W tym rozdziale
chciałabym odesłać wszystkich zainteresowanych do „Bestiariusza słowiańskiego”,
który przyszedł mi z pomocą w dzisiejszej notce. Nie mam aż tak olbrzymiej
wyobraźni, by samej stworzyć piekło od zera (chociaż do tej pory właśnie to
robię), więc będę się posiłkować różnymi wierzeniami, które szczególnie
przypadną mi do gustu.
Będę też systematycznie justować poprzednie notki, ale póki nie dostanę oceny, wstrzymam się z tym i takie ładne będą tylko nowododane części. Dajcie znać o wypatrzonych błędach, bo beta była słabiusieńka.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Będę też systematycznie justować poprzednie notki, ale póki nie dostanę oceny, wstrzymam się z tym i takie ładne będą tylko nowododane części. Dajcie znać o wypatrzonych błędach, bo beta była słabiusieńka.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~
XL ~~
Seth obudził się na skąpanej we krwi podłodze,
przesiąknięty do szpiku kości zapachem żelaza. Ciecz prawie w
całości zdążyła skrzepnąć i pozostawiła po sobie nieprzyjemne uczucie na skórze tak, że mimowolnie
zaczął się drapać pazurami, dopóki całe przedramiona nie pokryły się szramami,
które wyraźnie odcinały się na tle śniadej skóry. Po zapachu był
w stanie stwierdzić, że ta breja nie należała do jednej osoby, czego się
zresztą domyślił, widząc obok siebie półnagą, drzemiącą demonicę i to, co
zostało po bliskim spotkaniu butelki z kamienną, onyksową podłogą. Zaschnięte
karmazynowe plamy zjednoczyły się z idealnie czarnym, wypolerowanym kamieniem, otaczając resztki
rozbitego szkła, chłonąc jedynie źródło światła, jakim
był delikatnie żarzący się ogień w kamiennym kominku z masywną poręczą.
Piekielni architekci zadbali o to, aby palenisko nie było upstrzone masą
dodatków, jednak subtelne wzory na gzymsie świadczyły o kunszcie i precyzji
dłuta, jakie można było spotkać tylko w tak przeklętym miejscu, za jakie
uważano ziemię potępionych.
Śpiąca twarzyczka dziewczyny nie budziła strachu, a wręcz przeciwnie, dzięki delikatnym rysom, sprawiała wrażenie zupełnie bezbronnej i słodkiej. Jednak Seth nie potrafił dostrzec w niej wdzięku ukrytego za rozwianymi, srebrnymi włoskami, które rozsypały się w nieładzie na czoło. Oczami wyobraźni widział obok siebie śpiącą istotkę, którą spotkał zaledwie parę godzin temu. Fałszywy obraz rzeczywistości działał na niego na tyle pobudzająco, że zaczął delikatnie głaskać służkę, dopóki nie otworzyła oczu, badając dzisiejszy nastrój swojego pana.
– Zejdź mi z oczu – poprosił niezwykle, jak na niego, miłym tonem, na który dziewczyna natychmiast się poderwała do wyjścia. Wprawdzie zawahała się, czy powinna wrócić po zerwany jej wczoraj medalion, który nadal leżał w kącie, ale skoro jej pan go rzucił, nie miała prawa sprzeciwiać się jego woli. Grzecznie dygnęła i zniknęła za drzwiami, zostawiając Setha sam na sam z jego myślami.
Mrok panujący w pokoju był idealnym odniesieniem na to, co się działo wewnątrz umysłu królewskiego brata. Nie umiał myśleć o niczym innym niż zazdrość, a także nie potrafił wyrzucić z pamięci tamtego spojrzenia nieznajomej, które tak jak płomyk odbijający się w szkle potłuczonej butelki, przykuwał uwagę i odciągał od smutków. Leniwie wstał z podłogi, uciekając się do swoich zdolności, aby skóra związana żelaznymi elementami imitująca ubranie nie była cała we krwi. Nie był estetą, jednak podstawy higieny nie były mu obce, a nie uśmiechało mu się paradowanie oblepionemu czymś, co nie było pierwszej świeżości. Doszedł do rogu, gdzie upadł medalion, który wraz z puklem wyrwał dziewczynie, a który teraz raz po raz drażnił go odbijanymi refleksami ognia z kominka. Schylił się i podniósł ozdobę, ignorując resztę pamiątek po właścicielce, które rzucił beznamiętnie w trzaskający ogień. Oparł łokcie o żelazny ruszt i przez chwilę przypatrzył się bliżej błyskotce.
Właściwie, dlaczego nie? Chce ją mieć dla siebie, więc się odrobinę zabawi, a im więcej włoży w to trudu, tym lepsza będzie nagroda i pełniejszy będzie miała smak. Czy tego chce, czy nie, tym razem to on zatriumfuje nad swoim bratem. Gdyby przyszło im walczyć na arenie przeciwko sobie, nie da mu żadnej taryfy ulgowej. Ojciec zobaczy, że nie jest tchórzem, wbrew temu, co szepczą demony po kątach na zamku, ilekroć zjawi się obok nich. Seth energicznie zawrócił się na pięcie, omal nie łamiąc obcasu, równie fikuśnego lecz zupełnie innego od tych, na których na co dzień chodził Sebastian i rozsiadł się przy biurku, wyciągając arkusz papieru i pośpiesznie kreśląc na nim kilka zdań.
Nawet jeszcze nie zaczął, gdy białowłosa postać doszczętnie zajęła jego zmysły na nowo. Cudowna, zwiewna, tajemnicza. Przypomniał sobie sposób, w jaki obróciła głowę, gdy próbowała uniknąć jego wzroku. Spadające dwa białe kosmyki z ramienia na pierś. Drżące palce, gdy próbowała je założyć ponownie i rozpalony do czerwoności ze wstydu policzek. Słodki zapach jej skóry. Szybkie bicie serca. Demon oblizał długim, wąskim językiem usta, po czym wybrał pióro i maczając go w atramencie, skreślił parę linijek, które miały trafić do dziewczyny. Sam nie musiał jej szukać, zresztą, nawet nie obchodziło go to zbytnio, gdzie może teraz być. Wystarczy, że pokaże ptakowi gończemu długi, biały włos, który sobie wówczas przywłaszczył, a piekielne stworzenie bez trudu odnajdzie wskazaną osobę i doręczy przesyłkę.
Śpiąca twarzyczka dziewczyny nie budziła strachu, a wręcz przeciwnie, dzięki delikatnym rysom, sprawiała wrażenie zupełnie bezbronnej i słodkiej. Jednak Seth nie potrafił dostrzec w niej wdzięku ukrytego za rozwianymi, srebrnymi włoskami, które rozsypały się w nieładzie na czoło. Oczami wyobraźni widział obok siebie śpiącą istotkę, którą spotkał zaledwie parę godzin temu. Fałszywy obraz rzeczywistości działał na niego na tyle pobudzająco, że zaczął delikatnie głaskać służkę, dopóki nie otworzyła oczu, badając dzisiejszy nastrój swojego pana.
– Zejdź mi z oczu – poprosił niezwykle, jak na niego, miłym tonem, na który dziewczyna natychmiast się poderwała do wyjścia. Wprawdzie zawahała się, czy powinna wrócić po zerwany jej wczoraj medalion, który nadal leżał w kącie, ale skoro jej pan go rzucił, nie miała prawa sprzeciwiać się jego woli. Grzecznie dygnęła i zniknęła za drzwiami, zostawiając Setha sam na sam z jego myślami.
Mrok panujący w pokoju był idealnym odniesieniem na to, co się działo wewnątrz umysłu królewskiego brata. Nie umiał myśleć o niczym innym niż zazdrość, a także nie potrafił wyrzucić z pamięci tamtego spojrzenia nieznajomej, które tak jak płomyk odbijający się w szkle potłuczonej butelki, przykuwał uwagę i odciągał od smutków. Leniwie wstał z podłogi, uciekając się do swoich zdolności, aby skóra związana żelaznymi elementami imitująca ubranie nie była cała we krwi. Nie był estetą, jednak podstawy higieny nie były mu obce, a nie uśmiechało mu się paradowanie oblepionemu czymś, co nie było pierwszej świeżości. Doszedł do rogu, gdzie upadł medalion, który wraz z puklem wyrwał dziewczynie, a który teraz raz po raz drażnił go odbijanymi refleksami ognia z kominka. Schylił się i podniósł ozdobę, ignorując resztę pamiątek po właścicielce, które rzucił beznamiętnie w trzaskający ogień. Oparł łokcie o żelazny ruszt i przez chwilę przypatrzył się bliżej błyskotce.
Właściwie, dlaczego nie? Chce ją mieć dla siebie, więc się odrobinę zabawi, a im więcej włoży w to trudu, tym lepsza będzie nagroda i pełniejszy będzie miała smak. Czy tego chce, czy nie, tym razem to on zatriumfuje nad swoim bratem. Gdyby przyszło im walczyć na arenie przeciwko sobie, nie da mu żadnej taryfy ulgowej. Ojciec zobaczy, że nie jest tchórzem, wbrew temu, co szepczą demony po kątach na zamku, ilekroć zjawi się obok nich. Seth energicznie zawrócił się na pięcie, omal nie łamiąc obcasu, równie fikuśnego lecz zupełnie innego od tych, na których na co dzień chodził Sebastian i rozsiadł się przy biurku, wyciągając arkusz papieru i pośpiesznie kreśląc na nim kilka zdań.
Nawet jeszcze nie zaczął, gdy białowłosa postać doszczętnie zajęła jego zmysły na nowo. Cudowna, zwiewna, tajemnicza. Przypomniał sobie sposób, w jaki obróciła głowę, gdy próbowała uniknąć jego wzroku. Spadające dwa białe kosmyki z ramienia na pierś. Drżące palce, gdy próbowała je założyć ponownie i rozpalony do czerwoności ze wstydu policzek. Słodki zapach jej skóry. Szybkie bicie serca. Demon oblizał długim, wąskim językiem usta, po czym wybrał pióro i maczając go w atramencie, skreślił parę linijek, które miały trafić do dziewczyny. Sam nie musiał jej szukać, zresztą, nawet nie obchodziło go to zbytnio, gdzie może teraz być. Wystarczy, że pokaże ptakowi gończemu długi, biały włos, który sobie wówczas przywłaszczył, a piekielne stworzenie bez trudu odnajdzie wskazaną osobę i doręczy przesyłkę.
"Piękna
o nieznanym mi imieniu,
Mam ogromną nadzieję
zobaczyć cię na jutrzejszych igrzyskach. Przesyłam również drobny upominek.
Byłbym wielce zadowolony, gdybyś nim nie pogardziła.
Seth"
Bezprawnie
zagrabiony wisiorek pod wpływem mocy demona przyjął kształt wspaniałej,
wysadzanej malachitami kolii, którą zapakował i przywiązał mocno do grzbietu
ptaka. Po prostu wkupi się w jej łaski, każda kobieta lubi błyskotki. Drobny
upominek ma ją tylko zachęcić, by poświęciła mu chwilę uwagi, a on już
wykorzysta to w najlepszy z możliwych sposobów. Gotową wiadomość starannie
złożył, dbając o to, by tusz się nie rozmazał i korzystając z piekielnych
umiejętności, zapieczętował list charakterystycznym dla siebie znakiem:
księżycem wplecionym w pięcioramienną gwiazdę.
*
–
Wyrzuć ten podarunek. Nawet go nie otwieraj – poprosił Sebastian, kończąc
czytanie listu. Z początku chciał go zostawić, ale po namyśle spalił go, a
lekko przestraszonego ptaka gończego schwycił za szyję, zdecydowanym ruchem
ukręcając mu łeb i odzierając go z piór.
– Co ty robisz? To tylko biedne zwierzę! – pisnęła białowłosa, z pewnym przerażeniem wpatrując się w rosnącą kupkę pierza na podłodze obok nogi demona.
– Śniadanie. Mamy szczęście, smakowite mięsko samo pofatygowało się do naszej siedziby – odparł niczym niezrażony demon, rozglądając się za czymś, w czym mógłby go przygotować i czym doprawić do smaku.
– Nie mów, że będziesz go jadł.
– Nie będę.
– Więc jesteś barbarzyńcą! – omal nie wrzasnęła dziewczyna, zaczynając szlochać.
– Bez przesady, jestem tylko księciem demonów – odpowiedział rozbawiony Sebastian, nabijając ptasie mięso na rożen. Skoro w pomieszczeniu znajdował się kominek, to przygotuje pieczony drób. Trochę się nauczył na ziemi, jak należy karmić śmiertelników, chociaż w głębi duszy, której nie miał, uważał to za strasznie upierdliwe. Ich ciągle trzeba było karmić, a to na dłuższą metę było niepraktyczne. – Poza tym, co jest barbarzyńskiego w jedzeniu śniadania? W takim wypadku cała ludzka rasa to jedna wielka zgraja barbarzyńców.
– Ale nie wolno tak po prostu krzywdzić zwierząt! I dlaczego nie mogę przyjąć czegoś od twojego brata? Jesteś zazdrosny i zaborczy – obraziła się, siadając do niego bokiem, żeby w razie potrzeby widzieć, co zrobi.
– Ja wcale nie powiedziałem, że nie możesz. Oczywiście, że możesz, nikt ci tego nie zabrania – odparł dobitnie, przewracając rożen, nic sobie nie robiąc z jej fochów – jednak będzie to się wiązało ze zmianą kurateli, a pod jego opieką nie gwarantuję ci spokojne przeżycie do końca dnia, nie mówiąc już o powrocie. Decyzja należy do ciebie.
Demon wybrał z kieszeni klucz, po czym zostawił na chwilę boginkę samą w czterech ścianach. Niedoprawiona pieczeń będzie po prostu mdła, a on nie jest w stanie stworzyć coś z niczego. Nikt nie był, nawet Salomon, który przed wiekami strącił wielu ze znakomitych osobistości do miejsca zwanego Dworem Cieni, bo po potędze jej mieszkańców zostały tylko opowieści. Czasami, gdy jakiś wymizerowany demon zdołał stamtąd uciec, opowiadał przerażające rzeczy, od których nawet najbardziej nieustraszonym przechodziły ciarki wzdłuż krzyża.
Gdy powrócił z niezbędnymi rzeczami, zastał dziewczynę wpatrującą się głodnym spojrzeniem w rożen, przewracającą w dłoniach zawiniątko od Setha.
– Gdzie mam to położyć? – zapytała cicho, a na twarz Sebastiana wkroczył triumfujący uśmieszek. Chociaż jego poprzednia wypowiedź pachniała lekko szantażem, odniósł zamierzony efekt. Odebrał pakunek z rąk białowłosej, po czym wziął szeroki zamach i wyrzucił go przez okno, wysyłając w ślad za nim jeden z czarnych sztyletów, jakie przy sobie nosił. Gdy ostrze dosięgło pakunku, zielonkawe niebo rozdarł słup czerwonego światła, z którego wypadł na dach zwyczajny, srebrny łańcuszek, który spłonął, zanim jeszcze dosięgnął fioletowych gontów dachów.
– Taka strata – rzucił ironicznie sam do siebie, podczas gdy dziewczyna wyglądała, jakby właśnie wrosła w ziemię lub rozpoczęła proces zamiany w kamień. Sztylet wrócił do wyciągniętej ręki demona, a sam nie poświęcając więcej uwagi niż trzeba na tak widowiskowe niszczenie uroków, powrócił do przygotowywania posiłku.
– Gotowe. Jedz szybko, to nie jest zatrute. Przynajmniej tak mi się wydaje – dodał już nieco ciszej. Zanim wyruszą, muszą jeszcze raz odwiedzić źródło, a dopiero wówczas zabierze ją na arenę.
Stale pośpieszając ją zniecierpliwionym spojrzeniem, zachodził w głowę, jaką korzyść miałby jego brat z pojawienia się dziewczyny na igrzyskach. Teraz miał ochotę zostawić ją tutaj, nie ważne, że byłaby sama przez kilkanaście godzin, ale to zaproszenie kompletnie mu się nie podobało.
– A ty nie jesz? – zapytała dziewczyna, wyrywając go ze świata myśli i podsuwając pod nos pieczeń. Smakowała podobnie jak kurczak, tyle, że była delikatniejsza.
– Nie. Nie czuję smaku takich rzeczy.
– A co czujesz? Będziesz głodny – nie dawała za wygraną, jeszcze raz próbując mu podetknąć mięso, tym razem z niepogryzionej strony.
Sebastian spojrzał na nią rozbawiony, kiedy jego wzrok zatrzymał się na jasnej sukience. Trochę pachnie człowieczeństwem. Niedobrze.
– Ja przeważnie jestem głodny – odparł rozbawiony, ujmując jej policzek w dłoń – Co według ludowych podań jedzą demony?
– Dzieci – odparła z pełnymi ustami, próbując przełknąć następny kawałek.
Tym razem książę nie wytrzymał i ryknął takim śmiechem, od którego drżały fundamenty. Skąd ona to wytrzasnęła?! Ludzie są fantastyczni w swojej głupocie. Teraz już czekał tylko na dziewice (przereklamowane), wierzących (śmierdzielcy) i zwyrodnialców, chcących dać upust swojej spaczonej naturze (obrzydliwcy). To, że w ich społeczności utrwaliły się pewne zachowania uchodzące za normalne i w pełni akceptowalne, to nie znaczyło, że każdy musiał pałać do nich sympatią i własnoręcznie je powielać.
Po śniadaniu od razu wyruszyli do strumienia, żeby mieć pewność, że nikt nie weźmie dziewczyny z osobę niepożądaną. Tym razem, zamiast wziąć ją na barana, wolał polegać na sile własnych skrzydeł i oporach powietrza. W dodatku, minimalizowało to ryzyko spotkania osób niepożądanych, a wspólnej kąpieli dłużej odkładać nie mógł.
Skalny tunel z rana wyglądał nawet bardziej urokliwie, niż wczoraj, gdy byli tu razem po raz pierwszy. Brązowe kamienie tonęły w szumiącej, wysokiej trawie kołyszącej się na wietrze, a oprócz ich kroków, depczących to monstrualne królestwo jednoliściennych, nie rozlegały się żadne inne dźwięki, dopóki spieniona woda nie wpadła z powrotem w swoje koryto, wesoło biegnąc na spotkanie dziecka niezrodzonego w upadłych, zmywając z pluskiem w dół po kamiennych stopniach wszystko, co napotkała po swojej drodze.
Andatejka w dalszym ciągu niepewnie zerkała na to, z jakim spokojem demon potrafił obrać się do kości tylko po to, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Po drodze opowiedział jej, że spotkają dzisiaj masę demonów, więc wolałby nie ryzykować, stąd powtórzenie kąpieli. Prawdę mówiąc, nawet, gdyby się nigdzie nie wybierali, wykąpałby ją na wszelki wypadek, bo ostrożności nigdy dość.
– Dziękuję ci.
Drobne, kościste rączki zaplotły się wokół talii demona, a sam zainteresowany, do cna przemoczony, spojrzał na dziewczynę, jakby była jakimś cudakiem. Przez chwilę się wahał, co powinien zrobić albo co odpowiedzieć, ale ostatecznie położył jej tylko dłoń na głowę. Co mu szkodzi zrobić jeden dobry uczynek przez całe swoje demoniczne życie? To jego wybór.
No i nigdy nikt mu nie dziękował.
– Ubiorę cie trochę bardziej jak demonicę – poinformował w końcu, mgiełką pozbywając się resztek wody. Zanim doczekał się protestów ze strony dziewczyny, dotknął jej sukienki, wycinając ją tak, jak nie powstydziła by się pokazać żadna z mieszkanek Krainy Cieni. O niespotykany kolor włosów się nie martwił. W masach demonów, jakie dzisiaj nadciągną, nie będzie się wyróżniać bardziej, niż powinna.
– Będziesz cały czas ze mną. Nie odpowiadaj na żadne zaczepki, trzymaj się blisko mnie – uprzedził, biorąc ją za rękę. – Pooglądasz wielkie święto, razem ze mną. Niczego się nie bój, na trybunach będziesz bezpieczna.
Niezbyt pewna podniosła się z ziemi, jednak nie miała innego wyboru. Sebastian uprzedził ją, aby nie zadawała pytań, chociaż wydawało się to okrutne z jego strony, jednak wszystko, o co prosił, było dla jej dobra. Do tej pory nie miała powodu, by mu nie ufać, a igrzyska, o których jej opowiadał, wydawały się niezwykle ciekawe.
Gdy powrócili w okolice Zamku Królów, skręcili nieznacznie w prawo i wylądowali tuż przed olbrzymią budowlą, która przesłaniała swoimi wymiarami zasnute chmurami niebo. Kłęby demonów stały przed wejściem, dając małą opłatę strażnikom za wejście. Andatejka sądziła z początku, że zbiorowisko ludzi z przeróżnymi zwierzętami, a kiedy podlecieli z Sebastianem na tyle blisko, z przerażeniem odkryła, że te zwierzęta to również były demony – a jak twierdził jej przewodnik – więcej zniekształceń zaliczało ich do niższych kast. Przeciskając się przez stłoczoną ciżbę niechcący wpadła na jednego z nich. Wystraszona, zaczęła go przepraszać, dopóki przygarbiony stwór łażący na czterech łapach nie zaczął się jej podejrzanie przyglądać. Zgarbione plecy porastały mu kolce, wyrastające kępkami również z szyi i łokci, a parchata twarz z zakrzywionym nosem i obwisłymi uszami napawała dziewczynę szczerym, pierwotnym strachem. Już miał coś powiedzieć, odsłoniwszy trójkątne zęby, gdy między niego a dziewczynę wkroczył poirytowany książę.
– Z drogi – warknął Sebastian na intruza, na moment zmieniając kolor tęczówek z czerwonych na szkarłatne i pociągnął dziewczynę na rękę, która dopiero teraz zobaczyła, że nogi demona, na którego wpadła, skute były łańcuchami.
– Co ty robisz? To tylko biedne zwierzę! – pisnęła białowłosa, z pewnym przerażeniem wpatrując się w rosnącą kupkę pierza na podłodze obok nogi demona.
– Śniadanie. Mamy szczęście, smakowite mięsko samo pofatygowało się do naszej siedziby – odparł niczym niezrażony demon, rozglądając się za czymś, w czym mógłby go przygotować i czym doprawić do smaku.
– Nie mów, że będziesz go jadł.
– Nie będę.
– Więc jesteś barbarzyńcą! – omal nie wrzasnęła dziewczyna, zaczynając szlochać.
– Bez przesady, jestem tylko księciem demonów – odpowiedział rozbawiony Sebastian, nabijając ptasie mięso na rożen. Skoro w pomieszczeniu znajdował się kominek, to przygotuje pieczony drób. Trochę się nauczył na ziemi, jak należy karmić śmiertelników, chociaż w głębi duszy, której nie miał, uważał to za strasznie upierdliwe. Ich ciągle trzeba było karmić, a to na dłuższą metę było niepraktyczne. – Poza tym, co jest barbarzyńskiego w jedzeniu śniadania? W takim wypadku cała ludzka rasa to jedna wielka zgraja barbarzyńców.
– Ale nie wolno tak po prostu krzywdzić zwierząt! I dlaczego nie mogę przyjąć czegoś od twojego brata? Jesteś zazdrosny i zaborczy – obraziła się, siadając do niego bokiem, żeby w razie potrzeby widzieć, co zrobi.
– Ja wcale nie powiedziałem, że nie możesz. Oczywiście, że możesz, nikt ci tego nie zabrania – odparł dobitnie, przewracając rożen, nic sobie nie robiąc z jej fochów – jednak będzie to się wiązało ze zmianą kurateli, a pod jego opieką nie gwarantuję ci spokojne przeżycie do końca dnia, nie mówiąc już o powrocie. Decyzja należy do ciebie.
Demon wybrał z kieszeni klucz, po czym zostawił na chwilę boginkę samą w czterech ścianach. Niedoprawiona pieczeń będzie po prostu mdła, a on nie jest w stanie stworzyć coś z niczego. Nikt nie był, nawet Salomon, który przed wiekami strącił wielu ze znakomitych osobistości do miejsca zwanego Dworem Cieni, bo po potędze jej mieszkańców zostały tylko opowieści. Czasami, gdy jakiś wymizerowany demon zdołał stamtąd uciec, opowiadał przerażające rzeczy, od których nawet najbardziej nieustraszonym przechodziły ciarki wzdłuż krzyża.
Gdy powrócił z niezbędnymi rzeczami, zastał dziewczynę wpatrującą się głodnym spojrzeniem w rożen, przewracającą w dłoniach zawiniątko od Setha.
– Gdzie mam to położyć? – zapytała cicho, a na twarz Sebastiana wkroczył triumfujący uśmieszek. Chociaż jego poprzednia wypowiedź pachniała lekko szantażem, odniósł zamierzony efekt. Odebrał pakunek z rąk białowłosej, po czym wziął szeroki zamach i wyrzucił go przez okno, wysyłając w ślad za nim jeden z czarnych sztyletów, jakie przy sobie nosił. Gdy ostrze dosięgło pakunku, zielonkawe niebo rozdarł słup czerwonego światła, z którego wypadł na dach zwyczajny, srebrny łańcuszek, który spłonął, zanim jeszcze dosięgnął fioletowych gontów dachów.
– Taka strata – rzucił ironicznie sam do siebie, podczas gdy dziewczyna wyglądała, jakby właśnie wrosła w ziemię lub rozpoczęła proces zamiany w kamień. Sztylet wrócił do wyciągniętej ręki demona, a sam nie poświęcając więcej uwagi niż trzeba na tak widowiskowe niszczenie uroków, powrócił do przygotowywania posiłku.
– Gotowe. Jedz szybko, to nie jest zatrute. Przynajmniej tak mi się wydaje – dodał już nieco ciszej. Zanim wyruszą, muszą jeszcze raz odwiedzić źródło, a dopiero wówczas zabierze ją na arenę.
Stale pośpieszając ją zniecierpliwionym spojrzeniem, zachodził w głowę, jaką korzyść miałby jego brat z pojawienia się dziewczyny na igrzyskach. Teraz miał ochotę zostawić ją tutaj, nie ważne, że byłaby sama przez kilkanaście godzin, ale to zaproszenie kompletnie mu się nie podobało.
– A ty nie jesz? – zapytała dziewczyna, wyrywając go ze świata myśli i podsuwając pod nos pieczeń. Smakowała podobnie jak kurczak, tyle, że była delikatniejsza.
– Nie. Nie czuję smaku takich rzeczy.
– A co czujesz? Będziesz głodny – nie dawała za wygraną, jeszcze raz próbując mu podetknąć mięso, tym razem z niepogryzionej strony.
Sebastian spojrzał na nią rozbawiony, kiedy jego wzrok zatrzymał się na jasnej sukience. Trochę pachnie człowieczeństwem. Niedobrze.
– Ja przeważnie jestem głodny – odparł rozbawiony, ujmując jej policzek w dłoń – Co według ludowych podań jedzą demony?
– Dzieci – odparła z pełnymi ustami, próbując przełknąć następny kawałek.
Tym razem książę nie wytrzymał i ryknął takim śmiechem, od którego drżały fundamenty. Skąd ona to wytrzasnęła?! Ludzie są fantastyczni w swojej głupocie. Teraz już czekał tylko na dziewice (przereklamowane), wierzących (śmierdzielcy) i zwyrodnialców, chcących dać upust swojej spaczonej naturze (obrzydliwcy). To, że w ich społeczności utrwaliły się pewne zachowania uchodzące za normalne i w pełni akceptowalne, to nie znaczyło, że każdy musiał pałać do nich sympatią i własnoręcznie je powielać.
Po śniadaniu od razu wyruszyli do strumienia, żeby mieć pewność, że nikt nie weźmie dziewczyny z osobę niepożądaną. Tym razem, zamiast wziąć ją na barana, wolał polegać na sile własnych skrzydeł i oporach powietrza. W dodatku, minimalizowało to ryzyko spotkania osób niepożądanych, a wspólnej kąpieli dłużej odkładać nie mógł.
Skalny tunel z rana wyglądał nawet bardziej urokliwie, niż wczoraj, gdy byli tu razem po raz pierwszy. Brązowe kamienie tonęły w szumiącej, wysokiej trawie kołyszącej się na wietrze, a oprócz ich kroków, depczących to monstrualne królestwo jednoliściennych, nie rozlegały się żadne inne dźwięki, dopóki spieniona woda nie wpadła z powrotem w swoje koryto, wesoło biegnąc na spotkanie dziecka niezrodzonego w upadłych, zmywając z pluskiem w dół po kamiennych stopniach wszystko, co napotkała po swojej drodze.
Andatejka w dalszym ciągu niepewnie zerkała na to, z jakim spokojem demon potrafił obrać się do kości tylko po to, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Po drodze opowiedział jej, że spotkają dzisiaj masę demonów, więc wolałby nie ryzykować, stąd powtórzenie kąpieli. Prawdę mówiąc, nawet, gdyby się nigdzie nie wybierali, wykąpałby ją na wszelki wypadek, bo ostrożności nigdy dość.
– Dziękuję ci.
Drobne, kościste rączki zaplotły się wokół talii demona, a sam zainteresowany, do cna przemoczony, spojrzał na dziewczynę, jakby była jakimś cudakiem. Przez chwilę się wahał, co powinien zrobić albo co odpowiedzieć, ale ostatecznie położył jej tylko dłoń na głowę. Co mu szkodzi zrobić jeden dobry uczynek przez całe swoje demoniczne życie? To jego wybór.
No i nigdy nikt mu nie dziękował.
– Ubiorę cie trochę bardziej jak demonicę – poinformował w końcu, mgiełką pozbywając się resztek wody. Zanim doczekał się protestów ze strony dziewczyny, dotknął jej sukienki, wycinając ją tak, jak nie powstydziła by się pokazać żadna z mieszkanek Krainy Cieni. O niespotykany kolor włosów się nie martwił. W masach demonów, jakie dzisiaj nadciągną, nie będzie się wyróżniać bardziej, niż powinna.
– Będziesz cały czas ze mną. Nie odpowiadaj na żadne zaczepki, trzymaj się blisko mnie – uprzedził, biorąc ją za rękę. – Pooglądasz wielkie święto, razem ze mną. Niczego się nie bój, na trybunach będziesz bezpieczna.
Niezbyt pewna podniosła się z ziemi, jednak nie miała innego wyboru. Sebastian uprzedził ją, aby nie zadawała pytań, chociaż wydawało się to okrutne z jego strony, jednak wszystko, o co prosił, było dla jej dobra. Do tej pory nie miała powodu, by mu nie ufać, a igrzyska, o których jej opowiadał, wydawały się niezwykle ciekawe.
Gdy powrócili w okolice Zamku Królów, skręcili nieznacznie w prawo i wylądowali tuż przed olbrzymią budowlą, która przesłaniała swoimi wymiarami zasnute chmurami niebo. Kłęby demonów stały przed wejściem, dając małą opłatę strażnikom za wejście. Andatejka sądziła z początku, że zbiorowisko ludzi z przeróżnymi zwierzętami, a kiedy podlecieli z Sebastianem na tyle blisko, z przerażeniem odkryła, że te zwierzęta to również były demony – a jak twierdził jej przewodnik – więcej zniekształceń zaliczało ich do niższych kast. Przeciskając się przez stłoczoną ciżbę niechcący wpadła na jednego z nich. Wystraszona, zaczęła go przepraszać, dopóki przygarbiony stwór łażący na czterech łapach nie zaczął się jej podejrzanie przyglądać. Zgarbione plecy porastały mu kolce, wyrastające kępkami również z szyi i łokci, a parchata twarz z zakrzywionym nosem i obwisłymi uszami napawała dziewczynę szczerym, pierwotnym strachem. Już miał coś powiedzieć, odsłoniwszy trójkątne zęby, gdy między niego a dziewczynę wkroczył poirytowany książę.
– Z drogi – warknął Sebastian na intruza, na moment zmieniając kolor tęczówek z czerwonych na szkarłatne i pociągnął dziewczynę na rękę, która dopiero teraz zobaczyła, że nogi demona, na którego wpadła, skute były łańcuchami.
Ja żadnych błędów nie zaóważyłam bardzo dobrze i ciekawie napisana notatka. Czekam na kolejne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTrochę błędów wypisałam, ale na 100% nie wszystkie, bo w połowie oczy mi wysiadły i ledwo doczytałam -_-. W każdym razie Twój Seth różni się od mojego pierwowzoru sposobem zachowania. To znaczy, mój Seth potrafił się znacznie lepiej kontrolować, póki nie wybuchł. Ale w sumie twój jest młodszy xD. Ma jeszcze czas. Poza tym, że u Ciebie są z różnych matek xD. No ale miałam się tà myślą podzielić ostatnio, tylko że zapomniałam, więc masz teraz :P. A Sebuś znowu traktuje ją jak swoją kontrahentkę xD. Skacze wokół niej strasznie i w zasadzie nie wiadomo dlaczego :P. No ale skoro szuka odmiany, to niech ma.
OdpowiedzUsuńNo i tak generalnie, to mózg mi wypłynął i nie stać mnie na nic ambitniejszego TT_TT. Sumimaseeeeeeeeeen! Albo o: moshiwakegozaimasen! (もしわけございません)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, coś mi się zdaje że Seth tak szybko nie podda się, najpierw tak mówiła o tym ptaku że barbarzynstwo a potem spokojne zjadła sniadanko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia