Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

piątek, 20 maja 2016

Wspomnienia demonów, część 33

Nareszcie powróciłam i mogę zapewnić, że powracamy do regularności, czyli wpisu tygodniowo. Gorący okres za mną, równie emocjonujący przede mną, bo zdążyłam się już pożalić na sesję? Na pewno XD Ten, kto czytał uważnie i śledzi mnie od dłuższego czasu, wie, że tak jest.
Przy okazji wspomnę, że czekam z niecierpliwością na ocenę bloga. Zgłosiłam go już hen, hen hen jak dawno, a nareszcie został wyłowiony z wolnej kolejki. Przez to nałogowo zaglądam, czy może przypadkiem nie pojawiła się opinia, ale wygląda na to, że jeszcze sobie poczekam XD
Rozdział, który dziś oddam w wasze ręce, jest dla mnie wyjątkowy. Postał w oryginale ok. pół roku temu, bo w listopadzie 2015 roku. Przez ten cały czas historia praktycznie nie uległa żadnym zmianom, systematycznie dążąc wytyczoną przeze mnie ścieżką. Dlatego jestem dumna. Poprawiania było co nie miara, ale nie ukrywajmy: przez pół roku to i słoń nauczy się jeździć rowerkiem ;)  
Kończę już gadanie, i mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi wam tak długą przerwę. No i wesprzyjcie mnie w komentarzach, żebym wiedziała, że jeszcze tu ktoś zagląda!
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXXIII~~


            Ciel przypatrywał się migającym obrazom, widniejącymi na taśmach ukazujących sceny z życia jego kamerdynera. Początkowa fascynacja powoli została wyparta przez niezadowolenie, szczególnie, gdy fragment, który go interesował, zbyt szybko się urwał. Przeszłość, którą demon tak pieczołowicie skrywał i nigdy nie dzielił się nią z innymi, nawet mimochodem, zainteresowała go na tyle, że hrabia nawet nie zdążył się wcześniej zastanowić, dlaczego tak właściwie jest świadkiem nie jednej, jak wcześniej zakładał i na co wskazywałaby logika, ale kilku historii, które działy się równolegle przed jego oczami, a których – w wyniku zrządzenia losu – został świadkiem. Jednak, pomimo że oglądane wydarzenia były uzupełnione o wątki poboczne, młody szlachcic miał wrażenie, że o wiele lepiej rozumiał pobudki swojego podwładnego, a nawet był ciekawy, jak to się dalej potoczyło. Dlatego tak bardzo zirytował się, gdy to, co wydało mu się naprawdę pasjonujące, czyli pierwszy kontrahent Sebastiana, o którym do tej pory uczył się jedynie z kart podręczników do historii, przemknął jakoś zbyt szybko i niewyraźnie przed jego oczami, a filmowe nagranie życia zdawało się za chwilę pęknąć lub schować w niezasklepionej ranie. Niezadowolony chłopiec nie wiedział czy tak powinno być, czy nie. Idea cinematic records była mu zwyczajnie obca, zdawał sobie sprawę jedynie z tego, że zajmowali się nimi bogowie śmierci i leżało to w ich obowiązkach. Umysł podsunął mu jak na zawołanie słowa kamerdynera, który mówił o możliwej fragmentaryczności nagrań, więc w zasadzie nie powinno go to dziwić. Za to zupełnie odrębna rzecz wprawiała go w zdumienie. Dlaczego jego lokaj zachowywał się tak, jakby wiedział, co ma za chwilę nastąpić? Nie powinno to być dla niego szokiem, tak jak dla młodego hrabiego? Później przyszło mu na myśl, że może podczas służby u jego poprzedników wydarzyło się coś podobnego, a po cichu liczył na to, że będzie miał szczęście i przekona się o tym naocznie, w dalszej części pochłaniającego go seansu.
            Dominującym wrażeniem Ciela powstałym na podstawie oglądanych do tej pory wizji było to, że demon bardzo się zmienił. Całą swoją butność przetopił w cięty język, którego nieraz miał okazję doświadczać na samym sobie. Ta swoista gra pomiędzy nim, a wiernym sługą ciągnęła się miesiącami. Jednak nie mógł nie darować sobie pewnej dozy złośliwości. Gdy to wszystko dobiegnie już do końca, na pewno wykorzysta zdobyta wiedzę przeciwko niemu, a przynajmniej tak obiecywał sobie w duchu. Tymczasem taśmy znowu sprawiały wrażenie unormowanych, jednak przeskoczyły na zupełnie  inne wydarzenie, o którym był święcie przekonany, że Sebastian nie chciałby, aby kiedykolwiek wyszło poza kręgi zainteresowanych.


*

            Ostatnie, na co młody demon miał teraz ochotę, to spotkanie z poważaną osobą w piekle, do którego musiał tymczasowo powrócić. Znów ten stary zgred Barakiel nie powie niczego, czego by juz wcześniej nie znał. Szczerze mówiąc, nie miał nastroju go teraz widzieć, szczególnie, że zjawił się tutaj tylko ze względu na grę rankingową, w której miał wziąć udział. Informator miał mu donieść o obecnych układach sił w piekle i spodziewanym poziomie przeciwników, ale głupim byłby ten, kto sądzi, że książę nie dowiedział się o tym wcześniej na własną rękę. Sebastian spojrzał na swoją dłoń ozdobioną symbolem paktu faustowskiego, z dumą unosząc ją na wysokość wzroku. Sytuacja na Ziemi była na tyle stabilna, że mógł zawitać w rodzinne progi, a ponadto postarał się  u swego obecnego pana o powierzenie mu misji kurierskiej. Droga, którą miał pokonać w ludzkim świecie zajmowała mniej więcej tydzień, więc miał doskonałą wymówkę na ewentualny poślizg czasowy i załatwienie niewątpliwie ważniejszych spraw dotyczących jego samego.
            W pewnym momencie żmudnego oczekiwania, wpadł mu do głowy pomysł nie do odrzucenia. Uważnie nadsłuchiwał, czy nikt nie nadchodzi, po czym schwycił szponiastą dłonią kilka smakołyków przygotowanych specjalnie dla niego i czmychnął przez okno, opuszczając się bezgłośnie po ciemnych kamieniach i ani jednego nie zarysowując pazurem.
            Gdy tylko opuścił mury zamku, bez chwili zastanowienia ruszył przed siebie. Chciał się zatracić w bezmyślnym pędzie, poczuć się wolnym, bez żadnych ograniczeń. Nic go nie zatrzymywało. Kiedy zjednoczył się z wiatrem, wiedział już, że to było wszystko, czego potrzebował: uczucia zdjętych pęt, zerwania łańcuchów wiążących go z tym przeklętym miejscem i zajmowaną w nim pozycją. Niezależność dawała mu coś na kształt szczęścia, o ile ono w ogóle było osiągalne dla upadłych aniołów. Wówczas wzbijał się na swoich czarnych skrzydłach w przestworza i czerpał radość, albo nawet zwyczajnie biegł przed siebie, pozwalając, by mijane gałęzie szarpały go za ubrania i raniły skórę, na której zadrapania goiły się w mgnieniu oka.
            W końcu szalonego pędu odnalazł swoje ulubione miejsce, do którego zwykł uciekać przed całym światem, szczególnie w takie dni jak ten, kiedy miał wszystkiego dość i nie życzył sobie nikogo widzieć. Niewielka polana otoczona brunatną roślinnością pomagała odzyskać mu wewnętrzną równowagę i zebrać niezbędne siły, aby przeżyć w tym okrutnym świecie. Zimą pokrywała się białymi kwiatami z jednym prążkowanym płatkiem. Silisforie. Niezwykłe kwiaty. Znane w demonicznym świecie ze swoich uzdrawiających właściwości wydzielały silnie kojący zapach. Niektóre dzieci ciemności, niezależnie od wieku, nie tolerowały go, w przeciwieństwie do Rauma, który odnajdywał w ich obecności upragniony święty spokój.
            Sebastian rozejrzał się wokół i napawał krajobrazem, jakby nie chciał przeoczyć ani jednej rzeczy. Starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Zwyczajna, prozaiczna czynność, która nie tylko poprawiała nastrój, ale również miała praktyczne zastosowanie: w ten sposób demon doskonalił swoją wrodzoną spostrzegawczość. Błogie poczucie bezpieczeństwa spłynęło na niego niespostrzeżenie, a demon odzyskiwał  wewnętrzna równowagę, tarzając się na ziemi, świadomy, że nikt nie jest świadkiem  jego chwili słabości.
            W pewnym momencie, gdy już nasycił oczy pięknym widokiem, sięgnął ręką do kieszeni płaszcza. Naprawdę go lubił. Rękawy i kołnierz zostały obszyte  srebrzysto-czarnym futrem, którego pojedyncze włoski majestatycznie falowały przy każdym ruchu. Sierść stanowiła jedyny jaśniejszy akcent w garderobie księcia. Reszta ubioru utrzymana była konsekwentnie w głębokiej czerni.
            Na twarzy demona zagościł uśmiech. Tak jak przypuszczał, w kieszeni odnalazł jeszcze kilka smakowitych kuleczek, które w pośpiechu schwycił, gdy uciekał przed niechcianym spotkaniem. Ostrożnie wyciągnął zawartość na zewnątrz, a oczy rozbłysły mu na myśl o doskonałym smaku, który zaraz zagości w jego ustach. Miał niebywałą słabość do słodyczy, a w szczególności do afrodyzjaków.
            Delektując się doskonałą kompozycją składników, nawet nie zauważył, kiedy niebezpieczeństwo zawisło mu nad głową. Wyczuł jego obecność zdecydowanie za późno. Powoli się odwrócił i spojrzał w oczy zwierzęciu, które zdołało się zakraść niepostrzeżenie od tyłu.
            Pomimo powszechnego mniemania o nieograniczonej sile demonów, w ich świecie istniały byty zdolne wyrządzić im krzywdę. Na swoje nieszczęście Sebastian właśnie miał okazję stanąć na przeciwko jednego z nich. Zwierzę otwarło swoje dwie paszcze, obnażając igłowate uzębienie. Demon z niesmakiem skrzywił twarz, czując na sobie odór dobywający się z gęby czworonoga.
            – Co za smród – wyraził na głos swoja dezaprobatę.
            Sebastian zwrócił uwagę na jego pazury. Długie i wąskie, z cienkim, jaśniejszym pasmem środku. Nie może pozwolić, aby zostać przez niego zadrapanym. W przeciwnym razie dojdzie do silnego zatrucia, mogącego doprowadzić nawet do zgonu, jeśli w porę nie dostanie odtrutki.
            Potwór zaczął niespokojnie bić ogonem o ziemię, rozbijając wszystko wokół i dając jasny przekaz, że traktuje Rauma jako potencjalne niebezpieczeństwo do wyeliminowania. Demon gorączkowo myślał, co powinien zrobić, a w tym czasie grunt z wyrwaną roślinnością latał odrzucany na boki, obrazując zdenerwowanie bestii. Mógł stanąć z nim do walki, przybierając swoją pełną formę, ale szanse powodzenia nie były zbyt wielkie. Nie miał żadnego wsparcia, a nie zamierzał zostać rannym. Najbardziej rozsądną w tym momencie wydała mu się myśl o ucieczce. Zniechęcone zwierzę powinno odpuścić po jakimś czasie, w końcu dzieci ciemności były prawie że nieuchwytne.
            Wbrew oczekiwaniom Rauma tak się jednak nie stało. Drapieżnik nie zamierzał odpuścić. W końcu demon zrozumiał, dlaczego. Skarcił się w duchu, że zapomniał o tak istotnej informacji. Afrodyzjak. Istoty należące do jego gatunku miały bardzo wyczulony węch. Gdy wyczuwały w pobliżu ten specyficzny zapach, wpadały w obłęd. Dlatego często były wykorzystywane na zamku do wymierzania kary lub osobistych zatargów. Doprowadzone do szału zwierzę nie wahało się przed rozszarpaniem ofiary na strzępy, aby tylko osiągnąć upragniony cel.
            Podsumowując, jego obecne położenie było beznadziejne. Pluł sobie w brodę, że w porę nie zauważył zbliżającego niebezpieczeństwa. Tak dać się zaślepić uczuciem wolności! Teraz mógł liczyć jedynie na swoją siłę i prędkość. Błagał w duchu, aby zdążyć przed bestią do domu.
            Nagle zachwiał się i stracił równowagę. Dotkliwie się obijając, upadł na ziemię. Poczuł, że zwierzę swoim ogonem zdołało go schwycić i oplątało go za nogę. Obrzydliwie śliskie cielsko okręciło się wokół jego łydki i ciągnęło w niewiadomym kierunku. Przegrał, i to w możliwie najgłupszy sposób, jaki tylko istnieje. Poczucie beznadziejności było równie upokarzające co prawdopodobny sposób jego zgonu, który miał nastąpić  lada chwila.
            Wtem nad jego głową przemknął biały cień. Nie zdążył się nawet zdziwić, gdy poczuł, że ogon odpuszcza uścisk i osuwa się odcięty na ziemię. Ze zdumieniem wstał tak szybko jak tylko mógł i uskoczył w bok, aby zobaczyć, co mu przyszło z pomocą.
            Nigdy nie spodziewałby się tego, co zobaczył. W ogóle, graniczyło to z cudem. Przez chwilę zaczął wątpić w to, co mówiły mu jego oczy. Może zwariował i tkwi w jakimś koszmarnym wymiarze? Tak, jak wtedy, gdy odkrył swoją moc?
            Do potwora, nie zważając na obezwładniający smród, zbliżała się białowłosa dziewczyna uzbrojona w topór dorównujący jej wysokością, jeśli nawet nie większym. Jakaś nieduża kulka kręciła się jej pod nogami, a mógłby przysiąść, ze swojego czasu widział podobne na ziemi. Chwilę później przypomniał sobie, że nawet mu się podobały, robiły słodkie "miauuu" i miały niesamowicie miękkie futerko.
            Będąc świadkiem wydarzeń pędzących przed jego oczami przyznał w duchu, że nazwanie broni będącej w posiadaniu nieznajomej zwykłym toporem graniczyłoby z obelgą. Bo nawet nie był to topór, raczej kosa, ale bardzo nietypowa. Nigdy nie widział czegoś tak wyrafinowanego i dopracowanego w każdym calu. Starannie wykuty roślinny motyw ciernistego krzewu z różami przykuwał wzrok i demon z przyjemnością spędził jeszcze ułamki sekund, by nacieszyć oczy gustownym zdobieniem.
            Dziewczyna jednym susem dopadła do potwora. Ku jego zaskoczeniu zdołała zadać mu cios i natychmiast się wycofać. Sebastian spojrzał na nią z niemym uznaniem. Rzadko mógł podziwiać tak piękną walkę, a tym bardziej w tak niespodziewanej chwili. Po jakimś czasie zorientował się, że towarzyszące jej zwierzątko również atakuje w przemyślany sposób, a nie tylko jest przeszkodą lub piątym kołem u wozu jak początkowo sądził. Kiedy dziewczyna odskakiwała, on skupiał na sobie uwagę potwora, dopóki jego pani nie była w stanie wyprowadzić kolejnego, skutecznego ciosu.
            Sebastian ruszył z miejsca. Nie chciał się bezczynnie przyglądać, a znając poziom ich wspólnego – przynajmniej na chwilę obecną – przeciwnika, chciał pomóc i odwdzięczyć się za uratowanie życia. We dwójkę mają całkiem spore szanse na zwycięstwo. Gdy był blisko, dziewczyna ruszyła do ostatecznego ataku. Już miała zadać śmiertelny cios, gdy zwierzę niespodziewanie uderzyło ją pazurami, odrzucając na znaczną odległość. Sebastian nie zamierzał marnować jej poświęcenia. Momentalnie przybrał swoją pełną formę i wyrwał zwierzęciu serce, paląc je od razu w dłoni, aby nie mogło się odrodzić. Bez emocji, opanowanie, tak, jak prawdziwy profesjonalista w swoim fachu. Bo też i nie było już czym się martwić. Jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo, z walki wyjdzie obronną ręka, więc tylko mógł sobie pogratulować szczęścia. Truchło upadło i przechyliło się na bok pod własnym ciężarem, zarywając zębami ziemię.
             Demon niespokojnie rozejrzał się po okolicy. Po dziewczynie nie było śladu, a nie chciał jej tak zostawić. W końcu, uratowała mu życie, a widział, jak mocno oberwała od potwora.
            Krążył wokół pobojowiska tak długo, dopóki jej nie wypatrzył. Siła odrzutu wyrzuciła ją daleko poza obszar, na którym walczyli. Leżała na boku, ciągle trzymając w dłoni rękojeść kosy. Rozległe rozcięcie na sukience odkrywało odniesioną ranę. Bestia rozcięła pazurami jej nogę, a skóra wokół przybrała zielony odcień. Widać było, że oddychanie przychodzi jej z trudem. Sebastian w ogóle dziwił się, że jeszcze żyje. W końcu złożył wszystko i uzyskał czytelny obraz.
Shinigami.
Tylko ta opcja tłumaczyła to, co tu się stało, chociaż i ona odbiegała daleko od norm. Bogowie śmierci żywili głęboką urazę do demonów i vice versa. Jednak tylko oni używali broni do walki, a przynajmniej na tyle było wiadomym Sebastianowi. Spojrzał z powątpiewaniem na topór. Co prawda, o takim kalibrze nigdy nie słyszał, ale kto ich tam wie? O kobietach w zastępach Shinigami również nie słyszał, a przed sobą miał ewidentny dowód, że jednak istnieją.
            Cichutkie pomiaukiwanie ponownie sprowadziło go na ziemię. Czarna, puchata kuleczka ze złocistymi oczami przemknęła tuż obok jego ręki. Różowym, szorstkim językiem próbowało otworzyć zamykające się powieki jego pani. Kiedy to nie skutkowało, zaczęło wysysać nadmiar płynu, który zbierał się w odniesionej ranie.
            Raum uklęknął przy dziewczynie. Uderzył go jej dziecięcy wygląd, a które wrażenie dodatkowo potęgowała drobna budowa ciała. Ubrana w zwyczajną, żółtą sukienkę, długości do kolan i z krótkimi, opadającymi rękawami. Koronka przy dekolcie przybrudziła się od upadku, ale ważniejsze było to, że rytmiczne falowała, zdradzając, że dziewczyna oddycha. W zestawieniu z długimi, białymi włosami, wydawała się być zagubionym promyczkiem słońca w ich ciemnym świecie.
            Demon spróbował wybrać jej broń z dłoni, aby mieć pewność, że nie zostanie użyta przeciwko niemu. Bez problemu rozprostował przeraźliwie zimne palce dziewczyny i gdy już wyciągał dłoń w kierunku oręża, kot zaczął na niego groźnie fukać, strosząc futerko. Sebastiana rozbawiło to zachowanie, aż zaczął się trząść. Jakby to zwierzątko myślało, że może być dla niego realnym zagrożeniem. Spróbował odłożyć rękojeść na bok. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, nie mógł ruszyć ją z miejsca. Więc jakim cudem ta chuderlawa bogini śmierci władała nią z taką łatwością?           
            – Jedyny oręż, który nie może być użyty przeciwko mnie – wyszeptała do osłupiałego księcia ciemności, nieznacznie unosząc powieki, spod których spojrzały na niego najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. Nie wstrętnie zielone, jak u większości ponurych żniwiarzy, a o szlachetnym odcieniu malachitu, intensywnie zielone z domieszką szarości. W ogóle to, że w tak ciężkim stanie zachowywała przytomność po raz kolejny utwierdzało go w jej nietuzinkowości.
            – Czy wiesz, że pośpieszyłaś z pomocą demonowi? – spytał, zupełnie nie rozumiejąc jej pobudek. Oszukiwał się, że może nie była tego świadoma, jednak chciał, by znała prawdę, jeśli nie udałoby mu się jej uratować.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego ciepło.
            – To nie ma żadnego znaczenia – odpowiedziała z wysiłkiem, wprawiając Sebastiana w osłupienie, ciężkie niedowierzanie i szok.
            – Zaraz wrócę. Przeżyj do tego czasu – poprosił ranną. Jeśli chciał jej pomóc, nie miał czasu do stracenia, natychmiast potrzebował silnej odtrutki. Mógł pędzić do zamku po specjalistyczną miksturę w płynie, ale obawiał się, że nie zdąży. Wobec tego musiał zdać się na najsilniejszy lek, jaki był w jego zasięgu.
            Podczas biegu czuł, jak wiatr rozwiewa mu długie włosy. W końcu wstążka z końca jego warkocza ześlizgnęła się, upadając bezgłośnie gdzieś na trawę, a długie pasma uwolniły się spod narzuconego im rygoru i opadły swobodnie na ramiona. Gdyby ktoś mógł w tej chwili go obserwować,  przyznałby, że przypominał do złudzenia czarnego jeźdźca apokalipsy, zwiastującego bliskie nieszczęście.
            Zdyszany dopadł do polany rozglądając się na boki. Lecznicze kwiaty dopiero zaczynały okres kwitnięcia, więc musiał znaleźć taki, który był już w miarę rozwinięty, ale nie spodziewał się, że to będzie takie trudne. Ostatecznie, przykucnął przy pierwszych z brzegu i za sprawą swoich umiejętności zmusił roślinę, aby dojrzała szybciej niż powinna. Co prawda, w takim postępowaniu, odtrutki będzie znacznie mniej niż normalnie, ale nie mógł na to nic poradzić. Zerwał kilka najbardziej rozwiniętych i poleciał czym prędzej z powrotem.
            Jeszcze żyła. Gdy zobaczyła zbliżającego się do niej demona, obdarzyła go pomimo bólu serdecznym uśmiechem. Nie okłamał ją! Naprawdę powrócił.
            – Jak masz na imię? – spytał, dopadając do jej boku.
Dziewczyna skrzywiła się. Nigdy nikomu nie zdradzała swojego pełnego imienia. Nawet bogowie znali ją jedynie pod pseudonimem Andatejki. Jednak w obliczu śmierci chciała odejść jako ona, ta prawdziwa, która skryła się przed światem.
            – Collette de la Fonde – wyszeptała, odwracając wzrok.


6 komentarzy:

  1. To było słodkie <3 Wiem, prawie zginęli, wiem- ciężko ranna, ale to i tak było super słodkie jak on tak chciał ją uratować po tym jak ona go uratowała >.< Podobał mi się rozdział, nawet bardzo :D Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej ♡ Słodkie, to dopiero będzie, gdy ich znajomość będzie trwała dłużej <3 Dziękuję za komentarz :-* Następny już za tydzień o tej samej porze ♡

      Usuń
  2. Collette? Meh, nie podoba mi się TT_TT. Nie lubię tego imienia. Dobrze, że to nie mi ma się podobać, ale nie, jak je wymawiam, to nie widzę niczego ładnego, a wręcz pulchną dupę mojej bff i jej wymalowane ostrym różem usta. Toteż nie.
    Rozdział interesujący, bez błędów się nie obyłi, część wypisałam, części mi się nie chce, ale się działo. No i wreszcie się spotkali. Czekałam na to. Jaram się, że to takie ciekawe okoliczności, a nie jakieś byleco. No ale ciekawe, co z tego wyjdzie. Przynajmniej wiadomo, że Andatejka będzie mu wdzięczna. Mam tylko nadzieję, że gdzieś wyjaśnisz, skąd ona się u niego wzięła. Chyba że to było w poprzednim rozdziale, a ja tak bardzo nie pamiętam przez przerwę, ale chyba nie. Nie wiem, nie ufam sobie. W każdym razie, jest drama <3. I młody demon uciekinier. Dalej go nie widzę jako długowłosego młdzika, no xD. Chociaż jesten już coraz bliżej tej wizji i pewnie kiedy już ogarnę, to te czasy miną i będzie miał tę samą długość, co zwykle xD. I ten topór Andatejki xD. I tak szacun, że Seba dał radę wyjąć go z jej rąk :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hiehie, powód jest ustalony, w jaki sposób ona sie tam znalazła, i to już w następnym odcinku ^^
      Na tą Kolet zwyczajnie mnie olśniło, jeszcze googlałam, żeby się upewnić, czy na pewno takie imię istnieje. I wiesz, że masz rację? Xddfdd to też jest zaplanowane.
      A z tym wyjęciem, to przesada xd zaledwie odsunął może na kilka centymetrów, bo zaznaczyłam, że palce dal rady bez problemu otworzyć, a topór... No cóż.

      Usuń
  3. Rozdział wyśmienity i taki piękny

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, bardzo mnie ciekawią relacje u wszystko z pierwszym kontrahentem, ale, ale o tak mamy pierwsze spotkanie Sebastiana i Andatejki i ta radość jak wrócił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń