Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

piątek, 14 września 2018

Opowiadanie. Kuroshitsuji. Ulotność, część 6


– Książę Hamilton! – ucieszył się doktor Pettigerw. Chwilkę zaczekał, dopóki mężczyzna nie zrównał się z nim, a następnie obydwaj uścisnęli się w krzepkim geście prawdziwych przyjaciół, zupełnie nie pasującego do chłodnej, eleganckiej i niesamowicie zdystansowanej angielskiej etykiety. Prawdę mówiąc, można było nawet powiedzieć, że obydwaj ją nagięli w znacznym, wręcz nieprzyzwoitym stopniu. – A to niespodzianka! Nie sądziłem, przyjacielu, że cię tutaj zobaczę! – krzyknął doktor, a jego ziemniaczana twarz stałą się jeszcze bardziej pospolita i okrągła ze szczęścia.
– O, i nie tylko mnie. Znaczna część Towarzystwa Chirurgicznego przychodzi regularnie na twoje pokazy. Nie mów, że nie zauważyłeś. – odpowiedział spokojnie książę Hamilton, a Sebastian nastawił ucha. – Ja niestety nie mogę się pochwalić aż taką sumiennością i skrupulatnością. – dodał zaraz, a ton jego głosu mógł zdradzał, że naprawdę mu z tego powodu jest przykro.
– Nie musisz się tłumaczyć, gdybym w końcu doczekał się syna, też bym nie opuszczał domu więcej, niż to konieczne. – zapewnił sir Thomas.
– Nie tylko o to chodzi – odpowiedział – mam sporo obowiązków w klinice. Chociaż nauka idzie do przodu i przynosi coraz to nowsze odkrycia, ciągle zmierzamy się z tymi samymi problemami i chorobami. Czasami mam wrażenie, że to jakieś błędne koło, z którego nie ma wyjścia – przyznał książę, a Sebastian stracił zainteresowanie dla rozmowy. Mimo to słuchał jeszcze jakiś czas, mając nadzieję, że wspomną coś o Towarzystwie Chirurgicznym. Ostatecznie rozczarował się, kiedy mężczyźni oddalili się razem, a tłum gości skutecznie rozgrodził ich od niego i panicza, zagłuszając zupełnie przebieg rozmowy. Sir Astley Paston Cooper również zniknął mu z oczu i nie był pewien, czy jego podopieczni zapamiętali nową wpływową osobę na salonach, czy nie.
– Jak dla mnie, to Ciel jest o niebo przystojniejszy od nich – szepnęła nieśmiało Elizabeth do Pauli, a ta uwaga wytrąciła Sebastiana na moment z zadumy. Mallcote również należał do Towarzystwa Chirurgicznego. A więc była spora szansa, że go dzisiaj spotkają. Prawdopodobnie, nie potrzebowałby nawet zaproszenia, wystarczy, że zjawiłby się jako pracownik naukowy.
Kolejną atrakcją wieczoru, która skupiała całkiem potężne grono widzów, była grupa szlachty i bogatego mieszczaństwa, które chciało mieć dość ekstrawagancką pamiątkę po pokazie, a mianowicie: rozbandażowane ciała w dobrym stanie przekazywano do muzeum Brytyjskiego, a części, które odpadły, bądź niezamierzenie bądź w wyniku wypadku, można było nabyć za horrendalnie wysoką sumę. Oczywiście, handlarze zwietrzywszy interes, czasami pomagali mumiom tracić różne części ciała, na które zawsze znajdowali się chętni. Wystarczyło jedynie przebić pozostałe oferty w licytacji, a za jakiś czas odebrać pięknie oprawioną w gablotce część mumii.
W pewnym momencie Sebastianowi coś przyszło do głowy, co postanowił niezwłocznie sprawdzić. Dlatego przeprosił na moment panicza oraz jego narzeczoną i oddalił się, uprzednio skłaniając lekko, by niespostrzeżenie wmieszać się w tłum, a następnie zniknąć w jakimś ciemniejszym kącie. Wspomagał się swoimi zdolnościami, aby jak najbardziej efektywnie wykorzystać ten czas na śledztwo i wcale nie miał tego sobie za złe. Na samym początku Ciel zakazał mu się obnosić ze swoimi umiejętnościami w obawie zbyt szybkiego zdemaskowania, ale czasami jego zleceń nie dało się wykonać inaczej. Dlatego też demon wypracował pewien złoty środek: kiedy nikt nie zauważy, może robić jak chce i co chce, kiedy mają to obserwować jacykolwiek inni, ma to sprawiać pozory.
Z każdym kolejnym krokiem oddalał się od gwaru, wstępując na zaplecza. Nie tylko wzrastająca cisza mu o tym przypominała. Wzrastająca warstewka kurzu również, a złapał się na tym, że szalenie go poirytowała ta ludzka niedbałość. On nigdy sobie na to nie pozwolił, aby w rezydencji było podobnie, nawet jeśli to były niezamieszkałe skrzydła, tak jak to, które Ciel kazał zamknąć, odkąd powrócili we dwójkę.
Postawiona straż przed pokojami ze zwłokami nie były dla niego żadnym wyzwaniem. Intuicja mówiła mu, aby sprawdził, co będzie na dzisiejszym pokazie. Za pomocą swoich piekielnych umiejętności omotał stróżowi umysł do tego stopnia, że nie tylko nieświadom tego, co robi otworzył mu drzwi, ale jeszcze stał na warcie, aby demon mógł spokojnie się rozejrzeć w środku, będąc pewnym, że w razie potrzeby ktoś mu zabezpiecza tyły i zdąży się odpowiednio szybko ulotnić.
Mumia przygotowana na dzisiejszy pokaz była cała pozawijana w bandaże. Leżała w drewnianej skrzyni z uchylonym wiekiem. Na drewnie było widać ślady pieczęci celnych, więc demon doszedł do wniosku, że przynajmniej ten egzemplarz przybył tutaj legalnie. Co innego pozawijane w szmaty ciała, które leżały w kącie. Kamerdyner był wręcz przekonany, że daleko im było do praworządności. Ciekawe, czy Lau coś wiedział. Grabarz także mógł posiadać jakieś informacje, ale na razie nie były one potrzebne.
Półmrok nie przeszkadzał demonowi, jego oczy bez problemu dostrzegały wszystkie istotne szczegóły. Ponadto, dostrzegł w kącie jeszcze jedną skrzynię, tym razem z fragmentami ciał, które najwidoczniej będą wystawione później na sprzedaż. Z ciekawości zerknął do niej, a kiedy przerzucił parę stóp, rąk i kolan, odgarniając je ze szmat, odnalazł w środku rękę, która aż za bardzo pasowała do tej, która została odcięta kobiecie w szpitalu. Zaciekawiony wyciągnął ją ze skrzyni.
Prawa dłoń był zupełnie nie poszarpana, miękka w dotyku i pachniała mocno fenolem. Była dokładnie w takim stanie, że nie dało się powiedzieć, czy to już stadium rozkładu mumii, czy dłoń świeżo zmumifikowana niedawno żyjącej osoby. Sebastian obejrzał dokładnie jej paznokcie, linie papilarne i sposób ucięcia, a następnie, korzystając z chwili, otworzył i przeszedł przez portal, otulony w czarną mgłę do prosektorium, aby rozwiać wszelkie wątpliwości. Ciało kobiety, której roztrzaskano głowę znowu przeniesiono do innej szafy, ale zdołał je odnaleźć. Kiedy przyłożył dłoń do lewej ręki zmarłej, nie miał już wątpliwości: ręka się odnalazła i to w miejscu, w której nigdy by jej nie szukał.
Sebastian pozwolił biec swoim myślom dalej. Plama na fartuchu Mallcote’a mogła powstać przy odcinaniu ręki, miejsce również by się zgadzało, gdyby założyć, że stał trochę niżej i pochylony nad ciałem. Nie spodziewał się ich wizyty, dlatego nie zdążył wyczyścić plamy. Z tego wynika, że James Mallcote pośredniczył w handlu ciałami, ale nadal nie wiadomo było, kto był zabójcą. Ale czy mógł być zlecającym, czy jedynie osobą, która korzysta z faktu, że one są, a on może to wykorzystać?
Tymczasem Ciel wraz z Elizabeth i jej wierną służącą Paulą udali się na swoje miejsca. Blondynka nie była pewna, czy nie powinni zaczekać na kamerdynera, ale że przedstawienie się zaczynało, nie mieli innego wyjścia, nie wypadało im wejść spóźnionymi z tak błahego powodu. Na szczęście bilety miał Ciel, więc nie było problemu z odszukaniem zarezerwowanego miejsca. Widać było, że nie czuła się najlepiej, ale dla Ciela to było nawet lepiej: nie zadręczała go tak, jak zwykle swoimi słodkimi rzeczami. Tymczasem w oczach Elizabeth jej narzeczony zachowywał się jak prawdziwy gentleman, pomagając jej dojść i usiąść.
W sali zbudowanej na planie amfiteatru gnieździła się już żądna przygód szlachta. Na środku, na okrągłym, podświetlonym placu stał drewniany stół. Różnił się od zwyczajnego tym, że jego powierzchnia nie była jednolitą płytą, jak można pomyśleć w pierwszym odruchu, a zbity był z wielu desek ze sporymi pomiędzy nimi odstępami.  Służyło to łatwiejszemu zdejmowaniu bandaży i pracy z ciałem. Poprzez szpary łatwiej było nim manewrować.
 Im dłużej młody hrabia się przypatrywał temu pomieszczeniu, tym bardziej ożywały w nim traumatyczne wspomnienia. Rzeczywistość zaczynała z wolna mieszać się z przeszłością, momentami podium dla mumii wyglądała identycznie jak jego stół ofiarny, na którym stracił brata. Zdenerwowany odwrócił wzrok, napotykając na identyczną obojętność tłumu. Panie częstowały się wzajemnie słodyczami, panowie palili nieskrępowanie i rozprawiali o polityce i tylko głos prowadzącego, witający wszystkich zebranych i zapowiadający początek atrakcji zdołał przywrócić ich do jakiegoś względnego porządku. Minęła jeszcze dobra chwila, zanim wszyscy ucichli na tyle, że głos doktora Pettigrew unosił się swobodnie, nie zagłuszany żadnym innym.
Po krótkim wstępie, przybliżającym zebranym rys historyczny starożytnego Egiptu i ich kulturę, sir Thomas Pettigrew przeszedł do konkretów. W międzyczasie wniesiono jego torbę z wysterylizowanymi narzędziami, którymi zwykle posługiwał się w pracy. Spokojnym, acz pewnym krokiem doktor zbliżył się do stołu i sięgnął po narzędzia. Cielowi rzuciło się w oczy, że był niezwykle pewny w tym, co robił, pomimo ogromnej ciekawości, która zżerała i jego od środka. Narzędzia raz po raz odbijały światło, oślepiając część widowni, a bandaż za bandażem opadały pod drewniany, prowizoryczny stół. Z wolna odkrywała się oczom zebranym tajemnica, którą zmarły zabrał ze sobą do grobu. Oczom zebranych ukazywało się ciało nieboszczyka, niesamowicie dobrze zachowane, niesamowicie miękkie, co demonstrował sir Pettigrew i namówił nawet kilka dam w pierwszych rzędach, aby podeszły i same się przekonały.
Ciel dostrzegł kątem oka, że im dłużej Elizabeth przyglądała się, jak damy dotykają zwłok, tym bardziej bladła, a na jej czoło wystąpiły kropelki potu. Thomas Pettigrew wyjaśnił, że dzięki staraniom tamtejszych mieszkańców i przeróżnych mieszanek soli mamy właśnie taki efekt i że to było celem mumifikacji: zachować ciało w stanie niezmienionym jak za życia. Wskazywał po kolei rzeczy, na które warto zwrócić uwagę. Można było nawet podziwiać resztki czarnych włosów nieboszczyka, ściętych bardzo krótko ze względu na panujące tam upały i modę noszenia peruk, a także resztki materiałów, które spowijały jego ciało.
Elżbieta niestety nie dała rady dooglądać do końca. Już w trakcie czuła się niepewnie, a pod koniec Ciel wraz z Paulą musieli ją szybko wyprowadzić na zewnątrz. Dziewczyna zasłaniała usta ręką, a w oczach miała łzy. Wczorajsza niedyspozycja również nie pomagała jej w walce z mdłościami. Dziewczyna czuła się bardzo zażenowana, że nie jest znowu tą „słodką”, tak że nawet delikatny dotyk Pauli na jej plecach nie zdołał polepszyć jej samopoczucia. Kiedy zadbano o dostęp do świeżego powietrza, odrobinę zieleni i prywatność panny Midford, poczuła się nieco lepiej, ale i tak daleko było jej do stanu dnia codziennego.
Ciel postanowił wykazać się taktem i odszedł trochę, chcąc dać swojej narzeczonej odrobinę prywatności. Rozumiał, że to było niekomfortowe i sam również nie życzyłby, aby ktoś, oprócz Sebastiana, widział go w takim stanie. Nieco oddalił się od dwójki dziewczyn, kierując się w pobliże wejścia do składu, ale ciągle starał się być w takiej odległości, aby mieć je na oku, kiedy usłyszał strzęp interesującej go rozmowy. Bardzo interesującej rozmowy.
– Jak to tak mało? Wiesz, jakie to jest teraz dochodowe? – Zapytał z wyrzutem rozzłoszczony głos, którego nie znał.
– Spróbuj sam zdobyć zwłoki. Scotland Yard nie jest zbyt przebiegły, ale ostatnio zaczął węszyć Pies. Trzeba być ostrożnym. – rozpoznał bez trudu głos Mallcota. To byłoby zbyt proste. Mallcote jest zabójcą? Tak łatwo wpadł? Coś tu nie gra. Ciel podszedł na palcach nieco bliżej. Z cholewy buta wyciągnął swój pistolet, odbezpieczył i wstrzymał oddech, przylegając do ściany.
– Ciszej, ściany mają uszy – upomniał go głos. – Zobaczymy. Ostatnio to, co przywożą zza morza, nadaje się tylko do palenia w kominkach.
– Po prostu ceny będą większe – cień Mallcote’a wzruszył ramionami.
W tym samym czasie jakaś dłoń zamknęła Cielowi usta. Chłopak przeraził się nie na żarty. Dał się tak łatwo podejść? A jeśli to była na niego pułapka? Czy coś grozi Elżbiecie? Spróbował się szarpać i wyprowadzić cios, tak jak go uczył Sebastian, ale ktoś bardzo delikatnie go zablokował, ukrywając pod swoim płaszczem. Wówczas usłyszał aksamitny, niski ton demona.
– Mam dobre wieści dla panicza – szepnął mu na ucho, zerkając przed siebie. – Widzę, że panicz również nie próżnował. To dobrze się składa, bo sprawy się na siebie nakładają i uzupełniają wzajemnie.
– Aresztuj ich oboje w dogodnym czasie. Żaden nie ma prawa dzisiaj stąd uciec – rozkazał hrabia, kiedy zdołał się uspokoić. Że też demon musiał go tak podejść!  – Ja wracam do Elżbiety – oznajmił. Mógł nie przepadać za swoją narzeczoną, ale męska duma nie pozwalała mu pozostawić damy w potrzebie na pastwie losu. I to wcale nie dlatego, że był honorowy. Po prostu… Wyobraził sobie w tamtej chwili ciotkę Frances, jak ćwiartuje go na kawałki w taki sposób, że nawet Sebastian przy niej jest bezsilny.
– Jeśli mogę coś dodać, sugeruję aby panicz został na dzisiejszej aukcji. Może być ciekawie –wtrącił kamerdyner, a jego oczy zapłonęły szkarłatem.



Nie lubię zostawiać rzeczy niedokończonych, dlatego możecie być pewni, że dokończę to opowiadanie. Może nie w takim dobrym stylu, jak wtedy, kiedy pisałam często, ale ono BĘDZIE.
Pozdrawiam was, Andatejka. Całuski i trzymajcie się!

wtorek, 24 kwietnia 2018

Opowiadanie. Kuroshitsuji, Ulotność cz.5


Wieczór okazał się upłynąć dla całej rodziny Psa Jej Królewskiej Mości pod znakiem spokoju i ciszy. Niemal w ostatniej chwili Sebastian otrzymał wiadomość, że z powodu złego samopoczucia panna Midford nie będzie w stanie gościć dzisiaj w rezydencji Phantomhive, w związku z czym wyraża niezmierne ubolewanie. W to akurat brunet skłonny był wierzyć. Elizabeth w męczący sposób ubóstwiała swojego narzeczonego, nie chcąc dostrzec, że ledwo toleruje jej obecność, starając się od czasu do czasu zachować tak, jak mu nakazywało dobre wychowanie i przymus nie wydania na światło dzienne skrywanej przezeń tajemnicy, o której wiedział tylko on sam i jego pan.
                W wolnym czasie Sebastian przygotowywał się do swojego zadania, które panicz zlecił mu w ciągu dnia. Kiedy miał absolutną pewność, że jego obecność nie będzie konieczna (szczególnie między piątą a szóstą po południu), zabrał się na dobry początek do zapoznania z listą gości, których zobaczy już jutro. Następnie obiecywał sobie dowiedzieć się czegoś o ciałach, które dzisiaj rano wspólnie oglądali z paniczem w Charing Cross Hospital. Miał przeczucie, że te strzępki spod paznokci pierwszej ofiary naprowadzą go na trop. Sam jeszcze nie miał pomysłu, w jaki sposób połączyć topielca, kobietę z roztrzaskaną głową oraz zasztyletowanego mężczyznę, ale miał pewność, że coś ich łączy. Wszyscy pochodzili z nizin społecznych, a pozbawieni życia zostali w niezaplanowany, chaotyczny sposób. Szczególnie wydawało się podejrzane, że kobieta tak zupełnie „nagle” straciła dłoń, przebywając jako trup w kostnicy i że Mallcote ewidentnie próbował ich wprowadzić w błąd. Na razie niech sobie myśli, że ich przechytrzył. To sprawi, że stanie się bardziej pewny siebie i jeśli faktycznie ma coś na sumieniu, pierwszy popełni błąd. Tymczasem powrócił do kolekcjonowania wiadomości i wycinania fotografii ważnych osób.
                Patrząc się na posturę sir Tomasa Pettigrew, nie można było oprzeć się wrażeniu, iż ma się do czynienia z niezwykle przyjacielską osobą. Jego twarz przypominająca kształtem dorodnego ziemniaka zjednywała sobie słuchaczy, mimo że często mówił językiem trudnym i niezrozumiałym. Czynił to jednak z taką wdzięcznością, że audytorium zgromadzone wokół niego nie tylko nie chciało przerywać, lecz wręcz zachęcało, aby kontynuował swój wywód, czyniąc w ich mniemaniu ich umysły bardziej światłymi i otwartymi. Pettigrew nie narzekał na taki stan rzeczy, wręcz przeciwnie: uzyskawszy wierne grono odbiorców z prawdziwą przyjemnością snuł historie, które sam wyczytał po nocach z książek pozyskanych w najróżniejszy sposób.
                Miał bowiem Pettigrew pewną słabość, którą rozwijał niestrudzenie po ukończonej pracy. Jako młody człowiek, doskonale prosperujący, uczył się fachu najpierw pod okiem swego surowego ojca, lekarza towarzyszącego podczas wypraw morskich, by następnie przejść pod skrzydła innych, równie dobrze prosperujących chirurgów. Zasiadując się w książkach odkrył w sobie miłość do słowa pisanego, a im więcej przebywał w antykwarycznym świecie, tym coraz bardziej fascynował się zamierzchłymi czasami, natrafiając w ten sposób na historie o wielkich władcach starożytnego Imperium. Jego pasja z wolna przybierała coraz większe i większe rozmiary, zamiłowanie do historii połączył z fachem i nawet nie spostrzegł się, kiedy w jego głowie zawitała myśl o własnoręcznym rozbandażowaniu mumii.
                Doniesienia z gazet w tym czasie często i gęsto wspominały o niesamowitych odkryciach i wykopaliskach, z których co cenniejsze ładowano od razu na statki, aby trafiły do Londynu. Z pomocą paru znajomych Pettigrew spełnił swoje marzenie, a że poszło mu to nad wyraz sprawnie, zaczął organizować prywatne przyjęcia, na których główną atrakcją było rozbandażowywanie mumii. Chętnych nie brakowało i bileciki rozchodziły się niemal natychmiast, a mniej szczęśliwi, którym zabrakło miejsca, dowiadywali się potem na herbatkach u swoich znajomych, jakie cuda działy się podczas owych spektakli.
                Na taką to właśnie uroczystość Sebastian zdołał uzyskać bilety, po które wyprawił poprzedniego dnia Mey-Rin. Zadowolony ze swego posunięcia, schował je do kieszeni fraka, aby mieć pewność, że na pewno ich nie zgubi. Teraz czekało go już tylko przygotowanie kolacji i mógł ruszać w teren, aby zapoznać się z zebranymi dowodami.
                Chłodna, sierpniowa noc przyjemnie orzeźwiała zmysły po skwarnym dniu. Sebastian przemykał z dachu na dach, oszczędzając sobie w ten sposób drogi i skrywając w mroku przed ludzkimi spojrzeniami. Na ulicach było praktycznie pusto, zwłaszcza że przebywał obecnie w znacznej odległości od centrum, posiadłości kogokolwiek wpływowego czy chociażby najbliższego domu publicznego. Dopiero kiedy zmierzał do celu postanowił poruszać się już normalnie, bo jego piekielnie czułe zmysły wyłowiły odgłosy ludzkiej rozmowy, a jego priorytetem było nie tylko pozyskanie informacji, lecz także pozostanie niezauważonym.
                Z niemałym zaskoczeniem odkrył, że trafił niemal na miejsce, w którym znaleziono zwłoki kobiety z rozbitą głową. Kierując się przezornością postanowił ukryć się za rogiem, aby nieco przyjrzeć się miejscu.
                Kiedy obserwował miejsce, czuły słuch podsunął mu pewną wskazówkę, którą z początku zignorował. Ciągle odbierał szum wody w rzece, a to znaczyło, że koryto musiało przebiegać stosunkowo niedaleko. Kiedy sprawdził swoje przypuszczenia, aż zaśmiał się w duchu. Wszystkie ofiary otrzymały nowy, wspólny mianownik. Pierwszą z nich ktoś po prostu wolał sprzątnąć, aby nie narobić sobie kłopotów. Ciało spokojnie dryfowało wraz z falami Tamizy, aby w końcu wypłynąć, gdy już odpowiednio napuchło wodą. Z kolei funkcjonariusze Scotland Yardu wzięli za domniemane miejsce zbrodni obszar, w którym ciało zostało wyłowione.
                Teraz był już niemal pewien, że winny miał swój obszar polowań w tym obszarze. Niewykluczone nawet, że tu mieszkał. Tymczasem postanowił zasięgnąć nieco języka, w związku z czym postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i udał się do najbliższego burdelu, aby tam, wśród przyjemnej atmosfery, wyciągnąć od tamtejszych dziewczyn wszystko, o czym opowiadali im ich klienci, a także, co takiego niezwykłego było w tamtej okolicy.
Nad ranem zadowolony z siebie wracał do rezydencji. Miał jeszcze trochę czasu, dlatego mógł na spokojnie przygotować posiłek, ubranie, odkurzyć w gabinecie Ciela, a także odpisać na niecierpiące zwłoki pisma i zanieść odpowiedzi na pocztę. Następnie poszedł obudzić panicza, aby ten mógł spokojnie wypełnić swoje poranne obowiązki. Rutyna dnia codziennego pochłonęła ich obu do tego stopnia, że praktycznie nie odzywali się do siebie więcej, niż to było konieczne.
                Wieczorem, kiedy miało się oficjalnie rozpocząć spotkanie towarzyskie gentlemanów i ich dam z najwyższych sfer, demon miał prawdziwy nawał roboty. Najpierw osobiście asystował Cielowi podczas zakładania odpowiedniego na tę okazję stroju. Gust chłopca nie pokrywał się jednak z tym jego, bo zniecierpliwiony hrabia oświadczył najpierw, że nie założy przygotowanej przez Sebastiana koszuli, dopatrując się w niej nieistniejącego mankamentu, a następnie odprawił swojego kamerdynera po inny płaszcz, argumentując, że go nie lubi. Z przyklejonym, wymuszonym uśmiechem na twarzy przemierzał kilkukrotnie odległość między szafą, jego paniczem a prasowalnią, bo w międzyczasie pokojówka zdążyła przypalić wstążki. Jak zwykle, jej motywy i intencje były szczere i uczciwe, co nie zmieniało faktu, że dokładało dodatkowej pracy Michaelisowi, który i tak zaczynał się w duchu denerwować. O szóstej mieli przyjechać do Midfordów, aby zabrać ze sobą pannę Elizabeth. Pomimo że powinna zostać jeszcze w łóżku po wczorajszej niedyspozycji, uparła się, że dzisiaj czuje się już znacznie lepiej i niemal wybłagała, aby ją ze sobą zabrano. Dlatego postanowiono, że Ciel, zmierzając na przyjęcie, zabierze ją ze sobą i wspólnie udadzą się na widowisko.
                Tylko dzięki niezwykłej przezorności demona i jego zabiegów, aby wszystko zostało przygotowane na czas, udało im się wyjechać z posiadłości zgodnie z planem. Powóz z liberią rodu Phantomhive, zaprzężony w czwórkę karych koni raźno zmierzał w kierunku posiadłości narzeczonej, w zadziwiająco krótkim czasie docierając do wyznaczonego celu. Kiedy Sebastian zatrzymał go i przyszedł zapytać się o pannę Midford, okazało się, że jest jeszcze w trakcie przygotowań. Między innymi dlatego Ciel postanowił przełamać swój lęk i wszedł do wewnątrz, gotów by zmierzyć się z przerażającą go od dzieciństwa, ciotką Frances.
                – Ciel, jak ty wyrosłeś! – zauważyła na wstępie jego krewna, witając się z nim iście w angielskim stylu. Bez nadmiernych uczuć, chłodno i odpowiednio do sytuacji.
                – Dziękuję, ciociu.
                – Może grzanego wina? Poganiałam Lizzy, ale nie mogła się zdecydować, którą sukienkę wybrać – przyznała.
                Ciel z chęcią przystał na jej propozycję, z ulgą rozsiadając się w fotelu. Co prawda, te wkładki, które Sebastian mu przygotował do butów przyniosły oczekiwany efekt, nie spodziewał się jednak, że będzie mu się tak niewygodnie w nich chodziło. Z drugiej strony, nie miał już dłużej ochoty wysłuchiwać przytyków o swoim niskim wzroście.
                Po paru minutach ciepły, aromatyczny kubek rozgrzewał mu już serce, dłonie i podniebienie. W oczekiwaniu na narzeczoną wyłapywał wszelkie nuty smakowe, takie jak kardamon, imbir i cynamon, chociaż zdawało mu się, że jest coś jeszcze. Szczerze mówiąc, wiele by dał, aby Elizabeth w ogóle nie zeszła z góry, dając mu spokój i dzisiaj, jednak na takie szczęście zwyczajnie nie liczył, wczorajszy, spokojny wieczór w posiadłości to i tak było wystarczająco dużo, o czym mógłby marzyć.
                W pewnym momencie Michaelis odwrócił głowę w stronę korytarza, a paręnaście sekund później do uszu Ciela dobiegł charakterystyczny odgłos uderzania piętą o podłogę. Nie było już żadnych wątpliwości, czas spokoju nieubłaganie dotarł do końca.
                Blondynka z hukiem otworzyła ciężkie drzwi, wpadając do środka niczym burza. Tym razem miała na sobie delikatną, białą sukienkę podkreślającą złocisty kolor jej włosów i niebieskie ozdoby, stosowne dla młodych panien.
                – Ciel, Ciel, posłuchaj! Udało mi się! Paula zasznurowała mnie w gorsecie na…
                – Panienko, to nie wypada! – Zdyszana służąca zdążyła w ostatnim momencie wpaść za swoją żywiołową panią i ją zestrofować. – Nie mówi się o takich rzeczach w towarzystwie panów!
                – Ale to Ciel – zmartwiła się na moment, po czym odzyskała pogodę ducha. – Za wszelką cenę chciałam się w tym zmieścić, dlatego trochę nam zeszło. Przepraszam za to.
                – To nic takiego. Ładnie wyglądasz – przyznał w końcu Ciel, na co twarz Lizzy przybrała purpurowy kolor. – Musimy już iść, w przeciwnym razie zaczną bez nas. Odwiozę Elizabeth z powrotem, gdy tylko przyjęcie dobiegnie końca – zwrócił się oficjalnym tonem do Frances, po czym wyciągnął dłoń w kierunku narzeczonej, aby jej asystować w drodze do powozu. Więcej tymczasowo do szczęścia młodej szlachciance nie trzeba było. Rozpływała się w zderzeniu z rzeczywistością, sowicie podkoloryzowaną swoimi własnymi wyobrażeniami o sytuacji. Jedynie sunący z tyłu Michaelis sprawiał wrażenie naprawdę dobrze się bawiącego, obserwując, jak dwoje zupełnie niedobranych do siebie dzieci musi spędzać ze sobą czas.
                – Obiecuję, że zajmę się nimi – Zwrócił się z niezwykłą kurtuazją w ruchach i głosie w kierunku pani domu. Następnie, w ślad za młodą parą opuścił rezydencję. Przy wejściu do powozu otworzył drzwi, pomógł dziewczynie wejść i zająć wygodną pozycję, upewnił się, że niczego nie potrzebuje, powtórzył to samo z paniczem i wreszcie mógł się wdrapać na kozła, aby chwycić cugle w dłoń i ruszyć z miejsca.
                Po półgodzinie jazdy byli już na miejscu. Wokół posiadłości było niezwykle tłoczno, zgromadziła się niemal sama śmietanka towarzyska angielskiego społeczeństwa. Każdy, kto zmierzał do frontowych drzwi był podekscytowany, panowie lubowali się rozmowami o polityce na Bliskim Wschodzie, natomiast panie nie przebierały w ploteczkach o olejkach, jakie z tamtych stron docierały na statkach do Londynu, a które miały zapewniać niesamowite powodzenie u płci przeciwnej i działać jak remedium na wszelkie niedoskonałości urody. Inne też zastanawiały się, jak też będzie wyglądać ciało po zdjęciu z nich bandaży.
                Elizabeth Midford i Ciel Phantomhive dołączyli do tego widowiska. Byli prawdopodobnie najmłodszymi osobami, jakie się tutaj znalazły, dlatego Sebastian miał pełne ręce roboty, przedstawiając im kolejne, najważniejsze osoby, jakie zgromadził dzisiejszy wieczór.
                – Tamten gentelman z lampką szampana w ręku to sir Astley Paston Cooper – powiedział kamerdyner półgłosem, w taki sposób jednak, aby wiadomość dotarła zarówno do uszu panicza, jak i jego narzeczonej. – Wybitny chirurg i anatom, dzięki jego ciężkiej pracy uzyskano niebanalny postęp w leczeniu uszu i układu krążenia.
                – Thomas, jak miło cię widzieć! – rozległ się głos tuż za nimi, a kiedy demon dyskretnie zerknął w tył, zobaczył jak miernego wzrostu przechodzi za nim książę Hamilton, z promienistym uśmiechem zbliżając się do samego Pettigrewa. – Twoje spektakle to najlepszy dowód na wyższość umysłu ludzkiego! Wiele bym dał, żebyś po mojej śmierci zajął się mną z taką samą czułością, jak swoimi mumiami!


Nigdy nie przyszłoby mi nawet, że powrócę niemal po roku do blogosfery! Wiem, jak się gniewacie. Styl po roku przerwy też pewnie mi nieco siadł, aczkolwiek starałam się, jak mogłam. Nie wiem, kiedy urwę czas, aby dodać kolejną notkę, ale dokończę to opowiadanie, tego możecie być pewni. Co gorsza, na anatomii wpadłam na kolejny pomysł, który też chciałabym przemycić w następnym opowiadaniu. A nie potrafię nawet się spiąć, by regularnie postować!

Trzymajcie się cieplutko i dajcie znać, co sądzicie w komentarzach!