Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

sobota, 19 listopada 2016

Wspomnienia demonów, część 53

Witajcie! Do rąk przekazuje kolejną część, chociaż mi nieco smutno, bo się postarałam i opublikowałam dwie części w tygodniu, a ta środowa spotkała się z zaskakująco małym odzewem… Zdaje sobie sprawę, że zdążyłam przyzwyczaić was do czegoś innego, ale nie miejcie mi za złe. Myślę, że każdy na moim miejscu czułby podobnie. Niemniej jednak, gdyby ktoś przeoczył, to jest jeszcze środowa część do przeczytania przed tą poniżej.
Dla usystematyzowania: Akcja teraźniejszego rozdziału toczy się w roku 1028, natomiast poprzedni cztery lata później. Sądzę, że data ta pomoże Wam w czytaniu, gdyż wszelkie wydarzenia poniżej są zaczerpnięte z historii. To Sebuś jest tam na dolepkę J
––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––
~~ LIII ~~



Sebastian nie mógł sobie pozwolić na zbyt długi pobyt w piekle, nawet pomimo zamieszania, jakie wywołał swoimi decyzjami odnośnie młodej bogini. Był zmuszony wracać na ziemię i dokończyć swój nieszczęsny kontrakt. Dlatego postanowił – mimo ogromnej niechęci, a nawet odrobiny strachu – poprosić o oficjalną audiencję u ojca ( bo w jego przypadku, im więcej świadków, tym lepiej  ) i poprosić o zgodę na kontynuowanie swojej misji, uzasadniając konieczność złamaniem paktu, jeśli się z tego nie wywiąże. Król wysłuchał i przychylił się do prośby, a młody książę odchodził z fioletowych murów z lekkim sercem i myślą, że wszystko będzie dobrze. Na razie nie powiązano go ze zniknięciem,  a wierzył, że jeśli sam zniknie z oczów poddanych na jakiś czas, to tym bardziej nikt nie będzie drążył. Poniekąd, sam życzył sobie, aby to się stało.
                Przed samym odejściem udał się do miejsca zesłania jego matki, po czym dał tylko lakoniczną wiadomość, że znowu idzie na ziemię, a jego rodzicielka spojrzała na niego i zbyła ruchem dłoni, uprzedzając, aby nie narobił sobie tym razem problemów.
                Co się działo z Sethem, Rauma zupełnie nie obchodziło. Dowiedział się lepiej, niż ktokolwiek inny, z pierwszej ręki o całym zajściu i bynajmniej nie winił dziewczyny. Uważał, że złotooki sam sobie jest winien, bo to nie był pierwszy raz, gdy z jego komnat wypadały przerażone demonice i shinigami nie była żadnym wyjątkiem. No dobrze, była, pod względem swojej rasy, ale nie zajścia tak powtarzalnego, że aż nudnego w swej monotonii.
                Tym razem, nauczony doświadczeniem, Raum przygotował się mentalnie, że pierwsze chwile na Ziemi, gdy przejdzie przez Heksametonium, będą dla niego bardzo, bardzo nieprzyjemne. Na miejsce otwarcia przejścia za bardzo nie miał wpływ, ale postarał się, by znowu to było gdzieś na obrzeżach lasu, z dala od ludzkich oczu, po czym korzystając ze swoich piekielnych możliwości gnał przez las, aby dostarczyć pismo do jednego z popierających obecnego księcia, a jego kontrahenta, Roberta, gdy tylko jego zmysły w pełni dostosowały się do nowych warunków, a uszy przywykły do świergotu ptactwa. Teraz już wystarczyło tylko zjednać się z wiatrem w drodze powrotnej oraz znowu ubrać się w te niewygodne szaty, które momentami doprowadzały demona do szału.
                Po pierwsze, idiotyczne rajtuzy, na które musiał zawiązać łapcie, ubliżające butom, jakie nosił w piekle. Były dla niego źle skrojone, niewygodne, co gorsza, bez obcasów! Ale gdy pomyślał, ż i tak jest jednym z uprzywilejowanych, którzy mieli najlepsze rzeczy tuż po królu, to był gotów się wściec. Jak cywilizacja mogła upaść przez zaledwie paręset lat do takiego poziomu? No i ta kolczuga, ze specjalnie zrobionymi dłońmi przypominającymi rękawiczki przyszyte do kombinezonu. Zmiłujcie się, jeśli to miało uchronić od kul czy strzał! To było przede wszystkim niesamowicie ciężkie, niepraktyczne i spowalniające. Dzięki swoim demonicznym umiejętnościom zamienił swoje ubranie na te łachy w jego rozumieniu, chociaż i tak starał się je maksymalnie odciążyć oraz dostosować do swoich potrzeb, jednak w taki sposób, aby nie wyróżniać się od pospólstwa, w które przyszło mu się wtopić.
                Już nawet nie chciał wspominać o hełmie, który nie dość, że był brzydki, a wyglądem przypominał nocną wazę, to znacznie ograniczał mu pole widzenia. Jednak musiał, dla dobra kontraktu pocierpieć, obiecując sobie, że może faktycznie te wszystkie wyrzeczenia warte są duszy, którą na koniec zje. Wyszarpie jeszcze z gorącego ciała, które będzie zalewało się krwią, rozsiewając dookoła subtelny aromat, tak bliski jego sercu.
                Zarzucił tarczę na konia, którego nabył w najbliższej miejscowości, zostawiając po sobie taką sumę pieniędzy, że mieszkańcy zasypali go błogosławieństwami, gdy opuszczał osadę. Nie były mu do niczego potrzebne, ale bawiła go w duchu ta ludzka służalczość i fakt, że za pieniądze są gotowi zrobić prawie wszystko.
                Warto to zapamiętać na przyszłość – przemknęło mu przez myśl, po czym lekko odbił się z ziemi i zajął miejsce w siodle, ujmując lejce zwierzęcia i momentalnie narzucając mu swoją wolę.
Przyszła najgorsza część jazdy. Był zbyt blisko Falaise, tam, gdzie spodziewał się zastać Roberta, a z racji bezpieczeństwa wolał udawać strudzonego podróżnego niż poirytowanego demona wracającego z rodzinnych stron. Bujanie się w kulbace nużyło go niemiłosiernie, ale zacisnął zęby i odruchowo sięgnął dłonią, by odrzucić swoje włosy z pleców. Poczuł bolesne ukłucie w sercu, gdy jego dłoń trafiła w pustkę, a najdłuższe czarne kosmyki załaskotały w twarz. Na moment stracił nad sobą panowanie i łysnął wściekle czerwonymi oczami spod hełmu, wzbudzając przerażenie w stadzie wron, które wyczuwszy gniew swojego króla, wzbiły się w powietrze, niosąc żałobne krakanie, nasączając wiatr nutką smutku.
                Na wszelki wypadek wstąpił po drodze do karczmy, gdzie zamówił kufel grzanego piwa, którym zamierzał potorturować swój żołądek, ale jednocześnie posłuchać, czy za jego tydzień nieobecności nie wydarzyło się coś dziwnego.
                Nawet nie doczekał swojego zamówienia, bo po piętnastu minutach miał dość bezmyślności swojego kontrahenta. Wyszedł niezwykle wzburzony, kontrolując się na każdym kroku, aby jego cień nie uległ zniekształceniu, bo ludzie zaczynali już szeptać między sobą, że hrabia Hiemois chyba zawarł pakt z diabłem, ale to już pal licho, głupi jest to mówi, ale to, co zrobił, przerosło jego najśmielsze oczekiwania.
                Zmusił konia do szalonego galopu, denerwując się, co tak wolno biegnie i że sam pokonałby ten dystans w co najmniej dwukrotnie mniejszym czasie, po czym przemierzył nareszcie most zwodzony do zamku otoczonego z wolna narastającego złą famą hrabiego Roberta le diable, zsiadł pośpiesznie i zostawił zwierzę dla tutejszej służby, rzucając im monetę, aby dobrze oporządzili jego konia i nie zadawali zbędnych pytań.
                Teraz chciał przede wszystkim znaleźć Roberta i najchętniej cisnąć jego głową o ścianę. Marzył o byciu królem Normandii – niech sobie będzie, chciał mieć zapewnioną sukcesję – to też da się załatwić, ale swoim postępowaniem podważa cały autorytet, jaki powinien otaczać przyszłego władcę! A jak na razie, to Ryszard jest królem, chociaż związanym z nimi masą umów i tajemnicą milczenia, w przeciwnym razie mógł się spotkać z niezadowoleniem samego księcia piekieł.
                – Nie możesz teraz wejść. Hrabia jest zajęty – odezwał się jakiś buc, zagradzając mu drogę, machnąwszy lancą tuż przed samą twarzą. No tylko tego brakowało. Demon policzył do pięciu, bo do dziesięciu nie zdołał i spojrzał na niego tak strasznym wzrokiem, że nie musieli długo czekać, aby usłyszeć, jak ciecz obija się o klepisko zamku. Cień niezadowolenia przemknął przez twarz demona, szpecąc jego oblicze, gdy był zmuszony przesunąć się nieco na bok.
                – Mam pilną wiadomość do przekazania bezpośrednio – wycedził przez zęby, zostawiając wartownika nie tylko z plamą na tyłku, ale i na honorze. Nawet z daleka uderzył go zapach nieczystości, więc tylko przyśpieszył kroku i nie zadając sobie trudu o zbędne pukanie, wszedł do środka, zastając Roberta szykującego się do wyjścia.
                – Mogę wiedzieć, co aż tak zauroczyło cię w tej… Damie? – zapytał chłodnym tonem, mierząc księcia rozgniewanym wzrokiem. Od razu zdjął też hełm, bo mu już wszystko zaczynało przeszkadzać, ale to było niczym, w porównaniu z tym, co zrobił jego kontrahent w zaledwie tydzień jego nieobecności.
                – O to samo mógłbym się spytać odnośnie twoich włosów. Czyżby jakaś honorowa potyczka? – zakpił Robert, nawet nie zdając sobie sprawy, jak uderzył w tym momencie demona. Warknął, ledwo mogąc się opanować, ale dawał z siebie wszystko. Przeszedł się po pokoju, gdy usłyszał kolejne pytanie. – Dostarczyłeś listy?
                – Wątpisz w moje umiejętności czy moją lojalność?
                – Ależ skąd – żachnął się mężczyzna, bawiąc się w duchu. – Jesteś najlepszym kurierem, jakiego miałem.
                – Dziękuję za komplement, panie – rzucił ironicznie Raum, teatralnie skłaniając się przed swoim panem, dopóki kontrakt nie zabolał go nagle tak, że z trudem się podniósł. Przesadził? Pakt próbował mu coś przekazać?
                – Coś się stało? – zapytał z udawaną troską hrabia.
                – Ależ skąd. Proszę się nie kłopotać – odparł ledwo demon, starając się wyprostować. – Dotarły mnie alarmujące wieści. Otóż wystarczy, by nie było mnie tydzień, podczas gdy ty, mój panie – dodał ironicznie, chociaż opłacił to bólem w dłoni – zapraszasz pierwszą lepszą dziewczynę, aby wjechała do zamku z honorami i przyznajesz jej tym samym status metresy. Wiesz, skoro na poważnie myślimy o twoim życzeniu, to potrzebujesz za żonę kogoś, kto swoją pozycją umocni twoje rządy. Tymczasem ty zadowalasz się pierwszą lepszą. A jeśli nie, to ja mogę  w każdej chwili wypowiedzieć ci służbę i na tym zakończymy naszą znajomość – rzucił oschle demon, czekając na wyjaśnienia.
                Robert spojrzał na niego wzrokiem pełnym oburzenia, potem takim, jakby chciał mu powiedzieć „ jesteś męczydupą”, ale szkoda mu było słów dla kogoś jego pokroju.
                – Zobaczyłem ją z wieży, gdy garbowała skóry. Może kontrakt zabrania mi nawet uciech, co, Sebastianie? – zapytał z lekkim wyrzutem w głosie.
                W tym miał rację, ale demon nie zamierzał dać się spłoszyć.
                – Nie obchodzi mnie, z kim spędzasz czas, tak długo, dopóki nie ma to wpływu na nasz kontrakt, to wszystko – odparł, ciągle obserwując hrabiego i próbując zrozumieć, co takiego w niej widział. – Chciałbym ją zobaczyć – dodał po chwili.
                – Nie ma takiej potrzeby.
                – Nalegam – uparł się demon. – Może właśnie sprawa sukcesji się rozwiąże przy okazji. Chciałbym ją zobaczyć – powtórzył spokojnie, acz pewnie i zdecydowanie. – Jak ma na imię?
                – Herleva – odparł niechętnie Robert, ale widząc, że nic nie wskóra, uległ prośbie.
                Tak jak się spodziewał, książę otoczył ją wszystkim, czego tylko pragnęła, a także przydzielił jej służbę, obrzucił upominkami i ślepił się w nią jak w obrazek, czego demon już zupełnie nie mógł zrozumieć. Nie miała w sobie nic, czym przykułaby jego, demoniczną uwagę, ale przynajmniej wyglądała na zdrową, czerstwą kobietę.
                – I tak będziesz musiał poślubić kogoś odpowiadającego ci pozycją – dokończył, zabierając się z miejsca.
                – Wracajmy, chcę jeszcze o czymś z tobą porozmawiać – rozkazał Robert, a takiej prośbie demon oprzeć się nie mógł, chociaż tak naprawdę nie chciał go już widzieć.
                Wystarczy, że był odpowiedzialny za przyszłość tego człowieka, a ponadto on jakby celowo robił mu na złość. Aż poczuł chorą satysfakcję, gdy przypomniał sobie, jak taki mięczak jak on bał się ciemności. Że go pochłonie. Ha, ha, ha. Przecież sam sobie wybrał taki los.
                – Podczas twojej nieobecności myślałem nad czymś – zaczął hrabia, wskazując demonowi miejsce, które miał zająć, dokładnie naprzeciwko  jego. – Ryszard zaczyna być bezużyteczny.
                – Masz rację, panie – zgodził się Sebastian, a ponadto coś mu podpowiadało, że mogło się zrobić ciekawie. W końcu, umowa traktowała o zdobyciu tronu i najwyższa pora była sięgnąć po to. Nie zamierał jednak popędzać ani naciskać na swojego człowieka, przyjął założenie, że jeśli sytuacja stanie się bardziej odpowiednia, sam się tym zajmie, chyba, że wcześniej wyjdzie taka propozycja od jego przełożonego. No i nie zawiódł się, nazbyt wydumane ambicje nie zamierają.
                – Chciałbym, abyś się tym zajął. Ma zginąć, abym mógł spokojnie przejąć koronę. A ty masz rozwiązać problem, ewentualnie zabić niewygodnych świadków. Daję ci wolną rękę.
                – Nie lepiej by było sprowadzić na niego jakąś chorobę? Inaczej wiele osób będzie w stanie powiązać cię z tym faktem i posądzić o bratobójstwo, a tego byśmy nie chcieli – zauważył Sebastian. Dla niego było zupełnie bez różnicy, jaką hrabia podejmie decyzję. On był tylko narzędziem, nie czuł się odpowiedzialny za całe przedsięwzięcie. Jego celem było doprowadzenie paktu do sfinalizowania, a to, jakie błędy popełni na tej drodze Robert, zupełnie nie zaprzątało umysłu demona.
                – Nie. Chcę, żeby zniknął i to ty masz to zrobić. Czasami miewasz rację – przyznał demonowi, nieco się nachylając w jego stronę – nie mogę zwracać na siebie zbytniej uwagi. Zrób to tak, aby nikt nie odnalazł jego ciała.
                – Tak, mój panie – wyrzucił z siebie demon, a wiążąca ich więź zmusiła go, aby wstał i nieznacznie się przed nim ukłonił. Klękać nie miał zamiaru. Niech ten pakt mu urwie rękę.
                – A, i jeszcze jedno. Chcę, abyś był moim pierwszym, najbardziej zaufanym doradcą w sprawach państwowych – poprosił, po czym dał znać demonowi, że jest wolny i że może odejść.
                Sebastian z przyjemnością oddalił się nie tylko sprzed oblicza władcy, ale i z całego budynku, przemierzając pewnym, sprężystym krokiem dziedziniec. Nie było pory, by nie kręcili się na nim służący, zawsze było coś, co należało wykonać. Czy to przynieść kosze z pieczywem, czy z bielizną, czy to przekazać komuś wiadomość. Zamek tętnił swoim własnym życiem bez względu, kto obecnie sprawował nad nim pieczę. Wiadome było jedno: nie ważne kto by nie rządził, i tak nikt nie opanuje tego wszędobylskiego brudu, gromadzących się śmieci w rogach czy kur bezmyślnie pędzących w popłochu po dziedzińcu i zanieczyszczających odchodami trasę, po której każdego dnia przemierzała blisko setka ludzi.
                Mijając zagrody, niebywale zręcznie przemykając się korytarzami, jak na zbrojnego, Sebastian dotarł do stajni. Bez problemu odnalazł swojego wierzchowca, jak również z zadowoleniem stwierdził, że drobna zaliczka przyniosła doskonałe efekty. Koń był nie tylko należycie oporządzony, ponadto w boksie wymieniono zupełnie podściółkę, nanosząc czystej słomy, wyczyszczono zwierzęciu kopyta, a w koryto nasypano pysznego owsa. Rozejrzawszy się po otoczeniu i nie znajdując w niej nikogo, Sebastian zrzucił z siebie znienawidzone, kolczaste wdzianko i położył się w pachnącym sianie, gdyż według jego przeprowadzonej dedukcji, było to najprawdopodobniej najczystsze miejsce na zamku.
                Skoro miał odpowiadać za stan królestwa, musiałby zorientować się w sytuacji politycznej i zastanowić się, kogo najlepiej poprzeć, aby w zamian liczyć na ich poparcie w sukcesji do tronu Roberta. To nie wydawało mu się trudne, jednak był bezradny, gdy szukał motywów, by zrozumieć, dlaczego sprowadził akurat tamta dziewczynę.
                Ciekawe, czy tamta mała sobie poradziła – pomyślał, odbiegając myślami od spraw Normandii i biegnąc w kierunku białowłosej bogini. Ot, miła przygoda, a ponadto świadomość, że gdzieś tam na tej ziemi błąka się ktoś, kto uważa go za przyjaciela, mile ogrzewała jego serce. Pewnie z czasem zacznie go nienawidzić, jak przystało na porządnego, nudnego i pedantycznego do choroby Boga śmierci. A może powinien podesłać jej parę dusz, jeśli ją kiedyś zobaczy? Z całej bezkształtnej paplaniny pamiętał, że pochodziła jako człowiek gdzieś z tych stron. Jednak nie życzył sobie ją widzieć. Zrobił, co do niego należało, a najwyżej przygarnąłby jedno takie zwierzątko, które zwieńczało jej kosę śmierci.
                Płynnie z jednego tematu jego myśli powróciły do problemu, jakim okazało się usunięcie Ryszarda. Nareszcie coś, przy czym obiecywał sobie troch zabawy. Jak powinien go zabić? Krótko, szybko i bezboleśnie, a może przedstawić się i powiedzieć, że no niestety, taka sytuacja. Albo poznęcać się nad nim, chociaż ta trzecia opcja wcale mu nie przypadłą do gustu. Znęcać się nad kimś, kto na to zasługuje – spodziewajcie się Michaelisa w pierwszym rzędzie. A tak, to tylko jego praca, musi pozbyć się człowieka, koniec, kropka. Czyli najlepiej by było, gdyby zrobił to w miarę po cichu i bezboleśnie, jak na demona przystało.
                Kolejną rzeczą, którą musiał rozważyć, był czas. Lepiej trochę odczekać i po cichu załatwić sprawę, czy jednak lepiej będzie od razu, bezpośrednio po otrzymaniu rozkazu? Jak będzie lepiej dla jego pana?
                Ostro zakończone badyle zaczęły przebijać się przez materiał demona, podrażniając jego nieskazitelną skórę, więc książę ciemności zaczął się wiercić w poszukiwaniu idealnej pozycji, potęgując jedynie nieprzyjemne doznania. I tak, chcąc nie chcąc, został zmuszony wstać, otrzepać włosy z resztek traw i śmieci, jak również swoje ubranie, które nie pozostawało bez szwanku po małej drzemce. Jednak nie drażniło go to aż tak bardzo, bo przynajmniej pachniał naturą. Wówczas wpadł na genialny pomysł. Lekkim truchtem wybiegł z zamku i udał się, bez obawy, że jest śledzony, do pobliskiego stawu, by się wykąpać. Liczył na to, że wysiłek fizyczny wpłynie pozytywnie na jego zdolność myślenia i zdoła wpaść na jakiś dobry pomysł w tak zwanym międzyczasie. 

3 komentarze:

  1. "zniknie z oczów poddanych" - ej no weź, to już nawet zabawne nie jest xDDDD
    "czy za jego tydzień nieobecności nie wydarzyło się coś dziwnego. " - co?
    "kolczaste wdzianko" TT_TT

    Michaelis ma okres? Przez cały rozdział zachowuje się jak obrażona, nadęta księżniczka. Tu mu źle, bo trzeba się przebrać, tam gorzej, bo się pokłonić. W ogóle wszystko wszędzie źle i właściwie czego on chce? Nie wiem, ale mam wrażenie, że bóldupił bardziej, niż kiedy zjawił się w tym świecie po raz pierwszy.
    I w kontekście tego to jego ciepłe ogrzewanie serca na myśl o dziewczynie brzmi zwyczajnie komicznie. To była ironia? XDDDD
    Ja wiem, że miało być "nie zapomniał o niej do końca", ale przez jego wściekliznę macicy efekt wyszedł nie do końca taki, jaki miał wyjść xDDDD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno dawno temu, w lipcu może Sebuś okłamał Roberta, wziął sobie list do dostarczenia i wrócił do piekła, dlatego w ludzkim świecie nie było go tydzień. No i jednak powrócił z urlopu, to chyba normalne, że nie uśmiecha mu się na widok służenia z musu. Może kiedyś mu się odmieni. Zresztą, ja mu się nie dziwię z tą Herlevą xD Bo przekazy są genialne, mówię ci.
      Poza tym, to było Śmierdzące, zawszone stulecie ( właściwie, całe średniowiecze) no a Sebuś esteta tego nie toleruje. On znał świat starożytności, więc obrcne obyczaje są dla niego barbarzyństwem, stąd bóldupi ile wlezie.
      No a to ogrzało jego serduszko to tylko takie zaznaczenie, że miło ją wspomina i to wszystko, w przeciwieństwie do Andzi, która postanowiła się zakochać xD

      Usuń
  2. Eee... To na początek może przeproszę za zbyt długie nie zostawianie śladu obecności. Gomene *klęka i błaga o wybaczenie* Powiem tak: Nami ma rację, Sebastian przez cały rozdział zachowuje się jak rozpieszczona księżniczka, która właśnie dostała okres, więc bez kija nie podchodź. Ale poza tym wyszło fajnie. Ciekawi mnie w jaki sposób demon postanowi pozbyć się Ryszarda i mam nadzieję, że moja ciekawość zostanie szybko zaspokojona. Teraz będę trochę bóldupić, ale... POŻYCZ MI TROCHĘ SWOJEJ WENY, PROSZĘ! Ostatnio mi tej weny brakuje i na moim blogu już z miesiąc nic się nie pojawiło, ale cóż... Trudno się mówi. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń