Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

niedziela, 1 maja 2016

Wspomnienia demonów, część 32



Dzisiejsza część była pisana na szybko, także jestem świadoma, że aż roi się w niej od błędów. I cóż, dobrej majówki, więcej nie ma po co się rozpisywać.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXXII~~

            Właściwie, nie wiedziała, dlaczego się obudziła, ani gdzie była. Gwałtownie otworzyła oczy jak ktoś, kto albo chce przestraszyć swoim zachowaniem albo gdy nagle coś uporczywie zajmuje umysł, nie dając możliwości odpłynięcia do krainy marzeń sennych. Jasne promienie poraziły wrażliwe spojówki, więc Andatejka od razu zmrużyła oczy i zanim była gotowa je używać, parę razy nimi zamrugała, żeby upewnić się, że już wszystko jest w porządku.
            – Jak się czujesz?
            Od razu poczuła szybsze bicie serca, gdy usłyszała głos swojego brata. Raptownie podciągnęła tułów do góry, ale mocne węzy szarpnęły ją i opadła z powrotem na łóżko. Przez chwilę zastanowiła się, o co chodzi. Spróbowała poruszyć ręką, potem druga, by przejść do nóg, ale żadną kończynę nie mogła swobodnie unieść. Dyskomfort zwiększał się w miarę jak odkrywała kolejne etapy swojego uziemienia.
            – Nie szarp się, jesteś przywiązana. – wyjaśnił spokojnie brat, pochylając się nad jej twarzą. – Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór. Spałaś prawie całą dobę. – przyznał, uśmiechając się do siostry.
            – Unduś – szepnęła dziewczyna i nagle poruszyła się niespokojnie, wbrew wcześniejszej prośbie brata. – Gdzie moja broń? Gdzie kotka?
            – Kotka? – powtórzył zdziwiony chłopiec – Nie było tam żadnej kotki, a twoja kosa leży przed mieszkaniem. Jednemu z bogów kazano jej pilnować. Ma minę, jakby wypił pół beczki octu, a przed nim było drugie tyle – zażartował – Nikomu nie udało się jej ruszyć z miejsca. Pamiętasz, co się wtedy wydarzyło?
            – Nie bardzo – przyznała zakłopotana dziewczyna. Znowu miała wrażenie, że jej pamięć została pocięta na kawałeczki i że brakuje jej przynajmniej kilku fragmentów. Może gdy się wystarczająco skupi, będzie w stanie sobie przypomnieć. Na razie jednak martwiła się o zwierzątko. A jeśli przepadło? Coś mu się stało i leży ranne? Przecież stanowi element jej kosy, nie może przejść nad tym tak zupełnie obojętnie! Zacisnęła usta i zaczęła prosić w myślach, żeby czarnowłosa piękność jakimś cudem usłyszała ją i przyszła tutaj.
            – Opowiedz mi wszystko, co pamiętasz – nalegał Undertaker, wyrywając siostrę z transu.
            Białowłosa pokiwała głową i zamknęła na moment oczy, biorąc jednocześnie głębszy wdech. W skrócie opowiedziała mu, o czym pamiętała, czyli jak poszła na zakupy i jak spadła z dachu, a także urywki z momentu, gdy odnalazła kotkę w przestrzeni otulonej szarą mgłą i jak bardzo była z tego powodu dumna.
            – A czy ty słyszałeś jakiś głos, gdy… no wiesz, umarliśmy? – zapytała, ale odpowiedź brata rozczarowała ją. Nic takiego nie czuł, po prostu obudził się na dnie wąwozu, a chwilę później w miejscu, w którym leżała pojawił się słup światła i wówczas wstała.
            – Pamiętam też, że już obudziłam się w tym pokoju i było pełno żab. Gdzie one się podziały? – dodała Andatejka, pragnąc zmienić temat. Nie czuła się jeszcze gotowa na rozmowę o swojej śmierci.
            – Rozumiem. Więc dla twojej informacji potem z niewyjaśnionych przyczyn rzuciłaś się na grupkę uczniów, przynajmniej taka jest oficjalna wersja. Twoją sprawą zajął się Lancaster.
            – Kto? – zapytała trochę zbita z tropu – A gdzie są żaby?
            – Mój opiekun – wyjaśnił cierpliwie brat – a ja aktualnie wagaruję. Ktoś niedługo powinien się zjawić, by cie przesłuchać. Jednak przywiązywanie cię do łóżka do głęboka przesada! – obruszył się, nagle uderzając pięścią w materac – A w ogóle, jesteś głodna?
            Andatejka nie zdążyła odpowiedzieć, bo uprzedziło ją burczenie w brzuchu. Uśmiechnęła się tylko zakłopotana i poprosiła, żeby coś jej przyniósł. Undertaker z chęcią zniknął w sąsiednim pokoju, by po kilku minutach wrócić z pachnącą jajecznicą na talerzu.
            – Smacznego – powiedział, nabierając kawałek dania na widelec i podsuwając siostrze pod nos. – Właśnie dlatego to jest głupie, że nie można nawet samodzielnie zjeść.
            –Unduś, przestań. Wcale nie jest tak źle.
            – Wszystkie żaby zabrano, kiedy cie tu z powrotem przyniesiono. – Kontynuował, dmuchając na widelec. – Leżałaś nieprzytomna na ulicy. Już miałaś atakować, kiedy zwyczajnie zasłabłaś. Wołałem do ciebie, żebyś przestała, kilka innych głosów też.  Przy okazji, masz piękną broń. Sam chciałbym kiedyś taką przywołać – rozmarzył, się, rozkojarzając do tego stopnia, że omal nie zrzucił kawałka jajecznicy prosto na pościel.
            Niedługo potem do mieszkania wszedł ten sam członek Zarządu w towarzystwie Heptlinga, który miał minę, jakby na niego również czekała beczka octu do wypicia. Andatejka nie wiedziała, że towarzyszył już jej sprawie, ale Undertaker z miejsca go rozpoznał i zmarszczył lekko brwi. Wstał od łóżka, w którym przebywała przywiązana dziewczyna i odniósł brudne naczynia do kuchni. Siostra spojrzała na niego zdumiona, zastanawiając się, o co może chodzić i dlaczego jej brat tak zareagował. Na pytania urzędnika odpowiadała zgodnie z prawdą. Wielu rzeczy zwyczajnie nie pamiętała, ale nie umknęło jej uwadze zdenerwowany wzrok Heptlinga i nieufne spojrzenie brata. Bez wątpienia któryś z nich musiał coś wiedzieć.
            Przedstawiciel Zarządu na mocy swoich uprawnień stwierdził, że Andatejka nie wykazuje żadnych cech obłąkania, więc można ją odwiązać i pozwolić na swobodne poruszanie się pod nadzorem Heptlinga, któremu z kolei wręczył długa listę do zbioru dusz.
            – Zdaję sobie sprawę, że to nienajlepszy moment, ale nie możesz zapominać o swoich głównych obowiązkach. Weź dziewczynę ze sobą. I tak spowodowałaby duże zamieszanie na uczelni, więc tak może byłoby i lepiej. – oświadczył urzędnik, dając jasny przekaz, że Heptling ma się ciągać z boginią, dopóki sprawa nie zostanie uregulowana.
            Opiekun zbył go milczeniem, czekając, aż wyjdzie a echo jego kroków ucichnie. Dopiero wówczas podziękował Undertakerowi, że popilnował siostrę i poprosił go, żeby z nią został jeszcze trochę, dopóki nie wróci. Zamierzał porozmawiać z Lancasterem i poruszyć z nim kwestię Andatejki. Ufał doświadczeniu sędziwego boga śmierci, no i planował dowiedzieć się czegoś więcej na temat tej runy.  Już podczas przesłuchania drżał w obawie, by białowłosa nie wspomniała czegoś o kosie, albo co gorsza, o cofnięciu czasu, podczas którego wyleczyła zadaną przez siebie ranę. Wyglądało na to, że nie pamiętała o zdarzeniach, które miały miejsce, albo specjalnie nie powiedziała. Pomijając powód, nie sprowadziła na nich większych problemów, za co był jej niezwykle wdzięczny.
*

            W ten sposób, za sprawą małego szantażu, zarówno Robert jak i Sebastian znaleźli się pod specjalną kuratelą władcy, co znaczyło nie mniej, nie więcej niż to, że właściwie byli bezkarni. O ile postronny obserwator mógł sądzić, że Robert ma niezwykłe szczęście, zaskarbiając sobie łaskę króla, a więc w tej sytuacji powinien wykazać się niebywałą wiernością i paść mu do stóp, a także starać się nie popełnić żadnego błędu, o tyle czytelnik wie, że sprawa wyglądała zupełnie i ten, którzy rzekomo był na niższym stopniu, właściwie rządził całym tym układem za pośrednictwem osoby trzeciej, czyli samego demona.
            Robert, pomimo, że wyczerpany wydarzeniami dnia poprzedniego, przez całą noc nie mógł zmrużyć oka. Musiał obwieścić swoim żołnierzom, że oblężenie Falaise dobiegło końca, a on uznaje władzę króla. Wśród ludzi na pewno rozniesie się niezadowolenie, ale nikt nie mógł mu się przeciwstawić. Wiele miesięcy okupowali twierdzę, chcąc pokonać króla. Teraz, gdy otwarcie przyzna, że uznaje jego zwierzchność, zostanie prawdopodobnie potraktowany jako zdrajca. Wiele też będzie chciało kontynuować oblężenie, nawet bez jego udziału. Podejrzewał, że w czasie jego nieobecności zapewne został wyznaczony już następca, który miał przewodzić szturmowi.
            Z ciężkim jękiem przewrócił się na drugi bok. Nawet, jeśli wszystko się uda i obóz zostanie zebrany, będą musieli dostać się do Exmes w królewskim orszaku. Wcale mu się to nie podobało. Wiedział, że będzie obdarzony sporą doza nieufności. Poza głosami drwin, z których nic sobie nie robił, bardziej obawiał się lojalności demona. Czy na pewno dotrzyma słowa i pozostanie przy jego boku? Targany niepewnością, odsunął nieco koszulę, by zerknąć na wypalony fioletowy pentagram na ramieniu. Gdyby chciał go porzucić, nie zadawałby sobie tyle trudu. Książę był również ciekawy, jak daleko może posunąć się w rozkazywaniu demonowi. W najbliższej przyszłości planował to zbadać, żeby wiedzieć, jak może planować swoje ruchy, aby jak najlepiej rozegrać swoją partię.
            Zgodnie z jego przewidywaniami, rankiem, gdy wyszedł na mury na towarzystwie dwóch strażników po bokach, żołnierze zaczęli wiwatować na jego cześć, widząc, ze jest cały i pozornie zdrowy. Uniósł dłoń w uspokajającym geście i rozpoczął starannie zaplanowaną przemowę, którą powtarzał sobie w głowie w nocy, gdy bezsenność wzięła nad nim górę.
            Sebastian stał nieco z tyłu. Pomimo, że żywił pogardę dla ludzkich uczuć, widok, którego był światkiem, zapadł mu w pamięć. Tysiące twarzy, w które po zobaczeniu przywódcy wstąpiła nadzieja, rozbłysły wewnętrznym światłem. Wiwat, jaki się uniósł, był niemal magiczny i demon dziwił się w duchu, dlaczego ludzie podchodzili z taką ufnością do Roberta. Widzieli w nim przyszłego dobrego władcę? Silnego? Był tylko człowiekiem, nic nie znaczącym trybikiem w masie ludzkości, którego pycha i ambicja popchnęła do zawarcia z nim paktu. Nie rozumiał zachowania tłumu. Przecież oni nic nie będą mieli z tego, czy oni tego nie widzą, czy nie chcą widzieć?
            Euforia nie trwała zbyt długo. Odpowiednio ułożona mowa poprzedzająca główne meritum sprawy nie zdołał całkowicie zapobiec zgrzytowi, który miał zaraz nastąpić. Gdy publicznie oznajmił, że poddaje się woli króla, radość ustąpiła miejsca niedowierzaniu, złości i wybuchowi niekontrolowanego gniewu. Ludzie zaczęli złorzeczyć mu i wyzywać od zdrajców tak, jak to przewidział. Grupa rozłamała się na zwolenników i przeciwników postępowania księcia. Ktoś z tłumu rzucił sporych rozmiarów kamieniem, który nie dosięgnął celu. Sebastian bez trudu złapał odłamek gołą dłonią i odrzucił precyzyjnie w tego samego mężczyznę, który go rzucił, zabijając go na miejscu.
            Le Diable – szepnął ktoś z tłumu, gorączkowo czyniąc znak krzyża. Inni, stojący w pobliżu ofiary, odstąpili od niej i gorączkowo zaczęli się przepychać, aby nie dosięgła ich ręka nikomu nie znanego rycerza w czerni. Pomimo, że postępowanie demona było dość popisowe i ryzykowne, nikt więcej nie odważył się wyrazić tak jawnego sprzeciwu. Sebastian uśmiechnął się delikatnie, tak samo jak zresztą jego pan, który również musiał usłyszeć tę uwagę. Nie popierał zachowania demona, ale ostatecznie, nawet wyszło tak, jakby sobie tego życzył.
            – Ładny przydomek. Robert le Diable. – rzucił do Sebastiana, po czym w towarzystwie króla zawrócił z murów, a straży dał rozkaz, aby dopilnowała, by do jutra wieczorem nikogo już nie było pod murami Falaise.
            Sebastian przez resztę dnia towarzyszył Robertowi, nie odstępując go na krok. Po pierwsze, na wypadek ewentualnej próby „sprzątniecia” niewygodnego braciszka ze strony Ryszarda, a po drugie, chciał go lepiej poznać. Nie zależało mu na nim jako na człowieku. Poznanie miało na celu odkrycie jego słabych punktów – a skoro miał go wynieść na tron i zapewnić sukcesję, będąc najwierniejszym ze sług aż do dnia, w którym odbierze zasłużoną nagrodę i będzie mógł wrócić do piekła, by stanąć przed obliczem ojca i zemścić się na Kurarze – musiał je znać.
            Najbardziej irytowała go duma jego kontrahenta, ale z zadowoleniem stwierdził, że odkąd przy pierwszym spotkaniu w celi demon przestraszył swojego kontrahenta, Robert miał się przy nim na baczności. Nie oznacza to, ze wyzbył się władczego tonu i maniery rozkazywania, tylko nie próbował bez potrzeby uderzać demona. Dopóki taki niemy kompromis trwał, Sebastian był całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw.
             Przeprawa okazała się żmudna i ciężka, chociaż oba miasta nie dzieliła jakaś niewyobrażalna odległość. Wszystko się wydłużało z powodu ogromnej ilości ludzi, jaka musiała się przemieścić, a także wygód, jakie należały się królowi na każdym postoju, które trzeba było organizować. Robert, będąc w niełasce, wysługiwał się głównie Sebastianem, pomimo, że zostały mu przydzielone sługi, które mieli dbać o jego posłanie i posiłki. Ufając swojemu przeczuciu, książę nie dowierzał im. Szczególnie teraz w każdym widział tajnego wysłannika króla, który miał go pozbawić życia.
            W przeciwieństwie do innych, nie uskarżał się na wojskowe warunki obozowiska, chociaż nie mógł powiedzieć tego samego o smrodzie, który się za nimi ciągnął. Po każdym takim postoju pozostawiali po sobie pełne rowy nieczystości, opustoszałe wioski ogołocone z drobiu i bydła i rozbite trakty końskimi kopytami z morzem błota. To był kolejny powód, dla którego Sebastian nie potrafił nabrać szacunku dla ludzi. W takich warunkach nie żyły nawet najsłabsze z demonów w piekle, jeśli śmierdziały, to było wynikiem ich procesów fizjologicznych, ale nigdy nie wymyślili by czegoś w rodzaju nie mycia się ku chwale bożej. Chodzili odrażający ku chwale wszy i wszechobecnych szczurów, które Sebastian zgniatał butem i wynosił poza obozowisko, aby niepostrzeżenie je spalić.
            Kilka dni później zawitali w Exmes, ku olbrzymiej uldze zdecydowanej większości podróżnych. Kwatermistrzowie stanęli na wysokości zadania, dzięki czemu rozładunek poszedł niezwykle sprawnie. Na szczególną prośbę Roberta został umieszczony w pokojach sąsiadujących z jego własnymi. Nie był pewien, co było przyczyną takiej zachcianki, ale zwalał ją na tchórzostwo i lęk o własna skórę.
             Nie mówił tego księciu, ale w przeciągu tego czasu, który spędzili w kulbakach na końskich grzbietach, aż dwukrotnie musiał pozbywać się intruzów czyhających na życie jego pana, najprawdopodobniej z rozkazów króla Ryszarda. Nożownika wypatroszył i powiesił na drzewie, pozostawiając krukom ciało do wydziobania, perfidnie pozostawiając go na widoku, żeby następni chętni dokładnie przemyśleli swoją kandydaturę, zanim odważą się wystąpić przeciwko jego podopiecznemu. W dalszym ciągu nie potrafił myśleć o nim jako o swoim panu. Traktował go raczej jako uciążliwy warunek do odzyskania spokoju.
            Jeszcze tego samego wieczoru miało się odbyć przyjęcie, na którym król oficjalnie miał ogłosić łaskę dla swojego brata. Wobec tego Sebastian miał pełne ręce roboty. Nie dość, że Robert zażyczył sobie strój wytwornością dorównujący królewskiemu, to jeszcze musiał podsłuchać większość zaproszonych gości, aby orientować się, czy jest planowany jakiś zamach czy może być o to spokojny. Na razie, nic na to nie wskazywało, a wedle życzenia Roberta, miał go nie odstępować na krok.
             Ich pojawienie się na sali wywołało spore poruszenie. Damy albo chowały twarze za wachlarzami, wymieniając się opiniami, albo rzucały tęskne spojrzenia. Istotnie, było na co. Robert, dzięki staraniom demona wyglądał olśniewająco w czerwonej szacie zdobionej rubinami i drapowaną materią. Duma emanująca z postaci wymagała odpowiedniego szacunku i respektu. W jego cieniu przebywał on, czarny rycerz, którzy przyciągał ciekawe spojrzenia równie intensywnie co książę. W przeciwieństwie do rozentuzjazmowanego hrabiego, nie był zainteresowany popularnością, jaką cieszył się wśród zebranych. Lekceważącym wzrokiem obrzucał naiwne białogłowy, czerwieniące się na widok jego niespotykanych oczu, przechodząc obok i nawet nie marnując czas na rozmowę z kimś tak nie wartym jego uwagi. Do przemówienia było jeszcze trochę czasu, a do tej pory musiał jakoś przetrwać.
            Znudzony demon stanął pod ścianą z założonymi rękoma, obserwując cały przebieg i księcia, rozmawiającego z co ważniejszymi osobistościami na dworze, dopóki przed oczami nie mignęła mu drobna postać z białymi włosami, skutecznie odciągając jego uwagę, tym bardziej, że zatrzymała się nieopodal i obrzuciła go ciekawskim spojrzeniem malachitowych oczu.

10 komentarzy:

  1. Eh, głupi ten telefon ... napisałam taki długi komentarz a tu *klik* i usuneło go ... Nie chce mi sie drugi raz tego pisać więc powiem tylko, że nawet nie wiesz jak cieszą mnie te rozdziały 50/50 a Sebastian taki Mrrrraśny, aż chce sie go poczochrać jak kota xd
    Życze weny tworczej i .. czegokolwiek czego tam potrzebujesz !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ♡ Cieszę się, że Sebastian zyskuje uznanie i za komentarz. Ostatnio z nimi kiepsko, także każdy głos działa budująco i to bardzo. Ale żałuję długiego komentarza, noooo :'( Miałabym co poczytać! Chociaż telefony mają to do siebie, że są złe.

      Usuń
  2. Andatejka tu wyszła na taką nieczułą. Kot zaginął? Normalnie by to olała, ale że to cześć kosy, to łaskawie się przejmie, żeby nie było. No i w zasadzie nic więcej nie mogę powiedzieć w tej sprawie, bo nic się nie wydarzyło.
    Część z Sebastianem była za to strasznie monotonna. To właściwe nie było opowiadanie, tylko streszczenie czegoś, co można by było ciekawie rozwlec. No i w zasadzie loza tym, że Sebuś jest demonem, Ryszard dostał przydomek i wykorzystywał służącego, też zbyt wiele nie można powiedzieć. Chociaż miałam cichą nadzieję, że w tyn rozdziale w jakiś magiczny sposób ten pakt się skończy, bo czekam już na konfrontację w piekle. No a najbardziej na spotkanie Sebastiana z Andatejką, na które się na razie nie zapowiada TT_TT. Bo generalnie te 39 rozdziałów jest jak wstęp do historii, która dopiero ma nadejść. I niby to jest spoko, ale przez to, że rozdziały są tak rzadko, mam wrażenie, że czekam wieczność xD. Ja chcę już ich razem. Chociaż kurde niech się miną nieświadomie, bo się nie doczekam w końcu.
    No, a teraz czekam na kolejne komcie, które, jak zwykle zresztą, będą nieudolnie powielały moje opinie xD. To zawsze piękna beka xDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. T_T minęli się nieświadomie...
      Też miałam ten niedosyt, ale: Też mam dosyć czekania na spotkanie. Szczerze mówiąc: Nie wyszło mi. Gdybym pisała to drugi raz, na pewno było by to bardziej przemyślane. Dlatego tak bardzo to olałam całą podróż, żeby to nabrało tempa, bo inaczej ugrzęznę gdzieś nie bardzo wiadomo gdzie.

      Usuń
  3. Witam, z tej strony Lena ze Wspólnymi Siłami. Chciałam Cię powiadomić, że właśnie Twój blog został przeniesiony do mojej kolejki.

    Gdyby pojawiły się jakiekolwiek pytania - zapraszam na moją podstronę http://o-lenie.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za informację ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezłe. Przyznam się, że zupełnie przez przypadek tutaj trafiłam. Jestem adminką pewnej strony (nie będę tu jej nazwy podawać, bo uznałabyś to za reklamę, a tego bym nie chciała) i wpadłam na twoją stronę przez "s4s". Zobaczyłam informację o nowym wpisie, z ciekawości zajrzałam. Świetnie piszesz. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale w najbliższym czasie przeczytam wszystkie poprzednie rozdziały, bo zapowiada się interesująco. <3 Zanim zakopię się w postach: Czy postać wspomniana na końcu pojawia się w poprzednich wpisach? Białe włosy i malachitowe oczy.. Zabrzmiało to jak opis mojej postaci. Żadnego opowiadania nie piszę, ale zawsze chciałam, żeby tak wyglądała. Dwa zdania i już ją lubię. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, było o niej sporo i na pewno będzie. Nie chcę co mówić coś więcej, żeby nie zepsuć niespodzianki. Czytelnik powinien sam odkrywać powoli to, co go fascynuje. No i serdecznie zapraszam do lektury. Na górze, w spisie treści są wszystkie rozdziały ♡

      Usuń
  6. no no wyśmienicie czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, Undertaker trafił na opiekuna bardzo szanowanego wśród nich, bardzo wkurzajacy jest Hepaling co z tego że przydarzają się takie sytuacje, powinien naprawdę się zaopiekować i pomóc Andatejce... ciekawe gdzie ta kotka powinna w zasadzie pojawić się w pokoju, bo jak porozumiewają sie w myślach... o tak Sebuś wywiązuje się z umowy, bez problemu pozbywa się tych co zagrażają Robertowi...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń