Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

piątek, 27 maja 2016

Wspomnienia demonów, część 34



Więc niespodzianka numer jeden mojej radosnej twórczości za nami - poznaliście, jak ma na imię główna (bo nie oszukujmy  się) bohaterka. Tymczasem, po opinii wyrażonej w komentarzu, postanowiłam zmienić tło. Dajcie znać, czy jest czytelniej. Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć, ostatnie problemy wynikały z rozdzielczości obrazu.
Szukając i krążąc po odmętach Internetu, znalazłam obrazek, który po delikatnej przeróbce idealnie oddaje jedną z moich postaci, a mianowicię Collette - Andatejkę. Kto jest drugą osoba ukazaną częściowo to chyba wszyscy się domyślą. Uważam, że do tego odcinka pasuje, dlatego go załączam.
I taaak, bardzo chciałam opisać piosenkę. Wiem, wyszło dziwnie, ale weźcie uwagę, że powtarzalność czyni ją znośną. No i mamy średniowiecze, memento mori i pchełki.
Chcę się poskarżyć na bloggera T.T On mi rozbija wszystkie interlinie i wprowadza chaos, którego w Wordzie nie ma T.T
Miłego czytania :D
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~XXXIV~~

           
            – Będziesz musiała przełknąć to, co ci podam – uprzedził Raum, zbliżając się do porzuconej dziewczyny z pękiem roślin w garści. Bogini skinęła głową na znak, że rozumie, wpatrując się w intensywnie w prążkowany czerwono-biały płatek, który demon odrywał z każdego kwiatu, zostawiając tylko dwa białe. Odrzucone części najspokojniej w świecie spalił w dłoniach na oczach półprzytomnej Andatejki, nie robiąc sobie przy tym najmniejszej krzywdy, choć bogini na własne oczy widziała, jak żywioł tańczyła jego gładniej skórze. Po wszystkim wyrzucił prochy za siebie, jakby nic się nie stało. Nie miał innego wyjścia, a czuł, że powinien ją uratować. Nie był nawet pewien, co podszeptywało mu, że powinien, ale postanowił się do tego zastosować. Rozgryzł i bardzo dokładnie rozżuł twarde ścięgna płatków, aby uwolniły leczniczą substancję.  Następnie ostrożnie wsunął rękę pod jej kark, aby unieść dziewczynę do pozycji siedzącej, bo inaczej mogłaby się zadławić podczas tego, co planował zrobić. Głowa ozdobiona białymi jak mleko włosami bezwiednie oparła się na jego ramieniu. Upewniwszy się, że nie poleci mu na żadną stronę, zbliżył swoją twarz do jej ust i językiem przesunął rozdrobnioną zawartość w kierunku gardła. Bogini skrzywiła się, a na jej twarz wystąpiły rumieńce, gdy tylko poradziła sobie z pierwszą dawką. Wiedziała, że to konieczne, jednak nie mogła uporać się z pewnym zawstydzeniem. Co najlepsze, jej wybawca zdawał się tym wcale nie przejmować. Po drugiej dawce podanej w dokładnie ten sam sposób, wróciła jej bystrość umysłu, a zdolności percepcji znacznie się poprawiły. Zauważyła, że długie włosy demona, które uprzednio były związane w warkocz, teraz opadają swobodnie czarną kurtyną, a niektóre pasma przyjemnie łaskotają ją w policzki. Jego uważne spojrzenie czerwonych oczu badały każdą jej reakcję, z czym czuła się niepewnie, bo sama nie mogła porobić dokładnie tego samego. Po następnej dawce rana na udzie zniknęła bez śladu.
            – Dziękuję – wyszeptała odrobinę zażenowana, jednak pełna nieskrywanej wdzięczności.
            – Teraz jesteśmy kwita. Ty uratowałaś mi życie, a ja odwdzięczyłem ci się tym samym – wyjaśnił Sebastian – dasz radę sama siedzieć?
            Collette niepewnie skinęła głową. Wciąż była oszołomiona. Wyzwoliwszy się z objęć demona, ostrożnie oparła się plecami o suchy pień. Raum usiadł naprzeciwko niej, lustrując ją wzrokiem. Nie miał pewności, ale ciągle miał wrażenie, że gdzieś już ją kiedyś widział.
            – Komu mam być wdzięczna? – spytała niepewnie, wbijając wzrok w ziemię. Odruchowo przyciągnęła do siebie nogi i objęła je ramionami.
            – Nazywam się Raum. Jestem synem  Beliala, jednego z czterech władców piekieł. – przedstawił się demon, nawet nie zamierzając ukrywać swojego pochodzenia. Prędzej czy później wyszłoby to na jaw, a też nie było to nic, czego miałby się wstydzić. Odwrotnie: nie każdy może się pochwalić królewska krwią krążącą w żyłach.
            Na twarzy bogini malowały się skrajne emocje. Można było z niej czytać jak z otwartej księgi, co niezwykle bawiło Rauma. Poniekąd specjalnie zajął teraz miejsce naprzeciwko niej. Nie chciał stracić nic z jej wyrazistej ekspresji. Zwyczajnie nie potrafiła maskować swoich uczuć. Zmieszana, najwyraźniej naprawdę była bezinteresowna i nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
            – Twoje zwierzątko naprawdę się o ciebie martwiło – powiedział, żeby zmienić temat i ulżyć nieco dziewczynie. Nie chciał, aby jego wybawicielka czuła się niekomfortowo. Coraz bardziej go intrygowała. Tak skrajnie nie pasowała do tego co robiła.
            – To nie zwierzątko, to fragment mojej broni – wyjaśniła i wzięła ponownie do ręki broń, aby wyjaśnić zdumionemu demonowi, co miała na myśli.
            Zdecydowanym ruchem wbiła potężną iglicę wieńczącą dół rękojeści w ziemię, aby ustawić kosę w płaszczyźnie pionowej. Kot natychmiast wskoczył na sam jej czubek, siadając dokładnie na przedłużeniu rękojeści ponad ostrze. Jego skóra natychmiast przyoblekła się metalem, aż stał się po prostu kolejnym żelaznym zdobieniem, z wyjątkiem oczu, które pozostały złociste.
            – Nie patrz mu teraz w oczy. Inaczej obrócisz się w kamień – ostrzegła zafascynowanego Rauma, wyglądającego tak, jakby najchętniej wdrapał się za kotem na sam czubek broni.            
           
Musisz być chyba wyjątkiem wśród ponurych żniwiarzy, mam rację? – zapytał niezwykle trzeźwo w porównaniu z jego miną. Najwyraźniej kot nie był w stanie zmącić mu jasności umysłu.
            Domyślił się. W końcu, czego się ona spodziewała? Pomimo całej niezwykłości, poprawnie przyporządkował ją do właściwego miejsca, które od niedawna zajmowała w nowym dla siebie świecie i pomimo to, nadal siedział naprzeciw niej.
            Opuściła broń, pozwalając kotu na ponowne odłączenie się. Wówczas mógł obserwować to, co się dzieje wokół niego, a wszystkie dane odbierała dziewczyna. Brzmiało to dość makabrycznie, dlatego wolała nie dzielić się z nikim tą wiedzą.      
           
Tak.
            W końcu Raum przywołał właściwe wspomnienie. To była ta sama bogini, której obserwował, razem z matką,  narodziny. W dodatku, przypomniał sobie coś jeszcze. Miał szansę widzieć ją jeszcze raz, ale wówczas nie zwrócił na to uwagi.
 
            Przyjęcie na zamku w Exmes. On, znudzony do granic możliwości, zmuszony ignorować natrętne spojrzenia wzdychających do niego kobiet, gotowych wyskoczyć z własnych ubrań, byleby przyciągnąć jego wzrok na swoje nic nie znaczące ciała. Oparł się beznamiętnie o ścianę i ze sporą dozą satysfakcji przyglądał się, jak jego pan święcił triumfy. Tu, na sali zamku, przed wszystkimi, którzy się liczyli w królestwie, władca ogłosił, że nie chowa urazy do swojego brata, a ten ostatni przysiągł mu wierność. Sebastian był świadom, jak pełne obłudy było to przedstawienie, zwłaszcza, że jeszcze parę godzin temu wspólnie ustalili los obecnego monarchy. Jednak jego to nie dotyczyło. Miał tylko zapewnić swojemu panu sukcesję i do tego wytrwale dążył.
            Wtem przed oczami mignęły mu idealnie białe włosy. W pierwszej chwili sądził, że sobie coś uroił, odwracając głowę w stronę, w której spodziewał się jeszcze raz zobaczyć coś, co go zainteresowało. Dziewczyna, z włosami koloru mleka, zawiniętymi według panującej mody z boków w warkocze i pozostawione luzem z tyłu odwróciła się i obdarzyła go szczerym uśmiechem, by po chwili, słuchając swojego towarzysza, dołączyć do niego, szeleszcząc spódnicami i iść dalej. Pomimo, że przedstawiali się jako hrabiostwo x, nikt ich nie kojarzył, ale z racji zajmowanej pozycji, mogli liczyć na szacunek. Demon nawet nie zwrócił większej uwagi na towarzyszącego jej mężczyznę, zdecydowanie bardziej wolał przyjrzeć się drogiemu materiałowi koloru fuksji, z której wykonana była suknia młodej damy. Wtem, dziewczyna podbiegła do grajków, wesoło kiwając się na boki. Po chwili podchwyciła nutę i zaczęła radośnie śpiewać, klaszcząc w dłonie przy akompaniamencie piszczałek i lir. Rozochoconemu tłumowi spodobała się żywotność dziewczyny, więc zaczęli skandować, aby zaśpiewała coś jeszcze. Dziewczyna weszła na stół, aby wszyscy mogli ją widzieć, a w tym czasie jej towarzysz wmieszał się w tłum, co nie umknęło czujności demona. Jak również jego nienaturalnie zielone tęczówki. Już miał ruszać za nim, gdy w miejsce wbiły go słowa, jakie zaczęła śpiewać białowłosa.
Śmierć jest jak dziewczyna
Uśmiecha się do każdego.
Śmierć jest jak dziewczyna
Przynosisz jej kwiaty na grób.
Śmierć jest jak dziewczyna
Jej słodki pocałunek zapiera dech w piersiach.
Śmierć jest jak dziewczyna
Zaprasza cię w szalony taniec.
Śmierć jest dziewczyną, której nikt nie pokochał.

             
Odkrycie dogłębnie nim poruszyło. To nie był zwyczajny przypadek. Czy istnieje jakiś limit niespodzianek dziennie? Jeżeli tak, to na pewno już go dawno przekroczył. Jednak nie zamierzał mówić jej tego teraz, możliwe, że go nie pamięta, w końcu, nie on jeden wówczas był świadkiem miłego dla oka i ucha występu. Może innym razem.
Innym razem?
            Złapał się w myślach na tym, że chciałby ją jeszcze kiedyś spotkać, jakby trzy razy to było za mało.      
            –
Raum?
            Na swojej drodze spotkał niepewne spojrzenie malachitowych oczu, wpatrujących sie w niego jak w panaceum na całą niesprawiedliwość, jaka nawiedza ludzkość od zarania dziejów. Tym razem twarz Andatejki zdradzała jakąś ukrytą nadzieję. Czego mogła oczekiwać od niego? Czy mogła go pamiętać? Sądził, że już nic go dzisiaj nie będzie w stanie zaskoczyć. Nawet nie podejrzewał, jak bardzo się mylił.        
            –
Zostańmy przyjaciółmi.
            Na początku sądził, że się przesłyszał, albo że zbyt bujna wyobraźnia zwodzi go na manowce. Mrugnął parę razy, zanim zdołał poprosić o powtórzenie tego, co przed chwilą powiedziała.     
            –
Yyy... Miałam na myśli, że... Jeżeli nie masz nic przeciwko... Bo wiem, że może to być dziwne pytanie...
            Biedaczka zaczęła się jąkać ze zdenerwowania. Urywki myśli, które usiłowała przekazać, utwierdziły Rauma w przekonaniu, że jednak się nie przesłyszał. Collette nie wiedziała, gdzie oczy podziać. Zaczęła nerwowo skubać brzeg sukienki.          
            –
To znaczy... była bliska płaczu. W końcu wzięła kilka głębokich oddechów i omal nie wykrzyczała tego demonowi prosto w twarz Ja po prostu chciałabym mieć chociaż jednego przyjaciela w moim życiu!
            Jej marzenie, które nigdy się nie spełniło, ani gdy żyła jeszcze jako człowiek ani teraz. Inni bogowie nie chcieli mieć z nią do czynienia więcej, niż to było konieczne. Co innego z jej bratem, który bardzo szybko zyskał sympatię wszystkich współpracowników. I znów powód był ten sam. Była kobietą. Jedyną kobietą shinigami od niepamiętnych czasów.
            Kolejna rzecz, którą go kompletnie zaskoczyła. Zaproponować utrzymywanie znajomości demonowi, która nie jest podszyta nienawiścią. Na tyle, co zdążył się zorientować, pewnie też bez żadnych ukrytych motywów. Tak po prostu, jakby byli ludźmi. To było dla niego prawie nie do zaakceptowania.
            Zapadła niezręczna dla obu stron cisza. Sebastian zdawał sobie sprawę, że powinien odmówić. Jednak nie dał rady tego z siebie wykrztusić. Zwyczajnie nie miał ochoty porzucać znajomości, która w każdym momencie kompletnie rujnowała jego wizję o otaczającym świecie, wnosząc nadzieję i dobro. Postanowił uciec się do kłamstwa. Od jej odpowiedzi uzależnił swoją przyszłość. Było to bardzo ryzykowne, jednak niezmiernie ciekawiła go jej reakcja. To nie ma znaczenia, kogo ratuje? To tak jakby wszyscy byli wobec siebie równi i zasługiwali na te same elementarne prawa, co było po prostu śmieszne i naiwne.     
            –
Demony nie mają uczuć stwierdził chłodno, zerkając w jej oczy. Może powinien dodać, że chłodne i interesowne? Ale to raczej oczywiste.
Collette podniosła na niego wzrok. Zarumieniona twarz zdradzała ją na tyle, że nie miała już nic do ukrycia przed demonem.
            –
To nie prawda wyszeptała cichutko, odrzucając spadające kosmyki do tyłu.  
            –
Dlaczego tak sadzisz? spytał z ciekawości. Nie zawiódł się, ale nie zamierzał z nią na ten temat dyskutować. Doskonale wiedział, czym to się skończy: wmawianiem, że na pewno coś czuje i innych bzdurnych rzeczy wysnutych na podstawie ludzkiej pseudoobserwacji. Widziała tę kwestię inaczej. Tylko jak?     
            – Każdy coś czuje.
każde z wymienianych mówiła coraz ciszej, jakby w razie potrzeby mogła wyprzeć się swoich słów.
Rauma uśmiechnął się lekko, odnajdując potwierdzenie swoich przypuszczeń. Po prostu była niezwykła w tej swojej zwyczajności. I to było niesamowite. Drobne ciało, które skrywało wielkiego ducha i olbrzymie serce otwarte dla każdego.
            Dobrze. Zostańmy zdecydował Raum i wyciągnął do niej dłoń. Postanowił spróbować. Najwyżej, nic z tego nie wyjdzie, ale nie będzie miał poczucia, że zaprzepaścił szansę, którą postawił na jego drodze los.
            Collette nabiegły łzy do oczu. Słone krople zaczęły spływać po jej drobnej twarzy, zostawiając mokre ślady. Była tak szczęśliwa, że aż nie mogła w to uwierzyć. Jej maleńkie życzenie miało szansę się w końcu spełnić. Wiedziała, że z boku musiało to wyglądać idiotycznie, ale nie mogła się powstrzymać. Zaczęła trzeć pięściami oczy i zacierać ślady łez. Głupio jej było podać teraz dłoń do jej nowego znajomego, dlatego zaczęła nerwowo wycierać ją o sukienkę.
            Raum ani chwili nie żałował swojej decyzji. Zachowanie dziewczyny jedynie rozbawiło go do reszty, jak również było gwarancją, że nie będzie się nudził. W końcu wstał i przytulił rozhisteryzowaną przyjaciółkę. Gdy poczuła ciepło jego ciała, rozpłakała się na dobre, co Sebastian skwitował jedynie krótkim westchnięciem.       
            –
Skoro zamierzasz teraz płakać, to może nie trzeba było wysuwać takiej propozycji? kpił sobie w najlepsze pamiętaj, zawsze możemy to jeszcze anulować i puścić w niepamięć. Wrócisz do siebie i będziemy udawać, że się nie znamy.
            Collette wtuliła się w niego i energicznie zaprzeczyła głową. Nie ma mowy. Była szczęśliwa. W końcu wyglądało na to, że odnalazła to, czego szukała. Dopiero po pewnym czasie doszła do siebie na tyle, aby zauważyć, że demon wcale nie jest tak szkaradny, jak opisywały je ludzkie podania. Wyglądał pięknie. Przynajmniej dla niej. Odsunęła się nieznacznie, aby w pełni mu się przyjrzeć. Do tej pory nie miała okazji. Wytarła rękoma zapłakane oczy i chłonęła widok jak spragniony wodę na pustyni.
            Majestatyczne czarne skrzydła obejmowały prawie całą przestrzeń. Z otwartą buzią przeniosła wzrok na zakręcone rogi, które zdobiły jego głowę. Szkarłatne oczy z długimi, aksamitnymi rzęsami. Niedbale opadające włosy. Długie, czarne pazury. I ten delikatny, różany zapach.       
            –
Coś się stało? spytał nieco zbity z tropu. Po chwili dotarło do niego, że być może przeraża ją jego pełna forma, więc czym prędzej powrócił do swojej zwyczajnej, bardziej ludzkiej. Jakież było jego zaskoczenie, gdy na twarz Andatejki wkradło się rozczarowanie.
            –
Nic. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ukrywasz przed innymi tak piękną formę.
Ciągle jeszcze nie przywykł, że dziewczyna zaskakiwała go na każdym kroku. Wszystkie demony obawiały się ujrzenia go w pełni. Ci, którzy ją widzieli, opowiadali o niej z lękiem i obrzydzeniem. Tymczasem w jej oczach zasługiwała na miano pięknej i nie obawiała się o tym powiedzieć na głos.
            Raum nie miał zielonego pojęcia, co z nią jest nie tak, a był niemalże pewien, że pod sufitem najrówniej nie miała. Jakie podłe życie musiała mieć na ziemi, aby stworzyć tak niesamowity charakter? Może w ogóle nie miała gustu? Co takiego w nim utwierdziło ją w swoim przekonaniu? Co takiego widziały jej oczy, co było skryte przed innymi?          
            –
Dziękuję ci. Nikt inny wczesniej mi nic takiego nie powiedział odparł zaskoczony.
            Collette odwróciła głowę. Czuła się niezręcznie. Zawsze przez swoje nieprzemyślane uwagi wpakowywała się w dziwaczne sytuacje. Aby ukryć swoje zażenowanie, wstała i odeszła kawałek pod pretekstem mrowienia w nogach. Może faktycznie za długo tutaj siedziała? Straciła rachubę czasu.
            –
Jak się tutaj w ogóle znalazłaś? spytał z ciekawości demon, wracając na swoje stare miejsce.           
            –
Cóż, właściwie sama nie wiem odpowiedziała bezradnie rozglądając ręce pamiętam tylko tyle, że poszłam do biblioteki shinigamich. Szukałam miejsca, w którym mogłabym pobyć sama. Musiałam poćwiczyć zaklęcie, o którym opowiadał mi mój nauczycie. Przywołanie i ukrycie kosy. Powtarzałam je sobie w myślach, żeby mieć pewność, że je zapamiętam, a w bibliotece postanowiłam wypowiedzieć na głos i sprawdzić, czy zadziała. Wówczas pojawiło się takie jasne przejście. Byłam ciekawa, więc weszłam... – wyjaśniła dość szczegółowo dziewczyna, machając rękoma, jakby chciała narysować w powietrzu drogę, którą przebyła, zaklęcie oraz wszystko, czego nie mogła przekazać słowami.
            –
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła mruknął pod nosem jedno z ludowych mądrości. To lubił szczególnie, a w dodatku nad wyraz oddawał paradoks sytuacji i zgubiłaś się, zgadłem? dodał już wystarczająco głośno, tak aby go usłyszała.
            –
Dokładnie tak było zmartwiona spuściła głowę. Znowu zaczęła skubać materiał sukienki - Ja wiem, że to bardzo niepoważnie brzmi. W końcu, w tym długim korytarzu zauważyłam światło. Gdy wyszłam z tunelu, zobaczyłam ciebie i niewiele myśląc, ruszyłam na ratunek.

piątek, 20 maja 2016

Wspomnienia demonów, część 33

Nareszcie powróciłam i mogę zapewnić, że powracamy do regularności, czyli wpisu tygodniowo. Gorący okres za mną, równie emocjonujący przede mną, bo zdążyłam się już pożalić na sesję? Na pewno XD Ten, kto czytał uważnie i śledzi mnie od dłuższego czasu, wie, że tak jest.
Przy okazji wspomnę, że czekam z niecierpliwością na ocenę bloga. Zgłosiłam go już hen, hen hen jak dawno, a nareszcie został wyłowiony z wolnej kolejki. Przez to nałogowo zaglądam, czy może przypadkiem nie pojawiła się opinia, ale wygląda na to, że jeszcze sobie poczekam XD
Rozdział, który dziś oddam w wasze ręce, jest dla mnie wyjątkowy. Postał w oryginale ok. pół roku temu, bo w listopadzie 2015 roku. Przez ten cały czas historia praktycznie nie uległa żadnym zmianom, systematycznie dążąc wytyczoną przeze mnie ścieżką. Dlatego jestem dumna. Poprawiania było co nie miara, ale nie ukrywajmy: przez pół roku to i słoń nauczy się jeździć rowerkiem ;)  
Kończę już gadanie, i mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi wam tak długą przerwę. No i wesprzyjcie mnie w komentarzach, żebym wiedziała, że jeszcze tu ktoś zagląda!
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXXIII~~


            Ciel przypatrywał się migającym obrazom, widniejącymi na taśmach ukazujących sceny z życia jego kamerdynera. Początkowa fascynacja powoli została wyparta przez niezadowolenie, szczególnie, gdy fragment, który go interesował, zbyt szybko się urwał. Przeszłość, którą demon tak pieczołowicie skrywał i nigdy nie dzielił się nią z innymi, nawet mimochodem, zainteresowała go na tyle, że hrabia nawet nie zdążył się wcześniej zastanowić, dlaczego tak właściwie jest świadkiem nie jednej, jak wcześniej zakładał i na co wskazywałaby logika, ale kilku historii, które działy się równolegle przed jego oczami, a których – w wyniku zrządzenia losu – został świadkiem. Jednak, pomimo że oglądane wydarzenia były uzupełnione o wątki poboczne, młody szlachcic miał wrażenie, że o wiele lepiej rozumiał pobudki swojego podwładnego, a nawet był ciekawy, jak to się dalej potoczyło. Dlatego tak bardzo zirytował się, gdy to, co wydało mu się naprawdę pasjonujące, czyli pierwszy kontrahent Sebastiana, o którym do tej pory uczył się jedynie z kart podręczników do historii, przemknął jakoś zbyt szybko i niewyraźnie przed jego oczami, a filmowe nagranie życia zdawało się za chwilę pęknąć lub schować w niezasklepionej ranie. Niezadowolony chłopiec nie wiedział czy tak powinno być, czy nie. Idea cinematic records była mu zwyczajnie obca, zdawał sobie sprawę jedynie z tego, że zajmowali się nimi bogowie śmierci i leżało to w ich obowiązkach. Umysł podsunął mu jak na zawołanie słowa kamerdynera, który mówił o możliwej fragmentaryczności nagrań, więc w zasadzie nie powinno go to dziwić. Za to zupełnie odrębna rzecz wprawiała go w zdumienie. Dlaczego jego lokaj zachowywał się tak, jakby wiedział, co ma za chwilę nastąpić? Nie powinno to być dla niego szokiem, tak jak dla młodego hrabiego? Później przyszło mu na myśl, że może podczas służby u jego poprzedników wydarzyło się coś podobnego, a po cichu liczył na to, że będzie miał szczęście i przekona się o tym naocznie, w dalszej części pochłaniającego go seansu.
            Dominującym wrażeniem Ciela powstałym na podstawie oglądanych do tej pory wizji było to, że demon bardzo się zmienił. Całą swoją butność przetopił w cięty język, którego nieraz miał okazję doświadczać na samym sobie. Ta swoista gra pomiędzy nim, a wiernym sługą ciągnęła się miesiącami. Jednak nie mógł nie darować sobie pewnej dozy złośliwości. Gdy to wszystko dobiegnie już do końca, na pewno wykorzysta zdobyta wiedzę przeciwko niemu, a przynajmniej tak obiecywał sobie w duchu. Tymczasem taśmy znowu sprawiały wrażenie unormowanych, jednak przeskoczyły na zupełnie  inne wydarzenie, o którym był święcie przekonany, że Sebastian nie chciałby, aby kiedykolwiek wyszło poza kręgi zainteresowanych.


*

            Ostatnie, na co młody demon miał teraz ochotę, to spotkanie z poważaną osobą w piekle, do którego musiał tymczasowo powrócić. Znów ten stary zgred Barakiel nie powie niczego, czego by juz wcześniej nie znał. Szczerze mówiąc, nie miał nastroju go teraz widzieć, szczególnie, że zjawił się tutaj tylko ze względu na grę rankingową, w której miał wziąć udział. Informator miał mu donieść o obecnych układach sił w piekle i spodziewanym poziomie przeciwników, ale głupim byłby ten, kto sądzi, że książę nie dowiedział się o tym wcześniej na własną rękę. Sebastian spojrzał na swoją dłoń ozdobioną symbolem paktu faustowskiego, z dumą unosząc ją na wysokość wzroku. Sytuacja na Ziemi była na tyle stabilna, że mógł zawitać w rodzinne progi, a ponadto postarał się  u swego obecnego pana o powierzenie mu misji kurierskiej. Droga, którą miał pokonać w ludzkim świecie zajmowała mniej więcej tydzień, więc miał doskonałą wymówkę na ewentualny poślizg czasowy i załatwienie niewątpliwie ważniejszych spraw dotyczących jego samego.
            W pewnym momencie żmudnego oczekiwania, wpadł mu do głowy pomysł nie do odrzucenia. Uważnie nadsłuchiwał, czy nikt nie nadchodzi, po czym schwycił szponiastą dłonią kilka smakołyków przygotowanych specjalnie dla niego i czmychnął przez okno, opuszczając się bezgłośnie po ciemnych kamieniach i ani jednego nie zarysowując pazurem.
            Gdy tylko opuścił mury zamku, bez chwili zastanowienia ruszył przed siebie. Chciał się zatracić w bezmyślnym pędzie, poczuć się wolnym, bez żadnych ograniczeń. Nic go nie zatrzymywało. Kiedy zjednoczył się z wiatrem, wiedział już, że to było wszystko, czego potrzebował: uczucia zdjętych pęt, zerwania łańcuchów wiążących go z tym przeklętym miejscem i zajmowaną w nim pozycją. Niezależność dawała mu coś na kształt szczęścia, o ile ono w ogóle było osiągalne dla upadłych aniołów. Wówczas wzbijał się na swoich czarnych skrzydłach w przestworza i czerpał radość, albo nawet zwyczajnie biegł przed siebie, pozwalając, by mijane gałęzie szarpały go za ubrania i raniły skórę, na której zadrapania goiły się w mgnieniu oka.
            W końcu szalonego pędu odnalazł swoje ulubione miejsce, do którego zwykł uciekać przed całym światem, szczególnie w takie dni jak ten, kiedy miał wszystkiego dość i nie życzył sobie nikogo widzieć. Niewielka polana otoczona brunatną roślinnością pomagała odzyskać mu wewnętrzną równowagę i zebrać niezbędne siły, aby przeżyć w tym okrutnym świecie. Zimą pokrywała się białymi kwiatami z jednym prążkowanym płatkiem. Silisforie. Niezwykłe kwiaty. Znane w demonicznym świecie ze swoich uzdrawiających właściwości wydzielały silnie kojący zapach. Niektóre dzieci ciemności, niezależnie od wieku, nie tolerowały go, w przeciwieństwie do Rauma, który odnajdywał w ich obecności upragniony święty spokój.
            Sebastian rozejrzał się wokół i napawał krajobrazem, jakby nie chciał przeoczyć ani jednej rzeczy. Starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Zwyczajna, prozaiczna czynność, która nie tylko poprawiała nastrój, ale również miała praktyczne zastosowanie: w ten sposób demon doskonalił swoją wrodzoną spostrzegawczość. Błogie poczucie bezpieczeństwa spłynęło na niego niespostrzeżenie, a demon odzyskiwał  wewnętrzna równowagę, tarzając się na ziemi, świadomy, że nikt nie jest świadkiem  jego chwili słabości.
            W pewnym momencie, gdy już nasycił oczy pięknym widokiem, sięgnął ręką do kieszeni płaszcza. Naprawdę go lubił. Rękawy i kołnierz zostały obszyte  srebrzysto-czarnym futrem, którego pojedyncze włoski majestatycznie falowały przy każdym ruchu. Sierść stanowiła jedyny jaśniejszy akcent w garderobie księcia. Reszta ubioru utrzymana była konsekwentnie w głębokiej czerni.
            Na twarzy demona zagościł uśmiech. Tak jak przypuszczał, w kieszeni odnalazł jeszcze kilka smakowitych kuleczek, które w pośpiechu schwycił, gdy uciekał przed niechcianym spotkaniem. Ostrożnie wyciągnął zawartość na zewnątrz, a oczy rozbłysły mu na myśl o doskonałym smaku, który zaraz zagości w jego ustach. Miał niebywałą słabość do słodyczy, a w szczególności do afrodyzjaków.
            Delektując się doskonałą kompozycją składników, nawet nie zauważył, kiedy niebezpieczeństwo zawisło mu nad głową. Wyczuł jego obecność zdecydowanie za późno. Powoli się odwrócił i spojrzał w oczy zwierzęciu, które zdołało się zakraść niepostrzeżenie od tyłu.
            Pomimo powszechnego mniemania o nieograniczonej sile demonów, w ich świecie istniały byty zdolne wyrządzić im krzywdę. Na swoje nieszczęście Sebastian właśnie miał okazję stanąć na przeciwko jednego z nich. Zwierzę otwarło swoje dwie paszcze, obnażając igłowate uzębienie. Demon z niesmakiem skrzywił twarz, czując na sobie odór dobywający się z gęby czworonoga.
            – Co za smród – wyraził na głos swoja dezaprobatę.
            Sebastian zwrócił uwagę na jego pazury. Długie i wąskie, z cienkim, jaśniejszym pasmem środku. Nie może pozwolić, aby zostać przez niego zadrapanym. W przeciwnym razie dojdzie do silnego zatrucia, mogącego doprowadzić nawet do zgonu, jeśli w porę nie dostanie odtrutki.
            Potwór zaczął niespokojnie bić ogonem o ziemię, rozbijając wszystko wokół i dając jasny przekaz, że traktuje Rauma jako potencjalne niebezpieczeństwo do wyeliminowania. Demon gorączkowo myślał, co powinien zrobić, a w tym czasie grunt z wyrwaną roślinnością latał odrzucany na boki, obrazując zdenerwowanie bestii. Mógł stanąć z nim do walki, przybierając swoją pełną formę, ale szanse powodzenia nie były zbyt wielkie. Nie miał żadnego wsparcia, a nie zamierzał zostać rannym. Najbardziej rozsądną w tym momencie wydała mu się myśl o ucieczce. Zniechęcone zwierzę powinno odpuścić po jakimś czasie, w końcu dzieci ciemności były prawie że nieuchwytne.
            Wbrew oczekiwaniom Rauma tak się jednak nie stało. Drapieżnik nie zamierzał odpuścić. W końcu demon zrozumiał, dlaczego. Skarcił się w duchu, że zapomniał o tak istotnej informacji. Afrodyzjak. Istoty należące do jego gatunku miały bardzo wyczulony węch. Gdy wyczuwały w pobliżu ten specyficzny zapach, wpadały w obłęd. Dlatego często były wykorzystywane na zamku do wymierzania kary lub osobistych zatargów. Doprowadzone do szału zwierzę nie wahało się przed rozszarpaniem ofiary na strzępy, aby tylko osiągnąć upragniony cel.
            Podsumowując, jego obecne położenie było beznadziejne. Pluł sobie w brodę, że w porę nie zauważył zbliżającego niebezpieczeństwa. Tak dać się zaślepić uczuciem wolności! Teraz mógł liczyć jedynie na swoją siłę i prędkość. Błagał w duchu, aby zdążyć przed bestią do domu.
            Nagle zachwiał się i stracił równowagę. Dotkliwie się obijając, upadł na ziemię. Poczuł, że zwierzę swoim ogonem zdołało go schwycić i oplątało go za nogę. Obrzydliwie śliskie cielsko okręciło się wokół jego łydki i ciągnęło w niewiadomym kierunku. Przegrał, i to w możliwie najgłupszy sposób, jaki tylko istnieje. Poczucie beznadziejności było równie upokarzające co prawdopodobny sposób jego zgonu, który miał nastąpić  lada chwila.
            Wtem nad jego głową przemknął biały cień. Nie zdążył się nawet zdziwić, gdy poczuł, że ogon odpuszcza uścisk i osuwa się odcięty na ziemię. Ze zdumieniem wstał tak szybko jak tylko mógł i uskoczył w bok, aby zobaczyć, co mu przyszło z pomocą.
            Nigdy nie spodziewałby się tego, co zobaczył. W ogóle, graniczyło to z cudem. Przez chwilę zaczął wątpić w to, co mówiły mu jego oczy. Może zwariował i tkwi w jakimś koszmarnym wymiarze? Tak, jak wtedy, gdy odkrył swoją moc?
            Do potwora, nie zważając na obezwładniający smród, zbliżała się białowłosa dziewczyna uzbrojona w topór dorównujący jej wysokością, jeśli nawet nie większym. Jakaś nieduża kulka kręciła się jej pod nogami, a mógłby przysiąść, ze swojego czasu widział podobne na ziemi. Chwilę później przypomniał sobie, że nawet mu się podobały, robiły słodkie "miauuu" i miały niesamowicie miękkie futerko.
            Będąc świadkiem wydarzeń pędzących przed jego oczami przyznał w duchu, że nazwanie broni będącej w posiadaniu nieznajomej zwykłym toporem graniczyłoby z obelgą. Bo nawet nie był to topór, raczej kosa, ale bardzo nietypowa. Nigdy nie widział czegoś tak wyrafinowanego i dopracowanego w każdym calu. Starannie wykuty roślinny motyw ciernistego krzewu z różami przykuwał wzrok i demon z przyjemnością spędził jeszcze ułamki sekund, by nacieszyć oczy gustownym zdobieniem.
            Dziewczyna jednym susem dopadła do potwora. Ku jego zaskoczeniu zdołała zadać mu cios i natychmiast się wycofać. Sebastian spojrzał na nią z niemym uznaniem. Rzadko mógł podziwiać tak piękną walkę, a tym bardziej w tak niespodziewanej chwili. Po jakimś czasie zorientował się, że towarzyszące jej zwierzątko również atakuje w przemyślany sposób, a nie tylko jest przeszkodą lub piątym kołem u wozu jak początkowo sądził. Kiedy dziewczyna odskakiwała, on skupiał na sobie uwagę potwora, dopóki jego pani nie była w stanie wyprowadzić kolejnego, skutecznego ciosu.
            Sebastian ruszył z miejsca. Nie chciał się bezczynnie przyglądać, a znając poziom ich wspólnego – przynajmniej na chwilę obecną – przeciwnika, chciał pomóc i odwdzięczyć się za uratowanie życia. We dwójkę mają całkiem spore szanse na zwycięstwo. Gdy był blisko, dziewczyna ruszyła do ostatecznego ataku. Już miała zadać śmiertelny cios, gdy zwierzę niespodziewanie uderzyło ją pazurami, odrzucając na znaczną odległość. Sebastian nie zamierzał marnować jej poświęcenia. Momentalnie przybrał swoją pełną formę i wyrwał zwierzęciu serce, paląc je od razu w dłoni, aby nie mogło się odrodzić. Bez emocji, opanowanie, tak, jak prawdziwy profesjonalista w swoim fachu. Bo też i nie było już czym się martwić. Jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo, z walki wyjdzie obronną ręka, więc tylko mógł sobie pogratulować szczęścia. Truchło upadło i przechyliło się na bok pod własnym ciężarem, zarywając zębami ziemię.
             Demon niespokojnie rozejrzał się po okolicy. Po dziewczynie nie było śladu, a nie chciał jej tak zostawić. W końcu, uratowała mu życie, a widział, jak mocno oberwała od potwora.
            Krążył wokół pobojowiska tak długo, dopóki jej nie wypatrzył. Siła odrzutu wyrzuciła ją daleko poza obszar, na którym walczyli. Leżała na boku, ciągle trzymając w dłoni rękojeść kosy. Rozległe rozcięcie na sukience odkrywało odniesioną ranę. Bestia rozcięła pazurami jej nogę, a skóra wokół przybrała zielony odcień. Widać było, że oddychanie przychodzi jej z trudem. Sebastian w ogóle dziwił się, że jeszcze żyje. W końcu złożył wszystko i uzyskał czytelny obraz.
Shinigami.
Tylko ta opcja tłumaczyła to, co tu się stało, chociaż i ona odbiegała daleko od norm. Bogowie śmierci żywili głęboką urazę do demonów i vice versa. Jednak tylko oni używali broni do walki, a przynajmniej na tyle było wiadomym Sebastianowi. Spojrzał z powątpiewaniem na topór. Co prawda, o takim kalibrze nigdy nie słyszał, ale kto ich tam wie? O kobietach w zastępach Shinigami również nie słyszał, a przed sobą miał ewidentny dowód, że jednak istnieją.
            Cichutkie pomiaukiwanie ponownie sprowadziło go na ziemię. Czarna, puchata kuleczka ze złocistymi oczami przemknęła tuż obok jego ręki. Różowym, szorstkim językiem próbowało otworzyć zamykające się powieki jego pani. Kiedy to nie skutkowało, zaczęło wysysać nadmiar płynu, który zbierał się w odniesionej ranie.
            Raum uklęknął przy dziewczynie. Uderzył go jej dziecięcy wygląd, a które wrażenie dodatkowo potęgowała drobna budowa ciała. Ubrana w zwyczajną, żółtą sukienkę, długości do kolan i z krótkimi, opadającymi rękawami. Koronka przy dekolcie przybrudziła się od upadku, ale ważniejsze było to, że rytmiczne falowała, zdradzając, że dziewczyna oddycha. W zestawieniu z długimi, białymi włosami, wydawała się być zagubionym promyczkiem słońca w ich ciemnym świecie.
            Demon spróbował wybrać jej broń z dłoni, aby mieć pewność, że nie zostanie użyta przeciwko niemu. Bez problemu rozprostował przeraźliwie zimne palce dziewczyny i gdy już wyciągał dłoń w kierunku oręża, kot zaczął na niego groźnie fukać, strosząc futerko. Sebastiana rozbawiło to zachowanie, aż zaczął się trząść. Jakby to zwierzątko myślało, że może być dla niego realnym zagrożeniem. Spróbował odłożyć rękojeść na bok. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, nie mógł ruszyć ją z miejsca. Więc jakim cudem ta chuderlawa bogini śmierci władała nią z taką łatwością?           
            – Jedyny oręż, który nie może być użyty przeciwko mnie – wyszeptała do osłupiałego księcia ciemności, nieznacznie unosząc powieki, spod których spojrzały na niego najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. Nie wstrętnie zielone, jak u większości ponurych żniwiarzy, a o szlachetnym odcieniu malachitu, intensywnie zielone z domieszką szarości. W ogóle to, że w tak ciężkim stanie zachowywała przytomność po raz kolejny utwierdzało go w jej nietuzinkowości.
            – Czy wiesz, że pośpieszyłaś z pomocą demonowi? – spytał, zupełnie nie rozumiejąc jej pobudek. Oszukiwał się, że może nie była tego świadoma, jednak chciał, by znała prawdę, jeśli nie udałoby mu się jej uratować.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego ciepło.
            – To nie ma żadnego znaczenia – odpowiedziała z wysiłkiem, wprawiając Sebastiana w osłupienie, ciężkie niedowierzanie i szok.
            – Zaraz wrócę. Przeżyj do tego czasu – poprosił ranną. Jeśli chciał jej pomóc, nie miał czasu do stracenia, natychmiast potrzebował silnej odtrutki. Mógł pędzić do zamku po specjalistyczną miksturę w płynie, ale obawiał się, że nie zdąży. Wobec tego musiał zdać się na najsilniejszy lek, jaki był w jego zasięgu.
            Podczas biegu czuł, jak wiatr rozwiewa mu długie włosy. W końcu wstążka z końca jego warkocza ześlizgnęła się, upadając bezgłośnie gdzieś na trawę, a długie pasma uwolniły się spod narzuconego im rygoru i opadły swobodnie na ramiona. Gdyby ktoś mógł w tej chwili go obserwować,  przyznałby, że przypominał do złudzenia czarnego jeźdźca apokalipsy, zwiastującego bliskie nieszczęście.
            Zdyszany dopadł do polany rozglądając się na boki. Lecznicze kwiaty dopiero zaczynały okres kwitnięcia, więc musiał znaleźć taki, który był już w miarę rozwinięty, ale nie spodziewał się, że to będzie takie trudne. Ostatecznie, przykucnął przy pierwszych z brzegu i za sprawą swoich umiejętności zmusił roślinę, aby dojrzała szybciej niż powinna. Co prawda, w takim postępowaniu, odtrutki będzie znacznie mniej niż normalnie, ale nie mógł na to nic poradzić. Zerwał kilka najbardziej rozwiniętych i poleciał czym prędzej z powrotem.
            Jeszcze żyła. Gdy zobaczyła zbliżającego się do niej demona, obdarzyła go pomimo bólu serdecznym uśmiechem. Nie okłamał ją! Naprawdę powrócił.
            – Jak masz na imię? – spytał, dopadając do jej boku.
Dziewczyna skrzywiła się. Nigdy nikomu nie zdradzała swojego pełnego imienia. Nawet bogowie znali ją jedynie pod pseudonimem Andatejki. Jednak w obliczu śmierci chciała odejść jako ona, ta prawdziwa, która skryła się przed światem.
            – Collette de la Fonde – wyszeptała, odwracając wzrok.


niedziela, 1 maja 2016

Wspomnienia demonów, część 32



Dzisiejsza część była pisana na szybko, także jestem świadoma, że aż roi się w niej od błędów. I cóż, dobrej majówki, więcej nie ma po co się rozpisywać.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXXII~~

            Właściwie, nie wiedziała, dlaczego się obudziła, ani gdzie była. Gwałtownie otworzyła oczy jak ktoś, kto albo chce przestraszyć swoim zachowaniem albo gdy nagle coś uporczywie zajmuje umysł, nie dając możliwości odpłynięcia do krainy marzeń sennych. Jasne promienie poraziły wrażliwe spojówki, więc Andatejka od razu zmrużyła oczy i zanim była gotowa je używać, parę razy nimi zamrugała, żeby upewnić się, że już wszystko jest w porządku.
            – Jak się czujesz?
            Od razu poczuła szybsze bicie serca, gdy usłyszała głos swojego brata. Raptownie podciągnęła tułów do góry, ale mocne węzy szarpnęły ją i opadła z powrotem na łóżko. Przez chwilę zastanowiła się, o co chodzi. Spróbowała poruszyć ręką, potem druga, by przejść do nóg, ale żadną kończynę nie mogła swobodnie unieść. Dyskomfort zwiększał się w miarę jak odkrywała kolejne etapy swojego uziemienia.
            – Nie szarp się, jesteś przywiązana. – wyjaśnił spokojnie brat, pochylając się nad jej twarzą. – Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór. Spałaś prawie całą dobę. – przyznał, uśmiechając się do siostry.
            – Unduś – szepnęła dziewczyna i nagle poruszyła się niespokojnie, wbrew wcześniejszej prośbie brata. – Gdzie moja broń? Gdzie kotka?
            – Kotka? – powtórzył zdziwiony chłopiec – Nie było tam żadnej kotki, a twoja kosa leży przed mieszkaniem. Jednemu z bogów kazano jej pilnować. Ma minę, jakby wypił pół beczki octu, a przed nim było drugie tyle – zażartował – Nikomu nie udało się jej ruszyć z miejsca. Pamiętasz, co się wtedy wydarzyło?
            – Nie bardzo – przyznała zakłopotana dziewczyna. Znowu miała wrażenie, że jej pamięć została pocięta na kawałeczki i że brakuje jej przynajmniej kilku fragmentów. Może gdy się wystarczająco skupi, będzie w stanie sobie przypomnieć. Na razie jednak martwiła się o zwierzątko. A jeśli przepadło? Coś mu się stało i leży ranne? Przecież stanowi element jej kosy, nie może przejść nad tym tak zupełnie obojętnie! Zacisnęła usta i zaczęła prosić w myślach, żeby czarnowłosa piękność jakimś cudem usłyszała ją i przyszła tutaj.
            – Opowiedz mi wszystko, co pamiętasz – nalegał Undertaker, wyrywając siostrę z transu.
            Białowłosa pokiwała głową i zamknęła na moment oczy, biorąc jednocześnie głębszy wdech. W skrócie opowiedziała mu, o czym pamiętała, czyli jak poszła na zakupy i jak spadła z dachu, a także urywki z momentu, gdy odnalazła kotkę w przestrzeni otulonej szarą mgłą i jak bardzo była z tego powodu dumna.
            – A czy ty słyszałeś jakiś głos, gdy… no wiesz, umarliśmy? – zapytała, ale odpowiedź brata rozczarowała ją. Nic takiego nie czuł, po prostu obudził się na dnie wąwozu, a chwilę później w miejscu, w którym leżała pojawił się słup światła i wówczas wstała.
            – Pamiętam też, że już obudziłam się w tym pokoju i było pełno żab. Gdzie one się podziały? – dodała Andatejka, pragnąc zmienić temat. Nie czuła się jeszcze gotowa na rozmowę o swojej śmierci.
            – Rozumiem. Więc dla twojej informacji potem z niewyjaśnionych przyczyn rzuciłaś się na grupkę uczniów, przynajmniej taka jest oficjalna wersja. Twoją sprawą zajął się Lancaster.
            – Kto? – zapytała trochę zbita z tropu – A gdzie są żaby?
            – Mój opiekun – wyjaśnił cierpliwie brat – a ja aktualnie wagaruję. Ktoś niedługo powinien się zjawić, by cie przesłuchać. Jednak przywiązywanie cię do łóżka do głęboka przesada! – obruszył się, nagle uderzając pięścią w materac – A w ogóle, jesteś głodna?
            Andatejka nie zdążyła odpowiedzieć, bo uprzedziło ją burczenie w brzuchu. Uśmiechnęła się tylko zakłopotana i poprosiła, żeby coś jej przyniósł. Undertaker z chęcią zniknął w sąsiednim pokoju, by po kilku minutach wrócić z pachnącą jajecznicą na talerzu.
            – Smacznego – powiedział, nabierając kawałek dania na widelec i podsuwając siostrze pod nos. – Właśnie dlatego to jest głupie, że nie można nawet samodzielnie zjeść.
            –Unduś, przestań. Wcale nie jest tak źle.
            – Wszystkie żaby zabrano, kiedy cie tu z powrotem przyniesiono. – Kontynuował, dmuchając na widelec. – Leżałaś nieprzytomna na ulicy. Już miałaś atakować, kiedy zwyczajnie zasłabłaś. Wołałem do ciebie, żebyś przestała, kilka innych głosów też.  Przy okazji, masz piękną broń. Sam chciałbym kiedyś taką przywołać – rozmarzył, się, rozkojarzając do tego stopnia, że omal nie zrzucił kawałka jajecznicy prosto na pościel.
            Niedługo potem do mieszkania wszedł ten sam członek Zarządu w towarzystwie Heptlinga, który miał minę, jakby na niego również czekała beczka octu do wypicia. Andatejka nie wiedziała, że towarzyszył już jej sprawie, ale Undertaker z miejsca go rozpoznał i zmarszczył lekko brwi. Wstał od łóżka, w którym przebywała przywiązana dziewczyna i odniósł brudne naczynia do kuchni. Siostra spojrzała na niego zdumiona, zastanawiając się, o co może chodzić i dlaczego jej brat tak zareagował. Na pytania urzędnika odpowiadała zgodnie z prawdą. Wielu rzeczy zwyczajnie nie pamiętała, ale nie umknęło jej uwadze zdenerwowany wzrok Heptlinga i nieufne spojrzenie brata. Bez wątpienia któryś z nich musiał coś wiedzieć.
            Przedstawiciel Zarządu na mocy swoich uprawnień stwierdził, że Andatejka nie wykazuje żadnych cech obłąkania, więc można ją odwiązać i pozwolić na swobodne poruszanie się pod nadzorem Heptlinga, któremu z kolei wręczył długa listę do zbioru dusz.
            – Zdaję sobie sprawę, że to nienajlepszy moment, ale nie możesz zapominać o swoich głównych obowiązkach. Weź dziewczynę ze sobą. I tak spowodowałaby duże zamieszanie na uczelni, więc tak może byłoby i lepiej. – oświadczył urzędnik, dając jasny przekaz, że Heptling ma się ciągać z boginią, dopóki sprawa nie zostanie uregulowana.
            Opiekun zbył go milczeniem, czekając, aż wyjdzie a echo jego kroków ucichnie. Dopiero wówczas podziękował Undertakerowi, że popilnował siostrę i poprosił go, żeby z nią został jeszcze trochę, dopóki nie wróci. Zamierzał porozmawiać z Lancasterem i poruszyć z nim kwestię Andatejki. Ufał doświadczeniu sędziwego boga śmierci, no i planował dowiedzieć się czegoś więcej na temat tej runy.  Już podczas przesłuchania drżał w obawie, by białowłosa nie wspomniała czegoś o kosie, albo co gorsza, o cofnięciu czasu, podczas którego wyleczyła zadaną przez siebie ranę. Wyglądało na to, że nie pamiętała o zdarzeniach, które miały miejsce, albo specjalnie nie powiedziała. Pomijając powód, nie sprowadziła na nich większych problemów, za co był jej niezwykle wdzięczny.
*

            W ten sposób, za sprawą małego szantażu, zarówno Robert jak i Sebastian znaleźli się pod specjalną kuratelą władcy, co znaczyło nie mniej, nie więcej niż to, że właściwie byli bezkarni. O ile postronny obserwator mógł sądzić, że Robert ma niezwykłe szczęście, zaskarbiając sobie łaskę króla, a więc w tej sytuacji powinien wykazać się niebywałą wiernością i paść mu do stóp, a także starać się nie popełnić żadnego błędu, o tyle czytelnik wie, że sprawa wyglądała zupełnie i ten, którzy rzekomo był na niższym stopniu, właściwie rządził całym tym układem za pośrednictwem osoby trzeciej, czyli samego demona.
            Robert, pomimo, że wyczerpany wydarzeniami dnia poprzedniego, przez całą noc nie mógł zmrużyć oka. Musiał obwieścić swoim żołnierzom, że oblężenie Falaise dobiegło końca, a on uznaje władzę króla. Wśród ludzi na pewno rozniesie się niezadowolenie, ale nikt nie mógł mu się przeciwstawić. Wiele miesięcy okupowali twierdzę, chcąc pokonać króla. Teraz, gdy otwarcie przyzna, że uznaje jego zwierzchność, zostanie prawdopodobnie potraktowany jako zdrajca. Wiele też będzie chciało kontynuować oblężenie, nawet bez jego udziału. Podejrzewał, że w czasie jego nieobecności zapewne został wyznaczony już następca, który miał przewodzić szturmowi.
            Z ciężkim jękiem przewrócił się na drugi bok. Nawet, jeśli wszystko się uda i obóz zostanie zebrany, będą musieli dostać się do Exmes w królewskim orszaku. Wcale mu się to nie podobało. Wiedział, że będzie obdarzony sporą doza nieufności. Poza głosami drwin, z których nic sobie nie robił, bardziej obawiał się lojalności demona. Czy na pewno dotrzyma słowa i pozostanie przy jego boku? Targany niepewnością, odsunął nieco koszulę, by zerknąć na wypalony fioletowy pentagram na ramieniu. Gdyby chciał go porzucić, nie zadawałby sobie tyle trudu. Książę był również ciekawy, jak daleko może posunąć się w rozkazywaniu demonowi. W najbliższej przyszłości planował to zbadać, żeby wiedzieć, jak może planować swoje ruchy, aby jak najlepiej rozegrać swoją partię.
            Zgodnie z jego przewidywaniami, rankiem, gdy wyszedł na mury na towarzystwie dwóch strażników po bokach, żołnierze zaczęli wiwatować na jego cześć, widząc, ze jest cały i pozornie zdrowy. Uniósł dłoń w uspokajającym geście i rozpoczął starannie zaplanowaną przemowę, którą powtarzał sobie w głowie w nocy, gdy bezsenność wzięła nad nim górę.
            Sebastian stał nieco z tyłu. Pomimo, że żywił pogardę dla ludzkich uczuć, widok, którego był światkiem, zapadł mu w pamięć. Tysiące twarzy, w które po zobaczeniu przywódcy wstąpiła nadzieja, rozbłysły wewnętrznym światłem. Wiwat, jaki się uniósł, był niemal magiczny i demon dziwił się w duchu, dlaczego ludzie podchodzili z taką ufnością do Roberta. Widzieli w nim przyszłego dobrego władcę? Silnego? Był tylko człowiekiem, nic nie znaczącym trybikiem w masie ludzkości, którego pycha i ambicja popchnęła do zawarcia z nim paktu. Nie rozumiał zachowania tłumu. Przecież oni nic nie będą mieli z tego, czy oni tego nie widzą, czy nie chcą widzieć?
            Euforia nie trwała zbyt długo. Odpowiednio ułożona mowa poprzedzająca główne meritum sprawy nie zdołał całkowicie zapobiec zgrzytowi, który miał zaraz nastąpić. Gdy publicznie oznajmił, że poddaje się woli króla, radość ustąpiła miejsca niedowierzaniu, złości i wybuchowi niekontrolowanego gniewu. Ludzie zaczęli złorzeczyć mu i wyzywać od zdrajców tak, jak to przewidział. Grupa rozłamała się na zwolenników i przeciwników postępowania księcia. Ktoś z tłumu rzucił sporych rozmiarów kamieniem, który nie dosięgnął celu. Sebastian bez trudu złapał odłamek gołą dłonią i odrzucił precyzyjnie w tego samego mężczyznę, który go rzucił, zabijając go na miejscu.
            Le Diable – szepnął ktoś z tłumu, gorączkowo czyniąc znak krzyża. Inni, stojący w pobliżu ofiary, odstąpili od niej i gorączkowo zaczęli się przepychać, aby nie dosięgła ich ręka nikomu nie znanego rycerza w czerni. Pomimo, że postępowanie demona było dość popisowe i ryzykowne, nikt więcej nie odważył się wyrazić tak jawnego sprzeciwu. Sebastian uśmiechnął się delikatnie, tak samo jak zresztą jego pan, który również musiał usłyszeć tę uwagę. Nie popierał zachowania demona, ale ostatecznie, nawet wyszło tak, jakby sobie tego życzył.
            – Ładny przydomek. Robert le Diable. – rzucił do Sebastiana, po czym w towarzystwie króla zawrócił z murów, a straży dał rozkaz, aby dopilnowała, by do jutra wieczorem nikogo już nie było pod murami Falaise.
            Sebastian przez resztę dnia towarzyszył Robertowi, nie odstępując go na krok. Po pierwsze, na wypadek ewentualnej próby „sprzątniecia” niewygodnego braciszka ze strony Ryszarda, a po drugie, chciał go lepiej poznać. Nie zależało mu na nim jako na człowieku. Poznanie miało na celu odkrycie jego słabych punktów – a skoro miał go wynieść na tron i zapewnić sukcesję, będąc najwierniejszym ze sług aż do dnia, w którym odbierze zasłużoną nagrodę i będzie mógł wrócić do piekła, by stanąć przed obliczem ojca i zemścić się na Kurarze – musiał je znać.
            Najbardziej irytowała go duma jego kontrahenta, ale z zadowoleniem stwierdził, że odkąd przy pierwszym spotkaniu w celi demon przestraszył swojego kontrahenta, Robert miał się przy nim na baczności. Nie oznacza to, ze wyzbył się władczego tonu i maniery rozkazywania, tylko nie próbował bez potrzeby uderzać demona. Dopóki taki niemy kompromis trwał, Sebastian był całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw.
             Przeprawa okazała się żmudna i ciężka, chociaż oba miasta nie dzieliła jakaś niewyobrażalna odległość. Wszystko się wydłużało z powodu ogromnej ilości ludzi, jaka musiała się przemieścić, a także wygód, jakie należały się królowi na każdym postoju, które trzeba było organizować. Robert, będąc w niełasce, wysługiwał się głównie Sebastianem, pomimo, że zostały mu przydzielone sługi, które mieli dbać o jego posłanie i posiłki. Ufając swojemu przeczuciu, książę nie dowierzał im. Szczególnie teraz w każdym widział tajnego wysłannika króla, który miał go pozbawić życia.
            W przeciwieństwie do innych, nie uskarżał się na wojskowe warunki obozowiska, chociaż nie mógł powiedzieć tego samego o smrodzie, który się za nimi ciągnął. Po każdym takim postoju pozostawiali po sobie pełne rowy nieczystości, opustoszałe wioski ogołocone z drobiu i bydła i rozbite trakty końskimi kopytami z morzem błota. To był kolejny powód, dla którego Sebastian nie potrafił nabrać szacunku dla ludzi. W takich warunkach nie żyły nawet najsłabsze z demonów w piekle, jeśli śmierdziały, to było wynikiem ich procesów fizjologicznych, ale nigdy nie wymyślili by czegoś w rodzaju nie mycia się ku chwale bożej. Chodzili odrażający ku chwale wszy i wszechobecnych szczurów, które Sebastian zgniatał butem i wynosił poza obozowisko, aby niepostrzeżenie je spalić.
            Kilka dni później zawitali w Exmes, ku olbrzymiej uldze zdecydowanej większości podróżnych. Kwatermistrzowie stanęli na wysokości zadania, dzięki czemu rozładunek poszedł niezwykle sprawnie. Na szczególną prośbę Roberta został umieszczony w pokojach sąsiadujących z jego własnymi. Nie był pewien, co było przyczyną takiej zachcianki, ale zwalał ją na tchórzostwo i lęk o własna skórę.
             Nie mówił tego księciu, ale w przeciągu tego czasu, który spędzili w kulbakach na końskich grzbietach, aż dwukrotnie musiał pozbywać się intruzów czyhających na życie jego pana, najprawdopodobniej z rozkazów króla Ryszarda. Nożownika wypatroszył i powiesił na drzewie, pozostawiając krukom ciało do wydziobania, perfidnie pozostawiając go na widoku, żeby następni chętni dokładnie przemyśleli swoją kandydaturę, zanim odważą się wystąpić przeciwko jego podopiecznemu. W dalszym ciągu nie potrafił myśleć o nim jako o swoim panu. Traktował go raczej jako uciążliwy warunek do odzyskania spokoju.
            Jeszcze tego samego wieczoru miało się odbyć przyjęcie, na którym król oficjalnie miał ogłosić łaskę dla swojego brata. Wobec tego Sebastian miał pełne ręce roboty. Nie dość, że Robert zażyczył sobie strój wytwornością dorównujący królewskiemu, to jeszcze musiał podsłuchać większość zaproszonych gości, aby orientować się, czy jest planowany jakiś zamach czy może być o to spokojny. Na razie, nic na to nie wskazywało, a wedle życzenia Roberta, miał go nie odstępować na krok.
             Ich pojawienie się na sali wywołało spore poruszenie. Damy albo chowały twarze za wachlarzami, wymieniając się opiniami, albo rzucały tęskne spojrzenia. Istotnie, było na co. Robert, dzięki staraniom demona wyglądał olśniewająco w czerwonej szacie zdobionej rubinami i drapowaną materią. Duma emanująca z postaci wymagała odpowiedniego szacunku i respektu. W jego cieniu przebywał on, czarny rycerz, którzy przyciągał ciekawe spojrzenia równie intensywnie co książę. W przeciwieństwie do rozentuzjazmowanego hrabiego, nie był zainteresowany popularnością, jaką cieszył się wśród zebranych. Lekceważącym wzrokiem obrzucał naiwne białogłowy, czerwieniące się na widok jego niespotykanych oczu, przechodząc obok i nawet nie marnując czas na rozmowę z kimś tak nie wartym jego uwagi. Do przemówienia było jeszcze trochę czasu, a do tej pory musiał jakoś przetrwać.
            Znudzony demon stanął pod ścianą z założonymi rękoma, obserwując cały przebieg i księcia, rozmawiającego z co ważniejszymi osobistościami na dworze, dopóki przed oczami nie mignęła mu drobna postać z białymi włosami, skutecznie odciągając jego uwagę, tym bardziej, że zatrzymała się nieopodal i obrzuciła go ciekawskim spojrzeniem malachitowych oczu.