Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

piątek, 4 marca 2016

Wspomnienia demonów, część 26


Witajcie! Numery rozdziałów rosną, oj rosną, aż się sama zaczynam bać ^^
Dziękuję za duży odzew.
Nawet nie wiecie, jak miło mi się czyta wasze komentarze. Cóż, zbyt ambitnie to mi to nie wychodzi pisanie wstępów, ale kiedyś się nauczę.
Zresztą, nikt nie twierdzi, że wstępy, czy notka odautorska musi być ambitna – otóż nie musi.
I uwaga uwaga!
Z racji zbliżającego się Dnia Kobiet ( tak, lubię je obchodzić, ma to większy sens moim skromnym zdaniem niż obchodzenie walentynek, szczególnie, gdy nie ma się tej drugiej połówki, a kobietą, jakby nie patrzeć, jestem 24/7 z tymi niewielkimi wyjątkami, kiedy wcielam się w rolę bohaterów, o których piszę) spodziewajcie się we wtorek jednorazowego opowiadanka specjalnego!
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~XXVI~~




            W zasadzie, przywołanie broni dla wprawnego boga śmierci nie stanowiło żadnego problemu. Mógł to zrobić gdziekolwiek i kiedykolwiek, nie zważając na okoliczności. Jednak Andatejka miała tego dokonać pierwszy raz, a w dodatku Heptling liczył na olbrzymi łut szczęścia. Swoje przypuszczenia opierał wyłącznie na wrażeniu, jakie odniósł z ich pierwszego spotkania i które zapadło mu w pamięci, czego nigdy nie starał się nawet ukrywać.
            Nieoczekiwany zgon położył się cieniem na ich dalszej wyprawie, a pomyślność wisiała na włosku, cieńszym niż kiedykolwiek. Żeby zrobić coś, co planowali, potrzebna była harmonia i spokój ducha, a co mógł powiedzieć o swojej podopiecznej? Że dała się wciągnąć w problemy zmarłej, które nadszarpnęły jej wewnętrzny spokój.
             A jeśli ona była niezrównoważona? Nie znał jej. W zasadzie to, co chciał zrobić, ocierało się o czyste szaleństwo. Zastanawiał się, czy nie zrezygnować i odczekać jakiś czas, gdy z szeregu rosnących wątpliwości wyrwał go wysoki głos:
            – Właściwie, jak mam się do pana zwracać?
„Rychło w porę” – zganiła się w myślach, odwracając głowę w bok, aby ukryć swoje zażenowanie. Poza tym, czuła jakieś dziwne uderzenia gorąca w policzki, więc ukróciła to w najprostszy sposób, jaki jej wpadł do głowy. Związała włosy z tyłu w niechlujną kitkę z wypadającymi pasmami i przykładała zimne dłonie do rozgrzanej twarzy, mając nadzieję, że zadziała to na zasadzie kompresu. Po chwili stwierdziła, że pomysł wcale nie był taki głupi, bo cel został osiągnięty.
            – Może być po imieniu. Nie sprawia mi to jakiejś szczególnej różnicy – odpowiedział spokojnie, nie widząc w pytaniu nic właściwego.
             Nawet jeśli miał dobre intencje, w niczym nie pomógł podjąć decyzji Andatejce. Nie wyobrażała sobie mówić do kogoś starszego od siebie tak zwyczajnie po imieniu. Kłóciło to się z jej zasadami. Z drugiej strony, ciągłe nadużywanie bezosobowej formy per „proszę pana” było równie uciążliwe, co niepotrzebne. Kiwnęła głową, przykładając drugą dłoń do policzka i uciekając wzrokiem, znowu powracając do swoich bosych stóp. Nie było to jakieś niezwykłe z tego, co się zorientowała, idąc przez miasto. Sądziła, że tylko tam, gdzie się wychowywała, było tak biednie. Poczucie, że chociaż w czymś pasuje do społeczności podziałało na nią niezwykle przyjemnie, zalewając kojącym ciepłem i nawet napawając odrobinkę optymizmem.
            Szkoła Shinigamich znajdowała się w innym wymiarze, a każdy z bogów potrafił bez problemu przechodzić do swojego wymiaru jak i na ziemię, tyle, że Andatejka, zbyt zaaferowana wizją zakupów, zupełnie nie zwróciła na to uwagi, a dopiero gdy dłuższy czas podążała za swoim opiekunem i miała okazję rozglądać się na boki, zobaczyła, że ludzie ubierają się trochę inaczej, niż jak ich zapamiętała ze swojego życia jako człowiek. Jeszcze nie wiedziała, że czas w wymiarach zupełnie się nie pokrywał, a boskiemu wymiarowi było bliżej do piekielnego, niż do ludzkiego. Dlatego chłonęła widoki i pożerała wzrokiem każdą napotkaną osobę. Czasami delikatnie ciągnęła za rękaw boga śmierci, żeby o coś się zapytać, co wydało się jej wybitnie zajmujące i nie zwrócić na siebie jakoś szczególnie uwagi. Pomimo zapewnień, że są niewidzialni dla zwykłych śmiertelników, wolała zachować pewną niezbędną w jej mniemaniu ostrożność. Poza tym, jak to niewidzialni? A nuż ktoś będzie umierał? Albo ktoś z tych ludzi będzie istotą nadprzyrodzoną? Albo zwyczajnie ta cała niewidzialność to tylko bajeczka, albo coś się zepsuje…
            Mijali właśnie jakieś zbiegowisko ludzi, które powoli rozchodziło się do domów. Razem z Heptlingiem ostrożnie przeciskali się przez zbity tłum, bardziej z czystej ciekawości niż z faktycznej potrzeby. Na samym środku stał duchowny i skraplał wodą święcona głowy wiernych, czemu towarzyszyło nabożne, nieco zbyt gorączkowe mechaniczne powtarzanie znaku krzyża. Andatejka przykucnęła pomiędzy dwoma rosłymi mężczyznami i przez szparę ciekawsko rozglądała się, co jest powodem takiego zamieszania, jednak od księży wolała trzymać się profilaktycznie z daleka. Już przez jednego z nich straciła życie, nie zamierzała ryzykować ponownie fałszywego kroku.
            – To chyba coś na kształt egzorcyzmu – mruknął pod nosem Heptling wyciągając rękę w kierunku przyczajonej bogini. Chwycił ją stanowczo za ramię i odciągnął w tył, czemu towarzyszył gwałtowny protest.
            – Zostaw, chcę popatrzeć! – awanturowała się dziewczyna, wymachując głową na boki i ostatecznie jeszcze bardziej niszcząc swój kuc. Same słowo, którego znaczenia nie do końca rozumiała, brzmiało zachęcająco.
            – Nie mamy na to czasu – rzucił wymijająco opiekun.
            – Ale dlaczego? Może to jest ważne?
            Heptling westchnął męczeńsko nad upartością swojej podopiecznej. Dlaczego nie mogła przyjąć to wiadomości, że nie znaczy nie? Zresztą, czuł w powietrzu coś, co mówiło mu, że nie był to tylko ludzki zabobon, ale kryło się za tym coś więcej.
            – To ich sprawka – stwierdził dość tajemniczo i po chwili dodał – Chodź, nie powinniśmy się wtrącać. – zaproponował przyjaźnie, uśmiechając się do dziewczyny i puszczając jej ramię. Zamiast tego podał jej dłoń jak prawdziwej damie, żeby z łatwością mogła podnieść się z klęczek.
            – Lady? ­
             Białowłosa speszyła się nieco, a już tym bardziej czuła się dziwnie na myśl, że jest traktowana poważnie. Heptling był chyba pierwszą osobą zaraz po jej bracie, który nie traktował jej jak niepotrzebnego śmiecia.
            – Nie... Nie trzeba. Poradzę sobie – wyjąkała, po czym podparła się z obu stron i stanęła na równe nogi, wycierając dłonie w spódnicę i ignorując opiekuna, który nadal nie cofnął ręki. Widząc jej decyzję, roześmiał się tylko, ale nie rozgniewał. Oboje potrzebują czasu, żeby się lepiej zrozumieć, a co za tym idzie, stworzyć bardziej zgrany duet i stać się silnymi bogami śmierci. I żeby opanować podstawowe konwenanse.
            – Teraz masz brudną sukienkę. Spójrz – rzucił rozbawiony i odwrócił się, zostawiając dziewczynę samą w tłumie. Zaraz usłyszał przeciągły jęk oburzenia i wyobraził sobie, jak teraz musi stać w miejscu i kręcić się w kółko, badając zniszczenia spowodowane błotem na jasnym materiale. Zasłonił dłonią usta i zgiął się w pół ze śmiechu. Już dawno nie miał tyle frajdy z uczenia kogoś, a właściwie, samego przebywania w jego towarzystwie.
            – Zaczekaj na mnie! – usłyszał płaczliwy głos i za moment Andatejka z całym impetem rzuciła się mu na ramię, zwisając na nim przez dobrą chwilę. – Boję się zgubić – przyznała, cała czerwona ze wstydu.
            Heptling podjął dyplomatyczną a zarazem heroiczną próbę nie wybuchnięcia śmiechem prosto w twarz buraczkowej z zażenowania twarzy i razem odeszli trochę od zbiorowiska, kiedy nagle uścisk dziewczyny się rozluźnił i chwilę później była już po przeciwległej stronie ulicy, kucając przy czymś i ostrożnie podnosząc z ziemi. Wzrok boga śmierci wyostrzył się w jednej chwili, a umysł błyskotliwie i z nadludzką prędkością połączył fakty. Przez twarz przebiegł mu nagły grymas i nie wiedział, czy lepiej do niej biec, czy krzyczeć.
            – Zostaw to w tej chwili! – usłyszała tuż nad sobą, kiedy tylko wzięła do ręki czarne pióro, które leżało samotnie na ulicy. Wydało się jej niezwykle piękne, a kiedy tylko miękki puch dotknął jej skóry, poczuła ulotny aromat róż. Natychmiast odwróciła głowę w poszukiwaniu, gdzie tu są kwiaty, ze czuła ich woń aż tutaj. Korzystając z chwili nieuwagi, Heptling wyrwał jej osobliwe znalezisko i odrzucił za siebie, depcząc butem. Co ciekawsze, pióro zupełnie nie uległo odkształceniom pomimo działającej na nie siły.
            – Co robisz? Przecież ono było takie piękne! – zawołała oburzona dziewczyna energicznie wstając i kierując się w stronę, w która rzucił piórem, ale jedno spojrzenie jego zimnych oczu wystarczyło, aby straciła całą pewność siebie.
            – O co chodzi? – zaczęła niepewnie, zbierając argumenty na dyskusję z nauczycielem – Przecież to tylko pióro, każda wrona ma takich mnóstwo. Co z tym było nie tak? Dlaczego nie możemy pooglądać tego zbiegowiska ani nawet zwykłego, głupiego pióra! – dopytywała się uciążliwie, próbując wyminąć opiekuna, ale wówczas zagrodził jej drogę lancą. Poznała ją natychmiast. Pierwszy raz, gdy widziała tą broń, chciał ją zabić jako zwykłą śmiertelniczkę. Poczuła przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz. Spojrzała spode łba prosto w jadowicie zielone oczy, nieugięcie przekazujące swoją wolę.
            – To nie jest zwykłe pióro. Zapomnij o nim. – Polecił Heptling, nie rozwijając tematu i już zbierał się do odejścia, gdy drobna dłoń zacisnęła się na jego rękawie, zatrzymując na chwilę w miejscu. – O co chodzi?
            – Ono chyba… Pachniało różami. – przyznała Andatejka, tęsknie spoglądając w stronę porzuconego upierzenia.  Intensywna czarno-granatowa barwa hipnotyzowała, zmuszała, żeby zwrócić na siebie uwagę.
            Słowa dziewczyny przykuło uwagę boga śmierci. Nie miał wątpliwości, ze jego podopieczna natrafiła przypadkiem na demonie pióro, dlatego chciał jak najszybciej odciągnąć ją od tego miejsca, by o nim najzwyczajniej w świecie zapomniała. Zbiorowisko, na które natknęli się niespełna paręnaście minut wcześniej również nie było przypadkiem. W okolicy krążył jakiś demon, ale o dziwo nie znał go, co go dodatkowo szokowało. Znał większość upadłych aniołów krążących po ludzkim padole, jeszcze więcej na zawsze pozbawił życia, a ci, którzy się przed nim zdołali uchronić, przekazywali między sobą opowieść o wybitnie wrogo do nich nastawionym bogu śmierci, który nie wahał się pozbywać ich istnień, jeśli wykradali mu duszę ze spisu.
            – Myślę, że gdzieś w pobliżu jest stragan. Musiało ci się wydać. Mamy wietrzny dzień, więc zapach na pewno dochodził stamtąd – kontynuował, byleby tylko odwrócić uwagę podopiecznej od znaleziska. Andatejka tęsknie spojrzała na pióro, unoszone podmuchami wiatru po opustoszałej ulicy, ale widząc dzierżoną w dłoni lancę nie miała odwagi dłużej upierać się przy swoim. Niepewnie stanęła na nogi i ostatni raz rzuciwszy wzrokiem na oddalające się pióro, wyruszyła w dalszą drogę z Heptlingiem.
             W sumie, miał rację. Zeszli tutaj po to, żeby zdobyła dla siebie broń, a ona rzuca się jak jakieś dziecko za byle piórem. Uczucie żalu podbudzało wewnętrzny gniew. Nerwowo rozburzyła pozostałości kucyka, pozwalając, by włosy ułożyły się w typowym dla nich nieładzie, swobodnie opadając na twarz i ramiona. Zdecydowanym krokiem przemierzała trasę tuż za bogiem śmierci, próbując się zebrać do porządku według własnego mniemania, jak to ma wyglądać. Zasadniczo polegało to na okrzykiwaniu siebie samej w myślach, ale lepszego sposobu nie znała.
            – Jak to ma wyglądać? To przywołanie broni? – spytała, kiedy zrównała się z mężczyzną. Tym razem pilnowała się, by nie wziąć go za rękę, chociaż chętnie by to zrobiła. Towarzyszący strach przed nieznanym nie wpływał najlepiej na samopoczucie. Najchętniej teraz uciekłaby, ale dobrze wiedziała, że nie ma dokąd. Jeszcze tyle rzeczy czekało na nią dzisiaj! Obejrzenie nowego mieszkania, przywołanie broni, nie mówiąc już o przyzwyczajeniu się do akademii i upakowaniu całego stosu nowych ubrań do szaf. Oraz oswojenie się z myślą, że nie jest już człowiekiem, więc nie wypada jej biegać za smolistymi piórami pachnącymi różą.
            Nadal była przekonana, że to pióro tak pachniało i zaczynała żałować, ze nie schowała je dla siebie. Co może złego być w piórze? W jej mniemaniu, Heptling zachowywał się dziwnie. Nic jej nie powiedział konkretnego, tylko był tak jakby zły, że je w ogóle znalazła. Nie pasowało to do jego charakteru, jaki dotychczas prezentował, ale skoro nie chciał nic jej powiedzieć, to nie zamierzała być natrętną i się dopytywać.
            – Racja, dobrze, że pytasz – odpowiedział nieco wyrwany z letargu. Sprawiał wrażenie nieobecnego, a tak naprawdę nie chciał wprowadzać swojej podopiecznej w świat demonów. Jeszcze nie teraz. Błagał w myślach, by nie wydarzyło się już nic niespodziewanego, nie miałby nawet do niej żalu, gdyby nie udało się jej przywołać kosy. Podświadomie, zaczął się już przyzwyczajać do tej myśli i oswajać z porażką.
            – Idziemy na ruiny starej świątyni pogan. Jedni mówią, że stała tam od czasów starożytności i była kiedyś miejscem kultu Boga Czasu, inni, że zniszczyło ją trzęsienie ziemi, jeszcze inni rozpowiadają równie wyssane z palca historie. Mniejsza z tym – machnął niedbale ręką, dając wyraźne potwierdzenie swoich słów, że nie stanowiło to żadnej wartości dla sprawy – Wszystko zależy od ciebie, nie będę mógł ci w niczym pomóc, chyba, że w zapewnieniu świętego spokoju. Musisz przenieść się jeszcze raz do swojego wymiaru, tego, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy i wsłuchać się w siebie. Gdzieś w twojej podświadomości to jest zakodowane, jak to masz zrobić. Jeśli ci się nie uda, znajdziemy inny sposób.
            – Myślisz, że znów ją usłyszę? – zapytała pełna entuzjazmu, wlepiając swoje ogromne oczy przed siebie.
            – Kogo?
            – Ten głos. Słyszałam go wówczas. Mówił mi, co mam robić. Był taki ciepły i serdeczny, brzmiał tak, jakby to był mój i jakby jednocześnie nim nie był – gubiła się w wyjaśnieniach – On mi powiedział, żeby dotknąć twoją broń i zapytał mnie, czy chcę żyć. Chciałabym go jeszcze raz usłyszeć i mu podziękować – dodała, zaplatając palce.
            – Więc musisz prawdopodobnie jego szukać w swoim świecie – sprostował Heptlling, zastanawiając się, co to za rodzaj duchowego przewodnictwa. Z tego, co znał i co słyszał od innych bogów, żaden z nich nie rozmawiał z wewnętrznym ja.
            Shinigami wraz z Andatejką opuścili szare mury miasta, kierując się ciągle na północ, dopóki nie pozostawili zabudowania daleko w tyle, chroniąc się przed niepożądanymi osobami w leśnej głuszy. Z początku las wydawał się bardziej uczęszczany, niż można byłoby to wnioskować po zawalonych konarach, ale wraz z każdym kolejnym krokiem zmierzającym wgłęb dziewczyna zmieniała o nim swoje zdanie, rozglądając się uważnie na boki, gdy zahaczała niechcący o jakąś gałązkę. Ledwo udało się jej powstrzymać przed piskiem obrzydzenia, gdy zaczepiła ręką o lepką pajęczynę.
            – Podczas gdy ty będziesz szukać swojej broni, ja będę pilnował, aby nikt z zewnątrz ci nie przeszkodził – dodał Heptling, przedzierając się przez zarośla w sobie tylko znanym kierunku. – Nie musisz się martwić. Może nie wyglądam, ale jestem dobry w tym co robię – dodał wesoło, posyłając jej pokrzepiający uśmiech na twarzy. Oczy lekko się zmrużyły, ale zaraz odwrócił się, aby pilnować drogi, więc białowłosa nie miała zbytnio okazji, by się im przyjrzeć bliżej.
            Świątynia, o której mówił bóg śmierci, w rzeczywistości okazała się ruiną, a żeby być zupełnie dokładnym, resztkami muru, ginącym niekiedy pod zielonymi poduszkami z mchu. Przez nagie konary przedzierały się intensywnie pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. Heptling wskazał jej ruchem dłoni, aby usiadła na murku i spróbowała.
            – Będę w pobliżu. Nie chcę cię rozpraszać. – odezwał się i odwrócił na pięcie, by zgodnie ze swoim postanowieniem oprzeć się plecami o jedno z drzew i zapalić. Zaciągnął się dymem, po czym zajął się puszczaniem kółeczek i błądzeniem nieobecnym wzrokiem po olbrzymich pniach.
            Andatejka jeszcze przez chwilę przyglądała się swojemu opiekunowi, podparłszy się rękoma z boku murku i beztrosko machając nogami. Przede wszystkim, chciała się trochę rozgrzać, bo było już zimno, szczególnie, gdy słońce chowało się za pagórkami. Nie pamiętała dokładnie, jak wówczas stworzyła rzekomo swój wymiar. Przed oczami znów miała drwiących wieśniaków zrzucających ją ze skarpy wprost na pewną śmierć. Po prostu nie chciała się żegnać z życiem, gorączkowo szukała ratunku, który znikąd nie nadciągnął.
            – Chyba bajka o księżniczce w opałach nie zawsze ma szczęśliwe zakończenie – westchnęła bezgłośnie, kiwając się na boki. Właściwe, sama siebie uratowała, nie zdając się na niczyją łaskę, więc przywołanie broni w porównaniu z tym, co już zrobiła, powinno być proste.
            Takimi i innymi podobnymi argumentami próbowała się pocieszyć i dodać odwagi. Spadająca temperatura wcale nie ułatwiała jej zadania. Marzyła teraz tylko o czymś gorącym, co mogłoby rozgrzać jej zmarznięte ciało i spokojnym kącie do spania, bez obawy, że znów się stanie celem nawiedzonych ludzi. A wymiar jak się nie otwierał, tak bynajmniej nie zamierzał zdradzać tajemnicy, jak należy to zrobić.
            Wówczas, gdy już prawie osunęła się na ziemię z murka, poczuła ciepły oddech na swojej dłoni i coś miękkiego ocierającego się o drobne palce. Z wysiłkiem podniosła niezwykle ciężką głowę, szukając, co to takiego.
            Miejsce lasu zajęła tamta znajoma pustka. Tak samo szara, przeraźliwie smutna i zimna, jednak nie czuła się w niej źle. Cichutkie miauknięcie i powtórne szturmanie przynosiło pożądany rezultat. Przez mgłę łysnęło na nią dwoje złocistych oczu.
            – Obudziłaś się? – usłyszała tamten ciepły i serdeczny głos. Poznała go natychmiast. Serce na moment stanęło jej w gardle, by zaraz zacząć bić jak szalone.
            – Poczekaj! Chciałam ci podzięko...
            – Innym razem – przerwał jej łagodnie głos, a kot przestał ocierać swój łebek o jej dłonie. Chodź, pokażę ci, gdzie jest twoja broń – zaproponował łagodnie głos.
            Andatejka ochoczo wstała, dziwiąc się lekkości swojego ciała. Poruszanie się nie stanowiło żadnego wysiłku, pomimo, że jeszcze chwilę wcześniej staniała się siedząc. Rozejrzała się wokół, szukając nadawcy głosu, który brzmiał tak samo, jak jej, ale była pewna, że ona nic nie mówiła, a jedynie rozmawiała. Złote oczy uważnie śledziły każdy jej ruch, aż w końcu złapały kontakt z tymi malachitowymi. Dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego, ale czuła, że powinna pójść za kotem, chociaż głos rozsądku niemiłosiernie z niej drwił, wyrzucając, że najpierw ugania się za piórami, a jak jej się znudzą ptaki, to za kotami. Jednak ma chwilę obecną nie miała żadnego planu, co robić. Skoro nie ma nic do stracenia, dlaczego by nie spróbować?
            Ze zwierzęciem u boku przemierzała mgłę, słysząc ciągle szum. Dopiero po czasie, gdy uważnie wsłuchiwała się w dźwięki dobiegające zewsząd rozpoznała w tym szumie zlepek ludzkich głosów. Wszystkie o czymś mówiły, jeden przez drugi, tak jakby chcieli coś pilnie przekazać. Wiadomości nie były jednak ważne. Parę osób narzekało, a gdy jedni milkli, inni ożywali i odzywali się dwa razy głośniej. Kot szedł z gracja pomiędzy tym morzem dźwięków, sprawiając wrażenie, jakby nie sprawiało to na nim wrażenia, dopóki nie zatrzymał się nagle i nie przysiadł na tylnych łapach. Bogini zatrzymała się i posłała pytające spojrzenie na zwierzątko, by za chwilę przenieść wzrok na przedmiot majaczący przed nią.
            – To moja broń! – zawołała uradowana, podskakując z nogi na nogę, zanim dobiegła do celu swojej wyprawy.

8 komentarzy:

  1. No dobra, zacznę od tego, co mi się nie podoba. Czyli do podejścia Heptlinga.
    Nie rozumiem, no za nic nie mogę pojąć, czemu on nie powiedział jej, że to Sebastianowe pióro jest demona? No bo tak na logikę, ona i tak się dowie. Gdyby jej powiedział, dałaby sobie spokój, a nawet jeśli nie, to jaki sens to ukrywać, skoro i tak się dowie? Tym bardziej, że skoro demon grasował w okolicy, to powinma wiedzieć, żeby móc odpowiednio zareagowqć, gdyby jakimś cudem znalazła się zbyt saleko, by opiekun mógł jej pomóc.
    Mam wrażenie, że to może dlatego, że ona jeszcze przy tej wizycie w ludzkim świecie trafi na niego. Nie mówię, że od razu porozmawia, ale np. minie go i poczuje ten zapach i się za nim obejrzy i będzie to rozkminiać - tak, to by mi tu bardzo pasował, no ale zobaczymy.
    A co mi się podobało, to cała reszta :P.
    No j zastanawiam się, kim jest ten kot. Skoro ma głos "jej, ale nie jej", to może być jej wewnętrzną boginią (ahahahahaha 5p twarzy Greya soł macz), albo jakimś jej alterego. Chyba że jest czymś niekanonicznym, ale to mam za duże pole manewru, więc na razie sobie daruję. Czytałam kiedyś ficka, który się skończył po kilku rozdziałach i tam była kobieta, która zmieniała się w kota, ale tk raczej nie to. No bo nigdzie nie widziałam niczego, co by mogło wskazywać na to, że ona kest zmiennokształtna, a i w kanonie tego nie ma. A skoro kot w jej wymiarze gada, to ciekswe, czy naprawdę gada też. Tak czy inaczej pewne jest to, że ten kot nie jest wymysłem jej wyobraźni. Chociaż to może nie być TEN kot, bo nigdzie nie widzę opisu jego umaszczenia. Nie, żebym oczekiwała jakiejś językowej masturbacji, ale nie ma koloru, ani niczego oprócz zdawkowrgo określenia koloru oczu. Albo jestem ślepa. A zakładając, że nie jestem, to ciekawe, czy to specjalny zabieg. No, tak czy inaczej, czekam na ciąg dalszy.
    Bo kształt broni Andatejki jakoś specjalnie mnie nie fascynuje, ale mnje nigdy takie rzeczy nie interesowały xD. Ma broń, to ma - tylko to się liczy.
    Chyba, że jej bronią będzie TEN kot, a ten, którego spotkała, zaprowadził ją do TEGO xD. Okay, koniec teorii, bo z moją wyobraźnią mogłabym tak w nieskończoność TT_TT.
    A teraz coś, co miałam zrobić fla beki ostatnio, ale zapomniałam:
    Fajna nocia, zapraszam do mnie!
    http://czarnarozademona.blogspot.com :*
    Musiałam xDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okiii, polecę, jak dodasz nowy rozdział xd :*

      Z Heptlingiem już lecę tłumaczyć. Jego nieadekwatne zachowanie ma swoje korzenie w chęci, aby wszystko się udało. Samo przywołanie broni jest obarczone dużym prawdopodobieństwem niepowodzenia, w dodatku natrafili na zgon, a jakby tego było mało, to jeszcze wszystko wskazuje na to, że kręci się w pobliżu demon, w dodatku taki, którego Heptling nie zna, a jest znany z nienawiści do tej rasy. On po prostu chce za wszelka cenę odciągnąć Andatejkę od problemów, nawet, jeśli zachowa się zbyt impulsywnie.
      A Undzialińska nie byłaby sobą, gdyby tego wszystkiego nie pokomplikowała xd
      I dała spokój? Szukałaby go z czystej ciekawości, aby go powąchać! xd
      Kot, który zagościł we wspomnieniach Sebastiana również był złotooki - przypadeq? xd A pisanie o nim jako TYM kocie, czyni z niego coś mistycznego xd
      I nie mogę ci powiedzieć, powiem tylko tyle, że sporawa kocia wyjaśni się definitywnie w następnym odcinku. No dobra, tak zupełnie to nie, bo nie będzie jeszcze związku Sebusiowego z kotem, ale mniej więcej wyjaśni się, kim jest kot.
      :*

      Usuń
  2. Czytam rozdział, potem komentarz Nami i i stwierdzam, że nie mam już nic do powiedzenia :") Więc przynajmniej powiem, że cieszę się, że wracamy do Andatejki. Młody pociągający Seba może jest pociągający... ale trzeba zostawić go trochę na później. Niedosyt rośnie, teraz obu postaci. A, no i jest jeszcze Undertaker! Kurcze, o nim też nie wolno zapomnieć.
    Andatejka, która kuca w błocie, bo chce się poprzyglądać, uganiająca się za piórami a potem ganiąca się za dziecinne zachowanie- więź, która mnie z nią łączy trochę się umacnia^^ Ale tylko z tego powodu sobie przypomniałam, że Andzię sprzed bycia bogiem odbierałam jako biedne, bite dziecko, a teraz jako pogodną, uczuciową młodą kobietę... To wynik wyżej wspomnianych różnic czasowych czy coś mi się po drodze pokrzaczyło?
    Co do gadających kotów - muszę to przetrawić. Ten głos jej-ale-nie-jej... Nie licząc teorii o jakimś jej wewnętrznym, proroczym głosie, to jeszcze przychodzi mi na myśl jej matka. No bo o niej wiele nie wiemy, tutaj jest spore pole do manewru, a geny i tak dalej, głos może być podobny. Ale to trochę naciągane. Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojojoj, właśnie mi pokazałaś, że zrobiłam typowy bląd opkowy, czyli zaginanie czasoprzestrzeni. Jednak da się to trochę wyjaśnić. Andatejka zginęła bardzo młodo - fakt, jeszcze była wówczas dzieckiem, podlotkiem. Teraz, gdy jest boginią, wewnętrznie próbuje się dostosować do nowej roli, ale nadal przeważa jej pogodne i ciekawskie usposobienie. Nikt od razu nie był idealny, a już na pewno nie ona. I " młodą kobietę" to chyba jednak jest na wyrost. Ona przede wszystkim jest sobą.
      Czuję, jakbym porządnie namieszała wam z tymi głosami ^^ W sumie dobrze, a już najbardziej cieszę się, że Andatejką zbiera pomyślne głosy, i to za babranie się w błocie xd
      Więcej będzie za tydzień, a specjał we wtorek <3

      Usuń
  3. aww, wreszcie coś o Andatejce ^^ Jestem bardzo ciekawa jak Będzie wyglądać jej broń *^* i już właściwie nie mam Co pisać bo inni mnie uprzedzili... Aww jeszcze ta notka, która będzie we wtorek, nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, kolejna osoba, która ją lubi <3
      Broń będzie w następnym odcinku, to mogę obiecać. Czas najwyższy się ogarnąć, nieprawdaż? Ile można paradować bez broni ;)

      Usuń
  4. super widzę że się dzieje coraz bardziej mam chęci by czytać twój blog. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, czyżby to piórko nalezalo do Sebastiana? cudownie znalazła swoją broń...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń