Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

sobota, 6 lutego 2016

Wspomnienia demonów, część 22


             

Notka trochę później, ale na cud zakrawa, że się w ogóle pojawiła. Szkoda, że tyle cudów, co na tym blogu, nie spotyka mnie na co dzień.
Dla czepialskich – chodzi o tlenek chromu (III)
Miłej lektury.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

~~XXII~~




                Sebastian z lekkością odbił się od ziemi, tańcząc pomiędzy płonącymi językami ognia. Mała, zwrotna ptasia postać dawała mu szereg możliwości, które zamierzał w swoim czasie odkryć i wykorzystać. Na razie zadowalał się samą możliwością lotu i odbieraniem bodźców z zupełnie innej perspektywy. Do tej pory nigdy nie zdarzyło mu się tak beztrosko porwać się uczuciu wolności, a swoboda, jaką z związku z tym odczuwał, była wprost nie do opisania. Zupełnie, jakby razem ze zmianą wyglądu pękły w nim jakieś łańcuchy przykuwające do miejsca i trzymające go w sztywnych ryzach zasad. Pasja, z jaką żywioł trawił wszystko dookoła, udzielała się i jemu. Wokół nie było żywej duszy – chociaż może to nie najszczęśliwsze określenie, bo gdyby była, to ktoś by na pewno ją zjadł i cieszył się sytym żołądkiem przez długie lata.
            Instynktownie unikał ognia, w obawie przed zwęgleniem piór, ale zachowawcze zachowanie okazało się zbyteczne. Mógł nie tylko kontrolować żywioł, ale i przechodzić przez niego bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, ślizgać się pomiędzy złocistymi strzępkami i bawić z nimi w berka. To ostatnie pochłonęło go do tego stopnia, że stracił poczucie czasu po raz wtóry. Zasapany, wzbił się bliżej niebu, nie zapominając zdusić płomienie i pozostawiając po sobie pogorzelisko w obrębie sanktuarium na Wilczym Wzgórzu, które w niczym nie przypominało już wysypiska kości. Siwy, ciężki dym jeszcze unosił się przez jakiś czas, dopóki wiatr nie rozpędził szarej powłoczki otulającej nowo odkrytą tajemnicę.
            Po raz pierwszy zapragnął dosięgnąć chmur, zobaczyć, dlaczego są zielone, a nie białe, takie, jakie widywał na ziemi. Im bliżej był osiągnięcia swojego celu, tym mocniej biło jego serce, niosąc ciepłe i bolesne uczucie. Zostawiał za sobą malejące budynki, a z tej odległości, w której się teraz znajdował, mógł wypatrzeć nawet Zamek Królów, w którym mieszkał razem z matką.
            Pomimo, że nieliczne demony miały skrzydła, nie używały ich od tak do podróżowania. Do tego służyło Heksametonium, piekielne przejście pomiędzy wymiarami, opatrzone mnóstwem zawiłych pieczęci, które stabilizowały korytarz w odmętach czasoprzestrzeni. Otwarcie takiego portalu wymagało znacznych umiejętności i dużych nakładów energii, łatwo więc zgadnąć, że nie była to sztuka dostępna dla ogółu.  Reszta mogła liczyć jedynie na ogólne przejście łączące piekło z ziemią, ale po wkroczeniu na błękitna planetę, nikt się nie zastanawiał i nie zamartwiał, jak będą się przemieszczać na niej zesłani bracia. Wówczas najczęściej przybierano swoje zwierzęce postacie, o ile nadawały się do użytku na ziemi. Szczęśliwcy, którzy byli karaluchami, myszami lub innymi, pospolitymi bytami, mogli swobodnie z nich korzystać, ale zdecydowana większość była wpół-ludzkimi hybrydami z ogonami, kilkoma dodatkowymi kończynami i tym podobnymi zbytkami, przekreślającymi szansę na komfortowe przemieszczanie się bez zwracania na siebie zbędnej uwagi. Samo ich pojawienie się dostarczało ludziom materiału na nowe opowieści, które pracowite języki niestrudzenie przekazywały sąsiadkom i kumom. Obrastały w coraz więcej szczegółów, aby zostać zapamiętanymi jako krwiożercze, mroczne istoty, niewarte współczucia i godne potępienia.
             Nie było też w zwyczaju, aby anioły ciemności latały beztrosko pod niebem, z którego je strącono przed wiekami. Ta niechęć pozostała, a może poczucie winy, której otwarcie się wypierano? Tego nie wiedział nikt, jednak kto już został obdarzony przez szczodrą naturę nabytkiem w postaci dwóch opierzonych kikutów, nie zaniedbywał nauki latania, opanowując ją prawie zawsze do perfekcji, odnajdując w sobie pradawną zdolność do podboju niebios i czerpiąc radość z namiastki utraconego szczęścia.
            Młody demon upajał się wiatrem, przestrzenią, ale przeżył ogromne rozczarowanie. Wyprawa nie wyjaśniła niczego. Gęste chmury, które z ziemi wydawały się nieprzeniknioną masą, okazały się szarozieloną mgłą, zupełnie tak, jak te ludzkie. Dla pewności powrócił do swojej prawdziwej postaci, żeby porównać bodźce odbierane z perspektywy ptaka, jak i jego własnej. Nie różniły się zbytnio, co wskazywało na to, że demoniczne zmysły działały równie dobrze w o wiele mniejszym ciele. Bolesne westchnienie odgoniło gromadzące się wokół jego twarzy zielone drobinki.
            – To chrom – stwierdził po chwili na głos, sądząc, że wróci z niczym.
            Na otwartej dłoni osadziło się parę drobinek, które wzbijał w wirowanie ruchem skrzydeł. Umysł podsunął mu rozwiązanie zagadki, która nie dawała mu spokoju. Dlatego wyglądały na gęstsze i brudniejsze! Uradowany fiknął koziołka w powietrzu, pozwalając, by pył wniknął dokładnie między jego pióra i ubranie. Rozwiązanie zagadki natychmiast poprawiło mu nastrój. Kichnął parę razy i usatysfakcjonowany, postanowił wrócić do zamku, w międzyczasie zabierając ze sobą trochę chromu. Jeszcze nie wiedział, po co mu się przyda, ale stwierdził, że lepiej go mieć, niż nie, tym bardziej, że i tak przyniesie go ze sobą na ubraniu.
            Po przeżyciach ostatnich kilku godzin czuł się wyczerpany. Nareszcie ośrodkowy układ nerwowy dał mu się we znaki, płatając mu figle w postaci różnych mroczków przed oczami. Nie pomagało mu to, szczególnie, że przez absolutny brak słońca w piekle wyróżniano tylko dwie pory: szarzyznę dnia i piękniejszą noc, rozświetloną dla stęsknionych oczu prześcigająca się zorzą polarną.
            Wracając, mijał się z małymi, błyskającymi światełkami, które zupełnie nie zwracając na niego uwagę, sunęły ławicą w powietrzu, kierując się na wchód. W absolutnym mroku, jaki spowijał okolicę, byli jak mali orędownicy, albo jak zabłąkane byty. Czasami można było je spotkać jako małpokształtne cienie o pustych oczodołach. Nie były groźne, ale nie należało tracić w ich obecności czujności. Wiele słabszych demonów, zwłaszcza zmęczonych polowaniem albo otępiałych padało ich ofiarą. Wówczas cienie mogły opuścić piekło i stawały się marami, trapiącymi ludzkość jakby w odwecie za czas, jaki musieli spędzić w najsmutniejszym zakątku świata, aby odnaleźć znikomy cel swojej egzystencji. Zasadniczo nawiedzali śniących o potędze, władzy i mających nieczyste pobudki. Wówczas demony, idąc za ich śladem mogły łatwo odnaleźć duszę, która wzbudziłaby ich zainteresowanie. Kończyło to się porozumieniem obu stron, które wieńczył znak hańby wyryty w skórze ofiary i dumnie zdobiącym dłonie demonów.
            Zamek tonął w fioletowej poświacie, unoszącej się nad nim tak swobodnie i tak irracjonalnie, że pierwszym, co przychodziło do głowy po zobaczeniu tego niezwykłego widoku zapierającego dech w piersiach, była negacja zjawiska i szukanie powodu, dlaczego tak jest. Ci, którzy upierali się, że to niemożliwe, mieli część racji. Genezę nadprzyrodzonej scenerii można z łatwością wytłumaczyć złudzeniem optycznym, więc rzecz ujmując prościej: obecna panorama nigdy nie istniała w takiej formie, jaką stworzył mózg odbiorcy. Wszystko zawdzięczano surowcowi, z którego wykonane były ściany zamku i obecności wiatru słonecznego, który w odpowiednim polu magnetycznym ulegał odchyleniu. Pobudzone w ten sposób atomy zaczynały emitować promieniowanie, które było wychwytywane przez czarne mury  i przekształcane do fali o zakresie niewidzialnym dla ludzkich oczu. Tak samo, jak Księżyc jest naturalnym satelitą, który odbija promienie słońca w nocy, tak Zamek Królów pełnił podobną funkcje w stosunku do zórz polarnych. Śmiertelnik, znajdujący się w piekle i mający zaszczyt ujrzenia majestatu władzy, przewrotnie nie zobaczyłby nic. A to nie były żadne diabelskie sztuczki, o które posądzano by cała rasę: to była fizyka w czystej postaci, którą ignoranccy ludzie nigdy nie raczyli się nauczyć.
             Sebastian wszedł przez główną bramę, nie zwracając uwagę na poruszenie, jakie wywołał swoim pojawieniem się po tak długim czasie, na jaki zniknął wszystkim z oczu. Wiadomość obiegła zamek lotem błyskawicy, więc gdy dotarł do swojego pokoju, nie dziwiła go obecność władczej matki, która próbowała zmusić go do ujawnienia jakichś szczątków informacji.
            – Zachowujesz się skrajnie nieodpowiedzialnie – wydusiła, gdy cisza wisząca w powietrzu stawała się nieznośna – Zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? Wiesz, ile czasu cię nie było?! Nie jesteś królem! – powoli traciła opanowanie, podchodząc nieco bliżej do milczącego demona.
            Chwilę przypatrywała mu się, próbując wywnioskować, czy poczuwa się do winy. Jak zwykle, twarz syna nie wyrażała nic. Obojętne spojrzenie krwistych tęczówek ślizgało się po jej twarzy. Nie zamierzał się z nią podzielić niczym, przynajmniej na razie.
            – Jestem księciem – odparł niewzruszenie.
            – Dlaczego to robisz? – jęknęła, opadając na fotel – Rozumiem cię, że lekcje są dla ciebie męczarnią i najchętniej w ogóle byś się na nich nie zjawiał, ale swoim zachowaniem motywujesz Kurarę do działania. Nie rozumiesz tego? Nie widzisz tego?
            Raum odrzucił do tyłu opadające włosy, rozrzucając nieco zielonego pyłu, który nie umknął uwadze Isztar. Przeciągnęła palcem po blacie stolika i podsunęła pod nos. Głośne westchnięcie i niedbałe strzepnięci ręki było wystarczającym dowodem jej niezadowolenia.
            – Doprowadź się do porządku, skoro jesteś księciem – prychnęła pogardliwie.
            Tego nie musiała powtarzać dwa razy. Zanim jednak wykonał polecenie, zebrał resztki pyłu do ampułki. Chciał się później dokładniej zapoznać z tą substancją, która całkowicie zawładnęła jego umysłem. Zdenerwowana matka wyrwała mu ją z ręki i cisnęła o podłogę. Szklana fiolka rozprysła się na tysiące okruszków, nie mając szans w starciu z bezlitosną podłogą. Zgrabny bucik księżnej dodatkowo nadepnął na resztki, aby skierować na siebie całą uwagę wyprowadzonego z równowagi Rauma. Książę odwrócił się, czekając na atak pytań odnośnie jego wyprawy.                        
            – Nie było cię całe trzy dni. Cały zamek został przetrząśnięty od stóp do głów.
            – Nie wiedziałem.
            – Gdzie byłeś?
             Raum zbył  milczeniem po raz kolejny pytanie matki. Wiedział, że domyśliła się, skąd obecność zielonego pyłu na jego ubraniu, ale nie chciał opowiadać o zjawie. Sam nie był pewien, co to takiego, a jedynym śladem po bliskim spotkaniu z wytworem chorego umysłu była nowo odkryta umiejętność kontroli żywiołu, zamiana w ptaka i strzępki wspomnień, które nic mu nie mówiły. Zbyt mało, by z kimś się tym podzielić, ale wystarczająco, by podjąć poszukiwania na własną rękę.
            Im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Przynajmniej do gier rankingowych.
            – Dlaczego ją zabiłeś? – zapytała zaintrygowana Isztar.
            Nuta ciekawości była zbyt oczywista w tym pytaniu, aby móc zakwalifikować je do kategorii potępiających zachowanie, tak jak poprzednie.
            – Miała zbyt długi język.
            – A ty zbyt silną rękę – ucięła, wiedząc do czego zmierza – Zobaczysz, że…
            Przerwało jej pukanie do drzwi. Zaskoczona umilkła, odwracając głowę w kierunku dochodzącego dźwięku i opuszczając dłoń, którą zawzięcie gestykulowała. Tylko coś ważnego mogło teraz im przerwać. Po krótkim odzewie z jej strony do środka weszła zaniepokojona Efsedarum, uprzednio kłaniając się przed Księżną i jej synem.
            – Belial pragnie ciebie widzieć, książę. Natychmiast – dodała, żeby uniknąć niepotrzebnych pytań.
            Wezwanie nie zwiastowało niczego dobrego. Cała trójka westchnęła unisono, każde martwiąc się o coś innego i nie wiedząc, czego się spodziewać. Pochwały na pewno nie, zbyt wielkie zamieszanie zostało spowodowane jego zniknięciem. Isztar chciała iść z nim, ale błękitnoskrzydła  powstrzymała ją od tego pomysłu. Znała swoją panią nie pierwszy dzień, wiele jej zawdzięczała, więc była bardzo oddana jak na demona i zależało jej na dobru swojej władczyni.
             – Nie zrób niczego głupiego – poprosiła Isztar, zanim drzwi nie odgrodziły ich od siebie.
             Królowie nigdy nie wzywali nikogo bez powodu, a ich dzieci nie należały do wyjątków. Echo samotnych kroków niosło się korytarzem, co niespecjalnie dziwiło Sebastiana. Nigdy nie wzbudzał zaufania u poddanych, raczej strach, a po jego ostatnim zabójstwie każdy zdrowo rozsądkowy demon niższej rangi rozpływał się w nicość w jego obecności. Nikt do końca nie znał motywów jego zachowania, więc obawiano się, że doprowadzając księcia do szału staną się kolejnymi ofiarami kaprysu arystokracji.
            Wzdłuż kręgosłupa młodego demona przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Najwyraźniej to nie koniec atrakcji na dziś. Sebastian pocieszał się, że już próbowano mu odebrać życie, więc miał cichą nadzieję, że wyczerpał limit okresowy na tę wątpliwą przyjemność. Nawet w piekle nadzieja umierała ostatnia, ale żaden szanujący się mieszkaniec Gehenny nie przyzna się do posiadania uczuć, co uważano za hańbę zrównującą ich z ludzkimi robakami, którymi otwarcie gardzono.
             Gdyby demony mogły się modlić, zapewne teraz Raum błagałby, aby droga prowadząca do ojca nie miała końca. Pozbawiony tej deski ratunku, musiał otwarcie i odważnie zmierzyć się z problemem, gdyż ucieczka nawet nie wchodziła w grę. Nie jest tchórzem, a za swoje nieodpowiedzialne zachowanie na pewno nie zostanie wynagrodzony. Trochę obawiał się o to, co powiedziało mu wówczas widmo, a co teraz dudniło mu wewnątrz głowy:
Twój ojciec i wujowie naprawdę postarali się, aby było tam zupełnie nieprzyjemnie. Nieprzyjemnie, to on się czuł tu i teraz. Domyślał się, że naruszył coś zbyt ważnego, by to zignorować, a było tylko kwestią czasu, kiedy sprawa wyjdzie na wierzch.
            W sali tronowej było nadzwyczajnie pusto. Brakowało szeptów demonów, które zazwyczaj przybywały tu, by uczestniczyć w naradach, a nawet jeśli były, to doskonale ukryły swoją obecność. Sebastian odważnie podszedł do podwyższenia i uklęknął na jedno kolano, opierając się dłonią o czarną podłogę i czekając na to, co ma się wydarzyć. Łypnął krwistoczerwoną tęczówką na króla, czego prawie natychmiast pożałował.
            – Ty i ten twój bezczelny wzrok.
             Belial nie miał w zwyczaju śpieszyć się dokądkolwiek, a jego srogi ton wzbudził w księciu trwogę. Chyba naprawdę przesadził, a teraz otrzyma za to karę.
             Zanim przeniósł wzrok na podłogę, zauważył kawałek sukni czającej się za tronem władcy. Skupił się i przeanalizował zapach, aby potwierdzić swoje przypuszczenia. Kurara. Co ona tutaj robi? Jednak nie było pozostałych władców. Zastanowiło go to. Czy to oznacza, że to rodzinne spotkanie kameralne? Jakoś nie poczuwał się do szczególnego związku z matką swojego przyrodniego brata.
            – Zabiłeś jednego z nas, synu – zaczął powoli król, odsyłając ręką natrętnego kamerdynera niosącego tacę z przekąskami. Raum mógłby przysiąc, że w tym momencie Kurara aż promieniała z radości, że to nie robota Setha, ale jej mina musiała ulec drastycznej zmianie, gdy usłyszała dalsza część – Całkiem zgrabnie ci to wyszło. Teraz wszyscy żywią wobec ciebie odrazę i strach.
             Kolejna przerwa podsycająca uczucie niepewności. Ma to potraktować jako pochwałę czy naganę?
            – Jednak twoje zachowanie jest nie do przyjęcia. Nie możesz ot tak sobie zabijać, bo ktoś krzywo na ciebie spojrzał. Jesteś księciem, ale nie królem.
            Dłoń demonicy czule powędrowała po ramieniu Beliala, gładząc skórę na twarzy. Niewątpliwie miała w tym swój cel, inaczej by jej tu nie było. Raum uniósł nieznacznie głowę. Jego poprzednie wrażenie było mylne. Pozostali też tu byli, cały czas. Dopiero teraz, gdy emocje nieco opadły, słyszał bicie ich serc. Na tronie obok pojawił się milczący Azazel, który najwyraźniej miał być świadkiem tego całego przedstawienia.
            – Kurara wstawiła się za tobą i zaproponowała, abym puścił ci w niepamięć twoje zachowanie, pod warunkiem, że zstąpisz na ziemię i zawrzesz pakt, w którym będziesz służyć człowiekowi – oznajmił król i machnął szponiastą dłonią na znak, że sprawa jest przesądzona, jego zdanie zbędne i właściwie może odejść.
            Sebastian na szybko przeanalizował tę propozycję, która w gruncie rzeczy była rozkazem ubranym w ładne słówka. Demony z rodziny królewskiej nie musiały zabiegać o dusze, więc zaproponowanie czegoś takiego, w dodatku przez Kurarę, ocierało się o szczyt hipokryzji, a jego samego stawiało w dość upodlonej pozycji, jako zwykłego, szarego sługę piekieł, jednego z wielu, którzy odwalali brudną robotę.
            – Tak jest, panie – odpowiedział pokornie i zniknął w otoczce czarnego dymu, dziwiąc się, że ani słowem nie wspomniał o dzisiejszym incydencie.


11 komentarzy:

  1. Pierwsze Co mi przyszło do głowy, to to, że Sebastian zawze pakt z Andatejką. Moja głupota nie zna granic, przecież ona jest Shinigami... Mam jeszcze wiele innych domysłów i bardzo ciekawa jestem, czy zgadnę co się stanie... Po przeczytaniu tego czuje ogromny niedosyt, A z drugiej strony sądze, że zakończyłaś w idealnyn momencie. Może jestem po prostu już zmęczona, ale czułam, że nie zasne jeśli nie napisze komentarza xD No więc, weny życzę, kolejnej pysznej herbatki, najlepiej truskawkowej, mam nadzieje, że lubisz ^^ i mam nadzieje, że nie irytują cie przecinki, które stawiam co chwile. Wiele osób mówi, że robie ich za dużo xD może kiedyś się naucze ich dobrze używać:')
    ~Sayonara!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zjadło mi poprzedni komentarz :'( złośliwość rzeczy martwych.
      Przecinki mnie nie irytują, bo przeważnie są tam, gdzie powinny być, także wszystko w porządku.
      Truskawkowej herbaty samej w sobie nie lubię, ale już Ceylon z chabrem i truskawkami jak najbardziej ^^
      Nie, demony paktują tylko z ludźmi, o shinigamich nie słyszałam. Ale sam fakt, że tworzą się jakieś teorie, to już mój olbrzymi sukces, z którego bardzo się cieszę <3

      Usuń
  2. Sebcio, Sebcio, Sebcio, SEBCIOOOO :D No to robi się coraz ciekawiej ^^ Moja pierwsza myśl po przeczytaniu rozkazu Beliala (chyba tak to się pisze? :b) brzmiała: ''Sebastian zawrze kontrakt...z Andatejką''.Wiem że to bezsensowne i praktycznie niemożliwe, ale co ja poradzę. Nie ukrywam, że chciałabym, aby tak się stało, byłoby na pewno ciekawie ;) W sumie to najbardziej chyba czekam na pojedynek Setha z Sebem, "Dokop mu, Sebcioooo!'' i te sprawy xDD W ogóle jestem pod wrażeniem Twojej umiejętności tworzenia opisów :) Cieszę się, że mimo sesji udało Ci się znalesć czas na napisanie notki. Jestem Ci bardzo wdzięczna za to poświęcenie :D Pozdrawiam serdecznie \(^-^\)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Sebastian nie zawrze kontraktu z bogiem śmierci, bo nie ma nic, czego Shinigami chcieliby od demonów ( chyba tylko tego, żeby zniknęli z powierzchni ziemi). Xd
      Ale jesteś kolejną osobą, która tak myśli, a to trochę dziwne. Chyba przeczytam sobie raz jeszcze, czy przypadkiem podświadomie nie daje gdzieś znaku o tym xd
      I zapomniałam o moim postanowieniu odpisywania ci w rodzaju męskim. Musisz mi wybaczyć, my lady.
      Sebastian z Sethem to trochę później, ale będzie, konflikt nieunikniony ;)
      Ja też się cieszę, że aż tak ci przypadło do gustu <3

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że zaczęłaś odpisywać mi w rodzaju żeńskim wbrew temu co sobie postanowiłaś, gdyż ja zwracam się do Ciebie w rodzaju żeńskim, co również musisz mi wybaczyć, ale po prostu kiedy już znam Twoją prawdziwą płeć, jakoś tak nie mogłabym zwracać się do Ciebie w rodzaju męskim. Przepraszam, jeśli sprawia Ci to dyskomfort. Taak, co do kontraktu Andatejki z Sebastianem to wiem, że na pewno nie zawrą go ze sobą, ale tak jakoś mi od razu przyszło na myśl...:b Czekam na kolejną notkę z niecierpliwością ^^

      Usuń
    3. W porządku, nie sprawia mi to problemu.
      Poniekąd fajnie, że są takie domysły, bo zupełnie was zaskoczę. Historia zyska trochę na ambicji, bo wreszcie mam nowy pomysł, który trochę mi to wszystko połączy.

      Usuń
  3. Na początek trochę bety. Całej nie zrobię, bk edytorstwo, ale widać, że nie miałaś nastroju, bo gramatyka i gubienie się motzno.
    "beztrosko porwać się uczuciu wolności, a swoboda, jaką z związku z tym odczuwał" - beztrosko DAĆ porwać się uczuciu; w związku.
    "ją zjadł i cieszył sytym " ' cieszył się :P
    "dopóki wiatr nie rozpędził szarą powłoczkę otulająca nowo odkrytą tajemnicę." - szarej powłoczki otulającej :P
    No i te kumy mi tu źle brzmią. Wiem, że tak się mówi, ale zwyczajnie mi się gryzie no TT_TT
    "Ta niechęć pozostała, a może poczucie winy, której otwarcie się wypierano?" - tu brakuje orzeczenia bo co to poczucie winy? Było, nie było, grało w kręgle? :p
    To teraz fabuła. Tu jest fajnie, bi jest Sebeu i jest pięknie pokazana relacja między nim i Isztar. Bardzo widać tę jego dumbmę, nadmierną wręcz, niemal irytującą, za którą mam ochitę mu przyłożyć, ale to dobrze, bo on taki jest, tylko z czasem nauczył się dostosowywać pozory do sytuacji. Wychodzi też jego ciekawość świata. Znowu u Isztar widać ten ciekawy sposób wychowania, szorstki, ale niepozbawiony uczuć - dzięki temu opisywanie tej relacji i określanie jej słowami w poprzednich rozdziałach nie było puste, bo odnajduje swoje pokrycie.
    Po Kurarze można się było spodziewać czegoś takiego, nie wiem, co ona tam dokładnie chce przez to osiągnąć, ale to w jej stylu. No i zdaje mi się, że właśnie podczas tego kontraktu Debastian pozna Andatejkę. Chociaż nie wiem, gdybym ja to pisała, to byłaby pewnie zmyłka i dopiero za którymś razem by ją spotkał :P
    No, także fabularnie jest bardzo fajnie, a gramatycznie trzeba poprawić i też będzie dobrze. No i tak,jak mówiłaś, fizyka się z tego rozdziału wylewa
    Nie stać mnue na ambitniejszy komentarz, bo się irracjonalnie zaczęłam srać edytorstwem TT_TT

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, Namciuś <3 Dużo błędów, ale dziękuję za wyrozumiałość, bo fizyka T_T Nie darowałam sobie tych odchyleń i promieniowania, bo prostu moje wewnętrzne ja domagało się bóldupienia i szukało ujścia negatywnych emocji.
    Komcio ambitny, weź przestań.
    Co Kurara chce osiągnąć? Wzmocnić pozycję Setha, to jest proste. Już wcześniej postanowiła, że nie będzie próbować go zabić, tak jak na początku, bo wie, że nie ma szans, więc postanowiła zadać mu cios inaczej. Dlatego ( to wynika z fabuły) poleciała do Beliala, żeby obrócić tą sytuację przeciwko niemu. Jak sama zauważyła - ona nie musi się przyglądać, bo Sebastian sam się zniszczy przez swoje ekscesy.
    Jezu, powiedziałbym ci, no ale spoiler T_T. Bo kontrahent już dawno wybrany, tylko czeka na debiut w opku xd no i im bliżej kontraktu, tym dalej do kota T_T Jest co opisywać.

    OdpowiedzUsuń
  5. hej czytała ten pierwszy rozdział Wspomnienia demonów bardzo mi się to spodobało i wciągneło mnie liczę na to że dalej będziesz prowadziła tego bloga i będzie się sporo działo w tych twoich opowiadaniach pozdrawiam Weronika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu tak całkiem bez znaków interpunkcyjnych? Trochę ciężko mi się odczytywało twoją wiadomość :(
      W miarę możliwości będę starała się dodawać kolejne notki. Z ciekawości zapytam - a co ze środkiem? Już tam się sporo działo ;)

      Usuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, no to już wiadomo dlaczego Sebastian znalazł się na ziemi, wstrętna Kurama, ale bardzo bym chciała aby relacje między braćmi były dobre...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń