktu.
-Prawdopodobnie będzie tam jedna z osób, na których poprzysiągłeś zemstę.
     Ciel natychmiast odwrócił głowę w jego kierunku i zamienił się w słuch. Oczami popędzał go do dalszych wyjaśnień, których oczekiwał z niecierpliwością. Wszystko zaczynało się powoli układać.
-Oczywiście, nie stracisz duszy po tej premierze- roześmiał się demon - nie rób takiej przerażonej miny. Po prostu będziesz o krok bliżej do wypełnienia naszego przymierza.
Usiadł obok zziębniętego hrabiego i wziął go za rękę.
-Boisz się? - zapytał z ciekawości.
-Nie, tylko... spodziewałem się czegoś innego.
-Innego? - podchwycił za słowo demon.
-Miałem na myśli jakiś zgon w niewyjaśnionych okolicznościach, na który następnego dnia dostanę zlecenie od Jej Wysokości - cierpko uśmiechnął się hrabia i odwrócił głowę w bok. Nie chciał patrzeć w twarz swojemu lokajowi. Znowu czuł się bezradny i opuszczony. Niewarty jego poświęcenia, nawet za cenę duszy, która rzekomo była przepyszna. Mimowolnie zaczął drżeć.
     Sebastian wiedział, że panicz nie najlepiej przyjmie tą wiadomość, dlatego zwlekał z jej ogłoszeniem. Zresztą, on sam nie miał wglądu w przyszłość, mógł liczyć jedynie na swoje przeczucie, które nigdy go nie zawiodło. Dzięki swoim umiejętnościom, doświadczeniu i skrawku boskiego daru, był naprawdę niepokonany. A właśnie czuł, że powinni być na tej sztuce. Dlaczego? Mógł się domyślać.
-Nie bój się. Jestem twoją tarczą i mieczem. Wykonam każdy twój rozkaz, który mi wydasz. Rozgromię wszystkich twoich wrogów zgodnie z twoją wolą - szeptał do ucha hrabiemu.
-Wiem - uciął mu Ciel - Po to tu jesteś. To twoje zadanie.
-Jak zwykle jesteś skrajnie rzeczowy i bezczelny - roześmiał się demon - A ja już się o ciebie martwiłem.
-To demony jednak miewają uczucia? - zakpił Ciel - Miękniesz, Sebastianie.
-Nie byłbym godny miana kamerdynera rodu Phantomhive, gdybym nie wykazywał empatii i zrozumienia dla mojego pracodawcy - wyrecytował jedną ze swych ulubionych regułek.
     Ciel prychnął. Jeżeli celem Sebastiana było odciągnięcie jego myśli od jutrzejszego dnia, to idealnie mu to wychodziło.
-Jak zwykle kłamiesz - sprostował hrabia - ty się martwisz o stan emocjonalny twojego przyszłego obiadu, gdyż obawiasz się, że może to wpłynąć na jego smak.
-Ja się brzydzę kłamstwem i dobrze o tym wiesz - przerwał mu zniesmaczony kamerdyner.
-Więc czemu inne demony używają go z lubością? - panicz uparcie drążył temat.
-A czemu ludzie są tak różnorodni? - zirytował się sługa.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Bo to było pytanie retoryczne. Równie dobrze mógłbyś zapytać, dlaczego niektórzy są dobrzy, a niektórzy źli, dlaczego słońce widzimy za dnia, a księżyc nocą. - Sebastian starał się odpowiedzieć na tyle grzecznie o dobitnie, by panicz w końcu dał sobie spokój.
-Filozofujesz - burknął znudzony Ciel.
-"Nie wszys­cy możemy być fi­lozo­fami, bo któż by świ­nie pasał?"*- odparował cios Sebastian i zdmuchnął świece w pokoju.
-Zostań, dopóki nie zasnę. To rozkaz.
     Ciel odwrócił się od demona na bok i uparcie wpatrywał w okno, pomimo, że było ciemno i nic nie mógł zobaczyć. Nie chciał widzieć tego zadowolenia na jego twarzy. Złościł się na siebie, że nie znalazł szybko w myślach innej sentencji, którą mógł by pokonać demona w grze słownej.
     Tęczówki lokaja przybrały szkarłatny odcień, który rozświetlał nawet mrok sypialni.
-Yes, my lord - a jasność wypowiedzi wskazywała, że powiedział to z uśmiechem na ustach.
```````````````````````````````````````````````
* Stefan Żeromski
    

sobota, 5 września 2015

Edukacja muzyczna Ciela, część 1

A jakże by inaczej, to znów będzie opowiadanie. Na felieton skuszę się kiedy indziej.
Chciałabym też poinformować, że w końcu (!) nadaję jakieś ramy organizacyjne swojej twórczości. Wakacje dobiegły końca i wstawianie odcinków dzień po dniu, jest po pierwsze baaardzo trudne dla mojej wyobraźni, a po drugie - fizycznie niemożliwe.
Dlatego od dzisiaj będę się starać dodawać odcinki dwa razy w tygodniu: w czasie weekendu, najczęściej w sobotę oraz w środę bądź czwartek, w zależności jak mi się uda i ile czasu zdołam wygospodarować.
Mam nadzieję, że nie zniechęci was do systematycznego zaglądania tutaj, gdyż nie zamierzam rezygnować z przyjemności tworzenia i dzielenia się nim z innymi.
Zapraszam na kolejne opowiadanie- jak już kiedyś wspominałam, nigdy nie jestem pewna na początku, jaki koniec przewidziała moja wyobraźnia dla tej nowelki. Ona żyje, tworzy się razem ze mną. Może zależeć od waszych sugestii pozostawianych w komentarzach: naprawdę zachęcam do pozostawiania po sobie śladu obecności.
I uwaga: aby uniknąć nieporozumień, rok, w którym dzieje się poniższe opowiadanie to 1890.
Ach, i fuga Sebastiana: https://www.youtube.com/watch?v=LWRB0u9i4-c

````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
     Lato dobiegało ku końcowi i niskie wrześniowe słońce przedostało się do pokoju, gdy tylko Sebastian odciągnął zasłony na bok. Z ciężkiej materii wzbił się kurz, który zaczął wirować w pomieszczeniu. Kamerdynerowi przyszło na myśl, że warto jeszcze zdążyć przed jesienną słota wywietrzyć wszystkie ozdobne sztory z całej rezydencji z ogromu roztoczy które uwielbiały osiadać w niewidocznych fałdach materiału. Zimą będzie mógł polegać na swych zakazanych umiejętnościach, ale póki jest to możliwe, musi obejść się bez uciekania się w tak radykalne środki. Taki był jeden z rozkazów panicza.
     Wpadające słońce przybrało kształt symetrycznych równoległych promieni, zupełnie takich, z jakimi byli przedstawiani święci kościoła na obrazach uwieczniających ich ogromne poświecenie w imię sprawy. Pomijając ten fakt, Sebastian naprawdę lubił obserwować to zjawisko: efekt Tyndalla. Sprawiało to mistyczne wrażenie i było tak odległe od rzeczywistości jego świata, skąd pochodził.
     Wirujące roztocza niedługo kazały na siebie czekać i po chwili do jego uszy dobiegł lekki kaszel rozbudzonego panicza. Ciel powoli podniósł się i oparł plecami o ozdobne poduszki, przykrywając dłonią usta. Ostre słońce skutecznie przegoniło mu z powiek ostatni sen tej nocy. Zresztą, nawet już nie pamiętał, czego dotyczył. Najwyraźniej, nie było to nic ważnego.
-Dzień dobry, paniczu - przywitał się kamerdyner - masz jakieś specjalne życzenie na dzisiejsze śniadanie?
-Nie, chyba nie - zawahał się hrabia - Podaj mi herbatę.
     Sługa przyciągnął srebrny stolik na kółkach do łóżka i ustawił na pościeli przenośny, składany stoliczek. Po minucie stał na nim parujący napój, francuskie pieczywo, marmolada agrestowa i najnowsza gazeta. Ciel wziął filiżankę drobną dłonią i otworzył gazetę, wertując ją w poszukiwaniu ciekawych informacji dotyczących możliwych przyszłych zleceń.
-Nic ciekawego - westchnął, gdy po dziesięciu minutach gazeta wylądowała pod łóżkiem a sam zajął się podjadaniem dżemu.
-Doprawdy? - zdziwił się demon, kiedy podnosił prasę i kładł ją na dolnej półce wózka.
-Wyjątkowo spokojnie, to aż niebywałe. Tylko czekać, aż coś się wydarzy - mruknął niezadowolony, po czym wziął łyk herbaty.
-Chyba jednak panicz coś ominął - powiedział wesołym tonem Sebastian.
Hrabia spojrzał na sługę spode łba.
-W tą niedzielę w Royal Opera House będzie wystawiona po raz pierwszy Cavalleria rusticana autorstwa Pietro Mascagniego.
-Że co? - spytał niezbyt kulturalnie Ciel.
-Och, doprawdy, paniczu, twoja edukacja w zakresie sztuki pozostawia wiele do życzenia. Cavalleria rusticana, z włoskiego oznaczająca Rycerskość wieśniaczą, to opera, która otrzymała druga nagrodę w konkursie na jednoaktową sztukę, a jej pierwsze wystawienie miało miejsce w Rzymie 17 maja 1890 roku. Autorem libretta jest Giovani Targoni. Osoba twojego pochodzenia naprawdę powinna się interesować wydarzeniami kulturalnymi i brać w nich czynny udział. - niezmordowanie wygłaszał tyradę Sebastian.
-Mam rozumieć, że najbliższa niedziela została właśnie zarezerwowana? - spytał zrezygnowany chłopiec.
-Nie mam co do tego wątpliwości - odpowiedział z godnością demon.
-Rozumiem - westchnął Ciel i odstawił pustą filiżankę na stolik.
     Sebastian odstawił posiłek na bok i odszedł bocznymi drzwiami do garderoby, aby przygotować ubranie na dzisiejszy dzień. Wybrał wygodny granatowy strój, gdyż nie zapowiadały się żadne wizyty ani dodatkowe zajęcia. Gdy wrócił z naręczem, Ciel już siedział na skraju i skierował na niego swój wzrok.
     Jedno oko skrzywdzone kontraktem połyskiwało fioletem. Demon wiedział, że umieszczenie znaku gdziekolwiek nie wpływa na funkcje życiowe danego narządu, tak samo jak nie upośledzało zdolności widzenia obuocznej hrabiego, jednak zawsze czuł pewien rodzaj... żalu. Może trzeba było umieścić go gdzieś indziej, w miejscu mniej dostępnym?
     Ciel pozwalał się ubrać jak lalka i nie wykazywał ani odrobiny zainteresowania, co lokaj wyrabiał z jego ciałem. Kiedyś specjalnie wykręcił mu trochę rękę, chcąc się przekonać, jak zareaguje. Jednak panicz ani drgnął. Spojrzał na nim tylko później zniesmaczonym wzrokiem i zszedł do biblioteki, w której utknął na długie godziny.
-Jakie mam plany na dziś? - spytał hrabia, gdy kamerdyner wiązał mu kokardę z aksamitki pod szyją.
-Lekcję muzyki. Nie jestem zadowolony z poprzedniego nauczyciela, pana Esthowa, więc pozwoliłem sobie go wydalić ze stanowiska.
-Więc znalazłeś kogoś nowego? - spytał trochę ożywiony Ciel.
Demon ukazał swoje zęby w szerokim uśmiechu.
-Oczywiście, sam się zajmę twoją edukacją.
Puls chłopca znacznie przyśpieszył, co nie umknęło uwadze lokaja. Kiedy skończył garderobę szlachcica, wstał z klęczek i poprosił, aby stawił się o konkretnej porze w pokoju muzycznym.
     Ciel skorzystał z okazji i powędrował do biblioteki, zostawiając Sebastiana poprawiającego posłanie. Tylko tego brakowało! Dobrze znał drakońskie metody swego podwładnego. Nie to, żeby nie były skuteczne- tego zarzucić mu nie mógł. Ale widział już oczyma wyobraźni te godziny spędzone pod czujnym okiem demona. Chyba nie ma rady. Udawanie głupszego niż jest i tak nie wchodziło w rachubę.
     W wyznaczonym czasie uchylił drzwi pokoju muzycznego i z miną skazańca przestąpił próg. Jego oczom ukazał się Sebastian oparty łokciami o klapę wierzchnią czarnego jak jego włosy fortepianu i zawzięcie przeglądającego olbrzymie zbiory z nutami. Na krześle leżały nastrojone skrzypce, którym smyczek znajdował się w dłoni kamerdynera. Ciel niepewnie się zbliżył do lokaja i przez ramię spojrzał na tytuł zbioru.
-Das wohltemperierte klavier - odezwał się niespodziewanie kamerdyner - Ten obok to Kunst der fugue.-Chyba żartujesz - wyszeptał przerażony hrabia.
-Ależ skąd. Jestem zupełnie poważny. To najlepsza literatura pedagogiczna. Zawsze bardzo szanowałem Bacha, zarówno jako kompozytora, jak i człowieka. Naprawdę, to był wielki człowiek. Tyle, że miał w życiu pecha. Po śmierci jego twórczość też.
      Ciel wolał nie wnikać w szczegóły znajomości Sebastiana z tym człowiekiem, który zaraz zgotuje mu piekło na ziemi. Tymczasem kamerdyner pozostawił książkę otwartą na pewnej stronie i ruszył z nią do klawiszy. Elegancko usiadowił się na krześle, oparł nuty o pulpit i zakomunikował przerażonemu hrabiemu, że właśnie wybrał dla niego utwór.
-Zagram ci go - oświadczył i położył dłonie na klawiaturze, z których poprzednio zdjął rękawiczki. Białe dłonie demona z czarnymi paznokciami wtapiały się w czarno-białe klawisze, jakby od wieków stanowiły jeden wspólny komponent.
      Zaczął. Na początku jeden, dość krótki motyw wystąpił solo, jednak już chwilę później został podjęty przez kolejny głos, a ten który rozpoczął, prowadził już swoją, niezależna melodię, pełną ornamentów i ozdobników. Gdy wydawało się, że motyw zginął na dobre, odnajdował się w najniższym głosie lub dźwięczał w wysokim rejestrze. Wyrafinowane progresje, które łączyły poszczególne fragmenty, kontrapunkty pojawiające się i znikające razem z tematem, praca nad motywem, rozwijana harmonia, to wszystko zamykało się w jednej, ulubionej fudze demona.
      Gdy skończył, twarz Ciela była sino-zielona. Nie był ani tak zaawansowany, ani tak uzdolniony, jednak przekaz demona był oczywisty: oczekiwał, że doprowadzi swoja grę do TAKIEGO poziomu. Inni nauczyciele nie byli wymagający. Sentymentalne melodie z prostym akompaniamentem, to wszystko, czego mógł się spodziewać. A tutaj? W dodatku, była to ostatnia fuga ze zbioru. Sama ta świadomość działała na niego paraliżująco.
-Proszę, paniczu, usiądź tutaj i rozczytaj najwyższy głos. Potem, możemy zagrać razem - uśmiechnął się Sebastian i strząsnął niesforne włosy, które opadły mu na oczy podczas gry.
     Ciel usiadł i gdyby nie honor i duma, rozpłakałby się nad klawiaturą. W nutach było aż czarno od ich ilości. Przełknął ślinę i położył dłoń na klawiszach. Jego niepewność znalazła odbicie w jego grze - dźwięk był nierównomierny, poszczególne nuty wybijały się, niektóre wydłużały ponad oczekiwania kompozytora.
-Starczy - przerwał Sebastian - wróć do początku i tym razem zagraj ten fragment w rytmie zasugerowanym DELIKATNIE przez kompozytora.
     Hrabia ledwie panował nad sobą. Zgodnie z poleceniem zaczął od początku, ale jego wykonanie było mizernie lepsze, niezadowalające dla kogoś takiego jak Sebastian.
-Jeszcze raz to samo - rzucił demon przerywając w samym środku.
     Ciel wstał od instrumentu i chciał już zwymyślać demona, gdy wpadł mu lepszy pomysł. Trzasnął klapą na klawisze i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Demon odwrócił głowę i na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
-Myślisz, że jestem w stanie to zagrać?! Doskonale wiesz, że ni...- w tym momencie rozwścieczony hrabia uderzył niechcący dłonią w podporę trzymająca klapę górną, która z głośnym hukiem opadała wprost na wystawiona rękę panicza. Oczy demona zalśniły momentalnie i w mgnieniu oka był przy przerażonym chłopcu, który widział już swoją zmiażdżoną dłoń. Ujął wieko instrumentu, wyjął ciągle wystawioną rękę hrabiego i opuścił klapę.
-Paniczu, proszę cię, bądź ostrożny - wyszeptał i przytulił do siebie Ciela, który będąc w szoku, nie stawiał żadnych oporów - oczywiście, że nie zagrasz tego.
Ciel skierował na niego puste oczy, które powoli wypełniały się łzami.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz - szepnął mu na ucho demon i zaniósł go na rękach do łóżka - Na dzisiaj starczy.