Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

niedziela, 13 marca 2016

Wspomnienia demonów, część 27

Witam w części, która pojawiła się później i wcale nie zamierzam z tego powodu nikogo przepraszać. Ostatnio sprawiacie wrażenie, jakby niewiele was to wszystko obchodziło, mnie zresztą też przestaje.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXVII~~


            Do zlewającego się szumu ludzkich głosów dołączył teraz radosny i niczym nieskrępowany pisk dziewczyny. Niespodziewane wysokie tony obudziły chwilowy dreszcz obrzydzenia w kocim przewodniku. Dźwięk przeszywał niemal na wskroś jego maleńki móżdżek, świdrując ocalałe resztki tak, by nic z nich nie zostało. Zniesmaczone zwierzę przerwało na moment swoją toaletę, odrywając aksamitną, czarną łapkę od pyszczka, zupełnie tak, jakby chciało nią przysłonić uszka, złożone po sobie na trójkątnym łebku, zyskując pewność, że przetrwa tę szczególną apokalipsę. Przyszło jej na myśl, że jej nowa pani jest właściwie niepoczytalna oraz że z cała pewnością może ją uważać za niezrównoważoną psychicznie. Niezadowolone wąsiki opadły na boki, nerwowo podskakując, ilekroć głos przybierał na sile. Jak można być tak hałaśliwym? Co prawda, gwar rozmów, szeptów i płaczów utrzymywał się w tym wymiarze cały czas, dryfując od jednego brzegu nicości do drugiego, ale amplituda jej możliwości wokalnych to czysta przesada.
            Na razie wolała się nie wtrącać. W ogóle przepełniała ją duma, że gdyby nie ona, bogini w życiu nie znalazłaby się tu tak szybko. Aksamitne futerko zjeżyło się na karku, gdy wszystko wróciło do względnego hałasu. Gdyby białowłosa wiedziała, gdzie dokładnie znajduje się ich wymiar i dlaczego jest tak ponury, pewnie by nie uwierzyła, dlatego kotka nie zamierzała się na razie dzielić tą wiedzą. Wszystko w swoim czasie. Tylko czy ona będzie w stanie dzierżyć tak potężną moc, która czerpie swoje źródło właśnie tutaj? Narastające wątpliwości nie napawały przesadnym optymizmem.
            Pozostało tylko nie zamartwiać się na zapas i zaakceptować ten fakt, że dziewczyna sprawia wrażenie roztrzepanej i zupełnie nie nadającej się do nowej roli. Jednak wraz z życiem Andatejki życie jej broni również dobiegnie końca, a zwierzątko wcale nie chciało umierać tak szybko, więc wmawiało sobie, że jego pani da sobie radę, inaczej nie stworzyłaby swojego świata właśnie tutaj! Nawet starożytni bogowie byli bezsilni wobec tego miejsca. W końcu odnalazła to, czego szukała, a towarzyszący jej wybuch radości przepełnionej aż po brzegi euforią dawał złudną nadzieję, że naprawdę chciała ją odnaleźć. Tak, jakby naprawdę jej na niej zależało. Przyjemne ciepło wypełniło małe, zwierzęce ciałko. Czy to był znak, że ktoś ją potrzebował?  
             Na podstawie swoich doświadczeń i z tego, co dotychczas się wydarzyło, Andatejka spodziewała się trudności i niepowodzeń, a przynajmniej kilkukrotnego podejścia do sprawy, zanim szczęśliwie doprowadzi ją do końca. Nie sądziła, że pójdzie tak łatwo, a tymczasem pozytywnie się rozczarowała. Bała się założyć, że zła passa powoli się kończy i pozostanie tylko wspomnieniem, jakby samo myślenie o tym mogło negatywnie wpłynąć na przyszłe wydarzenia i zakląć rzeczywistość na niekorzyść. Zasadniczo nie była przesądna, ale w ważnych sprawach wolała nie ryzykować.
             Białowłosa starała się opanować z całych sił i w myślach powtarzała mantrę, żeby nie wyrwać się i nie pognać przed siebie na oślep, byle w końcu móc już dotknąć upragnionej broni. Obawa, że narzędzie może się rozpłynąć w powietrzu skutecznie ją powstrzymywała przed przemożną potrzebą poczucia tego ciężaru we własnych dłoniach. Ku jej szczeremu zaskoczeniu, broń nie była żadną z typowych, jaką sobie wyobrażała. Spodziewała się najpierw odnaleźć jakieś duże nożyce na wzór tych, które były rozdawane w Akademii. Właściwie, nie wiedziała nawet, dlaczego akurat nożyce. Było tyle rzeczy, o które chciała zapytać Heptlinga, a jeszcze więcej, o których zamierzała opowiedzieć bratu. Wciąż pamiętała o swojej prośbie. Odnajdzie go, gdy tylko wrócą do Akademii i opowie o wszystkim.
             Później ideę nożyc wyparła wizja ogromnego miecza, takiego, jakiego się używało na turniejach, tylko nie przemyślała, jak to niby miałoby uszkadzać dusze. Jeszcze do niedawna sądziła, że to coś niematerialnego, czego nie można zobaczyć ani poczuć żadnym ze zmysłów. Teraz nie była pewna, czy przypadkiem cinematic records, które widziała parę godzin wcześniej, nie były właśnie jej elementem. A jeśli nie miecz, to może kusza, chociaż one były bardzo ciężkie, a przynajmniej takie słyszała opowieści od wędrownych grajków, którzy chętnie wystawiali drobne przedstawienia bądź umilali wieczory swoimi pieśniami, których znali bez liku. Dziewczynka zdołała kilka zapamiętać ze słuchu i nauczyć się na pamięć, a kiedy nikogo nie było w pobliżu, nuciła sobie pod nosem dzieje walecznego Rolanda lub inne, dość popularne chanson de geste, traktujące o dworskim życiu i jego miłosnych problemach bądź bardziej słoneczne virelai.
            Dotykając idealnie wyważonego ostrza pokrytego motywem krzewu różanego tuż przy samym brzegu przypomniała sobie, jak kiedyś znaleźli z bratem nieżywego rycerza. Tamtego dnia bawili się w berka, ganiając po okolicznych łąkach, dopóki oboje nie wyczuli czegoś dziwnego i za namową intuicji nie poszli sprawdzić, co to takiego. Przedzierali się boso przez kłujące zarośla, dopóki zdyszani nie dopadli do rozdroża. Nieopodal traktu dostrzegli zmęczonego konia. Boki wymizerowanego zwierzęcia pokrywały białe płaty piany, powoli opadające do podgniłych kopyt. Siostra schowała się za ramię Undertakera, szepcząc mu na ucho, że wierzchowiec chyba nie ma podków, albo bardzo długo jechał przez mokradła, a przecież takich nie było nigdzie w pobliżu, inaczej by je znali. Wówczas mężczyzna zachwiał się niebezpiecznie w siodle i osunął na ziemię, nie wstając z niej już więcej. Dzieci nie miały wątpliwości, że człowiek, którego znaleźli, zasnął snem wiecznym. Wskazywało na to wszystko: bielmo na oczach, sztywność a także to, co ich tu przywiodło. Instynkt, dzięki którym przeczuwali nadchodzącą śmierć.
            Ciężki miecz, zapewne z jednej z wypraw krzyżowych podczas upadku odczepił się od pasa i upadł z brzękiem jakieś pół metra dalej. Zanim przyciągnął uwagę rodzeństwa na tyle skutecznie, na ile był w stanie, dzieci pochyliły się nad zwłokami, sprawdzając, czy nie ma czegoś, co można by bez obaw sobie przywłaszczyć. Naturalnie, białowłosa nie miała wówczas pojęcia, ani kim był, ani skąd pochodził czy dokąd zmierzał. Z biegiem czasu sprawa nie wyjaśniła się ani odrobinę, a w związku z tym nie czuła nawet żadnego żalu czy coś w rodzaju niezaspokojenia. To było tylko jedno ze wspomnień, niczym się nie różniące od pozostałych. Zwłoki były jej obojętne.
            W głowie usłyszała kawałek własnej rozmowy, prowadzonej na tamtym rozdrożu, kiedy jeszcze była człowiekiem. Niespodziewanie zrobiło się jej przykro. W myślach ganiła się, że nie ma czego żałować, ponieważ tamto życie było podłe i ciężkie, a teraz przecież otrzymała od losu szansę. A jednak czuła żal, coraz bardziej ją ogarniający, ilekroć pamięć podsuwała jej kolejne fragmenty.
            – Zabiorę mu miecz! – zaproponowała Andatejka, chwytając ciężką, toporną rękojeść z jękiem. Z olbrzymim wysiłkiem dźwignęła go z ziemi, sapiąc cieżko. Nie odciągnęła go nawet o kilka centymetrów, bo upadł jej ponownie głucho na ziemię, rozcinając skórę na dłoniach i nodze.
            – Lepiej go zostaw. Jeszcze będziemy mieli przez to kłopoty – upomniał ją brat, podchodząc bliżej i przykładając liść babki na stłuczone kolano siostry.
            – Ale on był taki ciężki – wyszlochała dziewczyna, wycierając nos w rękaw.  
            – To po co go brałaś? – zapytał Undertaker, odgarniając opadające włosy na brudną twarz.
            – Bo był fajny – odparła z takim przekonaniem i błyskiem w oczach, że przekonałaby każdego,  zapominając, że jeszcze przed chwilą płakała.
            Andatejka roześmiała się w duchu, przypominając sobie to wszystko. Gdyby brat stał tu obok, czuła by się pewniej, ale go nie było. Jego obecność rekompensowała czyjaś inna. Zerknęła przez ramię do tyłu, czy kot ciągle jest na swoim miejscu.
            – Nic dziwnego, że żałujesz. Przecież to było jedyne życie, jakie znałaś. Nie musisz się za to potępiać. – usłyszała ten spokojny głos i aż podskoczyła w miejscu. Słyszał? Słyszał to, o czym teraz myślała? – Tak, słyszę cały czas. – uściślił ponownie, pozbywając ją domysłów o halucynacji.
            – Gdzie jesteś? Chcę cię zobaczyć. Podziękować – poprosiła dziewczyna, wstając na kolana i niepewnie się rozglądając wokół, kładąc drobne palce na rękojeści kosy, przysuwając ją nieznacznie w swoją stronę, aby mieć pewność, że nikomu nie przyjdzie do głowy ja zabrać. Nawet TEMU głosowi.
            – Jestem tu. Albo zaczekaj, inaczej nie zrozumiesz. Za dużo tłumaczenia – gorączkowo rozglądała się po bokach, podczas gdy kot wstał leniwie i wyciągnąwszy się porządnie, wskoczył na sam wierzchołek trzymanej kosy przez dziewczynę i oblekł się połyskującą, srebrną stalą, zachowując jedynie złocisty kolor oczu, które okazały się wysadzane złotem.
            Andatejka stała przez dobre parę sekund bez ruchu, z otwartą buzią, zanim zrozumiałą, co się właściwie stało. Kot, na jej oczach stał się brakującym fragmentem broni. Dokładnie! Brakującym! Od początku czuła, że to nie wszystko, ale ni gdyby nie przypuszczała, że chodzi o coś takiego.
            – Eeeee… Panie Kocie? Wszystko w porządku? – dopytywał się natarczywie, podczas gdy kot ponownie pokrył się czarnym futerkiem, nie zmieniając zupełnie swojego położenia, bo nie widział takiej potrzeby.
            Czarnowłosa piękność ze złotymi oczami siedziała spokojnie myjąc pyszczek, bynajmniej nie zwracając uwagę na dziewczynę. Nie reagowała nawet na przeciągłe kicikicikici, bo zlewało się ono z szumem głosów, które tworzyły mgłę w tym wymiarze, a ona najwyraźniej była jedyną żywą osobą poza Andatejką, która była w stanie tu przebywać.
             Dziewczyna westchnęła i ostrożnie podniosła z ziemi broń za wyprofilowaną rączkę. Piękno broni uderzyło ją, a jeszcze bardziej, że kot lub kotka, bo nawet tyle o niej nie wiedziała, tak idealnie utrzymywał się na czubku kosy.
            – Ty mi lepiej powiedz, po co przeniosłaś do naszego wymiaru tamto pióro – wtrąciła kotka, gdy już uznała swoją twarz za krystalicznie czystą.
            – Jakie pióro? – spytała kompletnie zbita z tropu bogini. Sytuacja zaczynała ją przerastać i tylko ostatkami sił walczyła, by nie zacząć krzyczeć, rzucać się i błagać na kolanach o wyjaśnienie. Nie wszyscy potrafią w locie chwytać potrzebne informacje. – Co tu się dzieje? – spytała płaczliwie, chowając twarz za włosami i dłonią zaczęła ocierać łzy, na które też zaczynała być zła, bo zbierały się bez jej woli i moczyły twarz. Teraz nie ma dla nich miejsca! To nie jest odpowiednia pora.
            Kot zeskoczył jej na ramię, boleśnie wpinając się pazurkami w skórę i ku ogromnemu zaskoczeniu, zaczął trącać dziewczynę w policzek noskiem i zlizywać płynące łzy.
            – Jestem twoją kosą śmierci. Słyszę twoje myśli, rozumiem uczucia i pragnienia. Wykonam każde twoje polecenie, zdradzę ci o sobie każdą tajemnicę, tylko nie załamuj się, białowłosa bogini o malachitowych oczach. No, zobacz, jak ładnie cię nazwałam, a tak, właściwie jestem kotką. Tamta kosa i ja stanowimy jedno.
            Andatejka coraz bardziej szlochała, pomimo wyjaśnień kotki i uspakajającego mruczenia na ramieniu. Cieszyła się, rozumiała, a jednocześnie żałowała, czuła się zagubiona i smutna. Nie rozumiała tego. Ciągle widziała, jak spadała ze skarpy, mając za ostatni obraz z tego świata ciało spadającego obok brata i potępiający wzrok mieszkańców wioski. Natłok sprzecznych emocji targał jej psychiką, doprowadzając do bolesnego płaczu, i chociaż siedziała i wyła z ogarniającej niemocy, z każdą chwilą było jej lżej. Wszyscy mieli wobec niej jakieś oczekiwania, plany, a ona chciała tylko być szczęśliwa i nic więcej. Nie zamierzała nikomu zachodzić w drogę, walczyć o moc, władzę, zadowoliłaby się wszystkim w tamtej chwili. Spokojny głos zwierzęcia ucichł, ustępując pola tylko cichutkiemu mruczeniu. Dziewczyna zdjęła kota z ramienia i mocno przytuliła do swojego strudzonego serca, które biło jak oszalałe. Chciała być znowu człowiekiem, to przynajmniej rozumiała jako tako.
            – Ejejejejej, panienko, tylko nie wycieraj mną nosa! – awanturowała się kotka, dopóki na twarzy czerwonej od płaczu nie pojawił się uśmiech. Tak abstrakcyjna uwaga oderwała boginię śmierci od płaczu, bo zaczęła się podśmiewać i wytarła nos w dłoń, żeby koteczka nie musiała się niczym martwić.
            – I nie płacz więcej, dobrze? – dodało zwierzątko, dotykając noskiem zapłakaną dziewczynę. Oczywiście, na to zapewnienie otrzymała kolejny wybuch emocjonalny, ale wiedziała, że śmierć musi się wypłakać. Nie wiedziała, czy utrata człowieczeństwa tak boli, ale mając wgląd do jej duszy, rozumiała jej reakcję. Sama chyba też by płakała.
            Na chwilę oderwała się od rozchwianej emocjonalnie dziewczyny i potruchtała po pióro, o którym mówiła. Nie miała pojęcia, co ono tu robi, ale pachniało bardzo ładnie, nawet dla jej kociego zmysłu. Wzięła je ostrożnie w pyszczek i położyła na kolana bogini, mając nadzieję, że poprawi jej znaleziskiem humor.
            – Skąd je masz?! – wykrzyknęła zdumiona bogini, biorąc znalezisko do ręki i przysuwając do nosa. Heptling ją okłamał! Teraz wiedziała to na pewno. To pióro pachniało jak kadzidła i ogrody różane, takie, które pojawiały się w baśniach! Według niej, tak powinny pachnieć ogrody Semiramidy. Nie wiedziała, gdzie konkretnie są, ani co w nich rośnie, ale któryś z bardów śpiewał o nich z taką pasją, że nauczyła się tej pieśni na pamięć po jednokrotnym wysłuchaniu. Nieświadomie zaczęła nucić cicho pod nosem melodię, gładząc palcem długą dutkę, dopóki pióro nie zaczęło drżeć i jeszcze intensywniej pachnieć.
            – Tak bardzo je wówczas chciałam mieć, ale Heptling je wyrzucił i podeptał… Ciekawe, dlaczego? Chociaż, jakby się przyjrzeć, to pióro nie nosi śladów połamania. Może to inne? – zastanawiała się na głos, pokazując kotce nienaruszoną konstrukcję.
            – Mnie bardziej zastanawia, dlaczego ono się tutaj w ogóle pojawiło – zauważyła sceptycznie kotka. Nie pasowało jej to do żadnego ptasiego pióra, bardziej obstawiałaby w jakieś mityczne stwory. Bazyliszki, cerbery, chimery, coś w ten deseń.
            – Nie wiem, ale cieszę się, że je znalazłam. I dziękuję ci, że wówczas mówiłaś mi, co mam robić – wyznała po raz kolejny, tuląc do siebie zwierzątko – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła!
            – Drobiazg. Bez ciebie i twojej mocy też nic bym nie zrobiła – skwitowała kotka i podniosła się z ziemi – Musisz wracać, inaczej twoje ciało wychłodzi się… no może nie na śmierć, bo już nią jesteś, ale będziesz miała nieprzyjemności. – poradziło zwierzę, popychając ją główką w sobie wiadomym kierunku. Białowłosa rozejrzała się dookoła, chcąc wiedzieć, dokąd ma iść, ale wokół znajdowała się tylko ta niematerialna mgła pełna życia i ludzkich głosów.
             Andatejka otworzyła gwałtownie oczy i z krzykiem wstała, widząc wokół siebie ciemną noc, aż nagle zakręciło się jej w głowie i zrobiło się słabo. Obraz przed oczami zaczął zanikać na rzecz czarnych plam, z czego zaczęła się irracjonalnie dusić, dopóki nie poczuła czyjegoś dotyku na ramieniu.
            – Zostaw, puść mnie! – krzyknęła i na oślep uderzyła znienacka zmaterializowaną kosą w dłoni, dopóki nie poczuła, że coś ciepłego spływaj jej po ręce. Wystraszona słyszała swoje bicie serca, które niemal podskoczyło do samego gardła.
            – Spokojnie, to ja, Heptling – usłyszała i odwróciła głowę, jęknąwszy z przerażenia. Ostrze wbiło się głęboko w rękę, kotka, która kazała jej przecież wracać stała pomiędzy nimi, broniąc przerażonej dziewczyny a wzór na metalu połyskiwał niebezpiecznym czerwonym światłem, zupełnie, jakby czerpał krew od przeciwnika. Bogini z krzykiem odrzuciła broń na bok, wpatrując się intensywnie w ranę opiekuna i dotykając ją zimnymi palcami, dopóki nie zaczęła syczeć. Cała postać zaczęła emanować biała poświatą, a oczy… Oczy, te malachitowe, które nie uległy przemianie, teraz posiadały w sobie tyle życia, tyle barw i odcieni zieleni, że zdawały się pożerać ranę, dopóki nie zdołały jej uleczyć. Czyżby jej moc wyczuwania śmierci wiązała się z niezwykła barwą oczu? Oczu, które przywracały zdrowie?
            –Przynajmniej nasza misja zakończyła się sukcesem – odezwał się opiekun, gdy rana na ręce zniknęła bez śladu. – I dowiedziałem się o tobie czegoś nowego – dodał w myślach.

5 komentarzy:

  1. Poczułam się nieco urażona przez to co napisałaś... Zawsze staram się dać chociaż krótki komentarz, mimo, że nie zawsze mi się chciało i nie zawsze miałam ,,wene " do tego. Zaglądałam kiedy mogłam, żeby sprawdzić czy nie dodałaś przypadkiem jakieś notki, ale na pewno nie miałam jakichś pretensji, że opowiadanie dodałaś dzień później. eh, dobra pożaliłam sie, a teraz trochę o opowiadaniu. Ta kotka bardzo mnie zainteresowała, ciekawe czy będzie miała jakiś wpływ na dalsze życie Andatejki. Nie za bardzo mogłam wyobrazić sobie kosy Andatejki, mam nadzieję, że w krótce ją jakoś ogarne. to chyba tyle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaaaaay, ktoś mnie opueprzył 🎈 Też potrzebuję się odrobinę pożalić, bo to ludzkie i naprawdę jestem wdzięczna za głos pod każdym rozdziałem. Przynajmniej ma się motywację, by pisać, nawet jeśli poprawność kuleje. Przepraszam, jeśli zrobiło ci się smutno.
      Specjalnie starałam się nie dać takiej typowej, szkolnej charakterystyki pt " oto jest bron, należy do Andzi, jest cechą charakterystyczną jest: Blablabla ". Dodałam parę istotnych elementów, co może się stać, co tam może być i to wszystko. Na pewno kosa jest czymś, co jeszcze nie raz się pojawi, więc spokojna głowa.
      I co najważniejsze: Komentarz nie musi być mądry! Komentarz odzwierciedla emocje ;)

      Usuń
  2. Zacznę od tego, że komentarz ma odzwierciedlać emocje, ale kiedy jest pozbawiony konstruktywizmu, to w zasadzie nadaje się tylko na pusty wyraz zainteresowania - czyli że niby cieszy, ale pozostawia niedosyt :P. Przynajmnidj u mnie tak jest i skutecznie wystraszyłam tym czytelników i boją się komentować xD.
    No, anyway. Nie wiem, czy mówiłam Ci o mojej teorii, jakoby kotka miala być bronią, ale taką miałam i się sprawdziła! Nie do końca, ale wystarczająco. Za to zgubiłam się pod koniec i musiałam czytać jeszcze raz.
    Kosa Andatejki czerpie moc z krwi, albo jakoś tam na nią reaguje, bo sam narrator nie był oewny, używając sformuowania "jakby czerpał krew". Domyślam się, że czerpał ją, by zmienić w źródło mocy, ale to też nie zostało ppwiedziane, więc domysły. No i wychodzi na to, że Andatejka zaczyna lvlować marysuizm xD. Nie no, do MarySue jej daleko, ale już ma niezwykłą broń, niezwykły zmysł przewodywania śmierci (ujmijmy to tak dla wygody) i teraz jeszcze potrsfi leczyć. Uważaj, żebyś nie przesadziła :P.
    Zastanawiam się, czy jej umiejętność leczenia nie jest ściśle związana z krwią, którą absorbuje broń. Ale na razie za mało o niej wiem, żeby coś więcej kombinować. No, ale przynajmniej wreszcie miałam jakąś taką głębszą rozkminę, bo fajnie mi się wyciągał enioski. Poza tym, że nie lubię głosić swoich teprii, bo mam och zbyt dużo - od najgłupszych, po najmądrzejsze i ludzie potem mówią, że wymieniłam wszystko, więc to ujmuje mojemu sukcesowi, jeśli trafię. A to gówno prawda,bo wymyślenie mnóstwa teorii do jednej rzeczy jest generalnie bardzo dobrym wyjściem, nie tylko w stosunku do opka, ale i do całego życia.
    No, to pobóldupiłam. I wogle. Wydaje mi się, czy odkąd dla jaj zaprosiłam Cię na mojego blogusia, to nie komciałaś? Byłaby neka - takie zaklęcie antyfejmowe xD. Ale nie chce mi się sprawdzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spieszę zameldować, że nic więcej nie potrafi i potrafić nie będzie ^^ Więc niebezpieczeństwo merysizmu zostało zażegnane na jakiś czas. Zresztą, przywracanie ( ujmę to tak oględnie) zaplanowałam już na samym początku. Gdybyś się pobabrała w poprzednich rozdziałach, znalazłabyś w sumie nawet wskazówkę, skąd, co i dlaczego. I niw, rozczaruję cię - broń nie je krwi. Tylko zalewając ostrze sprawia, że wzór połyskuje. Chociaż ja sama nie wiem, trzeba było by się spytać kotki, bo Andatejka jest w szoku i wątpię ( o kurczę, chciałam napisać, ale wychodzi, że spoiler, więc nie).
      Pobuldupilaś? Nie zauważyłam xd I wiesz, chyba masz rację, ale nie mam ci o czym napisać. Ostatnio smutlam, że nie potrafię pisać ładnych komentarzy jak moja imienniczka, a z tego, co się na razie dzieje, to miałam tylko jeden wniosek. "Aha. Dobrze" i zupełnie jałowy umysł, jak przewód pokarmowy u Ligaturki po narodzinach.

      Usuń
  3. Hejeczka, hejeczka,
    cudownie, znalazła swoją broń i to niezwykłą... tak ma potężna moc, no i skąd wzięło się w tym wymiarze to piórko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń