Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Zagadka porzuconych zwłok, część 4

            Chociaż plan wydawał się dobry, należało się do niego przygotować, i Ciel dobrze o tym wiedział. Przecież nie staną na rogu Saxe-Cobury jako hrabia ze swoim kamerdynerem i nie będą pilnować każdego podejrzanego przechodnia. Wiadomo też było, że operację należy rozpocząć jeszcze dziś, z nastaniem wieczoru.
            Poczynił już nawet pewne kroki, a mianowicie wygrzebał swoje przebranie: krótkie, podarte spodnie przetarte na kolanach i za dużą bluzkę. Chciał wyglądać jak jedno z licznych, porzuconych londyńskich sierot, których jedynym domem były londyńskie bruki i rynsztoki. Potrzebował tylko być jeszcze tak brudnym jak oni.
            Aby sprawy nie przybrały jakiegoś dziwacznego obrotu, zebrał swoją służbę i rozkazał, aby nie zwracali przez najbliższą dobę uwagi na jego dziwactwa. Wydał także dyspozycje na wypadek niezapowiedzianych gości: należy odpowiadać, że jest poza posiadłością w pilnej sprawie u Jej Królewskiej Mości i nie wiadomo, kiedy wróci.
            Kiedy uznał, że formalności już są zakończone, założył swój strój i wyszedł na zewnątrz. Przez chwilę się wahał, co zrobić, po czym skierował się w stronę cieplarni z różami.
            Kiedy wszedł do środka, uderzył go słodki zapach kwiatów. Zbyt czysto. Miał cichą nadzieję, ze będzie mógł tu się odpowiednio wybrudzić. Spojrzał na świeżo wypieloną i podlana grządkę. Takie piękne, białe róże to dzieło Sebastiana. Głęboko westchnął, wzdrygnął się, po czym rzucił się prosto na kolące kwiaty. Poczuł palący świąd na policzkach i dłoniach. Spojrzał na swoje ręce i nogi: podrapane. Zupełnie tak, jak tego oczekiwał. Sięgnął dłonią dalej i zaczerpnął całą garść błota. Gęsta papka spływała mu między palcami na zniszczone spodnie. Roztarł błoto najlepiej, jak uważał, nie oszczędzając nawet twarzy. Kiedy ukończył swoje dzieło wizażu wstał i wyszedł triumfatorsko ze szklarni, wpadając po drodze wprost na zszokowanego demona.
            – Paniczu, wszystko w porządku?! – lokaj upadł na kolana i już miał zamiar wycierać zakrwawionego chłopca, lecz ten go powstrzymał.
            – Przecież to przebranie na dzisiejszy wieczór – prychnął zniecierpliwiony – nic się nie stało. To ja połamałem róże i narobiłem tam bałaganu.
            – Rozumiem, jednak pozwól mi chociaż oczyścić rany, inaczej może dojść do zakażenia – odpowiedział Sebastian, kiedy zdążył już trochę ochłonąć. – Naprawdę, zawsze mnie zaskakujesz, paniczu.
            – Jeśli już musisz, to czyść.
         – Bardzo bym prosił, abyś udał się ze mną do rezydencji – powiedział spokojnie – wówczas będę mógł fachowo zająć się twoimi zadrapaniami.
            Hrabia obrzucił gniewnym wzrokiem swego sługę i pomaszerował do rezydencji pełen kipiącego oburzenia.
            Sebastianowi trudno było zachować w tym momencie powagę, jednak postanowił nie zdenerwować hrabiego bardziej. Idąc, gryzł policzek, aby nie wybuchnąć śmiechem.
           – Naprawdę, co on sobie myślał? Czasami jego psie przywiązanie do sprawy jest aż przerażające. Żałuję, że nie widziałem, jak on się do tego zabierał. Chociaż efekt końcowy jest piorunujący.
            Jednak, jako demon, dobrze wiedział, jak szybko drobnoustroje z gleby przenikają przez uszkodzony naskórek i jak niewiele trzeba, aby stracić swój wymarzony posiłek. Nie mógł sobie na to pozwolić.
            – Podczas dzisiejszego wieczoru będę się kręcić po placu. Będziesz w pogotowiu – poinformował trochę zamyślonego Sebastiana – osobę, która przyniesie zwłoki chcę mieć żywą. Musi powiedzieć wszystko, co wie.
            – Zrozumiałem.
            – Wyruszamy o siódmej. Zadbaj o resztę.
            – Oczywiście.
            Wieczorem, tak jak założyli, byli już na placu Saxe-Cobury. Ludzie powoli rozchodzili się do mieszkań, choć na ulicy nadal panował gwar. Rozgrzany bruk grzał w stopy, a powietrze było parne. Niezmordowane dzieci goniły się po ulicach, a równie wytrwali kieszonkowcy zbierali ostatnie żniwa. Stragany zamykano, podobnie jak wystawy sklepowe. Miasto szykowało się na noc.
            Ciel odnalazł pod ściana jednego z budynków skrzynię wymoszczoną na dnie słomą. Wdrapał się po jej deskach i usiadł na pokrywie. Miał stąd widok na całą okolicę. Słońce powoli chowało się za dachami budynków.
            Gdy już całkiem się ściemniło, poczuł się odrobinę głodny. Rozejrzał się na obie strony, po czym utwierdził się w swoim przekonaniu i odruchowo sięgnął ręką do obszernej kieszeni w spodniach. Aż podskoczył, kiedy natrafił na coś ręką. Ostrożnie wyjął zawartość. Na jego kolanach w ten sposób znalazła się: pożywna bułeczka z marchewką, lizak z jego przedsiębiorstwa oraz wygodny długi szykowny sztylecik, w sam raz do samoobrony.
            – Kiedy on zdążył mi to wszystko podrzucić? Cholerny Sebastian!
            Pomimo oburzenia, przekąska okazała się bardzo przydatna. W sam raz, aby zabić nudę, nie wyglądać podejrzanie i pokonać głód.
            Kilka minut po północy, kiedy na dworze nie było już nikogo, zza rogu z jednej ulic ukazała się postać. Nie rzucała się w oczy, ale niosła na rękach drugą osobę. Dla Ciela to był wystarczający impuls do działania. Natychmiast zeskoczył ze skrzyni i schował się za nią. Osoba podeszła do rogu placu, po czym rozejrzała się wokół. Następnie ostrożnie położyła na ziemi swojego towarzysza i zdjęła z niej szaro-bure okrycie.
            To, co ukazało się oczom hrabiego, było tym, na co tak długo czekał. Młoda hinduska ubrana w tradycyjne sari, z zamkniętymi oczyma i kopertą w dłoni. Momentalnie wyskoczył ze swojej kryjówki i pobiegł w kierunku domniemanego zabójcy.
            Usłyszawszy tupot, odwrócił się i natychmiast rzucił nożem w nadbiegającego chłopca. Światło księżyca odbiło się w ostrzu i hrabia z trudem zdołał go uniknąć, padając na bruk. Poczuł mocny ból ręki.
            – Sebastian!!!
Wezwany, natychmiast zmaterializował się za napastnikiem i w paru zręcznych chwytach powalił go na ziemię.
            – Nic ci nie jest, paniczu? – spytał zmartwiony, widząc spuchniętą rękę.
            – Chyba do twoich obowiązków należy zapewnienie mi bezpieczeństwa – warknął Ciel – Gdzie się podziewałeś?
            – Wykonywałem tylko twoje rozkazy – odparł usłużnie, przydeptując i gniotąc kości dłoni napastnika, który darł się w niebogłosy.
            Hrabia prychnął i odwrócił się do człowieka leżącego na ziemi. Schwycił go za włosy na samym czubku głowy i podniósł na tyle, by móc swobodnie widzieć jego twarz.
            – No proszę, nie dość że zabójca, to jeszcze nożownik.
            – Niee, ja, ja, ja nikogo nie zabiłem! – jąkał się poturbowany napastnik.
            – To ciekawe. Chcesz powiedzieć, że tak po prostu znalazłeś tą kobietę i postanowiłeś być jej tragarzem? – mówiąc to wbił swój sztylecik w drugą dłoń niedoszłego zabójcy.
            – Ja...ja...ja wszystko powiem – jęczał.
            – Słuchamy – odparł hrabia, obracając nóż w ranie. Krzyki rannego wypełniały całą okolicę.
            – Jeżeli będziesz tak głośno, będziemy musieli cię uciszyć – rzekł hrabia, udając bardzo zmartwionego tym faktem i rozciął dłoń jeszcze bardziej.
            – Ja nikogo nie zabiłem... Te kobiety kazał mi wynosić Willibert Sorton – odpowiedział, zaciskając zęby.
            – Willibert Sorton, członek towarzystwa?
            – Dokładnie – wyszeptał.
            – Poprzednie też wynosiłeś?
            – Nie. Pierwszy raz to robię.
            – Kto wynosił poprzednie i skąd?
            – Nie wiem. Wiem tylko tyle, że jedną wynosił jego stajenny i słuch o nim zaginął.
            – Skąd?
            – I ja i on wynosiliśmy z rezydencji Sortona.
            Ciel spojrzał wymownie na Sebastiana, po czym wstał z klęczek i podszedł do ofiary po zdjęcie z koperty
            – Miałeś rację ze swoją teorią – zwrócił się do Sebastiana – daj znać Undertakerowi. Może coś wykryje. I zakończ to.
            – Yes, my lord. – Oczy rozbłysły mu szkarłatem i w minutę było po wszystkim.
            – A więc teraz towarzystwo – szepnął ni do siebie, ni do otaczającej ciemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz