OPOWIADANIE, cz.8
```````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Powoli oddalali się od jasnego salonu z bawiącymi się ludźmi, a zmierzali ponurym korytarzem wgłąb tajemniczej posiadłości. Idąc Ciel widział wiszące na ścianach portrety nieznanych mu osób: pięknej kobiety w towarzystwie pewnego dżentelmena. Ich podobizny były na większości z umieszczonych tam dzieł. Najprawdopodobniej byli to właściciele rezydencji, jednak nie miał pewności, jak rzeczywiście wyglądali.
Nagle hrabia poczuł się nieswojo. Nikt za nimi nie podążał, a towarzyszyło im tylko echo miarowego stukotu obcasów. Ponadto miał wrażenie, jakby kręcili się w kółko, zamiast zmierzać do celu. W końcu przewodnicy zatrzymali się i otworzyli potężne mahoniowe drzwi prowadzące do obszernego pomieszczenia po prawej stronie.
Nikogo w nim jeszcze nie było. Pomieszczenie było całkowicie bez okien, wręcz surowe w swym braku jakichkolwiek mebli. Mogło przywodzić na myśl cele więzienne. Jedynym źródłem światła były świece rozmieszczone w rogach. Znajdowały się tam również jedne jedyne zamknięte drzwi prowadzące gdzieś dalej w nieznane. Wkrótce wyszło z nich sześciu mężczyzn i dwoje przewodników.
-Wreszcie cię znalazłem, Cielu Phantomhive, Psie Jej Królewskiej Mości - odezwał się jeden z przybyłych.mówiąc to splunął na podłogę.
Hrabia zmierzył wzrokiem postać, która się do niego odezwała. Wyglądał jak ów dżentelmen z obrazów, więc domyślił się, że ma przed sobą samego Sortona.
-Starczy tej maskarady. Zapłacisz mi dzisiaj za wszystko. Jednak muszę ci pogratulować, naprawdę szybko wpadłeś na nasz trop. Zupełnie tak jak ostatnio.
-Ostatnio? - spytał hrabia, nie bardzo wiedząc do czego się odwołuje.
-Zniszczyłeś mi życie. Odebrałeś mi wszystko, co miałem najcenniejszego. Przez ciebie zginęła moja Auris. Gdybyś tylko nie zniszczył naszej siatki działającej w Indiach...
-Willibert Sorton... tak jak myślałem - odezwał się głośno hrabia.
Ciel zamyślił się. Faktycznie, kiedyś zajmował się sprawą handlu ludźmi w Indiach, ale nigdy by nie przypuszczał, że nie załatwił wszystkiego jak należy.
-Oni również mają z tobą porachunki - dodał, zrywając swoją maskę z twarzy i wskazując ruchem głowy mężczyzn stojących z tyłu. Każdy z nich zdążył wybrać już broń: od pistoletów do noży. Od czasu do czasu uderzali nimi w swoje dłonie, dodając sobie tym pewności siebie.
-Pewnie chciałbyś wiedzieć, co wspólnego ze mną mają tamte ofiary. Powiem ci to -kontynuował Wilibert -Te porzucone kobiety miały cię tylko ściągnąć tutaj- powiedział w pełni z siebie zadowolony - odnowiłem swoje kontakty i wykupiłem je. Co jakiś czas jedną z nich zamykałem w pokoju z jadowitymi wężami, co było doskonałą przynętą na ciebie - powiedział i momentalnie zmienił się na twarzy, która kipiała chęcią zemsty - Zapłacisz za moje zniszczone życie! Dziś skończy się twoja dobra passa!
-Więc i ja rezygnuję z przebieranek - stwierdził Ciel zrzucając maskę i perukę na ziemię - Nie jesteś nawet godny aby być człowiekiem. Zabijać zupełnie bez powodu niewinnych ludzi.
-Giń, sukinsynu! -zawył Sorton i wystrzelił z pistoletu prosto w głowę hrabiego.
W jednej chwili Sebastian znalazł się przy chłopcu, trzymając w dłoni dymiący jeszcze pocisk. Mężczyźni cofnęli się przerażeni. Demon odwrócił głowę, zdjął swoją maskę ujmując ją w palce środkowy i wskazujący, po czym się do nich uśmiechnął i odpowiedział:
-Chyba muszę oddać zgubę, prawda, paniczu?
Ciel zerwał opaskę z oka, w którym rozbłysł soczyście fioletowy znak kontraktu.
-To rozkaz! - powiedział głośno i dobitnie, bez cienia zawahania - zabij te ścierwa.
-Yes, my lord.
Jeden ze zgromadzonych bandziorów ponownie w akcie paniki wystrzelił w demona, a reszta rzuciła się w ich kierunku. Sebastian natychmiast sięgnął do kieszeni fraka i wyrzucił w kierunku dwóch najbliższych zastawę stołową, którą niedawno skompletował.
"Wiedziałem, że się przyda" pomyślał w duchu "noże są takie wygodne. Można nimi zabić zarówno w krótkim, jak i długim dystansie".
Dwa trupy. Trzeciego skompletował w bezpośrednim zbliżeniu, przecinając mu aortę. Jaskrawoczerwona krew wypłynęła pod dużym ciśnieniem z ofiary. Czwartego na razie unieruchomił, przebijając mu nożem rękę i przytwierdzając ją do ściany. Odwrócił się, by zerknąć, czy z hrabią wszystko w porządku. W tej chwili dwójka napastników z tyłu próbowała uderzyć go w kark. Sebastian zrobił gwałtowny unik, po czym jednego z nim z całej siły kopnął tak mocno, że zatrzymał się dopiero na ścianie z pękniętym kręgosłupem. Drugiemu wsadził rękę w klatkę piersiową i wyrwał bijące serce, a oczy zabłysły mu malinowym odcieniem. Pięć trupów.
Willibert ruszył w stronę panicza, gdy Sebastian unicestwiał pozostałą dwójkę, miażdżąc im czaszki.
-Nie możesz mnie zabić! Jesteś tylko człowiekiem! -wył jak opętany, próbując udusić Ciela gołymi rękoma. Hrabia uderzył go z kolana w brzuch. Sorton zatoczył się i usiadł. Z kącika ust sączyła się mu krew.
Pies jej królewskiej mości powoli i majestatycznie podszedł do niego. Z każdym jego krokiem gasły świece i pomieszczenie wypełniała absolutna ciemność. Sylwetka kamerdynera nikła w mroku, a kontur postaci stawał się coraz bardziej niewyraźny.
-Żyjesz o sto lat za mało, aby mścić się na mnie - hrabia spojrzał na niego swoim gniewnym wzrokiem z góry -Jesteś mordercą. Zabijałeś z zimną krwią i handlowałeś ludźmi. Nie zasługujesz na litość.
Czarne cienie wypełniły pomieszczenie, a przed twarzą hrabiego przeleciało czarne pióro, które złapał w rękę.
-Sebastian, zakończ to.
Krwistoczerwone oczy mignęły nad głową skazanego. Rozległ się głuchy łomot. Wszystkie pióra się poderwały i zaczęły wirować w pomieszczeniu. Czarny wir pochłoną i unicestwił wszystkich nieproszonych gości.
Gdy wszystko ucichło, Sebastian podszedł do panicza i uklęknął przed nim na jedno kolano, odrzucając w tył czarny płaszcz.
-Wracamy. Nic tu po nas. Reszta członków towarzystwa jest czysta - powiedział Ciel, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Jak rozkażesz - uśmiechnął się lokaj i spojrzał na swojego pana. Jak zwykle na jego twarzy gościł chłód i powaga. Zwichrzone włosy zasłaniały prawie całe czoło.
Demon wstał z klęczek i podszedł do hrabiego, biorąc go na ręce. Hrabia oparł spokojnie głowę o jego tors i patrzył beznamiętnie w przestrzeń. Sebastian nie miał najmniejszej ochoty wychodzić przez główne drzwi, dlatego zbliżył się do ściany i wymierzył jej cios nogą. Od razu pojawiła się rysa, która rozbiegła się w wielu kierunkach i zaczęła się kruszyć. Minutę później, Wyjście było gotowe.
-Musiałeś aż tak kurzyć tynkiem? - mruknął niezadowolony Ciel.
-Wybacz, ale wychodząc we dwójkę głównym wejściem spowodowalibyśmy o wiele większe zamieszanie -uśmiechnął się Sebastian, po czym dodał złośliwie - a na kurz nawet same władze Piekieł nie mają sposobu.
-Więc jest czymś równie uciążliwym co Shinigami?
Demon roześmiał się i wyszedł na zewnątrz.
-Całkiem trafna uwaga, paniczu - odparł, chichocząc - Chciałbym widzieć miny naszych znajomych, gdyby to usłyszeli.
Przez twarz chłopca przebiegł grymas. Sebastian przyjrzał się dokładnie: Ciel najwyraźniej wyobraził sobie domniemaną sytuację i nie mógł się opanować. Dobrze wiedział, że lepiej nie uświadamiać go o tym, wobec czego zmienił temat.
-Co myślisz o naszym mordercy?
-Źle to rozegrał. Postawił wszystko na głupią zemstę.
-Głupią? - spytał Sebastian patrząc w oczy.
- Moja to zupełnie co innego - odpowiedział, unikając wzroku demona. Przez chwilę patrzył na znikające z zawrotną prędkością korony drzew - Ja przynajmniej zebrałem do tego odpowiednich graczy.
-Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. A to już twoja rezydencja, hrabio - odparł, wskazując ruchem głowy zabudowania przed nimi - Czy masz jakieś życzenia odnośnie kolacji?
-Nie. Zrób, co uważasz.
Kwadrans później hrabia siedział już w swoim łóżku, przebrany i z kubkiem gorącego mleka w dłoniach. Demon zabrał tacę i ukłonił się, opuszczając pokój. Już zamykał klamkę, gdy dobiegł go głos panicza.
-Sebastian?
-Tak, bocchan?
-Zostań ze mną dopóki nie zasnę - burknął pod nosem, patrząc się uparcie w pierzynę.
-Oczywiście - odparł uśmiechnięty i z powrotem postawił tacę ze świecą na stoliku nieopodal łóżka.
Ciel przypatrywał się mu i walczył z zamykającymi się powiekami. Nie chciał, aby Sebastian wyszedł zbyt szybko jak również nie chciał, aby wiedział, że potrzebuje jego towarzystwa. W końcu zmęczenie wzięło górę i Ciel zasnął spokojnym, zdrowym snem.
Sebastian cicho wyszedł z pokoju i spojrzał na swój kieszonkowy zegarek.
Teraz musi naprawić wszystkie niedociągnięcia służby przez ostatnie dni i przygotować się na jutrzejszy dzień. To będzie pracowita noc.
-Śpij dobrze, paniczu.
Noc ogarnęła całe domostwo i tylko czarne pióro przemierzało wszystkie korytarze, pozostając w wiecznym ruchu.
Już koniec? Eeeeeeee... Mam dużą ochotę na więcej! Miłe opowiadanko na wieczór. Albo poranek, jak w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńMasz przyjemny styl pisania, postacie...no są sobą:) Ciekawe opisy... No tak jak powiedziałam- przyjemnie się czytało;)
Czekam na więcej
Na początku planowałam po prostu stworzenie kilku różnych opowiadań, nawet nie zawsze o jakichś morderstwach...
UsuńBardzo się staram, aby postacie "były sobą" - bo w tym tkwi ich urok, że ma się ochotę na więcej ^^
Tymczasowo mam dwa pomysły na następne opowiadania, któreś z nich na pewno już niedługo opublikuję, więc wpadaj tutaj i zaglądaj, czy już jest ^^
Będę czekać^^
Usuń