Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

wtorek, 8 marca 2016

Taniec zatracenia


Z okazji Dnia Kobiet chciałabym życzyć wszystkim czytelniczkom tego, co najlepsze. W związku z tym, oddaję w wasze ręce specjał, który powstał specjalnie na tę okazję. Luźne opowiadanie, które tylko pozornie zostało zakończone.   
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````



            Ubrana w sukienkę, która pozwalała mi się czuć w miarę wygodnie i przy okazji maskującej wszystkie moje kompleksy dotyczące wyglądu, weszłam do rezydencji tego dzieciaka – Aloisa Trancy – krokiem, którego nie powstydziłyby się najpiękniejsze kobiety tego świata. W drzwiach powitał mnie jego kamerdyner. Skłonił się, kładąc rękę na piersi, recytując jakąś formułkę, na którą nie zwróciłam pozornie uwagi. Pozornie, bo znałam ją na pamięć i bawiłam się w słuchanie, z jaką intonacją wypowiada poszczególne wyrazy, lekko przymrużając oczy. 
            – Panienko Gabrielo, jest mi niezwykle miło widzieć cię w naszych progach. Panicz Alois czeka w jadalni. Zaprowadzę panienkę.          
            Doprawdy niezwykle. Och, Claude, dobrze znam tę kpinę, z jaką wypowiadasz ten wyraz, a w rzeczywistości myślisz dokładnie odwrotnie. I dobrze wiem, dlaczego. Bo jestem taka sama jak osoba, którą pogardzam. Tak, to prawda. Pogardzam moim wybawicielem, a raczej jego kaprysem, którym wówczas skłonił Ciebie do uratowania mi życia. Ale, noblesse oblige i czy mi się to podoba czy nie, muszę udawać, że mam dobre stosunki z tym domem. To mogło być zwyczajnie przydatne dla mnie. W czasach, w których przyszło nam żyć, wartościowe koneksje były nieodłącznym elementem życia towarzyskiego i szans na dobre zamążpójście.
            Hannah posłała mi ciepły uśmiech, kiedy mijała mnie przechodząc korytarzem, a ja odwzajemniłam go, prawdę mówiąc, z sympatii do jej osoby. Pamiętałam ją jeszcze z czasów, w których służyła u mojej najlepszej przyjaciółki, Emily. Niestety, spłonęła w pożarze, jaki rozpętał się pewnego zimowego dnia w jej domu, a sprawcę podpalenia nigdy nie schwytano, chociaż postawiono na nogi cały Scotland Yard. Banda nieudaczników. Zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe, że oni cokolwiek rozwiązują, bo będąc osobą dość uważnie słuchającą tego, co nie trzeba, wiedziałam, że królowa daje specjalne zobowiązania szlachcie, by rozwiązywała tajemnicze zagadki. Kto to był, nie wiadomo. To był jednym z tematów tabu, nieporuszanych przy szerszych gronach niewtajemniczonych, które traktowano jako persony non grata.    
            Alois. Wredny, podły i bezduszny, a w dodatku blondyn i chyba za to nienawidziłam go najbardziej. Spojrzałam kątem oka na swoje odbicie w masywnym lustrze wiszącym samotnie na ścianie. Nie wiem, jak to możliwe, ale bogato zdobiona orientalna rama aż kusiła, by ją dotknąć, chociaż na chwilę przyłożyć dłoń do misternie wykutych roślinnych motywów.  Zza tafli pokrytej srebrem spojrzała na mnie chłodnym, metalicznym wzrokiem drobna, ale bardzo wysoka dziewczyna z brązowo-złocistymi włosami. Światło odbijało się w nich takim samym odcieniem, jak w tęczówkach milczącego lokaja. Poprawiłam swoją błękitną sukienkę na niewidzialnej zmarszczce na spódnicy i z dumą uniosłam głowę, wchodząc do jadalni. Pamiętałam, aby poruszać się tak, by podbródek znalazł się na określonej linii. Powtarzałam sobie w myślach, by iść lekko, z gracją, dbając o to, by nie kołysać się za mocno na boki. Niech – chociaż po samej aparycji – ten dzieciak widzi, że nie dorasta mi do pięt. Błękitna sukienka szeleściła przy każdym kroku, a biżuteria z perłami idealnie się z nią komponowała i zwyczajnie mi pasowała. To oczywiste, że lubi się rzeczy, w których się dobrze wygląda, a ja kochałam błękit.
            Hannah mi kiedyś wspomniała, że jestem niezwykle podobna z tego zamiłowania do błękitu do pewnego chłopca, znajomego hrabiego Trancy. Ciężko mi było cokolwiek odpowiedzieć, bo nie wiedziałam, o kim mowa, a służąca za nic nie chciała mi wyjawić. Może dlatego, że wówczas minął nas Claude i rozmowa zupełnie się urwała.           
            Najwyraźniej nie był lubiany w tym domu, a ja nigdy nie sądziłam, że go zobaczę. Aż do chwili, w której weszłam do jadalni.   
            Alois siedział na samym szczycie stołu zabawiając się machaniem widelcem w taki sposób, jakby stał na czele londyńskiej opery, a zobaczywszy mnie, rzucił go niedbale na serwetę, wstał i podbiegł się przywitać. Kolejny powód, dla którego nim pogardzałam. Był o ponad dwie głowy ode mnie niższy, chociaż nigdy nie rozstawał się z wysokimi butami na obcasie. Co nie zmienia faktu, ze ja byłam bardzo wysoką kobietą.
            Uśmiechnęłam się do niego i podałam dłoń, którą ochoczo uścisnął. Kątem oka zauważyłam, że jest dzisiaj ktoś jeszcze, ktoś w błękicie, ale nie mogłam zbytnio biegać wzrokiem po sali. Czułam na sobie zimne spojrzenie jego kamerdynera, z którym prowadziłam niemą wojnę. Nie dam mu tej satysfakcji.   
             Cierpliwie wysłuchałam szczebiotania gospodarza, uważając, by nie uśmiechnąć się zbyt szeroko i nie zrobić niczego niepożądanego dla damy. Obowiązywała mnie cała masa konwenansów, chociaż muszę szczerze przyznać, że po wielekroć po nie sięgałam, gdy chciałam uciec, zyskać na czasie lub pokierować sprawą wedle mojego uznania. Znając i stosując je odpowiednio, przychodziły mi z pomocą zawsze, gdy tego potrzebowałam. Nie mogłam liczyć na siłę ani brutalność, daleko mi było do wysportowanego ducha wojownika.
            Nareszcie podszedł do nas gość z kimś jeszcze. Nie byłam w stanie określić, z kim dokładnie, dopóki nie stanęliśmy twarzą w twarz. Na oko rówieśnik Aloisa, najwyraźniej ten, o którym mówiła mi Hannah. To było dość zabawne, bo o ile łączył nas błękit, o tyle dzielił kolor uzupełniający. Jemu towarzyszyła czerń, doskonała, mroczna, a mi biel śnieżnych równin północy, kolor czysty i nieskażony cierpieniem.          
            – Gabrielo, to jest Ciel Phantomhive, mój dobry znajomy – zaczął Alois, a w odniesieniu do tego, co powiedział, mina chłopaka zdawała się wszystkiemu zaprzeczać – Cielu, to jest lady Gabriela, której uratowałem życie, więc powinna mi być wdzięczna. Prawda? – zapytał i przyklasnął swojej impertynencji i nieokrzesaniu. Tak, chwal się, jakim jesteś bohaterem i jak bardzo zrażasz do siebie otoczenie. Potwór, a ja musiałam trzymać wszystkie nerwy na wodzy, by nie odpowiedzieć mu czegoś równie niemiłego. Pokaż  klasę temu barbarzyńskiemu bachorowi, niech złotooki kamerdyner czuje, ze jego panicz jest kompletnym zerem.
            – Miło mi cię poznać – zignorowałam z trudem słowa hrabiego Trancy. Spojrzałam w stronę czarnego cienia towarzyszącego błękitnemu hrabiemu, w którym zdawał się skrywać jego służący. Ostrożnie przeniosłam wzrok z przepaski zasłaniającej oko mojego rozmówcy na hipnotyzujące krwistoczerwone oczy, które natychmiast przykuły moją uwagę. Zamiast pomyśleć coś mądrego, mózg podsunął mi ideę albinizmu miejscowego, co tłumaczyłoby niezwykłą zależność koloru tęczówki. Dość szybko obiekt mojego zainteresowania posłał mi uprzejmy uśmiech, a ja powoli powróciłam wzrokiem na hrabiego Phantomhive, próbując więcej na niego nie patrzeć i udać, że nie wywarł na mnie żadnego wrażenia.   
             Uderzyła mnie myśl, że był bardzo podobny do Claude, a jednocześnie zupełnie inny i nie mogłam określić, na jakiej podstawie postawiłam tak śmiałą hipotezę. O ile w przypadku kamerdynera domu Tracych odczuwałam jedynie głęboką niechęć i coś, co chyba można nazwać przeczuciem, o tyle w jego przypadku ono było skrajnie… dziwne. Zupełnie jakbym była magnesem z zdezorientowanym polu elektrycznym, z ciągle zmieniającymi się biegunami odpychania i przyciągania. Chciałam na niego spojrzeć, porozmawiać, ale doskonale wiedziałam, że byłoby to niestosowne. Na swoje usprawiedliwienie miałam jedynie to, że strasznie się nudziłam w towarzystwie aroganckiego hrabiego, a on był… piekielnie przystojny.   
            – Lady, wszystko w porządku?        
            Jak przez mgłę dotarł do mnie jego głos. Taki ciepły i jedwabisty. To nie może być prawda, jest zbyt idealny. Muszę uważać, nie mogę go słuchać!           
            – Tak, tak, przepraszam, to tylko lekkie zawroty głowy – skłamałam na poczekaniu, czując na sobie ich wzrok. Rozumieli się bez słów, byli jak jeden organizm w dwóch ciałach. Alois z Claudem nigdy nie tworzyli tak zgranej pary.  
            Usiedliśmy do stołu, przy którym panowała niezręczna cisza. Zastanawiałabym się, o czym mogłabym porozmawiać z gościem, ale nic nie przychodziło mi do głowy, za to jego kamerdyner okupował moje myśli tak doszczętnie, że nie było w nich już miejsca na nic innego. Zganiłam się za tak pensjonarskie zachowanie.         
             Nowy przyjaciel okazał się bystrym gburem. To było moje dominujące zdanie na chwilę obecną. Odzywał się mało, ale wszystko, co powiedział, było niezwykle zwięzłe i trafne. Erudytą pewnie nie był, ale na pewno obserwował mnie tak samo wnikliwie jak ja jego. Tylko Alois zdawał się nie tracić pogody ducha i tej irytującej szczebiotliwości, którą denerwował wszystkich zebranych.           
            Claude starał się bardziej niż zwykle zaprezentować z jak najlepszej strony, o czym przekonałam się już po porównaniu menu, które nam zaserwował. Obserwując ich, miałam dziwne wrażenie, że zarówno dziedzice, jak i ich słudzy rywalizują ze sobą. Tylko o co? Co stanowiło stawkę? Twarz Hannah niczego nie zdradzała, więc mogłam się zdać jedynie na własną domyślność. Powoli odkrajałam kolejne kęsy, nieśpiesznie konsumując posiłek. Moje drobne, smukłe palce z perłą na środkowym palcu wyraźnie przyciągnęły uwagę szkarłatookiego, a ja gorączkowo próbowałam odgadnąć, o co chodzi. Nie po to wyrzucałam go jak natrętnego gościa z mojego umysłu, by teraz znajdować się w jego centrum zainteresowania.      
            Pogrążona we własnym świecie i jego problemach zupełnie nie zauważyłam, że tuż obok mojego talerza przebiegł mały pająk. Kiedy nareszcie wszedł w pole mego widzenia, odruchowo krzyknęłam i upuściłam sztućce, które z brzękiem upadły na podłogę. Hannah natychmiast podała mi nowe, a pająkiem zajął się o dziwo… on, chociaż Claude stał tuż obok. W ten sposób cała trójka znalazła mi się nad głową, a ja najchętniej wyszłabym z pomieszczenia, przykładając do twarzy zimny okład.         
            – Doprawdy, to żenujące, aby kamerdyner pozwolił biegać robactwu po stole – odezwał się swoim hipnotyzującym głosem, a ja przyłożyłam rękę do czerwonego ze wstydu policzka. Żenującym to było moje zachowanie. Krzyczeć na widok pająka. Przecież on był malutki, co nie zmienia faktu, że w ogóle nie powinien był się tutaj pojawić.       
            – Przepraszam, ja się nimi… brzydzę – szepnęłam, pogrążając się do reszty. Przecież w herbie rodziny Tracy był pająk, a ja bałam się takiego czegoś.      
             – To przypadek. Najmocniej przepraszam – odgryzł się Claude, a siedzący naprzeciwko Ciel swoją miną wyraźnie dał do zrozumienia, jak bardzo uważa mnie za głupią dziewczynę. W pełni się z nim zgadzałam.       
            – Proszę o wybaczenie. To hańba dla kamerdynera rodu Tracych dopuścić się do takiego nie dopatrzenia…           
            Przerwałam mu ruchem dłoni.          
            – Nic się nie stało. Proszę wrócić na swoje miejsca – trzy osoby kłębiące się nad duszą to o wiele za dużo. Potrzebowałam przestrzeni, natychmiast, inaczej znowu zacznę krzyczeć, tym razem z jeszcze głupszego powodu niż poprzednio.    
            – Właśnie, słyszałeś, Claude? Powiedziała, że nic się nie stało, a przynajmniej było zabawnie! – krzyknął z krańca stołu pan domu – Ciel się w ogóle nie odzywa… Co sądzisz o naszej przyjaciółce? Ładna? – prowokował go, splatając palce w koszyczek i kładąc na niej brodę w oczekiwaniu na odpowiedź. Zmrużył swoje oczy i przechylił głowę, bawiąc się rzucaniem zajączków na ścianę z promieni słońca, które odbijały się w jego stygmacie.         
            Znudzony wzrok Ciela łaskawie na mnie się zatrzymał na moment. Czy ja jestem koniem, którego należy odpowiednio wycenić przed zakupem? Jeszcze tylko brakuje, aby zaglądali mi w zęby.
            – Jest jak każda inna dziewczyna.    
            – Co za surowy osąd! W ogóle jej nie znasz, a wyciągasz takie wnioski!  
            – Obserwuję ją, to wszystko. Sebastianie! – zwrócił się do swojego kamerdynera, a ja z zaciekawieniem uniosłam wzrok znad talerza z ciastem. Sebastian… Więc tak ma na imię osoba o hipnotyzującym, wręcz czarującym głosie. Zupełnie jak drapieżnik swoje ofiary, aby na moment straciły czujność… 
            Co właśnie czynię. Dość.      
            – Hrabio, chociaż nosisz szlachecki tytuł, nie masz za grosz dobrego smaku – uniosłam dumnie głowę, spoglądając na niego zza przymrużonych oczu – Rozmawiasz o mnie w taki sposób, jakby mnie tutaj nie było. Naprawdę uważasz, że stoisz wyżej w hierarchii nad innymi? – spytałam złośliwie, odkładając sztućce i dając znak Hannah, aby zabrała moje nakrycie. Czas na kulturalne têtê-à-têtê.
            Mina Sebastiana była bezcenna. Na szczęście stał tuż za młodym hrabią, dzięki czemu mogłam na niego zerkać, udając, że zwracam uwagę na mojego rozmówcę. Słysząc mnie, Ciel uśmiechnął się lekko i najwyraźniej uznał, że warto się odezwać.
            – Tak właśnie sądzę. Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, może zagramy w szachy? – zaproponował, na co z chęcią przystałam. Każda rozrywka była wręcz pożądana by odgonić przerażającą wizję spędzenia jeszcze paru godzin nudząc się, a miałam serdecznie dość siedzenia przy stole i znoszenia dwóch nadętych dupków.          
            Claude przyniósł nam planszę, a Alois zawisał raz nade mną, a raz nad Cielem, jakby szukał jakiejś ukrytej rozpiski z zaplanowanymi ruchami w grze. Nie wiem, jak to było w zwyczaju mojego przeciwnika, ale ja nigdy nie obmyślałam aż tak szczegółowo. Czasami warto dać się ponieść chwili. Wybrałam białe figury, a on czarne. I znowu ten rozgłos. Przecież to normalne, innej opcji nie było, ale coś mi mówiło, że jego osobowość jest mroczna, tak jak czerń figur. Dlaczego widziałam go jako noc, a siebie jako dzień, nie miałam pojęcia, ale to wrażenie było silne i niezatarte.      
            Znowu przelotne spojrzenie szkarłatnych oczu przeniknęło mnie do szpiku kości. Kim jesteś? Dlaczego jesteś o wiele gorszy od Claude’a? Proszę, zejdź z moich oczu. Nie mąć mojego spokoju.        
            Wysunęłam pionek do przodu, rozpoczynając grę. Błękitne oczy spokojnie kontrolowały sytuację na planszy, znajdując najlepsze wyjście z taką łatwością, która jasno mówiła, że w życiu czyni dokładnie to samo. Nie wahał się poświęcać słabszych figur, by osiągnąć swój zamierzony cel, chociaż mój brak taktyki dość poważnie go rozpraszał. Stawiałam po prostu tak, gdzie osiągnęłabym największą korzyść. Chyba w tym byliśmy do siebie podobni.    
            Znudzony Alois zaczął galopować po sali, ciągnąc najpierw Claude do tańca przy akompaniamencie armoniki, na której grała zmuszona do tego Hannah. Kołowaty kamerdyner nawet nie zamierzał przyłączyć się do tego idiotyzmu, w który wciągał go jego panicz. Złociste oczy z pewnym niesmakiem spoglądały na niego, jak wystukuje obcasami rytm i klaszcze w dłonie, kręcąc się w kółko, by potem biegać sobie nieskrępowanie po salonie udając samolot i wydając odgłosy, jakie w jego mniemaniu taka maszyna wydawać powinna. Poprawił tylko wskazującym palcem spadające okulary z nosa i stał nieopodal, w razie gdyby musiał interweniować, by ukrócić jego swawolę. Osobiście dziwiłam się, dlaczego w ogóle pozwalał mu na tak wiele. Przecież dawał sobie wejść na głowę dzieciakowi. Nie wiem, jaki dokładnie łączył ich stosunek, ale w tej chwili określiłabym go jako niezwykle specyficzny.    Moja gra z hrabią Phantomhive pochłonęła nas do tego stopnia, że nie zwracaliśmy nawet uwagi na dziwactwa gospodarza domu, a uparcie dążyliśmy do pokonania siebie wzajemnie. Chęć dominacji zagłuszyła nawet moje ciche uwielbienie dla jego kamerdynera, który przysiadł się jak sędzia, dokładnie pomiędzy nami, na graniczy czerni i bieli. Gdybym poruszała się tylko po białych polach, nigdy bym go nie spotkała.
            Dopiero teraz zauważyłam, że nawet biżuteria hrabiego była czarnymi, szlachetnymi kamieniami. Onyks, Agat, Noc Kairu… Tak czarnymi jak włosy jego kamerdynera. Nieważne, skup się na grze. Szachownica z każdym ruchem stawała się coraz bardziej wolna od zbędnych figur. Szliśmy łeb w łeb z hrabią, dopóki nie pozostały nam jedynie dwa króle.      – Pat. Gratuluję panience, bardzo ciężko jest doprowadzić do remisu z moim paniczem. Jestem pod wrażeniem – poinformował mnie hipnotyzujący głos. Jeszcze raz rzuciłam wzrokiem na szachownicę. Na pustym polu walki zostały tylko dwie identyczne figury, stojące naprzeciwko siebie, dumni i niepokonani. Chociaż nagle pole bitwy podskoczyło i zatrzęsło się, a figury zaczęły się chwiać.          
            To Alois z rozpędu wpadł pomiędzy naszą dwójkę, uderzając w stół i wywracając te niezwykłe położenie. Ku mojemu zrozpaczeniu, czarny król powrócił na swoje miejsce, a biały upadł. Pomimo remisu, poczułam się tak, jakbym przegrała. Ale nie z hrabią. Przegrałam z kimś innym, przegrałam sama ze sobą, bo nie potrafiłam wyrzucić z myśli jego kamerdynera.       
            – Lady Gabrielo, zatańcz ze mną! – Alois pociągnął mnie, tak, że omal nie potknęłam się o dywan, tkwiąc w swoich własnych myślach. Pewnie moje spojrzenie było niezwykle błagalne, bo Sebastian wstał i podszedł do hrabiego Trancy i zabrał od niego moją dłoń.           – Obawiam się, że panienka Gabriela zupełnie nie pasuje do ciebie pod względem wzrostu. Proponuję, abyś zatańczył z kimś innym, będzie dla ciebie o wiele poręczniej – zaproponował urażonemu dzieciakowi, odprowadzając mnie nieznacznie i prosząc o taniec, z tym bezczelnym uśmiechem, tak jakby wiedział o mnie wszystko.    
            Upadłam, tak jak biała królowa przed czarnym królem. Reszta przyglądała się nam w milczeniu, jak sunęliśmy w takt melodii, zsynchronizowani jak nigdy. Ze zdziwieniem zauważyłam, że był niewiele wyższy ode mnie, bo jego czerwone oczy były niebezpiecznie blisko mojej twarzy, przenikając mnie aż do szpiku kości. Odwróciłam lekko głowę w bok, zakrywając się kaskadą włosów, chcąc się od niego oddzielić. Jak to możliwe, by był tak idealny? Fala gorąca zalała moje ciało. Te ruchy, postawa, nawet dotyk…           
            – Przepraszam, czy masz albinizm miejscowy? – wypaliłam, ganiąc się w duchu za tą część mojej natury, która wiecznie próbowała przyporządkować świat w ramy, które pomagały mi go zrozumieć. Nie miałam innego wytłumaczenia na jego niespotykany kolor tęczówek. Błąd w kodowaniu melaniny, to tłumaczyło by ten stan.
            – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, lady Gabrielo – odpowiedział mi, wyraźnie rozbawiony. Jakby to była w ogóle odpowiedź na moje pytanie. Przytoczył tylko ludowe przysłowie, a ja nie byłam ani dalej, ani bliżej w swoich przypuszczeniach.     
            – W takim razie, już dawno go przekroczyłam. Kim jesteś? – ciągnęłam niezaspokojona, czując, że robię właśnie coś, czego nie powinnam.    
            – Jestem tylko piekielnie dobrym lokajem – odpowiedział z uśmiechem, w którym zawirował mój świat, a w jego oczach znalazłam odpowiedź, którą umysł odsuwał od siebie, jakby był największą trucizną. Jesteś głupia, opanuj się. Zakończ ten taniec, podziękuj mu, wykręć się bólem głowy i uciekaj. Nigdy nie wracaj, nie spotkaj go drugi raz. Spotkaliśmy się o raz za dużo i to był błąd. Wypuść mnie od siebie i uwolnij! Zgiń, przepadnij z mojej pamięci, bo jesteś moim ideałem…  
            – Nie jesteś tylko lokajem – szepnęłam, nieświadoma tego, co się dzieje. Wszystko zaczęło się zamazywać, a ja poczułam się taka śpiąca. Trzymając się za czoło, odepchnęłam go od siebie, próbując dojść do oparcia fotela i nie wywrócić się. W pamięci utkwił mi jego zdziwiony wzrok, a zarazem pełen szacunku, ze podjęłam taką, a nie inna decyzję. Wszystko wirowało w moich oczach, hrabia Phantomhive, hrabia Trancy, ich lokaje, Hannah. Nawet dźwięk wydawał mi się bolesny i nieznośny, zamieniając się ze słodkiej melodii w upiorną piosenkę piekielnej katarynki, zlewającej się z chichotem z mojej własnej głupoty, wywołującą mdłości…    
            Obudziłam się już w swoim łóżku, w swoim domostwie, a na pytania, co się stało, lekarz odpowiedział, że przedawkowałam opium. Zabawne, przecież nigdy nie znajdowałam rozrywek w tak niewyszukany sposób. Błękitna sukienka i pantofle, które miałam wówczas na sobie, wisiały na szafie. Odwróciłam od niej powoli wzrok, wpatrując się tępo w dłonie. Nie było już tam pierścionka z perłą. Rozejrzałam się w poszukiwaniu mojej ulubionej błyskotki. Nigdzie jej nie było, ani na komodzie, ani na nocnym stoliku, pod poduszką tym bardziej… Czyżbym go zgubiła?            
            Brak pierścionka ustąpił jednak pola głównemu zmartwieniu. Więc tak postanowili się pozbyć problemu? Z jednej strony odczuwałam ulgę, a z drugiej poczułam uścisk w piersi na wspomnienie tych szkarłatnych oczu. Sebastian. Nie spotkamy się już nigdy, wiem o tym. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie pozwoliłam żadnej wypłynąć. Potarłam suchą dłonią oczy, uderzyłam się w policzki kilka razy i wypiłam duszkiem postawioną obok mnie szklankę zimnej wody. 
            Ale to najlepsza decyzja, jaką mogłeś podjąć. Dziękuję ci za to, demonie.

5 komentarzy:

  1. W zasadzie nie wiem, co mam powiedzieć, bo się już wypowiadałam na temat tego oneshota, a na bete za bardao boli mnie głowa (bo przecież studenci nie muszą oddychać, a gdzie tam -_-). Jest trochę błędów, w pierwszym zdaniu gramatycznie dalej coś tam szwankuje. Nie pamiętam pierwszej wersji tak dokładnie, więc nie stwierdzę, czy było betowane.
    No ale pytanie o albinizm na propsie xD. A Aloisa nie znoszę, Claude'a też, wiec każdy pocisk po nich jak najbardziej na plus. Jezu, serio. No nie idzie mi dziś komentowanie TT_TT.
    Ale ogólnie fajne. Wpadłabym na taką imprezę :P

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże. To było takie... inne. Brakowało mi trochę głębszych opisów, takich jakie pojawiały się w poprzednich opowiadaniach. Z początku miałam wrażenie, że bohaterka jest demonem, ale widocznie musiałam się źle wczytać w tekst. Cóż, partyjka szachów z Cielem? Niebezpieczne, a ona jeszcze miała z nim remis. Czy to jest w ogóle możliwe? xD Nie za bardzo zrozumiałam końcówkę... Co się właściwie stało? Ona straciła przytomność i ją przenieśli? Z czego wynikały te zawroty głowy? To wszystko to był sen? Jakoś mało myśląca dzisiaj chyba jestem i nie ogarniam x3 Ale opowiadanie naprawdę cudne a Alois jak zawsze irytujący ;D Szkoda, że dopiero teraz mogłam napisać komentarz, ale wcześniej nie miałam zupełnie czasu nawet przeczytać opowiadania. No cóż, to tyle. Życzę weny na kolejne opowiadanie i dobranoc ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inne bo pisane w pierwszej osobie? xd
      Cóż, bohaterka bierze czynny udział w akcji i byłoby to przede wszystkim nienaturalne, gdyby opisywała wszystko tak dokładnie. Opowiada o tym, co jest jej wiadome i jak ona to odbiera, czym się przejmowała.
      Wydawało mi się, że końcówka była dość jasno-niejasna xd
      Nie, to nie był sen. Chociaż, tak, plan demonów w twoim przypadku się sprawdził - osoby postronne miały uwierzyć, że to był sen, halucynacja wywołana zażyciem opium.
      Zauważ jednak, że subtelnie wskazałam, kto był autorem tego pomysłu - Sebastian. Pozwolił dziewczynie zachować wspomnienia, ponieważ to ona pierwsza go odepchnęła, co raczej miało wymiar symboliczny. W ten sposób ukazałam jej chęć oderwania się od tego, co ją tak bardzo przyciągało, że traciła zmysły. Zebrała w sobie resztki siły, by wrócić na właściwy tor i demon uszanował jej decyzję.
      A jej podziękowanie wynika z faktu, iż była świadoma, że wiedza, w którą weszła w posiadanie, mogła ją pozbawić życia.
      Nie wiem, czy zauważyłaś, skoro aż tak bardzo się zamotałaś w końcówce, że zniknął także jej pierścień, więc to nie mógł być sen. Inni będą jej wmawiać, że go zgubiła, ale prawda jest taka, że nie wiemy, gdzie on może być. Może go posiadać Ciel, Sebastian, Alois, Hannah, Claude, albo zwyczajnie ześlizgnął się jej z ręki i stoczył do rynsztoku, podczas gdy demony na rozkaz któregoś z paniczów odnosiły ją do domu.
      Zakończenie zostawiłam celowo dość niejasne, aby każdy mógł stworzyć swoje własne.

      Usuń
  3. Bardzo zaciekawiła mnie ta opowieść, jest uzależniająca i postanowiłam, że zacznę czytać wszystkie notki od pierwszej. Czytałam, czytałam i nie mogłam się oderwać, masz talent i wyobraźnie do pisania! Życzę weny i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    bardzo mi się podobał ten tekst, ciel no taki, i ta partyjka...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń