Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

sobota, 5 grudnia 2015

Wspomnienia demonów, część 11


I'm Alive, I'm Alive, oh yeah,

between the good and bad is where you'll find me,

reaching for heaven.



I will fight, and Ill sleep when I die,

I'll live my life, I'm Alive!



Śpiewam to na cały głos, bo w końcu jestem po 6 kolokwiach z rzędu, żyję (!) i nareszcie zabieram się za podnoszenie poziomu opowiadań ( to trudne, ale nauczę się). 
W końcu coś mi świta w głowie, może coś stworzę, ale przede wszystkim mamy grudzień, więc święta coraz bliżej, a to oznacza światełka, choinki i inne małe rzeczy, które mnie niezmiernie  cieszą.
I dobra wiadomość dla was:
odtąd będę ponownie publikować dwa posty tygodniowo, we wtorki i w soboty.



````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~XI~~



            W środku czekało stosunkowo dużo ludzi, co zdziwiło Andatejkę. Nie spodziewała się, że aż tyle osób zostało wskrzeszonych i przyjętych na pierwszy rok. Sądziła, że są to jednostki, nieliczni, którym się udała ta sztuka, a obraz przed jej oczami zdawał się niemiłosiernie drwić z jej przypuszczeń. W końcu podzieliła się swymi wątpliwościami z opiekunem, uprzednio lekko szarpiąc za rękaw zmuszając, aby się zatrzymał. Cała ta sytuacja obdzierała z niezwykłości ich pojawienie się w boskiej akademii, a  zaczynała sprowadzać do jakiejś sztywnej reguły. Potrząsnęła głową, jakby chciała się pozbyć natrętnej myśli. Heptling wyjaśnił jej, że jest to jedyna szkoła tego rodzaju, a oddziały bogów są rozsiane po całej ziemi. Dodał także, że wielu z nich nie zdaje i zostaje wydalonych zanim ukończą akademie. Naturalnie, wiązało się to z ponowną utratą życia, tym razem ostateczną. Nikt nie potrzebował problemu składającego się z ożywionych dusz. W końcu priorytetem bogów było utrzymanie równowagi między światami poprzez skrupulatną i systematyczną pracę, a nie niańczenie nieposłusznych bóstewek.
            Andatejka pokiwała głową i rozejrzała się wokół siebie jeszcze raz. Faktycznie, była jedyną dziewczyną, tak jak mówiły plotki. Dotychczas nie przykładała do tego aż takiej wagi. Dopiero gdy naocznie się przekonała o wyjątkowości swojej sytuacji, dotarło to do niej ze zdwojoną siłą. Kolana lekko się pod nią ugięły i poczuła, jak całe jej samozaparcie ulatnia się jak obłoczki pary w mroźny dzień. Naprawdę wyczuwała chłód od tych wszystkich spojrzeń, które na niej spoczywały, a na które starała się nie odpowiadać. Uciekała wzrokiem, błądząc nieprzytomnie po podłodze, mijając tuziny stóp. Momentalnie prysła cała jej pewność siebie. Za wszelką cenę starała się tego nie okazywać i zachować spokój. Heptling zauważył tylko, jak jej noga nerwowo drży.
            Nie pchała się, starała być niewidoczna, jak bardzo absurdalne by to nie było a mimo wszystko gdy wysłano ich do następnego pomieszczenia, wszyscy usuwali się jej z drogi, szeptając po kątach. Wzrok niektórych wyrażał nieskończoną pogardę dla uzurpatorki tytułu bogini śmierci, inne niosły ze sobą bardziej pozytywny przekaz. " Kim jesteś? Dlaczego się urodziłaś? Czy będziesz tak potężna jak mówią plotki i krążące legendy?" Te wszystkie pytania niemo wisiały w powietrzu, otaczając dziewczynę z każdej strony, aż zaczęła się irracjonalnie dusić. Z trudem łapała ogromne hausty powietrza przez  rozchylone usta. Zacisnęła nerwowo materiał sukienki w dłoni i poszła na są koniec szeregu, w którym zarządzono zbiórkę.
            Jakiś czas jeszcze utrzymywał się gwar, dopóki nie wyszedł starszy mężczyzna w okularach. Dopiero teraz zauważyła, że wszyscy pracownicy tej instytucji mieli jakąś wadę wzroku. Nie wiedziała, czy to taki zbieg okoliczności, czy stoi za tym coś jeszcze. Sama widziała na razie poprawnie, przynajmniej tak jej się wydawało, ale wolała się upewnić. Przyłożyła dłoń do jednego oka, potem do drugiego. Żadnych anomalii, niepokojących znaków, nic. Wzruszyła ramionami.
            W każdym bądź razie, przemawiającemu mężczyźnie okazywano wielki szacunek, więc w jej mniemaniu musiał to być ktoś ważny. Ostrożnie wychyliła się z rzędu, żeby przypatrzyć się dokładniej, kiedy stary shinigami dał znak dłonią, aby się uciszyli.
            – Witam was wszystkich w Akademii Shinigami. Mam nadzieję, że będzie się tu czuć dobrze i nie przyniesiecie nam wstydu. Za chwilę zostaną wam rozdane nożyce do cięcia dusz. Macie je nosić na większość zajęć praktycznych, na teorię nie jest to konieczne  – tu zrobił chwilę przerwy, dając znak innym pracownikom, aby ruszyli z pudłami wyładowanymi do niemożliwości nożyczkami między zebrane audytorium     – jeśli je zgubicie, to będzie wasz problem, więc radzę uważać. I jeśli myślicie, że wszyscy, jak tu stoicie zaliczycie wszystko i opuścicie mury tej szkoły, to się grubo mylicie. Złamanie jakiegokolwiek zakazu będzie surowo karane.
            Andatejka przyglądała się ciekawie ponurym twarzom, które nie wyrażały nic poza umęczeniem związanym z przymusem bycia tutaj. Próbowała zapamiętać jak najwięcej szczegółów, które mogłyby się później okazać potrzebne. Śledziła uważnie kroki chłopaka z pudłem, który zajmował się jej rzędem. Tuż przed nią zawrócił, nic  nie wręczając i zostawiając ją osłupiałą.
            – Prze-przepraszam, nie dostałam nożyczek – szepnęła trochę zestresowana, zanim pracownik zdążył się oddalić. Z głośnym westchnieniem odwrócił się do niej i zmierzył pogardliwym spojrzeniem. Prychnął tylko mierząc ją od stóp do głów.
            – Wybacz, zabrakło broni dla ciebie – wysączył jadowicie, oddalając się z miejsca.
            W sercu Andatejki zagościł gniew. Te szumowiny są dokładnie tacy sami, jak ludzie, którzy ją otaczali za życia. Początkowy strach powoli słabł na rzecz złości. Nic dziwnego, w końcu oni wszyscy byli ożywieni, razem z ich cechami charakteru i osobowością. Odnalazła wzrokiem Heptlinga. Stał pod ścianą z założonymi rękoma na piersiach. Domyślił się, co się stało i posłał jej znak, żeby spokojnie stała i nie robiła nic głupiego. Wiedział, że jego podopiecznej nie będzie łatwo.  Miał już plan, co zrobić, a pomimo niewielkiego czasu, który z nią spędził, był pewien, że się jej uda. Przynajmniej pojawienie się bogini wprowadziło przyjemną i pożądaną odmianę w jego nudnym życiu, całkowicie podporządkowanym sztywnym regułom.
            Prowadzący mówił jeszcze o paru rzeczach, które Andatejka puszczała mimo uszu. Zaabsorbowana do granic własnymi myślami, próbowała coś wykombinować, sama w gruncie rzeczy nie wiedząc co. Dopiero po kilku minutach jej umysł był w stanie ponownie zarejestrować to, co miał do przekazania przewodniczący. Między innymi poruszył sprawę stroju. Strój bogów miał pewne wytyczne, jak powinien się prezentować i z czego składać. Nawet nie zdziwiło już ją tak bardzo, że sprawa damskiego ubioru była kompletnie nieuregulowana. Spojrzała niechętnie na swoją starą podartą sukienkę, w której umarła. Zwyczajny brązowy worek. Zrobiło się jej wstyd, patrząc na co poniektórych osobników. Kreacje prosto spod igły, na wymiar, jakby mieli być co najmniej najważniejszymi osobami na zgromadzeniu. Lekkie ukłucie w sercu był wystarczającym dowodem zazdrości.
             Jeszcze chwilę monotonny głos wprowadzał ją w stan uśpienia, więc stanęła mocno na obu nogach powstrzymując się przed rytmicznym wahaniem.
            – W razie wątpliwości, pytajcie swoich opiekunów. Wraz ze wstąpieniem w mury Akademii, zostały założone wam konta. Możecie korzystać ze zgromadzonych tam środków według uznania.
            – O czym on mówi? – zdziwiła się – Konto?
            – To już wszystko, jutro macie się stawić na zajęcia. Możecie się rozejść.
            Przy wyjściu niby przypadkiem parę osób ją popchnęło, rzucając szydercze "przepraszam", po czym każdy rozszedł się w swoją stronę. W pustej sali została tylko ona i Heptling. Z zewnątrz wyglądało to tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. Stała ze spuszczoną głową, tonąć pod białymi włosami. Odrobinę skrzywiła stopy do środka, zaciskając mocno pięści. Nic nie czuła. Miała tego po prostu dość. Dosyć. Dosyć. Dosyć. Dosyć, dosyć, dosyć!
            – Dosyć! – nawet nie zorientowała się, że od dłuższego czasu krzyczy to jedno słowo, aż Heptling obdarzył ją pytającym spojrzeniem. Dalej stał pod ścianą, wytrwale podpierając sobą sklepienie.
            – Nie pozwolę, aby mną pomiatano, tylko dlatego, że jestem wyjątkiem od reguły – chłodno rzuciła w twarz jej opiekuna, który przyglądał się jej z narastającym zaciekawieniem – nie po to się odrodziłam, aby być popychadłem.
            Wiedziała, że nie ma tyle siły, żeby samej sprostać temu zadaniu. Raz powiedzianych słów nie mogła już cofnąć. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie będzie takie proste. Zraniona duma i serce popychały do działania na przekór rozsądkowi. Podeszła krok bliżej do Heptlinga, patrząc mu prosto w oczy. Przemawiała przez nią duma i potęgą ukryta pod nędznymi ubraniami i maskowana drugą, spokojną częścią osobowości. Heptling był w stanie wyczuć jej moc wyciekającą pod wpływem silnego wzburzenia.
            – Pomożesz mi w tym – stwierdziła pewnie, stawiając kropkę nad i.
            – Więc mam rozumieć, że zaczynamy od kupna ubrania? – spytał Heptling, obdarzając kpiącym wzrokiem zaskoczoną dziewczynę.
            – Na przykład – zamilkła zawstydzona, gryząc usta, dopóki nie przypomniała sobie o czymś – I przy okazji: Co to było to konto?
            – Konto to miejsce, w którym są zgromadzone twoje pieniądze – wyjaśnił spokojnie.
            – Rozumiem. Gdzie kupimy ubranie? Chcę to mieć jak najszybciej z głowy. No i nie mam nożyczek. To gorszy problem – westchnęła ciężko – czy można je gdzieś dostać?
            – Nie, ale w twoim przypadku mam pewien pomysł – zaczął, napotykając pytający wzrok dziewczyny – I tak się wyróżniasz, więc to nie będzie problemem – Andatejka niemal świdrowała go wzrokiem, niemo domagając się odpowiedzi – Nożyce to broń tymczasowa, którą należy zwrócić, gdy się przywoła własną, unikatową broń. I my właśnie pominiemy krok z nożycami – wyjaśnił po krótce, zastanawiając się, jaki typ broni jest jej przypisany.
            – Dam radę coś takiego zrobić? – w jej głosie słychać było zwątpienie. Zwyczajnie nie wierzyła w swoje siły i umiejętności. Wbiła tępo wzrok w sieć błękitnych żyłek biegnących na jej dłoni.
            – Jestem pewien. Inaczej nie przeniosłabyś i siebie i mnie do innego wymiaru, który sama stworzyłaś podczas naszego pierwszego spotkania.
            – To było moje dzieło?! – wyrwało się jej nieco za głośno. Nie wierzyła własnym uszom. W życiu by jej nie przyszło do głowy, że to, co wówczas się stało, było zależne w tak wielkim stopniu od niej samej. "Chyba naprawdę zacznę wierzyć w przeznaczenie" – przemknęło jej przez myśl.
            – To nie do końca tak – próbowała gorączkowo wyjaśnić to Heptlingowi, chociaż bardziej to wyglądało jakby sama siebie próbowała przekonać – ja wtedy słyszałam głos, który mówił mi, co mam zrobić. To był tak jakby mój głos, ale tak jakby nie mój...
            Zaczynała się plątać w tłumaczeniu. Jak ma wyjaśnić komuś coś tak dziwnego i niezwykłego? Zdawała sobie sprawę, że brzmi jak niespełna rozumu. Im dalej zagłębiała się w to, co się wówczas stało, tym bardziej traciła wiarę w siebie, aż w końcu urwała w pół zdania i zamilkła. Co dziwniejsze, Heptling ani razu jej nie przerwał, tylko wysłuchał uważnie wszystkiego, co udało się jej przekazać.
            – Potrafiłaś przewidzieć śmierć za życia, prawda?
Pytanie opiekuna wytrąciło ją z transu.
            – Tak, skąd wiesz?
            Nie pomylił się, było tak, jak przypuszczał, wyczuwał to od jej duszy. Prawdopodobnie to nie jeszcze nie wszystko, czym go zaskoczy. To tylko wierzchołek góry lodowej. Coraz bardziej był zadowolony z wyboru podopiecznej.
            – Tak myślałem – odpowiedział wymijająco, odrzucając włosy do tyłu – Idziemy?
            – Oczywiście! – odparła z zapałem Andatejka i zdecydowanie opuściła salę, poganiając po drodze Heptlinga. Bo która dziewczyna nie lubi dostawać nowych ubrań szytych specjalnie dla niej? Oczywiście, w myślach oszukiwała się, że muszą wykonać ten krok, aby jak najszybciej zasymilować się w nowym środowisku i żeby nie musiała się przejmować swoim wyglądem. A prawda była taka, że zwyczajnie chciała wyglądać ładnie.




8 komentarzy:

  1. Hmm... Co by tu napisać... To jest mój pierwszy komentarz więc... Już wiem! Zacznę od tego, że gdy zobaczyłam następną część, zaczęłam szaleć jak głupia pozatym nie znalazłam żadnych błędów, bardzo miło się czyta. Nie umiem pisać długich komentarzy więc musi Ci starczyć taki krótki :)

    Cielois

    PS. Pzdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Komentarz taki krótki, że nawet nie potrafię się do niego odnieść, ale cieszę się, że opowiadanie przypadło ci do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę Ci powiedzieć, że jestem z Ciebie dumna. Zajebisty rozdział. Wciągający i prawie nie było błędów. Aż głupio się przyznać, ale prawie nie brakowało mi Sebcia :P
    Andatejka w akademii shinigami to ciekawy temat. Duże pole manewru i szansa na fajne sceny. Po cichu liczę, że ona spotka kogoś z tych znanych nam bogów śmierci, ale raczej się przeliczę :P No i ciekawe, co z damym Undertakerem. Ciekawe jak on sobie radzi. Nie wspominając, że ciekawe, co u małego Sebusia :P
    W sumie mam co, więcej napisać, bo było dobrze i fajnie, ale żadnych tajemnic do rozkminiania, więc chyba na tym zakończę :P
    Loffki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiem dzisiaj, bo już jestem przytomna xd
    Senpai ze mnie dumna *^* łzy wzruszenia *^*
    Prawie nie ma błędów: to cud. Trzeba to uczcić.
    Na razie oni są baardzo młodzi (wszyscy) więc dopiero za jakiś czas ewentualnie spotka Grella, gdy już będzie dorosła ( Andatejka ). I mam taki ambitny plan, bo czytelnik w końcu pozna, jak ona naprawdę ma na imię, ale to jeszcze bardzo daleko wybiegamy w przyszłość ^^ Na razie nie mam pomysłu, co zrobić z Undertakerem, bo on tutaj autentycznie dostanie role drugoplanową - ważną, ale nie najważniejszą. Na razie nie ma się co nad nim rozczulać, bo w przeciwieństwie do siostry- on ma szacunek, jest badassem, ma ziomków a ona nie bardzo sobie daje rady.
    Mały Sebuś już w ten wtorek, jak to porządnie zabetuję ^^ I w sobotę też będzie mały Sebuś, więc zgodnie z rolą mego imienia, przekazuję ci dobrą nowinę ( Adwent- przypadeq? )
    Żadnych tajemnic do rozkminiania - a weź. To jeszcze nikt nie zauważył, że w tych wspomnieniach coś nie halo? xdddd Chyba słabo mi to wyszło xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Uroczo :3
    Ma mała pazurki, to rozumiem!
    Czytam dalej

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, Andatejka w akademi shinigami mam nadzieję, że nie da sobą pomitać, ale czemu jej brat jej nie wesprze i opiekun...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Wesprze, wesprze, nie wszystko od razu. Inaczej nie było by czego opowiadać :)

    OdpowiedzUsuń