~~ XLIII ~~
Dziewczyna
okazała się wyjątkowo pojętną uczennicą a dzięki olbrzymiemu skupieniu chłonęła
materiał jak gąbka. Sebastian nie spodziewał się, że pójdzie tak łatwo. Do
wieczora przebrnęli przez lwią część materiału, który jutro Andatejka miała
sama powtarzać, dopóki demon nie wróci z igrzysk.
– Sebastian, ale…
– Ale co? – zapytał ciekawie, podchwytując urwany koniec pytania.
– Dopiero zdałam sobie sprawę, że przecież ty swobodnie rozmawiasz ze mną po francusku! – zawołała odkrywczo dziewczyna, zerkając na zapisane szlaczkiem stronnice księgi, które nabierały dla niej z wolna coraz więcej sensu. – W ilu językach potrafisz tak swobodnie rozmawiać?
– Obawiam się, że we wszystkich.
– Wszystkich?! – powtórzyła zszokowana dziewczyna, blednąc nieco. Myślała, że może się przesłyszała, ale gdy Sebastian powtórzył jej dokładnie to samo, zakręciło jej się w głowie z nadmiaru wrażeń.
– Jeśli słyszę jakiś język, nawet gdy wcześniej nie miałem z nim do czynienia, od razu w mojej głowie myśli kształtują się tak, abym mógł się porozumieć. Staje się to tak automatyczne, że większość demonów nie zwraca nawet na to uwagi. Niektóre, gdy wracają z długiej służby na ziemi, z przyzwyczajenia jeszcze przez jakiś czas rozmawiają w języku, który przyszło im używać – tłumaczył spokojnie Sebastian, ale nie dotarł do końca, bo dziewczyna, oparłszy mu się o ramię, zasnęła.
Książę westchnął pod nosem, a następnie ułożył ją wygodnie na poduszkach, postanawiając z nią zostać, skoro już to obiecał. Lubił obserwować ludzi podczas snu. Zachowywali się wówczas całkowicie naturalnie i swobodnie. Gdy było im zbyt gorąco – rozkrywali się, kiedy niewygodnie – kręcili, a to wszystko robili zupełnie nieświadomie. Chociaż nic nie mogło się równać mówieniu przez sen. Raum wielokrotnie był świadkiem, jak treści wypowiadane przez sen, a przypomniane rano wprawiały ich autorów w zakłopotanie a często i zażenowanie.
– Przyjaciółka, tak? Coś ciekawego, niezwykle irytującego, namolnego, ale jednocześnie miłego – przemknęło mu na myśl. Fascynował go sam fakt posiadania kogoś o takim statusie. Dotychczas nie miał okazji, a dziewczyna, chociaż stanowiła większy kłopot niż pożytek, urozmaicała jego życie.
Nad ranem, jeszcze śpiącą dziewczynę wziął na ręce udał się do źródła. Żałował, że nie mógł wziąć jakiegoś zapasu tej wody, bo codzienna pielgrzymka była uciążliwa, a i niebezpieczna z tego względu, że ktoś mógł ich zauważyć, pomimo że Raum dbał o bezpieczeństwo najlepiej, jak potrafił. Jednak nie oszukiwał się, że istnieją w tym świecie o wiele starsze i silniejsze byty, w porównaniu do których był tylko dzieckiem z inteligencją powyżej przeciętnej.
Odświeżeni, wracali do zamku, korzystając z dobrodziejstw klucza otwierającego przejście w każdym możliwym miejscu. Sprawdził stabilność bariery, wsłuchiwał się przez chwilę, czy nikogo nie ma i korzystając z mocy przypisanych dzieciom ciemności, przygotował się do wyjścia.
Kolejne dwa dni wyglądały dokładnie tak samo. Andatejka budziła się sama, żałując, że nie zobaczyła rano twarzy Sebastiana, ale z ogromnym zacięciem wracała do nauki z pozostawionych specjalnie dla nich książek. Materiał opanowywała w zastraszającym tempie z taką łatwością, że nie potrzebowała żadnych demonicznych zdolności, aby powoli, lecz swobodnie czytać teksty w kodeksach, nie zrażając się nawet przy tych trudniejszych. W książkach było spisane tyle wiedzy, która była na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko umieć czytać! Dlatego nie zamierzała się poddawać. Gdy wróci, pochwali się bratu i pomoże mu w nauce, tak, jak on zawsze pomagał jej tak, jak umiał.
Nagle cały jej entuzjazm ulotnił się równie szybko, jak powstał. Gdy stąd wróci, prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy swojego przyjaciela. A tego z całego serca nie chciała. Mimo że tak mało o nim wiedziała, polubiła jego sposób bycia i co ważniejsze, był jedyna osobą oprócz jej brata, przy którym czuła się bezpiecznie.
No i… pocałował ją, a tego zapomnieć nie potrafiła. To nic, że raz, gdy w ten sposób podawał jej lekarstwo, a drugi na arenie, dla pozorów, ale coś się wówczas stało, coś w dziewczynie pękło i całe jej serce zalało ciepło. Bezwiednie wracała myślami do tego momentu, zakrywając się włosami i zakopując w poduszkach, czekając, aż oczyści swój umysł i będzie mogła powrócić z czystym sercem do nauki.
Ćwicząc się w czytaniu, zaczęła również przyswajać podstawowe zwroty w naturalnym, demonicznym języku. Jakież było zdziwienie Sebastiana, gdy trzeciego dnia, wynudzony wracał do białowłosej dziewczyny, a ta go powitała bezbłędnie w jego naturalnej mowie. Natychmiast poczuł się zobowiązany do wyjaśnienia dziewczynie, jak niewłaściwym byłoby używanie tego narzecza wśród innych bogów śmierci, a także ludzi i żeby dla własnego dobra nigdy nikomu nie mówiła, że go zna w jakimkolwiek stopniu. Marsowa mina malująca się na jego twarzy nie skłaniała do dyskusji i dziewczyna musiała przyjąć to do wiadomości, że dla własnego dobra powinna wieloma szczegółami z tej wycieczki z nikim się nie dzielić.
Tego ranka również siedziała sama, z książką na kolanach, dopóki przez okno nie wpadła mucha. Bogini ostrożnie odłożyła czytankę i na palcach podeszła do okna, by nie spłoszyć owada. Wyglądała zwyczajnie, zupełnie jak te ziemskie.
– A sio! – machnęła zdecydowanie ręką w kierunku okna.
Czerń przechodząca miejscami w fiolet majaczyła się nawet w najbardziej oddalonych dachówkach, które ciągnęły się dokąd tylko sięgał wzrok. Dziewczyna oparła smętnie brodę na dłoniach, spoglądając w zielonkawe niebo. Ani grama słońca takiego jak na ziemi. Było cały czas pochmurno i ponuro, a im dłużej była tutaj w charakterze zbłąkanego gościa, tym bardziej dziwiła się, jak demony wytrzymywały w takiej markotnej pogodzie.
Wówczas przypomniała sobie, jak Heptling po raz pierwszy kazał jej iść po dachach. Właściwie, dlaczego by nie spróbować? Tylko na troszeczkę, podejdzie do tamtego daszku i wróci. Rozejrzy się tylko, czy z dachów widać coś jeszcze, nigdzie nie będzie chodzić. Tylko tak na rozruszanie kości i zaczerpnięcia świeżego powietrza, nic poza tym. Żadnych nieostrożności.
Tak zaklinając rzeczywistość i własne szczęście, dziewczyna wdrapała się na parapet, zrzuciła buty i ostrożnie przerzuciła nogi na druga stronę, stawiając stopy na zaskakująco ciepłym metalu. Powoli, wspomagając się rękoma, zaczęła iść do bluszczu, który pierwszego dnia tak namiętnie próbowała zerwać. Dzisiaj pachniał nie mniej przyjemnie, a im dłużej wąchała zielono-fioletowe liście, w tym większy wpadała błogostan, dopóki nie zakręciło się jej w głowie i nie spadła na ziemię.
Krzyk zwabił w miejsce osobę, którą Andatejka chyba jako ostatnią spodziewała się tu zobaczyć. Odruchowo wymacała ukryty na piersi sztylet, który podarował jej Sebastian i wymierzyła go w zbliżającego się demona.
Poznała go bez trudu. Zbliżał się na czterech łapach, pobrzękując łańcuchami, a kolce porastające jego garb kołysały się miarowo z każdym stawianym przez niego krokiem. Spojrzawszy w jego zeszpeconą twarz nie miała wątpliwości. To na niego wpadła pierwszego dnia i próbowała przeprosić.
– Panienko, co tutaj robisz? – zapytał demon, o dziwo po francusku. Widocznie zapamiętał, w jakim języku wówczas zaczęła go odruchowo przepraszać. Serce podeszło jej do gardła, a dłonie kurczowo zacisnęła na sztylecie i zaczęła się cofać pod ścianę. A Raum mówił nie wychodzić!
– Nie podchodź – krzyknęła, robiąc krok w przód i taki ruch, jakby chciała ugodzić niespodziewanego gościa ostrzem. Grymas na twarzy demona sprawiał, że wyglądał na jeszcze bardziej szpetnego i odrażającego, niż był w rzeczywistości. Łagodny głos, jakim się posługiwał, zupełnie nie pasował do jego zewnętrznej skorupy. Może tylko udawał?
– Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Boję się twojego sztyletu i księcia Rauma. Dlaczego nie jesteś z nim? Dzisiaj walczy na arenie. Nie jesteś ciekawa, jak sobie poradzi? – zapytał, przysiadając na ociężałym zadzie, przez co wyglądał tak, jakby zwinął się w kulkę.
– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – zapytała nieufnie.
– Nie mam powodu – odparł od razu, rozkładając ręce i wzruszając głową, co sprawiło, że jego obwisłe uszy zaczęły się machać na boki – Widzisz te kajdany? Jestem niewolnikiem. Zabicie cię nie przyniesie mi pożytku. Oddanie mojemu panu… I tak nie dostanę nagrody. Nie jestem lojalny. Więc jak? – zapytał, wyciągając rękę.
– Pozwolisz, że nie uścisnę – mruknęła dziewczyna, ani na moment nie spuszczając gardy.
– Twoja decyzja – skwitował demon, zabierając dłoń. – Nie wąchaj tego ziela. To narkotyk. Widziałem, że się kręciłaś na górze i spadłaś – wyjaśnił, gestykulując dłonią.
Andatejka przełknęła ślinę. Nie rozumiała, dlaczego Raum jej nie powiedział, że dzisiaj był taki ważny dzień. Mogłaby mu przynajmniej życzyć z wieczora powodzenia. A jeśli przegra?! Widziała pierwszego dnia, jak okrutne były demony i z jaką łatwością szczątki zasilały nawierzchnię areny. A jeśli zginie?! Jak wówczas wróci do domu?
– Proszę, zabierz mnie na arenę.
– Sebastian, ale…
– Ale co? – zapytał ciekawie, podchwytując urwany koniec pytania.
– Dopiero zdałam sobie sprawę, że przecież ty swobodnie rozmawiasz ze mną po francusku! – zawołała odkrywczo dziewczyna, zerkając na zapisane szlaczkiem stronnice księgi, które nabierały dla niej z wolna coraz więcej sensu. – W ilu językach potrafisz tak swobodnie rozmawiać?
– Obawiam się, że we wszystkich.
– Wszystkich?! – powtórzyła zszokowana dziewczyna, blednąc nieco. Myślała, że może się przesłyszała, ale gdy Sebastian powtórzył jej dokładnie to samo, zakręciło jej się w głowie z nadmiaru wrażeń.
– Jeśli słyszę jakiś język, nawet gdy wcześniej nie miałem z nim do czynienia, od razu w mojej głowie myśli kształtują się tak, abym mógł się porozumieć. Staje się to tak automatyczne, że większość demonów nie zwraca nawet na to uwagi. Niektóre, gdy wracają z długiej służby na ziemi, z przyzwyczajenia jeszcze przez jakiś czas rozmawiają w języku, który przyszło im używać – tłumaczył spokojnie Sebastian, ale nie dotarł do końca, bo dziewczyna, oparłszy mu się o ramię, zasnęła.
Książę westchnął pod nosem, a następnie ułożył ją wygodnie na poduszkach, postanawiając z nią zostać, skoro już to obiecał. Lubił obserwować ludzi podczas snu. Zachowywali się wówczas całkowicie naturalnie i swobodnie. Gdy było im zbyt gorąco – rozkrywali się, kiedy niewygodnie – kręcili, a to wszystko robili zupełnie nieświadomie. Chociaż nic nie mogło się równać mówieniu przez sen. Raum wielokrotnie był świadkiem, jak treści wypowiadane przez sen, a przypomniane rano wprawiały ich autorów w zakłopotanie a często i zażenowanie.
– Przyjaciółka, tak? Coś ciekawego, niezwykle irytującego, namolnego, ale jednocześnie miłego – przemknęło mu na myśl. Fascynował go sam fakt posiadania kogoś o takim statusie. Dotychczas nie miał okazji, a dziewczyna, chociaż stanowiła większy kłopot niż pożytek, urozmaicała jego życie.
Nad ranem, jeszcze śpiącą dziewczynę wziął na ręce udał się do źródła. Żałował, że nie mógł wziąć jakiegoś zapasu tej wody, bo codzienna pielgrzymka była uciążliwa, a i niebezpieczna z tego względu, że ktoś mógł ich zauważyć, pomimo że Raum dbał o bezpieczeństwo najlepiej, jak potrafił. Jednak nie oszukiwał się, że istnieją w tym świecie o wiele starsze i silniejsze byty, w porównaniu do których był tylko dzieckiem z inteligencją powyżej przeciętnej.
Odświeżeni, wracali do zamku, korzystając z dobrodziejstw klucza otwierającego przejście w każdym możliwym miejscu. Sprawdził stabilność bariery, wsłuchiwał się przez chwilę, czy nikogo nie ma i korzystając z mocy przypisanych dzieciom ciemności, przygotował się do wyjścia.
Kolejne dwa dni wyglądały dokładnie tak samo. Andatejka budziła się sama, żałując, że nie zobaczyła rano twarzy Sebastiana, ale z ogromnym zacięciem wracała do nauki z pozostawionych specjalnie dla nich książek. Materiał opanowywała w zastraszającym tempie z taką łatwością, że nie potrzebowała żadnych demonicznych zdolności, aby powoli, lecz swobodnie czytać teksty w kodeksach, nie zrażając się nawet przy tych trudniejszych. W książkach było spisane tyle wiedzy, która była na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko umieć czytać! Dlatego nie zamierzała się poddawać. Gdy wróci, pochwali się bratu i pomoże mu w nauce, tak, jak on zawsze pomagał jej tak, jak umiał.
Nagle cały jej entuzjazm ulotnił się równie szybko, jak powstał. Gdy stąd wróci, prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy swojego przyjaciela. A tego z całego serca nie chciała. Mimo że tak mało o nim wiedziała, polubiła jego sposób bycia i co ważniejsze, był jedyna osobą oprócz jej brata, przy którym czuła się bezpiecznie.
No i… pocałował ją, a tego zapomnieć nie potrafiła. To nic, że raz, gdy w ten sposób podawał jej lekarstwo, a drugi na arenie, dla pozorów, ale coś się wówczas stało, coś w dziewczynie pękło i całe jej serce zalało ciepło. Bezwiednie wracała myślami do tego momentu, zakrywając się włosami i zakopując w poduszkach, czekając, aż oczyści swój umysł i będzie mogła powrócić z czystym sercem do nauki.
Ćwicząc się w czytaniu, zaczęła również przyswajać podstawowe zwroty w naturalnym, demonicznym języku. Jakież było zdziwienie Sebastiana, gdy trzeciego dnia, wynudzony wracał do białowłosej dziewczyny, a ta go powitała bezbłędnie w jego naturalnej mowie. Natychmiast poczuł się zobowiązany do wyjaśnienia dziewczynie, jak niewłaściwym byłoby używanie tego narzecza wśród innych bogów śmierci, a także ludzi i żeby dla własnego dobra nigdy nikomu nie mówiła, że go zna w jakimkolwiek stopniu. Marsowa mina malująca się na jego twarzy nie skłaniała do dyskusji i dziewczyna musiała przyjąć to do wiadomości, że dla własnego dobra powinna wieloma szczegółami z tej wycieczki z nikim się nie dzielić.
Tego ranka również siedziała sama, z książką na kolanach, dopóki przez okno nie wpadła mucha. Bogini ostrożnie odłożyła czytankę i na palcach podeszła do okna, by nie spłoszyć owada. Wyglądała zwyczajnie, zupełnie jak te ziemskie.
– A sio! – machnęła zdecydowanie ręką w kierunku okna.
Czerń przechodząca miejscami w fiolet majaczyła się nawet w najbardziej oddalonych dachówkach, które ciągnęły się dokąd tylko sięgał wzrok. Dziewczyna oparła smętnie brodę na dłoniach, spoglądając w zielonkawe niebo. Ani grama słońca takiego jak na ziemi. Było cały czas pochmurno i ponuro, a im dłużej była tutaj w charakterze zbłąkanego gościa, tym bardziej dziwiła się, jak demony wytrzymywały w takiej markotnej pogodzie.
Wówczas przypomniała sobie, jak Heptling po raz pierwszy kazał jej iść po dachach. Właściwie, dlaczego by nie spróbować? Tylko na troszeczkę, podejdzie do tamtego daszku i wróci. Rozejrzy się tylko, czy z dachów widać coś jeszcze, nigdzie nie będzie chodzić. Tylko tak na rozruszanie kości i zaczerpnięcia świeżego powietrza, nic poza tym. Żadnych nieostrożności.
Tak zaklinając rzeczywistość i własne szczęście, dziewczyna wdrapała się na parapet, zrzuciła buty i ostrożnie przerzuciła nogi na druga stronę, stawiając stopy na zaskakująco ciepłym metalu. Powoli, wspomagając się rękoma, zaczęła iść do bluszczu, który pierwszego dnia tak namiętnie próbowała zerwać. Dzisiaj pachniał nie mniej przyjemnie, a im dłużej wąchała zielono-fioletowe liście, w tym większy wpadała błogostan, dopóki nie zakręciło się jej w głowie i nie spadła na ziemię.
Krzyk zwabił w miejsce osobę, którą Andatejka chyba jako ostatnią spodziewała się tu zobaczyć. Odruchowo wymacała ukryty na piersi sztylet, który podarował jej Sebastian i wymierzyła go w zbliżającego się demona.
Poznała go bez trudu. Zbliżał się na czterech łapach, pobrzękując łańcuchami, a kolce porastające jego garb kołysały się miarowo z każdym stawianym przez niego krokiem. Spojrzawszy w jego zeszpeconą twarz nie miała wątpliwości. To na niego wpadła pierwszego dnia i próbowała przeprosić.
– Panienko, co tutaj robisz? – zapytał demon, o dziwo po francusku. Widocznie zapamiętał, w jakim języku wówczas zaczęła go odruchowo przepraszać. Serce podeszło jej do gardła, a dłonie kurczowo zacisnęła na sztylecie i zaczęła się cofać pod ścianę. A Raum mówił nie wychodzić!
– Nie podchodź – krzyknęła, robiąc krok w przód i taki ruch, jakby chciała ugodzić niespodziewanego gościa ostrzem. Grymas na twarzy demona sprawiał, że wyglądał na jeszcze bardziej szpetnego i odrażającego, niż był w rzeczywistości. Łagodny głos, jakim się posługiwał, zupełnie nie pasował do jego zewnętrznej skorupy. Może tylko udawał?
– Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Boję się twojego sztyletu i księcia Rauma. Dlaczego nie jesteś z nim? Dzisiaj walczy na arenie. Nie jesteś ciekawa, jak sobie poradzi? – zapytał, przysiadając na ociężałym zadzie, przez co wyglądał tak, jakby zwinął się w kulkę.
– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – zapytała nieufnie.
– Nie mam powodu – odparł od razu, rozkładając ręce i wzruszając głową, co sprawiło, że jego obwisłe uszy zaczęły się machać na boki – Widzisz te kajdany? Jestem niewolnikiem. Zabicie cię nie przyniesie mi pożytku. Oddanie mojemu panu… I tak nie dostanę nagrody. Nie jestem lojalny. Więc jak? – zapytał, wyciągając rękę.
– Pozwolisz, że nie uścisnę – mruknęła dziewczyna, ani na moment nie spuszczając gardy.
– Twoja decyzja – skwitował demon, zabierając dłoń. – Nie wąchaj tego ziela. To narkotyk. Widziałem, że się kręciłaś na górze i spadłaś – wyjaśnił, gestykulując dłonią.
Andatejka przełknęła ślinę. Nie rozumiała, dlaczego Raum jej nie powiedział, że dzisiaj był taki ważny dzień. Mogłaby mu przynajmniej życzyć z wieczora powodzenia. A jeśli przegra?! Widziała pierwszego dnia, jak okrutne były demony i z jaką łatwością szczątki zasilały nawierzchnię areny. A jeśli zginie?! Jak wówczas wróci do domu?
– Proszę, zabierz mnie na arenę.
*
Kroki
rozbrzmiewające echem po korytarzu zmusiły Kurarę do podniesienia głowy i
porzucenia dotychczasowego zajęcia. Wyraźnie zmierzały w jej stronę, ale były
inne niż zazwyczaj. Przede wszystkim stukot był nierównomierny, co niezmiernie
zdziwiło złotooką demonicę. Niesforne kosmyki opadły jej na czoło, czekając w
napięciu połączonym z ekscytacją, że być może to Metis wróciła z wyprawy, o
czym świadczyłaby subtelna malinowa nuta unoszącej się w powietrzu. Nie
pomyliła się. Tylko czemu wyraźnie słyszała, jakoby kobieta z trudem
przemierzała pozostałą jej odległość?
Rozległo się pukanie do żeliwnych drzwi, które księżna otworzyła wykonując w powietrzu niedbały ruch ręki, jakby zmiatała niewidzialny paproch.
– Co ci się stało? – zapytała zdziwiona, otwierając oczy szeroko ze zdumienia. Noga demonicy była wykrzywiona pod nienaturalnym kątem w taki sposób, że Metis utykała, ciągnąc ją niezdarnie po onyksowej posadzce.
– Proszę o wybaczenie, pani – odezwała się pokornie, pochylając nisko głowę – zajmuję się nią, niedługo nie powinno być już żadnego śladu.
– No dobrze, ale kto ci to zrobił? – dopytywała się coraz bardziej rozbawiona Kurara. Wszakże kazała śledzić białowłosą przybłędę, którą widziała pierwszego dnia obok Rauma na arenie. Czyżby dzieciak Isztar niczego się nie nauczył i próbował znowu swoich sił tak, jak postąpił w przypadku Zabu?
– Pani, to ta dziewczyna. Ona jest nienormalna! – krzyknęła zrozpaczona służka, pokazując na swoją nogę. – Przylatywałam jako mucha wówczas, gdy książę zostawiał ją samą, bez opieki. Przez barierę przeszłam uczepiona końcówki jej włosów, chociaż cały czas drżałam w obawie, że coś pójdzie nie tak i Raum wyczuje moją obecność. Tak jak mówiłam, obserwowałam ją, gdy księcia nie było w pobliżu, gdy wtem ta dzikuska zaczęła za mną ganiać jak szalona i próbowała trafić we mnie pantoflem. Rzuciła nim beztrosko o ścianę, a mnie dzieliły milimetry od okrutnej śmierci przez rozpłaszczenie na ścianie! – łkała demonica. – Jestem już stara, niejednego pokonałam, wiele rzeczy widziałam na świecie, ale żeby mnie ktoś próbował rozpłaszczyć jako muchę, to mi się jeszcze nie zdarzyło. Przetrąciła mi nóżkę i oto efekt – dokończyła, prezentując księżnej dzieło zniszczenia dokonane przez but bogini śmierci.
Kurara z początku słuchała uważnie całej historii, czekając na jakąś emocjonującą potyczkę, a z czasem tylko otwierała coraz szerzej oczy ze zdziwienia, dopóki nie zaczęła się histerycznie śmiać, co w krótkim czasie przerodziło się w głupawkę.
– Nie wierzę! Czy ona jest idiotką, czy jak? Tylko głupim tak sprzyja szczęście – chichotała, przykrywając wachlarzem swoje idealne kły. Gdy tylko próbowała to sobie wyobrazić, śmiech napadał ją ponownie. Dopiero kilka głębszych wdechów zdołało doprowadzić ją do porządku, chociaż wewnątrz czuła, ze siedzi na tykającej bombie i wystarczy, że pofolguje swoim myślom, aby znów wpaść w obłąkańcze koło śmiechu.
– No dobrze, więc teraz mów wszystko, czego się dowiedziałaś.
– Jak księżna zdążyła zauważyć, dziewczyna była tylko pierwszego dnia. Przez resztę przebywała w apartamentach księcia, gdzie uczyła się staroichirańskiego i podstaw języka demonów.
– Język demonów? – zdziwiła się Kurara. To było nielogiczne. Czyżby była aż taką analfabetką, czy Raum wziął ją jedynie dla koloru włosów?
– To nie wszystko, pani – dodała Metis – Każdego dnia, o świcie, razem znikali. Wówczas zapach dziewczyny był… zbyt ludzki. A gdy wracali, nie wyczuwałam nic takiego.
Kurara usiadła w fotelu, zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Wydawało się jej to wszystko bez sensu, ale z każdą chwilą na jej twarzy malowała się coraz większa euforia, dopóki, nie klasnęła w dłonie, zanosząc się głośnym śmiechem.
– Niemożliwe, a jednak! Raum, przeszedłeś sam siebie! Ona nie jest demonem – krzyczała, sprawiając wrażenie obłąkanej, aż w obawie przed jej nieprzewidywalnym zachowaniem Metis wolała się usunąć pod ścianę.
– Księżno, to absurd. Inaczej nikt by się tu nie dostał.
– To jest możliwe – zaprzeczyła natychmiast księżna, wlepiając w służącą gorące spojrzenie złocistych oczu. – To jest możliwe! Mocni tego świata, Raum, podpisałeś na siebie wyrok! Jak cudownie! Nareszcie twoje miejsce zajmie Seth!
Rozległo się pukanie do żeliwnych drzwi, które księżna otworzyła wykonując w powietrzu niedbały ruch ręki, jakby zmiatała niewidzialny paproch.
– Co ci się stało? – zapytała zdziwiona, otwierając oczy szeroko ze zdumienia. Noga demonicy była wykrzywiona pod nienaturalnym kątem w taki sposób, że Metis utykała, ciągnąc ją niezdarnie po onyksowej posadzce.
– Proszę o wybaczenie, pani – odezwała się pokornie, pochylając nisko głowę – zajmuję się nią, niedługo nie powinno być już żadnego śladu.
– No dobrze, ale kto ci to zrobił? – dopytywała się coraz bardziej rozbawiona Kurara. Wszakże kazała śledzić białowłosą przybłędę, którą widziała pierwszego dnia obok Rauma na arenie. Czyżby dzieciak Isztar niczego się nie nauczył i próbował znowu swoich sił tak, jak postąpił w przypadku Zabu?
– Pani, to ta dziewczyna. Ona jest nienormalna! – krzyknęła zrozpaczona służka, pokazując na swoją nogę. – Przylatywałam jako mucha wówczas, gdy książę zostawiał ją samą, bez opieki. Przez barierę przeszłam uczepiona końcówki jej włosów, chociaż cały czas drżałam w obawie, że coś pójdzie nie tak i Raum wyczuje moją obecność. Tak jak mówiłam, obserwowałam ją, gdy księcia nie było w pobliżu, gdy wtem ta dzikuska zaczęła za mną ganiać jak szalona i próbowała trafić we mnie pantoflem. Rzuciła nim beztrosko o ścianę, a mnie dzieliły milimetry od okrutnej śmierci przez rozpłaszczenie na ścianie! – łkała demonica. – Jestem już stara, niejednego pokonałam, wiele rzeczy widziałam na świecie, ale żeby mnie ktoś próbował rozpłaszczyć jako muchę, to mi się jeszcze nie zdarzyło. Przetrąciła mi nóżkę i oto efekt – dokończyła, prezentując księżnej dzieło zniszczenia dokonane przez but bogini śmierci.
Kurara z początku słuchała uważnie całej historii, czekając na jakąś emocjonującą potyczkę, a z czasem tylko otwierała coraz szerzej oczy ze zdziwienia, dopóki nie zaczęła się histerycznie śmiać, co w krótkim czasie przerodziło się w głupawkę.
– Nie wierzę! Czy ona jest idiotką, czy jak? Tylko głupim tak sprzyja szczęście – chichotała, przykrywając wachlarzem swoje idealne kły. Gdy tylko próbowała to sobie wyobrazić, śmiech napadał ją ponownie. Dopiero kilka głębszych wdechów zdołało doprowadzić ją do porządku, chociaż wewnątrz czuła, ze siedzi na tykającej bombie i wystarczy, że pofolguje swoim myślom, aby znów wpaść w obłąkańcze koło śmiechu.
– No dobrze, więc teraz mów wszystko, czego się dowiedziałaś.
– Jak księżna zdążyła zauważyć, dziewczyna była tylko pierwszego dnia. Przez resztę przebywała w apartamentach księcia, gdzie uczyła się staroichirańskiego i podstaw języka demonów.
– Język demonów? – zdziwiła się Kurara. To było nielogiczne. Czyżby była aż taką analfabetką, czy Raum wziął ją jedynie dla koloru włosów?
– To nie wszystko, pani – dodała Metis – Każdego dnia, o świcie, razem znikali. Wówczas zapach dziewczyny był… zbyt ludzki. A gdy wracali, nie wyczuwałam nic takiego.
Kurara usiadła w fotelu, zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Wydawało się jej to wszystko bez sensu, ale z każdą chwilą na jej twarzy malowała się coraz większa euforia, dopóki, nie klasnęła w dłonie, zanosząc się głośnym śmiechem.
– Niemożliwe, a jednak! Raum, przeszedłeś sam siebie! Ona nie jest demonem – krzyczała, sprawiając wrażenie obłąkanej, aż w obawie przed jej nieprzewidywalnym zachowaniem Metis wolała się usunąć pod ścianę.
– Księżno, to absurd. Inaczej nikt by się tu nie dostał.
– To jest możliwe – zaprzeczyła natychmiast księżna, wlepiając w służącą gorące spojrzenie złocistych oczu. – To jest możliwe! Mocni tego świata, Raum, podpisałeś na siebie wyrok! Jak cudownie! Nareszcie twoje miejsce zajmie Seth!
No brak mi słów. Raum podejmuje wszelakie środki ostrożności a i tak jest o włos od przegranej. Nie chcę, żeby Kurama wygrała, tak wszystkim zazdrości, że nie odpuści byle dojść do celu nawet po trupach.Z powodu tej głupiej zazdrości i chęci by to Seth zajął miejsce na tronie zlikwiduje Sebastiana / Rauma.
OdpowiedzUsuńTo chore... powinna się cieszyć, że jej syn jest bratem księcia a nie się wściekać, że nie jest następcą tronu.. no dobrze, nie jest ale trzeba poczekać kilka lat mogłoby ię zdarzyć, ze keidy Sebastian jest na zimi u swojego kontrahenta Seth rządzi w jego imieniu jak wraca to zamiana i tak ciągle... Seth jest bliżej tronu niż ktokolwiek no poza Raumem ale wiadomo następca jest zawsze najbliżej
Bo Raum się podjął sprawy beznadziejnej. Poza tym, Kurara jest tak naprawdę dobrą matką, chce dla swojego dziecka jak najlepiej. A że chce dla niego tron? To oczywiste. Prestiż, jaki się z tym wiąże, władza, wpływanie na syna, a poprzez to sama będzie mogła rozwinąć swoje rządy nad Piekłem i rozpocząć złoty wiek swego życia.
UsuńMoże wygra, może nie, fortuna kołem się toczy, a glupim szczęście sprzyja ;)
Andaaatejjjkkkaaaaa mogłaś zabić tą pirdoloną muchę. A tak ta wiedźma Kurara zniszczy naszego Rauma. Jestem ciekawa czy Sebcio pozbawi życia tą zazdrosną Szmate( nie trawie baby (
OdpowiedzUsuńBiedna Kurara, zbiera tyle inwektywów... A ona tylko chce dobrze xd
UsuńSebastian obiecał jej zemstę, czy pozbawi ją życia, tego nie wiem i nie mogę powiedzieć.
Dobra, to mój powrót. Nadrabiam ostatnie rozdziały, podekscytowana czytam każde następne zdanie i koniec! Jeszcze jaki! Sebastian ma kłopoty!!! Andajtejka, zrób coś lub nic! Sebastian, nie daj się! Gęste tu i czekam!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji pozdrawiam autorkę ' kłania się ' i dziękuję za twoją pracę <3<3<3
Coś zrobić musi, z tej sytuacji nie wycofa się ot tak. Sebastian, jako demon będzie pilnował swojego interesu, jak trzeba, to się wykpi, jak trzeba, to otruje, zobaczymy. Na razie usiłuję pchnąć akcję do przodu, ale jest tyle rzeczy, o których chciałabym napisać, tyle rzeczy do wytłumaczenia, pokazania, że zwyczajnie mi się to rozwodzi. No i praktyki - nie bardzo mam kiedy pisać, ale się staram.
UsuńJaka ta Andatejka jest cholernie głupia... Ja rozumiem, że się nudzi i w ogóle, ale jest w krainie demonów. Demon trzyma ją pod kluczem, żeby nic jej się nie stało, a ona co? A se pójdę się przejść, a co mi tam... W kontekście jest do bólu prostolinijności i braku polotu jakoś ciężko mi uwierzyć, że jest takim językowym grniuszem. Trzy dni to mało, to cholernie mało, żeby się nauczyć czytać, jeśli się w ogóle nie umiało. Jeszcze uwierzę, że nauczyła się kilku zwortów, bo to nawet ja po chińsku swego czasu coś tam miałam, no ale żeby w tak krótkim czasie dawała radę czytać trudniejsze teksty? Chyba że tylko umiała zlepić litery i nie miała pojęcia, co właściwie czyta, to jeszcze jestem w stanie uwierzyć. No ale umówmy się, genialna nie jest.
OdpowiedzUsuńZa to zaczynam wyczuwać romans. Taki lekki, o którego istnieniu ta mała pewnie się dowie, jak już się skończy xD.
No i Metis. Ona jest służącą Kurary, dobrze zrozumiałam? Trochę zbyt prostacko się do księżnej odzywała jak na moje. Szczególnie, że jest muchą xD. MUCHĄ AHAHAHAHHAHAHAHAAHA XD
No nareszcie! Xdsdd wszystcy tak przeżywają, a nikt nie wyczaił beki autorki, że demona zabija się kapciami i stąd to oburzenie Metis? Xd
UsuńOdnosi się, jak się odnosi ;) umówmy się, że Kurara trzyma ją ze specjalnych względów, ale jako mucha jest użyteczna. Na przykład szpieguje i nie papla na lewo i prawo: przydatny sługa.
Bardzo dobrze, ma być głupia, m być do bólu głupia!
A z trudniejszym tekstami to jest tak: Uczy się tego, co Raum jej wytłumaczy, naprawdę ma do tego talent prawie, że demoniczny i odwraca na inna stronę, po czym stara się po cichu czytać. Masz rację, nie wszystko tam rozumie, ale bardziej chodziło, że się mocno stara i niesamowicie jej zależy.
Lekki romans... Dobrze to określiłaś, lekki, nie jest głównym celem fabuły czy coś takiego.
No no robi się ciekawie chociaż wolaa bym by Raumowi/Sebastianowi udało się ochronć Andertejke i bezpiecznie żeby wróciła.Mam nadzieje że się nasz bohater tak prędko się nie podda że będzie brnoł do celu by siostrze Unduśia pomóc wrócić.Czekam z dużą niecierpliwością na dalszy splot wydarzeń pozdrawiam serdecznie i pisaj dalej.
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o nie, o nie a prosił aby nie wychodziła, ale czy Sebastian też nic nie wyczuł, że ktoś oby jest w komnacie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia