Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

środa, 7 września 2016

Wspomnienia demonów, część 45



Witam po przerwie! Dużo się działo.
Przede wszystkim, otrzymałam swoją ocenę bloga, na którą czekałam od stycznia! Znajdziecie ja na ocenialni Wspólnymi Siłami ( klik ). Dlatego wstrzymałam się z obecną notką, bo chciałam zapoznać się z uwagami, a także przemyśleć nieco fabułę. Zastanawiałam się nawet nad urlopem twórczym, ale ostatecznie zadecydowałam, że będę powoli coś dopisywać, choćby i mniej regularnie, niż dotychczas.
Po drugie, miesiąc praktyk za mną! Nie macie pojęcia, jak się cieszę! ^^ Co nie zmienia faktu, że od września znowu idę do pracy i to w weekendy, najpłodniejsze twórczo dni. Więc nie narzekajcie na krótkie wakacje, ja miałam tylko miesiąc :P Nie wiem, jak uda mi się pogodzić studia z pracą i nauką na tyle dobrą, aby Sebastian był ze mnie dumny ( bo według niego, ocena „dobra” to wpadka – czyli w zasadzie cały mój blog jest wpadką o nim, albo z nim XD Wybierzcie wersję w miarę swojego zepsucia). Będę się starać, aby nie porzucić swojej twórczości, bo w przeciwnym razie byłoby mi szkoda mojego czasu, poświęconego na stukanie w klawiszki i wyszukiwanie błędów.
W dodatku wyjeżdżam (wreszcie) w moją wakacyjna trasę. Więc znowu opóźnienia w twórczości.
Zastanawiałam się tez nad przesłaniem, które chcę Wam przekazać w tym opowiadaniu. Ono jest, będzie pewnie bardziej wyraźne pod koniec, ale mam nadzieję, że i do tej pory zdołałam coś pokazać.
Jakby coś, dzielcie się wątpliwościami. Najwyżej Was zjem.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~XLV~~


            W arcyświetnym humorze Kurara weszła na trybuny i rozsiadła się wygodnie, czekając na ostatni dzień igrzysk z równą niecierpliwością, co przed laty na pierwszą noc z władcą Piekła. Nogi w fikuśnych obcasach – na których poruszanie się stanowiło istną zagadkę dla reszty dworu, bo były ażurowe i w dodatku wypełnione w środku powietrzem, co zapewniało lekkość i wytrzymałość, która była w stanie udźwignąć ciężar jej ciała, a przede wszystkim oczarowywała misternością wyciętych kwiatów i muszek zaplątanych w ich liście – odsłoniła ze zwiewnych warstw szaty. Dzisiaj kazała włożyć do pustego środka złociste kadzidełko, aby przyciągało oczarowane spojrzenia migotliwym blaskiem i jeszcze bardziej eksponowało wzorzystą dłubaninę. Głowę zdobił diadem w kształcie młodych pędów oplatających czoło, podtrzymujący niesforne, krótkie włosy, które opadały by jej w przeciwnym razie na twarz. Dzięki temu jej twarz zyskiwała nieco powagi, można by nawet rzec, że szlachetności, którą w przeważającym stopniu zawdzięczała niezwykłemu kolorowi tęczówek.
            Nic nie mogło jej ucieszyć dzisiaj bardziej, niż wiedza, w którą niedawno weszła w posiadanie. Ani dopracowana pod każdym szczegółem kreacja, ani bardziej ciekawe walki, niż do tej pory, ani nawet bliskość Beliala, choć akurat z tym mogłaby podyskutować. Bardzo dobrze, że był tak blisko. Wystarczy, że zjawi się za nim, ucałuje jego szyję, wciągnie głęboko przez nozdrza jego cudowny zapach skóry kojarzący się z drzewem sandałowym, muśnie ustami jego miękkie wargi i wsączy mu przez nie truciznę, prawdę o własnym synu.
             Ta dziewczyna, którą przyprowadził Raum, była człowiekiem! Serce skakało z radości, gdy tylko pomyślała o karze, jaka czeka za tak zuchwały postępek. Na pewno złamał prawo, była o tym święcie przekonana. Teraz wystarczyło tylko powiedzieć, ba! Napomknąć o tym w sposobnej chwili, by rozpętać prawdziwe piekło wśród zgromadzonych. A która okazja byłaby do tego lepsza, niż igrzyska, na których w jednym miejscu zgromadziły się wszystkie demony? Efekt byłby oszałamiający, a sama dziewczyna musiałaby zginąć.
            Posłała parę wdzięcznych uśmiechów do Beliala, upijając nieco krwi z kielicha, kiedy dostrzegła po przeciwnej stronie Setha. Była z niego prawdziwie dumna, jak każda matka z dziecka, które osiągnęło planowany sukces. Nieco żałowała, że nie mógł zmierzyć się z Raumem, ale biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, była nawet całkiem zadowolona z obecnego obrotu spraw i nie domagała się niczego więcej od losu, jak tylko unicestwienia jej najbardziej znienawidzonego wroga i pokazanie Isztar, kto tak naprawdę z ich dwójki jest silniejszy.
            Nigdy nie zapomniała, jak jeszcze niedawno nierozważnie próbowała zabić jedną z najsilniejszych osób w królestwie w imię lepszej przyszłości. Ich ciągłe potyczki, dogryzanie sobie nawzajem, cicha rywalizacja we wszystkim obierała niezdrowy kierunek i gdyby Kurara nie opamiętała się, na pewno skończyło by się to o wiele gorzej. A tak, była panią sytuacji. Nie zawsze siła jest najsilniejszą kartą, jaką można się posłużyc.
            Tak szybko, jak ujrzała syna, tak prędko zrzedła jej mina, a w złości rzuciła niedopitym kielichem w najbliżej stojącą służkę. Ta umknęła z nadludzką prędkością, łapiąc puchar i rozlewający się trunek. Profilaktycznie usunęła się w cień, czując zbierające się chmury nad głową swojej pani.
            Złotooka księżna nie dowierzała przez chwilę swoim zmysłom, podejrzewając jakieś halucynacje. Ten idiota pociągnął ze sobą oczywiście kogo? Białowłosą piękność! Kurara przez chwilę był pewna, że trafi ją szlag i wiatr rozwieje jej szczątki. Jak on mógł zrobić coś tak głupiego, w dodatku TERAZ! Przecież… Pokrzyżował jej doszczętne swoje plany. Jeśli teraz ogłosi to, co wie, to ucierpi nie tylko pierwszy książę, ale i jej dziecko!
            Wyprowadzona – koncertowo – z równowagi natychmiast zadbała o pozory, aby nie zdradzić, ze coś ją aż tak zdenerwowało. Złociste oczy utkwiła w skalnej ścianie, beznamiętnie się wpatrując i szukając najlepszego wyjścia z sytuacji. Przez moment nawet zaczęła obgryzać krótko przycięte paznokcie, ale zgania się w duchu za to i z nienawiścią, która byłaby spalić wszystkich zebranych, spojrzała w dół, na arenę, gdzie zaraz powinna stawić się ostatnia szóstka.
            – Przynieś mi jakąś duszę. Natychmiast – zażądała, krótkim ruchem ręki odprawiając służącą. Musiała pomyśleć, co robić dalej. Ma w rękawie asa, lecz nie może go użyć przez głupotę jej własnego syna! A im dłużej im się przyglądała, tym bardziej słabo jej się robiło.
            – Seth, ja zawsze wiedziałam, że masz beznadziejny gust co do kobiet, ale żeby aż tak?
*
            Głos zachichotał, a Sebastian obejrzał się trwożliwie dookoła, nie będąc pewnym, czy wyjdzie mu to na dobre.
            – Spokojnie, nikt inny nas nie słyszy. Kształtuj zdania w swoim umyśle, usłyszę cię. Tak jak ty słyszysz mnie.
            – Jak teraz? – upewnił się demon, wykonując ściśle polecenie od słyszanego głosu.
            – Dokładnie.
Dziwnie mu było rozmawiać samemu z sobą tym bardziej, że nie miał nigdy rozszczepienia osobowości ani o nic takiego się nie podejrzewał.
            – Wiesz, co się stało? Dlaczego nie mogę wykrzesać z siebie ognia?
Głos zachichotał jeszcze bardziej, zanim odpowiedział.
            – Nigdy nie potrafiłeś. To ja to potrafiłem, ale jakimś trafem, twój umysł narzucił mi bezwzględne posłuszeństwo. Zarówno kruk, jak i moc panowania nad żywiołem to moje zdolności. Twoją jest jedynie charyzma do zmuszenia mnie, abym wykorzystywał swoje dary w twoim interesie i chyba właśnie coś poszło nie tak.
            Książę był bliski załamania. Na kilka minut przed wyjściem dowiaduje się tak istotnej rzeczy?! Tak, jak siedział zgarbiony, tak teraz jeszcze bardziej się zmniejszył, chowając twarz w dłoniach.
            – Zatem to, co widziałem…
            – To były wspomnienia z mojego życia. Zginąłem wówczas, podczas tej wielkiej bitwy, chociaż starano się mnie ocalić. Uczestniczyłem w pewnym sądzie, który też miałeś okazję widzieć. A teraz mam szansę przebywać w tobie. Co za ironia.
            – Więc chciałeś mnie zdobyć, by samemu narzucać swoje zdanie innym? – To był najbardziej oczywisty wniosek, jaki nasuwał się w obecnej sytuacji, ale demon czuł, że musi go głośno powiedzieć. Jak na ironię: po cichu we własnej głowie, żeby jakoś dopasować się do zaistniałej sytuacji.
            – Dokładnie, Raum. Nie różnisz się niczym szczególnym od innych, z wyjątkiem twego umysłu. Ta mała jeszcze ci to pokaże.
            – Jak na razie jest niewyczerpywanym źródłem kłopotów. Ale – dodał, czując przyjemne ciepło – Jest również moją przyjaciółką. A przynajmniej lubi się tak nazywać.
            – Naprawdę cię lubi i dla własnego dobra powinieneś ją jak najszybciej odesłać.
            – Wiem.
            – Nic nie wiesz – zaprzeczył głos, a wówczas bramy otwarto i wyszedł na arenę, witany gromkimi głosami zachwytu nad najbardziej okazałą i obiecująca gromadką. Czas odrzucić swoje wątpliwości i zaprezentować się najlepiej, jak potrafi. Jest demonem, synem samego Beliala, nie będzie się załamywał z powodu paru niepowodzeń. Musi zrobić jak najlepsze wrażenie, inaczej nici po dobrym wyniku. Jak również fiasko z pomyślnego odesłania przyjaciółki do domu.
            Stanął w szeregu, nie przykładając wagi do tego, gdzie się znajduje. To nie było istotne. Skupił się za to na tym, co sam potrafił. Walka nie była dla niego niczym nowym ani nadzwyczajnym. Skoro nie może polegać na żywiole, poradzi sobie bez niego.
            Wysoki, jasnowłosy demon był dla niego największym zagrożeniem, po krótkiej analizie zgromadzonych. Syn Lucyfera odziedziczył po ojcu urodę i dobry gust oraz mądrość. Nawet cząstka jego imienia potwierdzała jego przynależność do oświeconych, Lucyniel.
            Plan na walkę był prosty: nie dać się zabić. Reszta była zmienna i Raum nawet nie zamierzał marnować czasu, aby układać  jakieś zawiłe strategie, plany awaryjne, na wypadek gdyby plan a nie wypalił, a strategia b zawiodła. Liczba możliwych kombinacji z szóstką zawodników i ich możliwościami była zbyt wielka i demon nawet nie chciał zaczynać bawić się w dogłębną analizę, która z góry była pozbawiona sensu.
            Czarna mgła zgromadziła się wokół jego obcasów, na co dyskretnie zwrócił uwagę Lucyniel. Naama i Sitra wpatrzone były w trybuny, a ostatnia para demonów, chociaż Raum znał ich z widzenia wydawali się niegroźną konkurencją. Na tyle niegroźną, że nawet nie potrafił sobie na chwilę obecną przypomnieć ich imion.  
            Z nieba zaczęły spadać czerwone płatki róż, zapowiadając ostatnie chwile spokoju. Tak, jak za każdym poprzednim razem krew zabarwiła piasek areny, a ostatnia szóstka oddała pokłon swoim władcom, licząc na przychylność z ich strony. Piekielni trębacze zadęli w swoje instrumenty i złowieszczy tryton rozdarł powietrze. Demony z miejsca uskoczyły, starając się albo od razu zadać cios śmiertelny, albo uskoczyć w bok i zaatakować nieodsłoniętego. Zawrotne tempo, jakie im towarzyszyło, godne było najlepszych osobistości przyszłego społeczeństwa.
            Raum wybrał opcję numer dwa i z bezpiecznej odległości zaatakował na odległość jedną z sióstr, trafiając ją ostrzem. Wyrzucał je z taką łatwością, jakby nie walczył, a prezentował zgromadzonym taniec z nożami przy specyficznym akompaniamencie szczęku broni. Naturalnie, to nie wystarczyło, by powalić przeciwnika, ale dawało minimalną ilość czasu, aby rozejrzeć się i ocenić sytuację.
            Lucyniel walczył z Sitrą, należącą do assasynów, bezimienna tworzyła barierę z ziemi, która robiła za żywą tarczę, a tak naprawdę okazała się obleczonym piaskiem zaginionym szóstym kompanem. A więc przynajmniej jego miał z głowy. Pora zająć się Naamą, bądź tamtą demonicą.
            Spróbował wykrzesać z siebie ogień, ale wcale mu nie wyszło. Parsknął rozzłoszczony i z całym impetem natarł na córkę Azazela, urywając je rękę i odrzucając na bok. Kończyna zaczęła pełznąć w kierunku właścicielki, dlatego schwycił z areny jedno z ostrzy i przebił włócznią kończynę, unieruchamiając ją na dłuższą chwilę. Dalej próbowała się wyrwać, a rozwścieczona dziewczyna uderzyła w niego z całej siły, przewracając na piach.
            Gdyby chociaż mógł teraz polegać na ogniu! A tak spleceni okładali się wzajemnie, raniąc jak mogli najczęściej. Mimo wszystko, upływ krwi i ręka, której nie mogła zregenerować męczył przeciwniczkę i Raum odrzucił ją, nabijając uprzednio na swoje pazury aż pod samą ścianę, gdzie z głuchym uderzeniem odbiła się od kamieni.
             W międzyczasie zdyskwalifikowano demona, który został uduszony w piasku. Pozostała piątka nieco się przegrupowała, bo o ile Naama walczyła o to, by dotrzeć do odciętej kończyny, o tyle jej siostra wraz z przeciwnikiem zawiązali tymczasowe porozumienie i wbijali włócznie w ciało swojej piaskowej siostry, dopóki jej ust nie ozdobiła krwawa posoka. Zdawało się, jakby plusk gniecionych narządów i wylewającej się na potęgę krwi zadawał się ich bawić, dlatego sobie nie żałowali i kiedy tylko demonica straciła czujność, Lucyniel grotem strzaskał jej piszczel. Tłum rozgorzał na nowo, domagając się jeszcze więcej atrakcji.
            Raum zadowolony z obrotu akcji przypominał sobie jeszcze raz przebieg rozmowy z duchem, a także emocje, dzięki którym bez problemu pokonał Zabu, co zapoczątkowało jego zesłanie. Wówczas był pewny siebie i nie miał zmartwień. A czy teraz miał? Wystarczy, że narzuci swoją wolę temu ożywieńcu, o Collette nie musi się martwić, bo przecież siedzi teraz bezpieczna w Zamku Królów z demoniczną czytanką i walczy z kolejnym fragmentem. Zaraz…
            Uderzył tak mocno Sitrę, że nie była już zdolna walczyć tylko dlatego, że zauważył coś niepokojącego na arenie. Rzucił szybko okiem na resztę i na trybuny. Nie przewidziało mu się, białe włosy nie są w piekle czymś pospolitym. Wypatrzył ją razem ze swoim bratem, a to odkrycie spowodowało, że powietrze wokół niego zaczęło gęstnieć i ciemnieć. Z oczu biły mu pioruny, a sama aura stała się przytłaczająca. Po co ona wyszła? Dlaczego tutaj jest i to w dodatku z nim?!
            Został już tylko jeden przeciwnik, ale Raum był załamany. Jak on ją stąd wyciągnie? Zamiast rozumu, kontrolę nad jego umysłem zaczęły przejmować emocje, które zatruwały jego zdolność obiektywnej oceny sytuacji. Przede wszystkim, czuł się zdradzony i to go chyba bolało najbardziej. Nie rozumiał, nawet nie chciał kombinować, dlaczego ona się tu znalazła. Na razie musiał tylko pokonać jednego z przyszłych współwładców.
            Zmierzyli się wzrokiem, co trwało ułamki sekund i ruszyli na siebie. Lucyniel zdołał uniknąć ciosu Rauma, ale on sam nie zdążył, co przypłacił dość znaczną raną na boku. Przyłożył do niej słoń, która natychmiast zabarwiła się szkarłatem. Podniósł ją do ust, a następnie spróbował krwi, co natychmiast objawiło się w morderczym błysku w oku. Nie miał czasu na więcej, bo musiał odparować kolejny atak, a w dodatku, cały czas miał wrażenie, że jest pod wpływem nieco innej umiejętności swego przeciwnika, nieco mniej przydatnej w walce, ale wystarczającej, by przeszkadzać w starciu, a mianowicie: wszechobecnego wdzięku, który roztaczał z taką łatwością, jakby robił to od niechcenia.

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wcale nie tak mało :) Sprawdź w Wordzie :P Nie mam daru szybkiego pisania, a i ostatnie czasy były dość wymagające.

      Usuń
  2. No nareszcie... nie mogłam już wytrzymać... ale rozumiem, że miałaś inne plany :D Walka opisana koncertowo i to zakończenie.. Zauważa Andatejkę i swojego brata, emocje biorą nad nim górę, już już... i nagle się uspakaja.. lecz nie wychodzi ze starcia bez szwanku.. oby to nie było nic groźnego :( Liczę, że w następnym rozdziale będzie opisana konfrontacja Sebusia z białowłosą pięknością... Złośc Kuramy perfekto.. a jak się wystroiła.. W pewnym sensie Seth uratował Rauma niszcząc palny swojej matki... To takie urocze.. choć nieświadome.. Aha a co do tej konfrontacji... niech nie będzie tak, że się pokłócą, ona zrobi słodką minkę i wszystko wróci do normy... może niech się to trochu przeciągnie.. i może zaczna podejrzewać, że coś do siebie czują poza przyjaźnią to by było takie KAWAIIII. Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, z "planami" to to miało mało wspólnego, szczególnie, gdy wracałam do domu po ośmiu godzinach pracy i marzyłam tylko o bardzo przyziemnych rzeczach ;)
      Seth uratował Rauma, robiąc mu na złość XD Też to kocham i wszyscy w efekcie są w złym położeniu z wyjątkiem samego Setha :D I chociaż Seth jest zły, to jednak mówi prawdę (zasadniczo).
      ANDATEJKA NIE JEST KOKIETKĄ!!! Szybciej wybuchnie płaczem, zrobi coś głupiego niż będzie próbowała kogoś przekonywać na urodę. Takie rzeczy nie są dla niej istotne. Z kolei Sebastian jest zbyt dumny, by wybaczył jej po jednym słodkim trzepotaniu rzęsami, co wydaje się sytuacją dość patową.
      POZA TYM, DEMONY NIE CZUJĄ XDDDDD
      No, więcej spoileru nie ma i dziękuję za komentarz :* Cieszę się, że ci się podobało :D

      Usuń
  3. Jjjeeeee nowy rozdział! Co tak długo? Ale ciesze się tym co mam. Yy dobra a teraz ,, Pokrzyrzował jej dorzczętnue swoje plany,, nie rozumiem...,, przyłożył do nie słoń - dłoń,, . To tyle ile udało mi się wylapać czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! A ta Kurara haha dobree... Ee no i szkoda mi Rauma dowiedział się , że ma nie swoje zdolności biedaczek. Ciekawe jak tam sobie Collette poradzi z narwanym , zazdrosnym do bólu Sethem. Rraaauuummm wyjdź z tego całooo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, wytłumaczyłam się w przedmowie XD
      Witamy na pokładzie, bo jeszcze u mnie nie komentowałaś, a to twój pierwszy ślad obecności :D
      Dzięki za wytknięcie błędów XD Z tym pokrzyżowaniem to pewnie było tak, że pisałam jedno, a myślałam drugie i oto efekt. Obiecuję, że poprawię, jak wieczorem usiądę do komputera (marzenie ściętej głowy).
      Raum i nie jego zdolności: to było planowane OD POCZĄTKU ^^ Ta duma mnie rozpiera. Chociaż jego umiejętność również nie wydaje się być złą. Narzucanie posłuszeństwa jest przydatną rzeczą, no chyba, że jak tutaj, coś pójdzie nie tak i będzie musiał pracować w trybie offline XD
      Też kciukam za Rauma :* Bo nie wiem, co będzie dalej, jeszcze nie napisałam.

      Usuń
  4. Umiejętność Rauma wydaje się generalnie słaba. Przynajmniej dotad nie było z niej jakiegoś wielkiego pożytku, bo nagle zawiodła, kiedy była potrzebna. Zresztą, skoro ma taką moc, to czemu nie podziałała na Andatejkę? Nie ogarniam.
    Anyway, racja, gramma nazi soł macz, do tego "ze" zamiast "że' i jedna zjedzona litera w tym samym akapicie. "Koncertowo" wydzielone półpauzami też w sumie bez sensu. Spróbuj to przeczytać na głos, brzmi głupio xD. Gsyby przymiotnik był na początku zdania, byłoby dużo płynnie. Poza tym był też przestawny szyk. Ale dokładnie wytykać nie będę, bo mimo że pamiętałam, żeby przerwać kolorowanie, to jednak oczy mnie strasznie bolą. Chyba są zbyt nadwyrężone na jasny szablon. Ledwie dałam radę doczytać TT_TT. Przez to mam wrażenie, że w zasadzie niewiele się wydarzyło w tym rozdziale (no tłukli się, nuda xD, nie lubię scen bitwy, szczególnie w filmach xD). No ale nie wiem, na ile go obiektywne, a na ile wina bólu TT_TT.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, oby Kuranie jak na razie nie udało się nic zrobić no i Raum niech kończy szybko walkę i biegnie do Collete bo będą jeszcze większe kłopoty...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń