Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

sobota, 19 grudnia 2015

Wspomnienia demonów, część 14





Coraz bliżej święta ^^ Ten rozdział był pisany w towarzystwie święcących lampek choinkowych na karniszu, ale w opowiadaniu tego za nic w świecie nie znajdziecie ^^
Przepraszam, że jest krótki, ale cierpię na niemoc twórczą. Chciałabym bardzo napisać nawet pół strony więcej, ale boję się, że zepsuję, że to nie będzie dobre, w porządku, a takie myśli dopadają mnie ostatnio częściej, niż wena dobrego pisania.

Nie wiem jeszcze, co będzie z odcinkami w święta. Jeżeli zdążę je napisać, będzie wspaniale, ale jeśli nie, to już dzisiaj załączam wam świąteczny arcik z Andatejką w roli głównej.
Więc, kończąc wstęp, chciałabym Wam, drodzy czytelnicy, życzyć radosnych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia, spełnienia marzeń, ciepła przy rodzinnym stole, najpiękniejszej choinki i wzruszeń, bo je zapamiętujemy najdłużej.




`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

 ~~XIV~~





            Widmo nabierało coraz bardziej wyrazistych konturów, przybierając rysy właściwe Sebastianowi. Zszokowany demon ledwo uniósł głowę z ziemi, nie dowierzając własnym oczom. Błądził wzrokiem po całej postaci, nie mogąc się skupić na jednym, konkretnym punkcie. Zajmowana pozycja nie pozwalała mu na objęcie całościowe swego uzurpatora, przejmującego ciało pierwszego księcia piekieł. Doskonale widział czarne, połyskujące buty na artystycznie zdobionym obcasie , mniej więcej na odległości metra od siebie. Zadarte noski zdawały się rzucać mu wyzwanie, gdy pewnie zatrzymały się tuż przy jego twarzy.
             – Właściwie powinienem ci podziękować. Nie sądziłem, że dziecko mi tak pomoże  – usłyszał w swojej głowie głos.

             Sebastian z wielkim trudem wyciągnął przed siebie rozpadającą się dłoń. Trafiła w pustkę, przechodząc bez żadnego problemu przez ciało zjawy, ciężko upadając na ziemię. Fatamorgana nie zdawała się odczuwać żadnego związanego z tym dyskomfortu. Wydala tylko z siebie lekkie, pogardliwe prychnięcie. Kucnęła tuż obok demona, głaskając go po głowie ręką ozdobioną długimi, czarnymi szponami.
             – Nawet nie muszę ci nic robić. Przejmę twoje ciało i umysł, a ty zajmiesz moje miejsce. Twój ojciec i wujowie naprawdę postarali się, aby było tam zupełnie nieprzyjemnie – spojrzał zaciekawiony na leżącego demona. Pomimo opłakanej sytuacji, ciągle się nie poddawał, a z jego twarzy przebijała niezłomna wola i upór.
              – Ale co ja ci będę opowiadał, sam się niedługo przekonasz.           
            Sebastian gwałtownie potrząsnął głową, zrzucając z niej natrętną rękę uzurpatora. Nie jest jakimś pieskiem pokojowym, żeby dawać się głaskać. Nawet przegranym powinno się okazywać jakąś odrobinę szacunku. Zasługiwali na to, ponieważ mieli odwagę stanąć do walki. Gdy to nie pomogło, demon przyczaił się i wgryzł się dotkliwie w niepożądaną rękę. Tym razem jego kły dosięgły widmo, bo z ręki spłynęła wąska strużka krwi, a przynajmniej tak mu się zdawało, dopóki nie usłyszał głośnego śmiechu.  

            Pieczęć na jego piersi, pomimo ogromnej mocy, która została w niej zabezpieczona, głównie na wypadki takie jak ten, ledwo pozwala na utrzymanie funkcji życiowych przy postępującej degradacji ciała. Demoniczne zdolności regeneracyjne nie nadążały za spustoszeniami dziejącymi się na jego oczach, a także za tymi, które nieświadomie sam sobie zadawał, próbując opędzać się od widma.
            Teraz jego ręka nosiła ślady ukąszenia. Nie rozumiał tego. Przecież był pewien, że dosięgnął upiora. Widział to, co więcej, pamiętał, chociaż powoli zaczynał się zastanawiać, czy to wszystko jest prawdą, a nie jakąś halucynacją, która wywołała trucizna. W sumie to bardzo możliwe, jest już jakiś czas w krwioobiegu. Cierpiąc katusze, Sebastian ledwo wodził oczyma za zjawą, która już prawie cały jego wygląd, łącznie z charakterystycznymi butami.

            – Więc oddaj mi teraz swój umysł, czyli to, co masz najcenniejsze – sprecyzowało drugie ja, spoglądając prosto w jego oczy, świdrując go aż do dna duszy, o ile takową miał.
            Nie dał rady znieść tego spojrzenia. Czuł, jak oddziera mu mięso od kości, jak podporządkowuje sobie całkowicie jego osobę do własnej woli, zupełnie tak, jakby był szmacianą pacynką, którą ktoś porusza wedle własnego uznania w przedstawieniu, w którym wcale nie zamierzał brać udziału.
             Nie tyle gniewał się na swoją ciekawość, która go do tego pchnęła, ile na sam fakt, że przegrał, w dalszym ciągu nie wiedząc z kim. Palące spojrzenie szkarłatnych tęczówek czuł nawet przez powieki. Naprawdę jego wzrok był aż tak nieprzyjazny dla otoczenia? Czy to dlatego tak się go obawiano? Przed oczyma stawały mu urwane, wyrwane z kontekstu fragmenty wspomnień, obrazy, do których najwyraźniej próbowało się dostać widmo. Próbował zgadnąć, jaką korzyść miałby ze swojego posunięcia. Przez zaciśnięte gardło nie wydobył się żaden dźwięk. Nie da mu tej satysfakcji, chociaż ból był nie do zniesienia.

            Jeszcze godzinę temu bez problemu zabił w imię swoich przekonań, bez wahania wydzierając serce. Więc co takiego się stało, że teraz przerastał go każdy ruch? Czy to dlatego, że jego przeciwnikiem był poniekąd on sam? Czy dlatego, że był tchórzem?
            Siłą woli zmusił się, by spojrzeć mu prosto w twarz. Nie chciał umierać jak zając pod miedzą, tonąc w otchłani strachu. Serce powoli wypełniało się gniewem na samego siebie. Co to za postawa? Czy właśnie to próbowała mu wpoić matka, ucząc najważniejszych zasad panujących w piekle?! Niedoczekanie. Jest pierwszym księciem piekła, to do czegoś zobowzuje. Na przykład do opanowania sytuacji.
            Uniósł wściekły wzrok na widmo. Z jego karmazynowych tęczówek płonących mocą, wyzierał niezłomny upór. Nie podda się. Nie teraz. Nie da mu tego, czego chce. Jego umysł jest tylko do jego dyspozycji i nie pozwoli nikomu ot tak sobie do niego zaglądać, ilekroć przyjdzie komuś na to ochota. 
Zjawa nieco odsunęła się od niego, chwytając na głowę. Wzrok Sebastiana spowodował rozchodzące się w jej ciele nieprzyjemne dreszcze. Zaczęła krzyczeć i miotać się na boki, dopóki nie upadła na kolana. Demon poczuł silne szarpnięcie z tyłu głowy i zapadł się w nicość, tracąc to, co miał przed oczami na rzecz jakichś urwanych obrazów przemieszczających się jak w kalejdoskopie. 
           Obraz z każdą chwilą nabierał głębi. Raum czuł się tak, jakby otworzył starą, zapomnianą księgę z rysunkami, które nagle ożyły i powracały do trójwymiaru, wciągając go w swój świat. Zobaczył stare, opustoszałe krainy, podobne do tych z opowieści, kiedy jeszcze ludzkość nie zasiedliła ziemi. Całe równiny przykryte białym puchem, sponad którego sterczały suche drzewa, prezentując swoje połamane kikuty. Pędzący srogi wiatr wzbijał tumany śniegu, zalegające na pierwszy rzut oka opuszczoną ziemię, która okazała się być pobojowiskiem.          
             Zwłoki aniołów i demonów spoczywały przemieszane z powbijanymi palami, lancami, połamanymi masztami. Nagie miecze leżały niedbale porzucone, jakby czekając na swoich mistrzów, którzy zniknęli tylko na chwilę. Krwawy zachód słońca odbijał się w połyskującej broni i zbrojach wśród bezpańskich powyrywanych piór, otulając wszystkich do wiecznego snu. Teraz już nie było różnicy, z którego obozu pochodzili. Zwłoki leżały zgodnie obok siebie, niektóre w uścisku, chroniąc swoich towarzyszy, inne samotnie porzucone na boku.
       Jedynymi żywymi istotami byli zielonoocy, którzy w oddali kończyli spisywanie z relacji ich nagrań filmowych. Shinigami. Sebastian prychnął na ich widok. Idiotyczni pedanci, wiecznie polujący na ich rasę, bo rzekomo kradną im dusze. Zwyczajnie w to nie wierzył. Przecież mają dokładne zapiski w swoich księgach losów wszystkich na tym świecie, więc o utracie duszy tez powinna być dołączona stosowna notka. O ich broniach też słyszał wystarczająco. Przeraźliwe kosy, posiadające moc odebrania im, demonom życia. Wystarczył jeden cios w serce, by stać się kupką popiołu.
            Zaczął żywić do nich głęboką urazę i niechęć znacznie wcześniej, zanim dowiedział się o kosach bogów śmierci, ale po tym, co zobaczył, tylko utwierdził się w swoim przekonaniu. Czy słusznym, czy nie, to nie miało znaczenia. Całą winą za to, co zobaczył obarczył znienawidzoną rasę.
           Nie przepadał za aniołami, byli zwyczajnie nudni, a poza tym nie mieli tej odwagi, by przeciwstawić się Bogu tak jak jego przodkowie. W odróżnieniu do uosobienia śmierci, do nich miał zupełnie obojętny stosunek. Byleby mu nie wchodzili w drogę, a wszystko było w porządku.

             Niekiedy pojedyncze osoby wychodziły z pobliskiego lasu okalającego równinę, żeby przemieszczać się jak wierne cienie pomiędzy poległymi, szukając bliskich osób. Anioły i demony, które przeżyły, nie zwracały już na siebie uwagi. Ich wymizerowane twarze były wyprane z uczuć. Nawet sprawiały wrażenie, jakby wraz z życiem ukochanych osób z nich również to życie odeszło, tylko dziwnym trafem pozostawiono im możliwość poruszania się. Widział także, że jedni pocieszali drugich, gdy odnajdywali swoich bliskich. Wspólne nieszczęście stworzyło niemy sojusz, zapewne tymczasowy, bo nigdy nie słyszał o tak wielkiej potyczce, a stosunki z pozostałymi rasami a piekłem były ściśle określone i nie podlegały dyskusji.            Towarzyszyły im całe stada wron i wilków, przybyłych tu z nadzieją na obfity posiłek. Pokrakiwanie i wycie zlewało się z przeciągłym płaczem tych, którzy przeżyli.            
            – Dlaczego? Co tu się stało? – przemknęło mu przez myśl.
            Wtedy, pod zwałami ciał, dostrzegł kogoś bardzo podobnego do siebie. Takie same połamane skrzydła, zakręcone rogi… Już miał biec w tamtą stronę, gdy wizja uległą całkowitej zmianie.
            Dziwny, okrągły kamienny plac, do którego prowadziło co najmniej dwanaście ciemnych tuneli, by na środku spotkać się w jednym miejscu. Kolorystyka nie napawała optymizmem. Gdy jego wzrok przywykł do ciemności, zobaczył, że w każdym z tych korytarzy stoi jakaś osoba. Kto, tego nie mógł dokładnie określić. Nie był nawet w stanie orzec, do jakiej rasy należą, tak jak w poprzedniej wizji. Czy to było jakoś powiązane ze sobą? Wówczas w jednym z korytarzy dostrzegł znajomy, szkarłatny błysk oczu. Znowu ktoś, kto wygląda tak jak on. Co miał wspólnego z tymi wszystkimi miejscami? Dlaczego wydawały mu się tak bliskie, że wręcz znajome, pomimo, że widział je pierwszy raz? Czy może to była jakaś wiadomość, którą miał odszyfrować?
            Kolejne wspomnienie nie trwało już długo. Migawka pożaru, a na jego tle krążącego czarnego ptaka. Nic jasnego ani oczywistego. Wyrwał się z letargu otwierając nieśpiesznie oczy, żeby stwierdzić, że nadal jest sobą, a także, że już nic go nie boli. Widmo zniknęło, tak jak i jego wszelkie rany.
           Znowu znajdował się na wilczym wzgórzu, leżąc bezwładnie na ziemi. Pieczęć otulała go fioletową poświatą, dzieląc się ożywczym ciepłem i przywracając do życia. Oczami szukał widma, które jeszcze przed chwilą stało tak blisko, że mógł wyczuć jego oddech. Podniósł się do siadu, pożerając wzrokiem zmiany, jakie toczyły się w tej okolicy. Wszystkie kości, rozłamane płyty cofały się samoistnie do stanu sprzed uwolnienia ducha, tak samo jak jego ciało. Zaniepokojony zaczął dotykać wszystkiego, co było w zasięgu jego rąk. Nie miał pewności, czy jeszcze ciągle jest sobą, ponadto cały czas wyczuwał jego obecność.
            Kamienne filary poruszane przez niezidentyfikowaną siłę ciągle odbudowywały coś, co najwyraźniej kiedyś stało w tym miejscu. Kości i wilcze truchła zapadły się razem ze szczelinami do wnętrza ziemi, a ich miejsce zajmowała zielona roślinność. Kamienna tablica stopiła się na powrót w jedno i rozrosła się do rozmiarów małego sanktuarium. Wszystko to odbywało się przed oczyma Sebastiana, ciągle i bez przerw, dopóki nie osiągnęło statusu quo ante.
            Zszokowany demon podniósł się, podpierając rękoma z tyłu. Lekko rzucało nim na boki, więc postanowił postać w miejscu przez moment, dopóki nie wyrówna mu się oddech i jako tako nie złapie równowagi. Kiedy w końcu postawił przed sobą stopę, cała roślinności uciekała przed nim na boki. Przypisując to jeszcze halucynacji, cofnął nogę i zboczył odrobinę z kursu, obierając bardziej okrężną ścieżkę, ale znów powtórzyła się sytuacja sprzed chwili, więc tym razem poszedł dalej. Wysokie trawy szeleszcząc uginały się przed nim jakby w ukłonie, odsłaniając ścieżkę do tablicy, która pod wpływem jego obecności rozlała się, tworząc kamienną ławeczkę.
           Miejsce wyglądało na jakieś stare sanktuarium, mogące służyć do pożerania dusz. W każdym bądź razie wiedział, że wstęp do niego ma tylko jedna wybrana osoba. Zatrzymał się na chwilę, bojąc się wysunąć wniosek, który podpowiadał mu umysł, a który wydawał się taki oczywisty.
            Odwrócił się i już miał zamiar wychodzić, gdy mały języczek ognia zaczął trawić zaschniętą trawę w rogu. Wnętrze podsunęło mu wizję tego pożaru, którą przed chwilą wdział, ale szybko ją od siebie odgonił. Pomyślał tylko, że mogłoby go tu nie być. Starczy wrażeń na dzisiaj. Ogień zagasł w tym momencie, gdy to sobie uświadomił, a gdy zobaczył w swojej wyobraźni tamten wielki pożar, sucha roślinność zajęła się w mgnieniu oka.
            Wreszcie dotarło do niego, że potrafi kontrolować żywioł, rozszerzając go i kurcząc wedle własnego uznania. Za pociągnięciem ręki cała polana stanęła w ogniu, sięgającym swymi językami coraz wyżej i wyżej. Czuł bijące od niego ciepło i pasję. Co dziwniejsze, zupełnie się go nie obawiał. Instynktownie wiedział, że to jest jego umiejętność, która właśnie wypłynęła na wierzch. Był tylko ciekawy, jak bardzo może na niej polegać.
            Zamknął oczy, czując, jak całe jego ciało pokrywa się piórami, od stóp do głów. W pewnej chwili po prostu wzbił się w powietrze, jako mały, czarny ptak, zupełnie tak, jak w tej migawce, ale dobrze się z tym czuł. Tak, jakby po latach poszukiwań odnalazł wreszcie coś naprawdę interesującego.

5 komentarzy:

  1. Jezu, ponad pół rozdziału to ja nie czytałam, a uprawiałam jakiś chory maraton, mnożą sakkady z zastraszającym tempie, byle tylko się dowiedzieć tego, co było oczywiste - że Sebuś przeżyje cały i zdrowy. Przynajmniej pozornie. Bo mam wrażenie, że ta zjawa jakoś się z nim połączyła, skoro czuł jej obecność i skoro nagle odkrył w sobie moc. A skoro jedna wizja pozwoliła mu władać ognien, druga zamieniać się w kruka, to pozostaje pierwsza. Ale nad tym zastanowię się (a raczej mój mózg się zastanowi) później i napiszę Ci jaką mam teorię lub teorie, bo zawsze lubię mieć kilka.
    No i wreszcie Sebuś <3 taka radość, bo cały rozdział o nim. Co zabawne, on znowu prawie nic nie mówił xD Nie przeszkadza mi to, ale sama ostatnio o tym mówiłaś, przy okazji poorzedniego,Sebusiowego rozdziału, i tak mi się skojarzyło. Widac on nie lubi pleść ozorem bez wyraźnej potrzebny :P
    No i na koniec moje ulubione zdanie rozdziału:
    "Całe równiny przykryte białym puchem, sponad którego sterczały suche drzewa, prezentując swoje połamane kikuty." - bo "sponad którego", lubię takie konstrukcje :P
    Loffki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę opowiedzieć, o co chodzi z tą zjawą, bo spoiler T.T Ale cieszy mnie ten maraton, bo jednak każda z nas się martwi o Sebusia <3 A skoro jako Pieluszka był wstanie się przeciwstawić ojcu, to to nie pozostało bez echa i teraz...
      I były 3 wizje. Pobojowiska, tunelu i pożaru ( tak dla ścisłości).
      No ale gdyby mówił sam do siebie, to byłoby dziwne! i racja, nie lubi mówić bez potrzeby. Dobrze się czuje w swoim towarzystwie i w ciszy. I jakby nie patrzeć, opisuję to teraz jako 3-osobowy, więc takie siedzenie w jego umyśle... muszę pomyśleć i poćwiczyć. I tak walczyłam ze sobą, żeby nie wytłumaczyć od razu za dużo. Nauczyć się budować tajemnicę - priorytet na chwilę obecną.
      <3

      Usuń
  2. Cudowny rozdział :). powiem szczerze nie na to czekałam 'ale to nie moje opowiadanie' myślałam że spotka jakiegoś nom szamana który opowie mu coś o Cielim. Ale powiem szczerze to mi się też podobało ala jak dla mnie za mało dialogu i monologu. Czekam na następny rozdział.
    JackiPerła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szaman w piekle XD Pomysł świetny, tylko kto wówczas by sprawował taka funkcję? No i nie uważasz, że skoro jako niemowlę dał radę mentalnie przeciwstawić się ojcu, to później ta umiejętność powinna się rozwinąć, albo pozostać przynajmniej na stałym poziomie?
      Dialogi jeszcze będą, a monolog... dzięki za sugestię. Zobaczę, jak to będzie mi dalej wychodziło. ( Bo ja się ciągle uczę, jak trzeba pisać takie coś). Możliwe, że następny będzie we wtorek, ale to zależy od tego, jak będzie u mnie dzisiaj z myśleniem i dostępem do komputera ^^ Problemy bardzo nie piekielne.
      Do zobaczenia :)

      Usuń
  3. Hej,
    wspaniale, o tak Sebastian przeżył choć mam wrażenie, że jednak połączył się z tą zjawą, bo cały czas czuł jej obecność jak i odkrył w sobie moc...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń