Serdecznie
witam w kolejnej części, która trochę rozwlekła się w czasie. Dzisiaj miałam
ostatni egzamin i mam cichą nadzieję, że uda mi się go zaliczyć, a oprócz tego
pora na lepszą wiadomość: w końcu mam wakacje! Jeszcze to do mnie nie dotarło,
bo ciągle śnię, że to jeszcze nie wszystko, nie tak łatwo, na pewno czegoś nie
zdałam… Trochę męczące na dłuższa metę.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~ XXXVIII ~~
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~ XXXVIII ~~
– Naturalnie,
nie mogłem się oprzeć, żeby nie zacząć jej czytać – roześmiał się Undertaker,
wybierając sobie herbatnik z paczki, którą trzymał na kolanach. Wbrew
przewidywaniom czerwonowłosego, żniwiarz nie wziął ze sobą nic do picia. Białowłosy
bywał postrzegany przez innym ludzi jako szaleniec, ale w swoim mniemaniu
daleko mu było do Szalonego Kapelusznika, żeby urządzać sobie na polanie w
środku parku wieczorki herbaciane i kroić filiżanki na pół, bo inny podział
naparu byłby po prostu nie do przyjęcia. Przynajmniej nie w listopadowy,
wietrzny dzień. Smak kruchego ciastka w ustach był tym, czego potrzebował, więc
z chęcią schrupał jeszcze kilka, zanim powrócił do rozmowy. Zresztą, taka
przerwa buduje napięcie. Ciągłe mówienie, nawet o czymś najciekawszym, staje
się powoli nudne.
– Chowałem ją w połach ubrania, gdy biegłem do pokoju, a im bliżej niego byłem, tym bardziej naciągałem materiał na róg, tonąc w irracjonalnym strachu, że ktoś mi ją odbierze na samym końcu. Z tego samego powodu chciałem się rzucić na nią od razu, gdy tylko przekręciłem drżącą ręką klucz w zamku, a z drugiej strony mówiłem sobie, że powinienem zaczekać, aż sprawa przycichnie i będę mógł spokojnie przeczytać. Były tylko dwie, spore niedogodności w drugim punkcie planu. Po pierwsze, mogli ją u mnie znaleźć i skonfiskować, a po drugie – a co było ważniejsze – mogłem nie zdążyć zrobić odpowiedniego nadpisu w księdze, aby uratować jej życie.
– I byłeś gotowy to zrobić? – zapytał Grell, z szacunkiem spoglądając na grabarza. Obydwaj mieli bardzo liberalne podejście do prawa, za to gotowość złamania reguł w imię wyższego dobra zaimponowała żniwiarzowi. Poprawił kociaka na kolanach, dzieląc się z nim wspaniałomyślnie kawałkiem płaszcza, zupełnie już zapominając, że parę godzin wcześniej jego własny posłużył za kocią toaletę.
– Szalałem z niepokoju o nią, a skoro księga była jedynym, co wiedziało, co się dokładnie dzieje i co mogło jej pomóc, musiałem zaryzykować.
W miarę jak opowiadał podekscytowanemu Grellowi, przybliżając kolejne minuty wówczas morderczego dla niego biegu, przypominał sobie poszczególne wydarzenia, a martwe zdawałoby się obrazy powstawały, by na nowo stanąć mu przed oczami, niepokojąco męcząc umysł swoją zbyt jasną, jak na wspomnienie, kolorystyką. Znów na moment był dzieckiem, które z duszą na ramieniu przemierzało puste korytarze w środku nocy, mając to jedno życzenie, aby nie zostać złapanym i dowiedzieć się, co się stało. Był środek nocy, ciemność spowijająca drogę tak gęsta, że gdyby wyciągnął przed siebie dłoń, prawdopodobnie nie zobaczyłby własnych palców. Na tej podstawie sądził, że wówczas panował nów albo księżyc schowany był za gęstymi chmurami przesłaniającymi niebo. Zresztą, wtedy wydawało mu się to nieważne. Kto o zdrowych zmysłach w tamtej sytuacji zapamiętywałby takie nieistotne drobiazgi? Potrzebował tylko jak najszybciej dopaść do siebie. Schody. Zakręty. Drzwi. Zero zbędnych myśli.
Nawet nie usiadł, jak wbiegł do pokoju, tak szybko zamknął za sobą drzwi i zaczął przeglądać księgę, nerwowo śliniąc palec, aby ujarzmić nieposłuszne stronice. Rzecz była zbyt cenna, by ją rozerwać, nawet pod taką presją. Jeszcze wybiegając z biblioteki, schwycił pierwszą z brzegu zakładkę i kilka piór, które wpadły mu w oko, a które podpatrzył już w czasie swoich wcześniejszych wizyt, kiedy starsi pisywali w ludzkich księgach i obecnie gniótł je w spoconej dłoni, dopóki teraz nie położył ich równo z dziennikiem na podłodze. Jeśli trzeba będzie, nadpisze historię własnej siostry i poniesie tego konsekwencje. Jeśli nikt nie chciał jej pomóc, on sam to zrobi, nawet, jeśli będzie się to równało jego własnemu zejściu do piekła. Znajdzie na to sposób, środki były w tym momencie nie ważne, tak samo jak ewentualne koszta. Czy to pomoże, nie miał zielonego pojęcia. Teraz liczyło się tylko to, by bezpiecznie sprowadzić siostrę.
Rozbiegany wzrok pożerał akapit za akapitem, na nowo zagłębiając się w historię Collette. Wyłapał przelotem kilka epizodów, o których nie wiedział, ale teraz nie był czas ani miejsce, by roztrząsać takie niuanse. W porównaniu z tym, jaką częścią swojego życia się z nim otwarcie dzieliła, nie zatajając niczego, nie miał nic przeciwko, aby miała swoje małe sekrety. Dopóki nie były nieszkodliwe, mógł poskromić swoją nadopiekuńczość, aby nie zacząć wytaczać jej ścieżek, którymi powinna podążać.
Gdy dotarł do fragmentu, w którym widzieli się po raz ostatni, miał całe dłonie mokre od potu, a oddech stawał się urywany. Nawet czytanie przychodziło z trudem, bo przez presję, jaką odczuwał, litery zaczęły mu przeskakiwać, a widziany obraz przed oczami robił się niewyraźny. Jeszcze chwila, jeszcze moment... Jest!
Trafiła do piekła. Tak, jak mówił Heptling i Lancaster.
– Dlaczego nie ma niczego, co ona czuje! – zamartwiał się w myślach, niemal rwąc włosy z głowy. Tylko suche fakty. Co gorsza, prawie na samym początku spotkała demona, czego dowiedział się już z kolejnych akapitów, a co niezwykle skutecznie podniosło mu ciśnienie do tego stopnia, że czuł jak skronie mu pulsują, a w uszach zaczyna mu szumieć, chociaż w pokoju było tak samo, jak jeszcze kilka minut temu, a przecież nic się nie zmieniło.
– Wówczas myślałem, że oszaleję. Serce biło mi tak, że cudem nie rozsadziło mi piersi, a to, co zobaczyłem, było straszne. Ledwo zdołałem przeczytać jedną wersję przyszłości, a wszystkie litery w księdze zaczęły się zlewać. Tak po prostu, aż ciężko sobie to wyobrazić.
– Przecież to jest tylko tusz! – obruszył się Grell, nie do końca wiedząc, o czym właśnie słuchał, tak samo, jak kociak, któremu znudziło się siedzenie na kolanach czerwonowłosego i podreptał z dumnie uniesionym ogonem do grabarza, by otrzeć się miękkim brzuszkiem o jego nogę i z zaciekawieniem spojrzeć na wykrwawiającego się w dalszym ciągu demona.
– Tylko i aż. Spróbuj to sobie wyobrazić – westchnął grabarz, odkładając paczkę z ciastami na bok i zaczął gestykulować dłońmi w powietrzu, aby pomóc Grellowi w zrozumieniu. – Czysta kartka papieru, a na niej druk. Z wolna wszystkie ogonki zaczynają się topić, jak sople lodu w cieplejszy dzień, aby w końcu utworzyć jednolitą, czarną linie na kartkach. Ta linia nie była znów taka zwyczajną linijką, jaka nakreślisz byle piórem zdecydowanym ruchem ręki. Ona była pełna życia, wrzała, kipiała, by w pewnym momencie odżyć i na nowo ukształtować kolejne litery zmienionej już przyszłości. Kiedy czytałem pierwszy raz jej dziennik, zdarzyło się trak trzy razy i za każdym razem obawiałem się, ze to już koniec.
– Ale zmieniłeś jej przyszłość, prawda? Wziąłeś nawet pióro! – dopytywał się uparcie czewonowłosy.
– Nie – odparł z zawahaniem grabarz, widząc rozczarowanie na twarzy Shinigami – wówczas zrozumiałem, że przez swoją głupotę mógłbym zrobić coś nie tak, że zginęłaby. Skoro każda nasza decyzja jest w stanie zmienić przeznaczenie, z ciężkim sercem postanowiłem zostawić jej los bez ingerencji, tym bardziej, że widziałem, jak płynnie się zmieniał. Postanowiłem jedynie monitorować, czy nie dzieje się coś złego. A według księgi, uratowała Sebastianowi życie, zmieniając tym samym jego los.
Grell przez chwilę sądził, że się przesłyszał. Domyślał się, że udział Andatejki będzie znaczny, ale nigdy nie myślał, że jego miłość życia zawdzięcza jej życie. W ogóle, zdarzenie było bezprecedensowe.
– Jak to? Chcesz powiedzieć, że… – wyjąkał, a jego oczy momentalnie zaszkliły się od łez.
– Nie miałbyś okazji poznania Sebastiana, gdyby nie moja siostra. Prawda, że dziwne? Za to ja nie mam zielonego pojęcia, co pchnęło jego do uratowania Collette. Znam go już jakiś czas, jest nieco sadystyczny i bezwzględny, jak każdy z jego pobratymców. Dlatego też jego czyn… Nie potrafię go zrozumieć.
– Ale… Ale jak? Przecież wiesz, jaki on jest silny! Sam z nim walczyłeś, ja również i moje maleństwo. – Mężczyzna powoli wpadał w histerię. Nagle świadomość, że miałby go nigdy nie zobaczyć stała się tak diabelnie bolesna, że nawet oddech wymagał od niego wysiłku. – Boże, jak dobrze, że ona trafiła do tego piekła!
– Chowałem ją w połach ubrania, gdy biegłem do pokoju, a im bliżej niego byłem, tym bardziej naciągałem materiał na róg, tonąc w irracjonalnym strachu, że ktoś mi ją odbierze na samym końcu. Z tego samego powodu chciałem się rzucić na nią od razu, gdy tylko przekręciłem drżącą ręką klucz w zamku, a z drugiej strony mówiłem sobie, że powinienem zaczekać, aż sprawa przycichnie i będę mógł spokojnie przeczytać. Były tylko dwie, spore niedogodności w drugim punkcie planu. Po pierwsze, mogli ją u mnie znaleźć i skonfiskować, a po drugie – a co było ważniejsze – mogłem nie zdążyć zrobić odpowiedniego nadpisu w księdze, aby uratować jej życie.
– I byłeś gotowy to zrobić? – zapytał Grell, z szacunkiem spoglądając na grabarza. Obydwaj mieli bardzo liberalne podejście do prawa, za to gotowość złamania reguł w imię wyższego dobra zaimponowała żniwiarzowi. Poprawił kociaka na kolanach, dzieląc się z nim wspaniałomyślnie kawałkiem płaszcza, zupełnie już zapominając, że parę godzin wcześniej jego własny posłużył za kocią toaletę.
– Szalałem z niepokoju o nią, a skoro księga była jedynym, co wiedziało, co się dokładnie dzieje i co mogło jej pomóc, musiałem zaryzykować.
W miarę jak opowiadał podekscytowanemu Grellowi, przybliżając kolejne minuty wówczas morderczego dla niego biegu, przypominał sobie poszczególne wydarzenia, a martwe zdawałoby się obrazy powstawały, by na nowo stanąć mu przed oczami, niepokojąco męcząc umysł swoją zbyt jasną, jak na wspomnienie, kolorystyką. Znów na moment był dzieckiem, które z duszą na ramieniu przemierzało puste korytarze w środku nocy, mając to jedno życzenie, aby nie zostać złapanym i dowiedzieć się, co się stało. Był środek nocy, ciemność spowijająca drogę tak gęsta, że gdyby wyciągnął przed siebie dłoń, prawdopodobnie nie zobaczyłby własnych palców. Na tej podstawie sądził, że wówczas panował nów albo księżyc schowany był za gęstymi chmurami przesłaniającymi niebo. Zresztą, wtedy wydawało mu się to nieważne. Kto o zdrowych zmysłach w tamtej sytuacji zapamiętywałby takie nieistotne drobiazgi? Potrzebował tylko jak najszybciej dopaść do siebie. Schody. Zakręty. Drzwi. Zero zbędnych myśli.
Nawet nie usiadł, jak wbiegł do pokoju, tak szybko zamknął za sobą drzwi i zaczął przeglądać księgę, nerwowo śliniąc palec, aby ujarzmić nieposłuszne stronice. Rzecz była zbyt cenna, by ją rozerwać, nawet pod taką presją. Jeszcze wybiegając z biblioteki, schwycił pierwszą z brzegu zakładkę i kilka piór, które wpadły mu w oko, a które podpatrzył już w czasie swoich wcześniejszych wizyt, kiedy starsi pisywali w ludzkich księgach i obecnie gniótł je w spoconej dłoni, dopóki teraz nie położył ich równo z dziennikiem na podłodze. Jeśli trzeba będzie, nadpisze historię własnej siostry i poniesie tego konsekwencje. Jeśli nikt nie chciał jej pomóc, on sam to zrobi, nawet, jeśli będzie się to równało jego własnemu zejściu do piekła. Znajdzie na to sposób, środki były w tym momencie nie ważne, tak samo jak ewentualne koszta. Czy to pomoże, nie miał zielonego pojęcia. Teraz liczyło się tylko to, by bezpiecznie sprowadzić siostrę.
Rozbiegany wzrok pożerał akapit za akapitem, na nowo zagłębiając się w historię Collette. Wyłapał przelotem kilka epizodów, o których nie wiedział, ale teraz nie był czas ani miejsce, by roztrząsać takie niuanse. W porównaniu z tym, jaką częścią swojego życia się z nim otwarcie dzieliła, nie zatajając niczego, nie miał nic przeciwko, aby miała swoje małe sekrety. Dopóki nie były nieszkodliwe, mógł poskromić swoją nadopiekuńczość, aby nie zacząć wytaczać jej ścieżek, którymi powinna podążać.
Gdy dotarł do fragmentu, w którym widzieli się po raz ostatni, miał całe dłonie mokre od potu, a oddech stawał się urywany. Nawet czytanie przychodziło z trudem, bo przez presję, jaką odczuwał, litery zaczęły mu przeskakiwać, a widziany obraz przed oczami robił się niewyraźny. Jeszcze chwila, jeszcze moment... Jest!
Trafiła do piekła. Tak, jak mówił Heptling i Lancaster.
– Dlaczego nie ma niczego, co ona czuje! – zamartwiał się w myślach, niemal rwąc włosy z głowy. Tylko suche fakty. Co gorsza, prawie na samym początku spotkała demona, czego dowiedział się już z kolejnych akapitów, a co niezwykle skutecznie podniosło mu ciśnienie do tego stopnia, że czuł jak skronie mu pulsują, a w uszach zaczyna mu szumieć, chociaż w pokoju było tak samo, jak jeszcze kilka minut temu, a przecież nic się nie zmieniło.
– Wówczas myślałem, że oszaleję. Serce biło mi tak, że cudem nie rozsadziło mi piersi, a to, co zobaczyłem, było straszne. Ledwo zdołałem przeczytać jedną wersję przyszłości, a wszystkie litery w księdze zaczęły się zlewać. Tak po prostu, aż ciężko sobie to wyobrazić.
– Przecież to jest tylko tusz! – obruszył się Grell, nie do końca wiedząc, o czym właśnie słuchał, tak samo, jak kociak, któremu znudziło się siedzenie na kolanach czerwonowłosego i podreptał z dumnie uniesionym ogonem do grabarza, by otrzeć się miękkim brzuszkiem o jego nogę i z zaciekawieniem spojrzeć na wykrwawiającego się w dalszym ciągu demona.
– Tylko i aż. Spróbuj to sobie wyobrazić – westchnął grabarz, odkładając paczkę z ciastami na bok i zaczął gestykulować dłońmi w powietrzu, aby pomóc Grellowi w zrozumieniu. – Czysta kartka papieru, a na niej druk. Z wolna wszystkie ogonki zaczynają się topić, jak sople lodu w cieplejszy dzień, aby w końcu utworzyć jednolitą, czarną linie na kartkach. Ta linia nie była znów taka zwyczajną linijką, jaka nakreślisz byle piórem zdecydowanym ruchem ręki. Ona była pełna życia, wrzała, kipiała, by w pewnym momencie odżyć i na nowo ukształtować kolejne litery zmienionej już przyszłości. Kiedy czytałem pierwszy raz jej dziennik, zdarzyło się trak trzy razy i za każdym razem obawiałem się, ze to już koniec.
– Ale zmieniłeś jej przyszłość, prawda? Wziąłeś nawet pióro! – dopytywał się uparcie czewonowłosy.
– Nie – odparł z zawahaniem grabarz, widząc rozczarowanie na twarzy Shinigami – wówczas zrozumiałem, że przez swoją głupotę mógłbym zrobić coś nie tak, że zginęłaby. Skoro każda nasza decyzja jest w stanie zmienić przeznaczenie, z ciężkim sercem postanowiłem zostawić jej los bez ingerencji, tym bardziej, że widziałem, jak płynnie się zmieniał. Postanowiłem jedynie monitorować, czy nie dzieje się coś złego. A według księgi, uratowała Sebastianowi życie, zmieniając tym samym jego los.
Grell przez chwilę sądził, że się przesłyszał. Domyślał się, że udział Andatejki będzie znaczny, ale nigdy nie myślał, że jego miłość życia zawdzięcza jej życie. W ogóle, zdarzenie było bezprecedensowe.
– Jak to? Chcesz powiedzieć, że… – wyjąkał, a jego oczy momentalnie zaszkliły się od łez.
– Nie miałbyś okazji poznania Sebastiana, gdyby nie moja siostra. Prawda, że dziwne? Za to ja nie mam zielonego pojęcia, co pchnęło jego do uratowania Collette. Znam go już jakiś czas, jest nieco sadystyczny i bezwzględny, jak każdy z jego pobratymców. Dlatego też jego czyn… Nie potrafię go zrozumieć.
– Ale… Ale jak? Przecież wiesz, jaki on jest silny! Sam z nim walczyłeś, ja również i moje maleństwo. – Mężczyzna powoli wpadał w histerię. Nagle świadomość, że miałby go nigdy nie zobaczyć stała się tak diabelnie bolesna, że nawet oddech wymagał od niego wysiłku. – Boże, jak dobrze, że ona trafiła do tego piekła!
*
–
Alderański sztylet? – zapytała nieco zbita z tropu dziewczyna, przyglądając się
na zmianę to ostrzu spoczywającego w jej dłoniach, to krwistemu spojrzeniu
tęczówek Sebastiana.
– Tak. Schowaj go i noś zawsze przy sobie. Na wypadek, gdybym nie zdążył dobiec – dokończył demon, wyprostowując się. Dopóki bogini miała spędzać czas w jego domu, planował nie odstępować jej na krok, jednak nie oszukiwał się, że zawsze zdoła ją ochronić. Byłoby to też niedojrzałe, gdyby próbował wmawiać sobie co innego. Będzie miała wystarczająco dużo szczęścia, jeśli uda jej się w jednym kawałku powrócić do swojego świata. W tym obcym dla niej wymiarze kryło się mnóstwo zagrożeń, nie tylko ze strony drapieżniej natury.
Wystarczy, że nie miał pojęcia, jak długo ma się utrzymać efekt źródła, które maskowało jej prawdziwą tożsamość. Na żadne przesłanki nie mógł liczyć w tej sytuacji, był świadom, że wszystko wyjdzie w praktyce, jeśli będą mieli wystarczająco dużo czasu, by tyle żyć.
– Możesz tutaj spokojnie spać, będę w pokoju obok. Gdybyś potrzebowała, krzycz, przyjdę – poinformował Sebastian, zastanawiając się, co jeszcze jest na tyle pilnego, by jej powiedzieć o tym teraz.
Sądził, że nazajutrz z samego rana będą musieli powtórzyć kąpiel, dla własnego bezpieczeństwa. Nie wiedział też, co krąży po głowie Sethowi, a to niepokoiło go chyba najbardziej.
– Do tego pokoju nikt nie będzie miał prawa wstępu, nawet służba, wydam odpowiednie polecenie. Gdybyś usłyszała, że z kimś rozmawiam zza ściany, nie wystrasz się – uprzedził na wszelki wypadek, po czym życzył bogince dobrej nocy i opuścił sypialnię przez drzwi, które znikąd pojawiły się w samym środku ściany i równie szybko zniknęły, kiedy demon przestąpił próg, tak, że kiedy Andatjka dopadła ściany, pod palcami wyczuwała jedynie zimne kamienie, spokojnie twierdzące, że nigdy w tym miejscu nie było żadnego przejścia.
Dziewczynę ogarnęło nieprzyjemne uczucie, że znowu jest więźniem. Będąc świadkiem, jak Sebastian bez trudu, zdawało by się, przenika przez ścianę, postanowiła obejść cały pokój, by znaleźć podobne miejsce. W tamtej chwili nie chciała bynajmniej uciekać, wolała jedynie wiedzieć, skąd może się spodziewać wtargnięcia demona. Poza tym, cały czas miała w głowie zakaz samodzielnego zwiedzania, ale Raum przezornie pozbawił ją takiej możliwości. Z wyciągniętymi rękoma dotykała każdego kawałka ściany, powoli przesuwając się cały czas w swoja prawą stronę, żeby niczego nie przeoczyć. Im dalej w to brnęła, tym bardziej się stresowała, aż dotarłszy do końca ściany uznała, że ta wiedza jest jej zbędna i z rozbiegu wskoczyła na łóżko, skacząc jakiś czas na sprężynach materaca, dopóki nawet najlżejsze drganie nie uspokoiło się i nie nastał na nowo naruszony spokój.
Przez moment wpatrywała się w zawieszony baldachim, składający się z kilkudziesięciu warstw przeźroczystej, bladofioletowej tkaniny, a gdy znudziło ją kontemplowanie materiału, odwróciła się na brzuch i zaczęła wybierać wszystkie poduszki, próbując je policzyć. Dotarła do dziesięciu, po czym liczby zaczęły się jej plątać w głowie, dlatego wspomogła się palcami u nóg, żeby stwierdzić, że poduszek na łóżku jest dokładnie tyle, co jej wszystkich palców, czyli tak, jak jej się zdawało – dwadzieścia.
– Ciekawe, na ilu da się spać jednocześnie – pomyślała na głos, układając wał z większych, obleczonych purpurowym atłasem poduch , a pod głowę zbierając małe, fiołkowe jaśki. Jak by nie kombinowała, co najmniej połowa pozostawała nieużywana, więc postanowiła sobie jutro, od razu gdy się obudzi i zobaczy Sebastiana spytać się go, po co jest tyle poduszek, skoro nie da się na tylu spać. Zresztą, z okryciami było podobnie.
Białowłosa ściągnęła pierwsza z brzegu kołdrę i okręciwszy się w nią, podeszła do niedużego okna, ciekawa, na co wychodzi. Ku jej zdziwieniu ujrzała niekończący się pochód spiczastych dachów, wszystkich emitujących tym samym, mrocznym blaskiem, który widziała razem z demonem, gdy zmierzali do zamku. Monotonię płytek nie przełamywało żadne okno czy dziedziniec, pokój był wybitnie odcięty od świata, co tylko podbudowało myśl, że bez różnicy, czy jest w świecie bogów śmierci czy w piekle, zawsze kończy gdzieś zamknięta na klucz. Za jedynego towarzysza mgła uważać zielono-fioletowy bluszcz, pnący się po murze i dachu tuż obok jej okna. Andatejka wyciągnęła rękę w jego kierunku, ale nawet opierając się całej o framugę i wspinając na palce nie była w stanie dosięgnąć rośliny.
W nozdrza uderzył ją niezwykle słodki zapach, na który początkowo nie zwróciła uwagi. Teraz, gdy nie miała nic lepszego do roboty, zdała się na własne zmysły i szukała kierunku, z którego owa woń dochodziła, kiedy z zaskoczeniem odkryła, że przecież powietrze w piekle pachniało tak przez cały czas! Każdy zakątek pokoju pachniał tak samo, jak powietrze za oknem. Przyszło jej do głowy, że to roślinka mogła tak pachnieć, dlatego niemal położyła się na brzuchu na parapecie, by powąchać i zweryfikować ten pogląd. Heroiczne wysiłki z jej strony odrzuciły tę ideę, bo okazało się, że bluszcz pachniał niemniej przyjemnie, jednak zupełnie inaczej, a w końcu udało się jej urwać jeden listek i w ogóle poczuła się tak błogo, że jeszcze parę razy podsuwała go pod nos.
Andatejka jeszcze chwilę postała przy oknie, a następnie powróciła do swojej fortecy poduszkowej, by pogrążyć się ni to we śnie, ni w pół jawie, podczas której znowu udało się jej trafić w to magiczne miejsce, w którym znalazła swoją broń i poznała koteczkę-przewodniczkę. Mgła obmywała jej stopy, zachowując się jak spienione fale wody, gdy wchodziła coraz głębiej i głębiej, dopóki powietrze nie zgęstniało od kotłującej się w niej bieli, a ona sama nie dotarła do jedynej rzeczy, która – poza nią i kotką – przebywała w tym wymiarze.
– Mieszkańcy Styksu się niepokoją – odezwała się kotka, znikąd pojawiając się przy nodze białowłosej, gdy wyciągnęła rękę aby dotknąć jednego z płatków mechanicznego kwiatu. Mechanizm, który wówczas został wprawiony w ruch, teraz nieco przyśpieszył, a plamy krwi, z których się wówczas zrodził, rozszerzyły się nieco, zajmując większe terytorium ziemi, niż poprzednio.
– Styksu? – powtórzyła Collette, opędzając się od natrętnego mruczenia głosów jak od wstrętnej muchy lub brzęczącego komara.
– Jesteśmy w samym środku rzeki czasu, a ty znowu odwróciłaś jej bieg – zauważyła z wyrzutem koteczka, pokazując ogonem kierunek, w który miała spojrzeć – Tym razem jednak ktoś pomógł to uregulować, inaczej w tym świecie zapanowałby chaos.
Białowłosa błądziła wzrokiem, dopóki nie ujrzała czarnego pióra, ślizgającego się w powietrzu i dryfującego na spienionym bałwanie z mgły, które tworzyły niecichnące głosy. Od razu je poznała, to pióro, którego czasu podeptał Heptling i kazał jej o nim zapomnieć, a które z niewiadomej przyczyny znalazło się tutaj razem z nią, kotem i kwiatem w przeraźliwie pustym świecie. Znów poczuła się trochę tak, jakby ktoś odbierał jej siły, ale zepchnęła na razie swoje wątpliwości i podbiegła do pióra, chwytając je w dłoń. Nadal pachniało tak samo pięknie, tysiącami róż w jednym miejscu na ziemi.
– Raum! –zawołała nagle, gdy zapach wydał się jej dziwnie znajomy. Ta mieszanka otulała ją, gdy była ranna i gdy zmierzali do Zamku Królów. Jednak odkrycie wzbudziło w niej kolejne zastrzeżenia i wątpliwości, a czując się – kolokwialnie mówiąc – źle, osunęła się na ziemię, tonąc we mgle pełnej wyrzutów pod jej adresem i przyciskając do piersi pióro.
– Tak. Schowaj go i noś zawsze przy sobie. Na wypadek, gdybym nie zdążył dobiec – dokończył demon, wyprostowując się. Dopóki bogini miała spędzać czas w jego domu, planował nie odstępować jej na krok, jednak nie oszukiwał się, że zawsze zdoła ją ochronić. Byłoby to też niedojrzałe, gdyby próbował wmawiać sobie co innego. Będzie miała wystarczająco dużo szczęścia, jeśli uda jej się w jednym kawałku powrócić do swojego świata. W tym obcym dla niej wymiarze kryło się mnóstwo zagrożeń, nie tylko ze strony drapieżniej natury.
Wystarczy, że nie miał pojęcia, jak długo ma się utrzymać efekt źródła, które maskowało jej prawdziwą tożsamość. Na żadne przesłanki nie mógł liczyć w tej sytuacji, był świadom, że wszystko wyjdzie w praktyce, jeśli będą mieli wystarczająco dużo czasu, by tyle żyć.
– Możesz tutaj spokojnie spać, będę w pokoju obok. Gdybyś potrzebowała, krzycz, przyjdę – poinformował Sebastian, zastanawiając się, co jeszcze jest na tyle pilnego, by jej powiedzieć o tym teraz.
Sądził, że nazajutrz z samego rana będą musieli powtórzyć kąpiel, dla własnego bezpieczeństwa. Nie wiedział też, co krąży po głowie Sethowi, a to niepokoiło go chyba najbardziej.
– Do tego pokoju nikt nie będzie miał prawa wstępu, nawet służba, wydam odpowiednie polecenie. Gdybyś usłyszała, że z kimś rozmawiam zza ściany, nie wystrasz się – uprzedził na wszelki wypadek, po czym życzył bogince dobrej nocy i opuścił sypialnię przez drzwi, które znikąd pojawiły się w samym środku ściany i równie szybko zniknęły, kiedy demon przestąpił próg, tak, że kiedy Andatjka dopadła ściany, pod palcami wyczuwała jedynie zimne kamienie, spokojnie twierdzące, że nigdy w tym miejscu nie było żadnego przejścia.
Dziewczynę ogarnęło nieprzyjemne uczucie, że znowu jest więźniem. Będąc świadkiem, jak Sebastian bez trudu, zdawało by się, przenika przez ścianę, postanowiła obejść cały pokój, by znaleźć podobne miejsce. W tamtej chwili nie chciała bynajmniej uciekać, wolała jedynie wiedzieć, skąd może się spodziewać wtargnięcia demona. Poza tym, cały czas miała w głowie zakaz samodzielnego zwiedzania, ale Raum przezornie pozbawił ją takiej możliwości. Z wyciągniętymi rękoma dotykała każdego kawałka ściany, powoli przesuwając się cały czas w swoja prawą stronę, żeby niczego nie przeoczyć. Im dalej w to brnęła, tym bardziej się stresowała, aż dotarłszy do końca ściany uznała, że ta wiedza jest jej zbędna i z rozbiegu wskoczyła na łóżko, skacząc jakiś czas na sprężynach materaca, dopóki nawet najlżejsze drganie nie uspokoiło się i nie nastał na nowo naruszony spokój.
Przez moment wpatrywała się w zawieszony baldachim, składający się z kilkudziesięciu warstw przeźroczystej, bladofioletowej tkaniny, a gdy znudziło ją kontemplowanie materiału, odwróciła się na brzuch i zaczęła wybierać wszystkie poduszki, próbując je policzyć. Dotarła do dziesięciu, po czym liczby zaczęły się jej plątać w głowie, dlatego wspomogła się palcami u nóg, żeby stwierdzić, że poduszek na łóżku jest dokładnie tyle, co jej wszystkich palców, czyli tak, jak jej się zdawało – dwadzieścia.
– Ciekawe, na ilu da się spać jednocześnie – pomyślała na głos, układając wał z większych, obleczonych purpurowym atłasem poduch , a pod głowę zbierając małe, fiołkowe jaśki. Jak by nie kombinowała, co najmniej połowa pozostawała nieużywana, więc postanowiła sobie jutro, od razu gdy się obudzi i zobaczy Sebastiana spytać się go, po co jest tyle poduszek, skoro nie da się na tylu spać. Zresztą, z okryciami było podobnie.
Białowłosa ściągnęła pierwsza z brzegu kołdrę i okręciwszy się w nią, podeszła do niedużego okna, ciekawa, na co wychodzi. Ku jej zdziwieniu ujrzała niekończący się pochód spiczastych dachów, wszystkich emitujących tym samym, mrocznym blaskiem, który widziała razem z demonem, gdy zmierzali do zamku. Monotonię płytek nie przełamywało żadne okno czy dziedziniec, pokój był wybitnie odcięty od świata, co tylko podbudowało myśl, że bez różnicy, czy jest w świecie bogów śmierci czy w piekle, zawsze kończy gdzieś zamknięta na klucz. Za jedynego towarzysza mgła uważać zielono-fioletowy bluszcz, pnący się po murze i dachu tuż obok jej okna. Andatejka wyciągnęła rękę w jego kierunku, ale nawet opierając się całej o framugę i wspinając na palce nie była w stanie dosięgnąć rośliny.
W nozdrza uderzył ją niezwykle słodki zapach, na który początkowo nie zwróciła uwagi. Teraz, gdy nie miała nic lepszego do roboty, zdała się na własne zmysły i szukała kierunku, z którego owa woń dochodziła, kiedy z zaskoczeniem odkryła, że przecież powietrze w piekle pachniało tak przez cały czas! Każdy zakątek pokoju pachniał tak samo, jak powietrze za oknem. Przyszło jej do głowy, że to roślinka mogła tak pachnieć, dlatego niemal położyła się na brzuchu na parapecie, by powąchać i zweryfikować ten pogląd. Heroiczne wysiłki z jej strony odrzuciły tę ideę, bo okazało się, że bluszcz pachniał niemniej przyjemnie, jednak zupełnie inaczej, a w końcu udało się jej urwać jeden listek i w ogóle poczuła się tak błogo, że jeszcze parę razy podsuwała go pod nos.
Andatejka jeszcze chwilę postała przy oknie, a następnie powróciła do swojej fortecy poduszkowej, by pogrążyć się ni to we śnie, ni w pół jawie, podczas której znowu udało się jej trafić w to magiczne miejsce, w którym znalazła swoją broń i poznała koteczkę-przewodniczkę. Mgła obmywała jej stopy, zachowując się jak spienione fale wody, gdy wchodziła coraz głębiej i głębiej, dopóki powietrze nie zgęstniało od kotłującej się w niej bieli, a ona sama nie dotarła do jedynej rzeczy, która – poza nią i kotką – przebywała w tym wymiarze.
– Mieszkańcy Styksu się niepokoją – odezwała się kotka, znikąd pojawiając się przy nodze białowłosej, gdy wyciągnęła rękę aby dotknąć jednego z płatków mechanicznego kwiatu. Mechanizm, który wówczas został wprawiony w ruch, teraz nieco przyśpieszył, a plamy krwi, z których się wówczas zrodził, rozszerzyły się nieco, zajmując większe terytorium ziemi, niż poprzednio.
– Styksu? – powtórzyła Collette, opędzając się od natrętnego mruczenia głosów jak od wstrętnej muchy lub brzęczącego komara.
– Jesteśmy w samym środku rzeki czasu, a ty znowu odwróciłaś jej bieg – zauważyła z wyrzutem koteczka, pokazując ogonem kierunek, w który miała spojrzeć – Tym razem jednak ktoś pomógł to uregulować, inaczej w tym świecie zapanowałby chaos.
Białowłosa błądziła wzrokiem, dopóki nie ujrzała czarnego pióra, ślizgającego się w powietrzu i dryfującego na spienionym bałwanie z mgły, które tworzyły niecichnące głosy. Od razu je poznała, to pióro, którego czasu podeptał Heptling i kazał jej o nim zapomnieć, a które z niewiadomej przyczyny znalazło się tutaj razem z nią, kotem i kwiatem w przeraźliwie pustym świecie. Znów poczuła się trochę tak, jakby ktoś odbierał jej siły, ale zepchnęła na razie swoje wątpliwości i podbiegła do pióra, chwytając je w dłoń. Nadal pachniało tak samo pięknie, tysiącami róż w jednym miejscu na ziemi.
– Raum! –zawołała nagle, gdy zapach wydał się jej dziwnie znajomy. Ta mieszanka otulała ją, gdy była ranna i gdy zmierzali do Zamku Królów. Jednak odkrycie wzbudziło w niej kolejne zastrzeżenia i wątpliwości, a czując się – kolokwialnie mówiąc – źle, osunęła się na ziemię, tonąc we mgle pełnej wyrzutów pod jej adresem i przyciskając do piersi pióro.
No no Unduś i ten niwysłowiony ,,żal,, bardzo fajne ! Czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńBłędy wypisane :P
OdpowiedzUsuńCzytało mi się jakoś nad wyraz płynnie. Nie wiem, o co chodzi, ale to dobrze. Nie narzekam. Ten lecący szybko czas mnie zdziwił, naprawdę myślałam, że oni jakoś tak krócej... xD
Zdziwiło mnie też to, że Cinematic Records przedstawiają tylko suche fakty. Ciekawa niekanoniczność, bo przecież w kuroszku przy Madame wyglądało to nieco inaczej. Poza tym oglądając, czuło się te emocje. No sle to książka, może to dlatego. Anyway - ciekawe. I nie wiem, czy dopiero teraz zwróciło moją uwagę, ale zwróciło :P.
A ta zmienność, to musiała nieźle mu sopiec. W ogóle to genialny sposób na tych, co się lubują w spoilerach. Walnąć taką wersje na wzór book 2.0 i niech się zmienia wersja co chwilę xD.
Sebuś jest inny, kyaaaaaaaaa ♡.
Andatejka nie umiejąca liczyć do 20 xDDDDD.
I ta końcówka. Brawo, główna bohaterki, dowiedziałaś się czegoś, co my wiemy już od x rozdziałów xDDDD. Btw, źle to kolokwializm? Oo Wydaje mi się, że nie...
No, to tyle, kuroshitsuji blog owe uściski pełne mocy prosto z
http://czarnarozademona.blogspot.com
Dobrze, że zauważyłaś. Na nagraniach bogowie widzą wszystko, a w księgach są zapisane suche fakty. Gdyby rozpisywali się o każdą pierdółkę, nigdy by się nie wykopali z jednego wydarzenia XDDDDD
UsuńI tak, Andatejka jest analfabetką, jak wspomniałam ci w czacie, dlatego policzenie do 20 to dla niej nie lada problem. Jeszcze może do dziesięciu jako tako dobrnie, ale nic poza tym. Tak samo, jak ze wstydem się przyznała demonowi, że nie potrafi czytać. A co, nikt w kuroszowym fandomie nie pozbawia swojego bohatera takiej elementarnej umiejętności XD Tak samo, jak to, że koniecznie łączy go kontraktem z Sebciem. So proud.
Inny? Ale jaki?
Ej, ale ona też się musi ogarnąć, a nie ma tak dobrze jak ty, że podsuwa ci się pod nos kompleksową historię. ONA JEST ZAGUBIONA! Ale chyba mi nie wyszło...
Bardzo super napisany rozdział czakam na dalszy ciąg z niecierpliwością.Jestem ciekawa ile części tego będzie ale złoże się że pewnie sporawo czekam z niecierpliwością nad dalsze części.
OdpowiedzUsuńHej, to ja. Więc oczywiście musiałam przeczytać ten rozdział z zapartym tchem. Wyszło Ci cudownie. Nic dodać, nic ująć. Bardzo fajnie oddałaś w tym blogu postać Andatejki. No, nie mogę... nawet ja nigdy nie wpadłabym na pomysł, że Undertaker może mieć rodzeństwo. Wybacz, że odzywam się dopiero dzisiaj, ale pisanie rozdziału na blogu (dopiero dzisiaj udało mi się wstawić, hip, hip, hura!) było ostatnio strasznie pracochłonne. Weny!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz <3 Z Andatejką, muszę przyznać, było bardzo trudno. Chciałam ją nakreślić najbardziej autentycznie, jak się da, ale wstawić ją pomiędzy dwójkę najbardziej przystojnych mężczyzn serii, czytaj Sebastiana Michaelisa i Undertakera, było zadaniem bardzo,bardzo wymagającym. No i cieszę się, że się podobało ♡
Usuńhttp://wywiady-z-autorami-blogow-mangiianime.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń:)
Mam to odebrać jako zaproszenie czy chamską reklamę?
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, wspaniale ukazane emocje, nic nie zmienił Undertaker ale byl na to gotowy, grell dowiedział sie ze gdyby nie andatejka to Sebusia by nie było...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia