Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

wtorek, 10 listopada 2015

Wspomnienia demonów, część 6




Czuję się tak źle, że nawet nie dam rady narzekać.
Kolejna część, przekazana w wasze ręce, a raczej laptopki i telefony. Cieszcie nią oczy.

 ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~VI~~


            Isztar przewróciła się na bok. Wszystko ją bolało, każdy staw dawał o sobie znać. Westchnęła bezgłośnie. Pomimo dwukrotnego już zażycia mikstury ze specjalnych ziół rosnących tylko w południowym rejonie piekieł, nadal nie odczuwała żadnej poprawy, wbrew zapewnieniom opiekujących się nią służek. Naprawdę nie znosiła ich paplaniny, czujnego wzroku ciągle śledzącego każdy jej ruch, czekającego na każdą jej porażkę. Piekło było bezlitosne. Jeżeli byłeś zbyt słaby by tu egzystować, stawałeś się łatwym celem dla innego demona, który się tobą posili.
            Zrezygnowana podniosła się nieznacznie na rękach i oparła o stos poduszek. Zdecydowanie potrzebuje jakiejś duszy. Głód wykręcał jej trzewia i potęgował nieprzyjemne uczucie. Z racji wysokiego pochodzenia, nie musiała własnoręcznie zawierać kontraktów. Zadaniem demonów stojących od niej niżej w hierarchii było dostarczanie posiłku swoim panom. Z tych osobników, którzy nie potrafili podpisywać paktów, szydzono otwarcie. Jednak księżna nie miała czasu, aby tyle czekać.
            W głębi umysłu byłą wdzięczna, że ciąża demonów zasadniczo różni się od ludzkiej. Przede wszystkim trwała tylko miesiąc. To było poważne ułatwienie, zwłaszcza, że w tym czasie nie mogły zawierać kontraktów, a płód wysysał z nich wszystkie siły witalne i zgromadzone zapasy. Dlatego połóg był bardzo ciężki, a w efekcie niósł ze sobą dużą śmiertelność wśród ich populacji.
            Powoli zwlokła się z łoża i boso przemierzyła przestrzeń dzielącą ją od wyjścia. Oparła się ramieniem o framugę okna. Ostrożnie odryglowała ciężkie zasuwy. Świeże powietrze uderzyło ją w twarz. Isztar przymknęła oczy, delektując się błogim uczuciem. Wiatr poruszał jej biżuterią wpiętą we włosy, cichutko pobrzękując. Szczególnie lubiła nosić nemes, długie ozdobne chusty zakrywające czoło i swobodnie opadające na ramiona. Takie noszono na bliskim wschodzie, skąd wywodził się jej kult. Złote pasy bogato zdobione szafirami kontrastowały z jej kruczoczarnymi grubymi włosami. Szybkim ruchem przeczesała palcami włosy, nieznacznie unosząc je z tyłu głowy.
            Pomału wyszła na zewnątrz, pilnując, by nikt ją nie śledził. Chociaż każdy ruch sprawiał jej ból, nie chciała wracać. Nie dała rady. Była zbyt głodna. Zdawała sobie sprawę, że musi być silniejsza, jeżeli chce przeżyć i ochronić swoje dziecko. I tak na cud zakrawał fakt, że przeciwstawiło się Belialowi, jak mówiły krążące po całym zamku plotki. Żałowała, że była na tyle słaba, że nie mogła tam być razem i widzieć to na własne oczy.
            Isztar zachwiała się. Musiała się czegoś schwycić, żeby nie upaść. W ostatniej chwili uchwyciła się dłońmi o pień mijanego drzewa. Zawroty głowy nie ułatwiały jej zadania. Aby ułatwić sobie przeprawę przez wymiary, postanowiła uciec się do swojej zdolności zmiany postaci. Chwilę później sunęła już na brzuchu jako wąż. W tej formie jej obniżona wytrzymałość nie stanowiła już problemu. Czuła się o wiele lepiej. Wijącym ruchem pełzła do miejsca, w którym znajdowała się Brama Wymiarów. Nie miała na tyle siły, by własnoręcznie otworzyć portal, więc musiała skorzystać z ogólnego przejścia.
            Wbrew oczekiwaniom, dotarła na ziemię w zdumiewająco krótkim czasie. Rozejrzała się na boki, kręcąc małym, spłaszczonym łebkiem. Parę razy wysunęła rozdwojony język, wychwytując i analizując z powietrza cząstki. Musi upewnić się, że w pobliżu nie ma żadnego potencjalnego łupu.  Jedyną niedogodnością przebywania w wężowej postaci była jej całkowita głuchota. Isztar nie odbierała żadnych dźwięków, jednak doskonały węch i wzrok rekompensowały jej te niedogodności. Na ziemi nie istniało zwierzę, w które bardziej lubiła się wcielać i które bardziej by odpowiadało jej wymaganiom.
            Płynnie sunęła przez trawy, dopóki nie wyczuła źródła ciepła. Zatrzymała się momentalnie. Promieniowanie podczerwone określało lokalizację ofiary. Jej instynkt był niezawodny. W tej samej chwili ruszyła z miejsca z niezwykłą prędkością i ugryzła długimi kłami ofiarę, wstrzykując paraliżujący jad. Dziecko nawet nie zdążyło krzyknąć. Głos uwiązł mu w gardle. Z szeroko otwartymi, nieprzytomnymi oczyma osunęło się bezwładnie na ziemię.
            Isztar wróciła do swojej pierwotnej postaci. Czas odprawić rytuał pożarcia duszy. Spojrzała w niebo. Księżyc świecił jaskrawym światłem w pełni, oświetlając całą polanę. Księżna uśmiechnęła się. Jak głupie nie byłyby ludzkie zabobony, jednak w pełni przyswajanie dusz następowało o wiele szybciej niż zazwyczaj, co oznaczało obfitszy połów. Językiem oblizała swoje wargi. Dusza dziecka wydała się jej nawet smaczna. Co prawda, nie była jakaś wyjątkowa, jednak dawała niezbędną siłę. Czuła, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej ciele, jak przyśpiesza jej regeneracja. Męczący ból ustępował miejsca długo wyczekiwanej uldze.
            Po skończonej uczcie księżna wyciągnęła się jak kot, pozwalając, by każdy mięsień się napiął do granic możliwości. Drugą rzeczą, której jej niezwykle brakowało, był ruch. Isztar należała do osób, które nie mogą spokojnie usiedzieć przez pięć minut w tym samym miejscu bezczynnie. Co innego, gdy miała cel. Wówczas potrafiła godzinami trwać przyczajona, w każdej chwili gotowa do ataku. W końcu, tego wymagano od dobrego taktyka wojennego, którym była. Lubowała się w krwawych potyczkach i typowała zwycięzców. Czasami im pomagała, a czasami nie. Jeżeli jakaś walka wydawała się jej nudna, zwyczajnie zsyłała na walczących zarazy lub udawała się tam ze swoimi sukkubami. W końcu jako bogini patronowała również miłości cielesnej. Często uwodziła różne bóstwa, raczej dla kaprysu i zabicia czasu niż z jakichś bardziej umotywowanych powodów. Demony znały jej naturę, dlatego zasadniczo unikali jej. Siła w połączeniu z nieobliczalnością i kaprysem kobiety była bardzo niebezpiecznym połączeniem.
            Księżna postanowiła wracać. Na pewno zaczęto ją szukać. W końcu, osoby zajmujące wysokie stanowiska nie mogą sobie znikać tak po prostu, tym bardziej, że teraz była pod czujna obserwacją. Pewnie kilka służek zdążyło zapłacić życiem za niewywiązanie się z obowiązków. Poza tym chciała zobaczyć się z synkiem.
            Tym razem otworzyła portal bezpośredni. Zregenerowawszy się na tyle, na ile obecna sytuacja pozwoliła, mogła sobie na to pozwolić, jak również na nieuciekanie się do zwierzęcej postaci. Kilka sekund w szczelinie między wymiarowej i była już w domu.
            Cicho zbliżała się do swoich apartamentów. Wracając, postanowiła iść przez ogrody pałacowe. Zasadzone w nim rośliny tylko w nielicznym stopniu przypominały te ziemskie. Większość z nich nie przyjmowała się. Specyficzny klimat był dla nich skrajnie nieprzyjazny. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nic tam nie rosło. Jednym z wyjątków były irysy. Całe pola kosaćców tworzyły barwne dywany, od purpury, poprzez fiolety, błękity, brązy, żółcie aż do bieli. Niektóre były dwu- a nawet trójkolorowe.
            Innym kwiatem do którego księżna zachowała olbrzymi sentyment to były czarne róże. Śmiertelnicy mówili o nich, że są piekielnymi roślinami przynoszącymi urok. W całym tym ich gdybaniu nie było ani grama prawdy. Swoją barwę zawdzięczały specyficznym związkom chemicznym występującym w glebie. Rośliny na drodze transportu substancji pobierały je i wbudowywały w struktury do komórki. Ich cechą gatunkową był hipnotyzujący zapach. Słodka woń z nutką niebezpieczeństwa, jakieś dozy goryczy.
            Kiedy ponownie znalazła się przy wejściu do swoich apartamentów, znieruchomiała. Z daleka zobaczyła powybijane okna i powyrywane dziury w ścianach. Natychmiast dobiega do miejsca, w którym było najwięcej zniszczeń.
            Komuś niewątpliwie bardzo zależało, aby pozostawić po sobie taki bałagan. Całe pomieszczenie było doszczętnie zniszczone. Isztar ostrożnie zerknęła przez rozbite okno do środka swojej sypialni. Wszystko leżało porozrzucane w nieładzie na podłodze. Nieliczne szklane przedmioty zdołały się uchować w rogach. W dodatku całe łóżko wyglądało, jakby zostało pokrojone nożami. Nagle poczuła bolesne ukłucie w klatce. Raum!
            Targana złym przeczuciem wybiegła na zewnątrz. Tak bardzo się obawiała o swego syna, że traciła powoli kontrolę nad swoją postacią. Skóra na plecach najpierw delikatnie napęczniała, by w pewnym momencie rozerwać się na strzępy i oswobodzić parę wspaniałych, czarnych skrzydeł. Szeleszcząc, wzbiła się w powietrze. Paznokcie wydłużyły się nienaturalnie, upodabniając się do szponów dzikich zwierząt. Migdałowe oczy wydłużyły się jeszcze bardziej, rzucając śmiercionośne spojrzenia. Nikomu nie pozwoli, aby jej dziecku stała się krzywda.
            Wsłuchała się w swój instynkt. Pełna forma demoniczna umożliwiała jej łączenie zdolności wcieleń, zarówno zwierzęcych jak i jej własnych nabytych. Bez problemu określiła niezbędny kierunek. Prawie bez udziału świadomości znalazła się na właściwej drodze. Ocknęła się dopiero, kiedy zauważyła jakieś budynki. Zamek zachodni. Siedziba popleczników i lizusów, szybkiego awansu i równie szybkiego upadku.
            Jak burza wpadła do środka, doszczętnie niszcząc drzwi. Ostre deski rozcięły jej skórę, nie czyniąc poważniejszych obrażeń. Dzięki niedawnemu obfitemu połowowi jej siła wzrosła znacznie. Rany zaczynały się goić w oczach.
            Swoją postawą budziła przerażenie i trwogę. Całe ciało zalała jej krew, która pobrudziła także część ubrania. Włosy w nieładzie unosiły się znad ozdobnej chusty, na wzór włosów Gorgon. Rozpostartymi skrzydłami obejmowała całą przestrzeń. Oczami rzucała gniewne spojrzenia rozjuszonej bogini. Jednak zaskoczyło ja to, co zobaczyła.
            Na środku znajdowały się zdewastowane zwłoki Efsedarum. Musiała walczyć, inaczej nie było możliwości, aby odniosła takie rany. Możliwe, że ją później torturowano. Połamane skrzydła sterczały pod nienaturalnym kątem. Na ciele nie było żywego miejsca, z którego nie widniałyby białe kości.
            Nad trupem stała obecna konkubina Beliala, Kurara. W dłoni trzymała niebezpieczny alderański sztylet. W tej chwili dla Isztar wszystko się stało jasne. Zobaczyła swoje dziecko w ramionach znienawidzonej kobiety.
            – Witaj, Isztar. Właśnie zdążyłaś zobaczyć koniec swojego potomka – odpowiedziała, promiennie się uśmiechając i mrużąc oczy.
            Kurara. Ostatnimi czasy awansowała w hierarchii i stała się kochanką Beliala. Aby zabezpieczyć swoją pozycję, postanowiła się pozbyć obecnej księżnej i jej potomka. Wybrała idealny czas, w którym Isztar była najsłabsza. Jednak nie przewidziała jej ucieczki do świata żywych. Miała spore szansę, aby ją pokonać.
            – Nie zasługujesz nawet na moja uwagę, szmato – warknęła Isztar, szczerząc kły.           
            Kurara roześmiała się kokieteryjnie, przykrywając usta sztyletem. Księżna starała się nie zwracać na nią uwagę. Starała się chłodno zanalizować sytuację. Rzucenie zaklęcia w alfabecie Fuarien nie wchodziło w grę. W ten sposób zabiła by również swoje dziecko. Pomoc z zewnątrz wykluczyła, dla obu stron. Nie wyczuwała żadnej dodatkowej obecności. Pozostawał jej tylko frontalny atak.
            – Na co czekasz, kochana? Zbliż się tylko, a twój syn pożegna się z życiem – zwróciła się pewna swojego zwycięstwa do przyczajonej bogini, nieznacznie zmieniając kąt ułożenia sztyletu.
            Isztar zabłysły oczy. Z tego nic nieznaczącego ruchu odczytała ważny sygnał: Kurara obróciła go nieznacznie w jej kierunku. Czyli bierze pod uwagę, że pomijając wszystko, zaatakuje ją. Wniosek był jeden: obawia się. Nie ma czasu do stracenia.
            Zwinnie odbiła się od podłogi, wystawiając rękę do ataku. Wytrąciła przeciwniczce sztylet z dłoni. Upadł z głośnym brzdękiem na podłogę. Już schwyciła ją pazurami za mózgoczaszkę i wygięła tak, że za chwilę przerwie rdzeń, doprowadzając do natychmiastowej śmierci, gdy usłyszała za sobą dobrze znany jej głos:
            – Isztar, opanuj się. Zostaw ją w spokoju.


13 komentarzy:

  1. O cudnie <3
    Czekam na dalsze opowiadanie bo to jest naprawdę piękne ⌒.⌒
    Nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero w sobotę, mam nadzieję, że wytrwasz <3 Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że ci się podoba ^^

      Usuń
    2. Postaram się ⌒.⌒ ale nie obiecuje - prędzej czy później zacznę coś wymyślać do tego xD tak wciąga że już to trzech czy czwarty raz czytam xD

      Usuń
    3. Ej, to niedługo nauczysz się na pamięć i co wtedy? Wytkniesz mi każdą nieścisłość, których i tak nie brakuje ^^

      Usuń
  2. Jak można skończyć w takim momencie?? Masz wspaniały charakter pisania, będę czekać an następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo zwyczajnie, żeby podenerwować czytelników ^^ A charakter nienajlepszy, ciągle jest wiele rzeczy, które staram się ulepszać. W końcu marzę o tym, żeby kiedyś napisać książkę, więc muszę ćwiczyć, bo praktyka czyni mistrza ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie. Isztar taka zimna, a jednak gdzieś tam w tym domicznym móżdżku pozostają resztki instynktu macierzyńskiego.
    Zastanawia mnie jedno, zgoła abstrakcyjne cuś. I raczej sobie wymyślam, ale... Jak coś takiego, mam na myśli stawianie się Belialowi, porwanie przez jakąś jego ruchawkę i pewnie inne złe rzeczy, które spotkały Sebusia Rauma Pieluchę pierwszego miały na niego wpływ. Ludzkie dziecko ma w podświadomości zapisane to, co widziało, chociaż nigdy nie będzie w stanie tego odtworzyć, a jak jest z demonami? Jestem ciekawa, czy spojrzysz na to od tej strony, bo w zasadzie to daje duże pole manewru. O... i zaraz wychodzę z wanny i idę pisać, bo wpadł mi pomysł na kawałek tomu piątego hahaha. Anyway. Jeśli noworodek Sebciu miałby świadomość na tyle rozwiniętą, by zachować szczątkową pamięć z tych czasów byłoby to, już pomijając sam fakt, że to cholernie fascynujące, dobre podłoże, by tłumaczyć jego dziwne, może trochę OOC reakcje w przyszłości. Nie, żebym Ci zarzucała bycie OOC, ale sama wiesz, o co chodzi xD
    dobra, idę pisać, a Ty zdrowiej. Loffki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chorobę nawet nie jestem w stanie rozszyfrować skrótu ooc, ale postaram się odpowiedzieć na twoje pytania/domysły.
      Tak, założyłam, że demony są w stanie zachować szczątkową pamięć już w tak wczesnym wieku, pomimo, że tak jak ludzkie dzieci są całkowicie zależne od opiekunów. Ale, przez o wiele krótszy czas ^^ Myślę, że każde przeżycie ma wpływ na to, kim się stajemy, a Pieluszkowiec nie jest wyjątkiem <3 Mam bekę z Sebusia Rauma Pielucha Pierwszego niesamowitą ^3^ Staram się zdrowieć, żeby w końcu coś napisać xd oprócz rp xd A co do Isztar, to jeszcze sama nie wiem dokładnie, czy to tylko instynkt, czy skrzywienie, które odziedziczy Sebuniu.

      Usuń
  5. Dawno mnie tu nie było:)
    No, rozwinęła się nam akcja. Byłam pewna, że Grellowi się uda... Albo że Anderek mu jakoś przeszkodzi. Taki tajemniczy był, że myślałam, że czerwonego szaleńca tylko wykorzysta.
    Już zdążyłam obdarzyć naszą Isztar szczątkami sympatii. No bo jak można kogoś nie uwielbiac, za walkę w imię Seby? ;)
    Jestem baaardzo ciekawa, jak to się rozwinie. Muszę czekać :")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chwal dnia przed zachodem słońca ^^ Undertaker też jeszcze zrobi coś baaardzo ciekawego, tyle, że aby to miało sens, najpierw czytelnik musi poznać wspomnienia. Wiem, że jestem okrutna, bo nie dałam Grellciu pooglądać wspomnień, ale może mu to nawet na dobre wyjdzie ^^

      Usuń
  6. Hej,
    wspaniale, nic z dzieckiem się nie stanie, i kto wymówił te słowa?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajemnica, w następnym rozdziale jest dobitnie napisane kto xD Trzeba zostawiać trochę niepewności, prawda? :P

      Usuń