Kuroshitsuji fanfiction opowiadania pl Kuroshitsuji blog<\a>Ciel Phantomhive<\a>Sebastian Michaelis

niedziela, 25 sierpnia 2019

Kuroshitsuji fanfiction. Opowiadanie. Kuroshitsuji, Ulotność, część 10


Ciel skierował się od razu do oberży „Czerwony kogut”, o której opowiadał mu po drodze Sebastian. Miał jeszcze sporo czasu do umówionego spotkania, niemiej liczył skrycie na to, że po drodze natknie się na coś ciekawego. Trochę też obawiał się, że ktoś mógł go widzieć i co gorsza, rozpoznać, kiedy szukali Howarda.
Wmawiał sobie, że teraz nie powinien się wycofać. W przeciwnym razie ci, na których mu zależało zdążyliby się wycofać, albo pozyskać nowych członków, co byłoby dość kłopotliwe dla Psa Jej Królewskiej Mości. Im bardziej zagłębiał się w poszukiwania sprawców, tym silniej odzywało się w nim poczucie sprawiedliwości i chęć ukarania winnych. W jakiś sposób odczuwał przyjemność z karania tych, którzy zaburzyli ład. Wówczas jego zraniona psychika miewała się doskonale.
W trakcie drogi zorientował się, że zupełnie nie wie, gdzie dokładnie mieści się szynk, którego szukał. Z początku sądził, że zna jego lokalizację, niemniej kiedy dotarł na miejsce i ze zgrozą zauważył, że oberża nie nazywa się „Czerwony Kogut” tylko „Pod złotym prosiakiem”, nieco zakręciło mu się w głowie. Na szczęście zdołał szybko doprowadzić się do porządku. Parę głębszych wdechów i spokojnych wydechów zdołało przywrócić mu jasność umysłu. Postanowił, że będzie udawał chłopca na posyłki i po prostu zapyta kogoś z przechodniów. Na szczęście jego przebranie, które ciągle na sobie miał, nadawało się do tego znakomicie.
Aby być bardziej wiarygodnym, nawet kawałek podbiegł, rozejrzał się jakby czegoś pilnie szukał, a dopiero wówczas zaczepił jednego z mijanych przechodniów, który dość szczegółowo wskazał mu trasę. Ciel podziękował i ruszył biegiem do wskazanego miejsca.
Gdyby później ktoś go pytał, mógłby przysiąść, że nie słyszał tętnu końskich kopyt. Na swoje szczęście, w ostatniej chwili zauważył kątem oka pędzącą dorożkę i ledwo zdołał uskoczyć na bok, kiedy rozpędzony powóz dosłownie śmignął mu przed oczyma. Naturalnie w myślał obiecywał mu zemstę w swoim czasie, niemiej teraz ważniejszym było ujęcie sprawców haniebnego procederu pozyskiwania szczątków poprzez liczne morderstwa. Kiedy chłopiec upewnił się, że na razie na ulicy jest spokojnie, spróbował się podnieść. Kiedy oparł się na ręce, na którą upadł zasłaniając głowę przed upadkiem, poczuł dotkliwy, przejmujący ból.
Hrabia spróbował rozmasować obolałe miejsce, ale ono jedynie bardziej bolało przy dotyku, tak że podejrzewał, że mógł nawet zwichnąć rękę, ale tym, jak się pocieszał, Sebastian będzie w stanie się zająć. Gorzej, że nie bardzo mógł nią poruszać, dlatego chcąc nie chcąc zrobił sobie z kawałka koszuli prowizoryczny temblak, do którego włożył obolałą rękę i przewiesił sobie przez głowę.
Po kolejnym kwadransie dotarł do umówionego miejsca spotkania. Był jeszcze sporo przed czasem, ale postanowił wejść do środka, aby się przekonać, kto tu bywa i pokręcić się trochę, w nadziei że wpadnie na jakiś trop.
Po wejściu hrabia skierował się od razu do baru i poprosił o kufel piwa.
– Nic za darmo. Masz na to pieniądze? – odburknął wąsaty oberżysta. Grubą szmatą wycierał akurat solidny, drewniany kufel, a potem tą samą szmatą odgonił natrętną muchę znad swojej łysej głowy.
– Ile? – zapytał równie sucho Ciel, nie dając się zbić z tropu.
– Jak dla ciebie, chłopczyku – zastanowił się oberżysta. – Sześć pensów. Masz tyle? Jeśli nie, to zmykaj.
– Lej i nie  gadaj tyle – westchnął Ciel i położył na stole całego szylinga. – Za resztę mi powiedz, jak wygląda pan Atkins Jeffrey. Mój pan mnie do niego wysłał, muszę się wywiązać z polecenia – poprosił hrabia. Oberżysta spojrzał na niego spode łba, ale zawrócił, aby odkręcić kurek z jednej z ogromnych beczek składowanych w rogu. Gdy tylko to zrobił, do kufla popłynęła złota ciecz o gęstej pianie, którą nawet stąd mógł dostrzec młody Phantomhive i dość przyjemnym, chmielowym zapachu. Naturalnie, nie miał zamiaru tego pić, najwyżej moczyć usta aż do przyjścia Sebastiana. W końcu, nie mógł się za bardzo wyróżniać z tłumu, na herbatę stać było tylko mały procent społeczeństwa, głównie szlachtę.
– Powiem ci, gdy przyjdzie – odpowiedział mężczyzna, rozglądając się na boki. – Umowa stoi?
– Niech będzie – zgodził się niechętnie hrabia.
W tej chwili drzwi otworzyły się z hukiem i do środka weszło kilkoro nietrzeźwych mężczyzn, więc Ciel przezornie zabrał swój kubek i odciągnął stołek w sam róg, niemal przy samym końcu lady, tuż przy zapasie beczek z piwem i upił łyk. Oberżysta pokręcił głową, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że to nie ci, więc Ciel zajął się spokojnie obserwacją tutejszej klienteli, zanurzając usta w słodko-gorzkiej pianie.
Karczma wyglądała raczej zwyczajnie. Nigdzie nie rzuciły mu się w oczy tajne przejścia, czy coś w tym guście. Dziewczyna, która donosiła trunki była zaczepiana przez podchmielonych klientów, jednak z gracją udawało się jej lawirować między tuzinami wyciągniętych rąk, gotowych pomacać ją po różnych częściach zgrabnego ciała.
Jego uwagę przykuła tylko dwójka osób, które siedziały pod ścianą. Nie był pewien, jednak wydawało mu się, że jedna z nich była kobietą. Siedzieli nadzwyczaj cicho, starając się nie wtrącać w ogólny gwar rozmów i rubasznych żartów, skupionych nad swoją zimną pieczenią i sałatką, jaką zamówili. Cielowi przeszło przez myśl, że to mogli być potencjalni nabywcy.
W tej chwili, Sebastian wszedł do środka, co nie umknęło uwadze panicza. Wiedział, że od razu go wypatrzył, niemniej wcale nie zdawał się do niego zbliżać. Sprawiał wrażenie angielskiego gentlemana, mimo że miał na sobie swój zwyczajowy strój kamerdynera, który teraz zakrywał czarny, ciężki płaszcz. Paradoksalnie nikt nigdy nie podejrzewałby, że nie należał do szlachty. Coś w jego ogólnej prezencji kazałoby natychmiast odrzucić ten pomysł. Na głowie miał gustowny melonik, a do klapy miał przypiętą tasiemkę, zapewne od jakiejś damy w kolorze zbliżonym do toffi.
Ciel z początku się skrzywił na to odkrycie, że jego podwładny wygląda bardziej szlachecko niż on sam na daną chwilę, ale po pewnym czasie przyszło mu do głowy, że to mogłoby być bardzo pomocne w śledztwie. Skoro Sebastian zdobył informację od innego z nabywców, to może to jest jakaś metoda. Poirytowało go tylko jedno, jedyne pytanie, które zadawał sobie w duchu: dlaczego nic nie wiedział o tym, co planuje jego kamerdyner?!
Ciel postanowił podejść na chwilę do demona, aby wyjaśnić ewentualne niedopowiedzenia i opracować wspólny plan. Doszedł do wniosku, że chyba w tej sytuacji najprościej będzie po prostu odwrócić role i pozwolić, aby to Sebastian nacieszył się tym chwilowym zwierzchnictwem nad nim.
Kiedy podszedł do Michaelisa, zatrzymał się przed nim i tłamsząc niezadowolenie, ledwo słyszalnie wyburczał, wbijając wzrok w ziemię.
                – Już jestem, p…panie – odezwał się, a wówczas oczy demona zalśniły nieukrywaną ciekawością. Już on sobie to odbije, gdy tylko zakończą sprawę. Nie będzie mu się tutaj panoszył byle demon. I nie będzie sobie myślał niewiadomo czego, a na znak, że nie żartuje, przydepnął niezauważenie nogę kamerdynera. Zapobiegawczo, jak sobie tłumaczył.
                – To wspaniale się składa – zaskoczenie u demona płynnie przeszło w rozbawienie, kiedy zamierzona nagana w postaci deptania jego stopy nie przynosiła rezultatu. Niezwykle dyskretnie ujął kolano panicza i przesunął go nieznacznie na bok, aby nie wzbudzać podejrzeń, a następnie delikatnie ujął zranioną rękę, obserwując niepewny grymas na twarzy chłopca. Wyglądało jednak na to, że Michaelis chwycił w locie zasady gry. – Zostaniemy tu na chwilę. Możesz usiąść obok –  uprzejmie zaproponował jak na gentlemana przystało, wskazując ręką miejsce naprzeciwko siebie. – Mam nadzieję, że wykonałeś polecenie?
Wzrok panicza wyrażał w tej chwili jedynie przyszłe plany zemsty nad swoim sługą.
                – Tak – odpowiedział cicho.
                – Nie dosłyszałem – delektował się demon.
                – Tak… panie – wypluł z siebie ostatnie słowo zupełnie, jakby się nim zakrztusił.
                – Od razu lepiej – rozpromienił się demon. – O, widzę, że nasz gość się zbliża. Zaraz wejdzie.
W tym samym czasie Ciel usłyszał donośne chrząknięcie w stronie, gdzie stał oberżysta. Kiedy na niego popatrzył, a ich spojrzenia się na chwilę na sobie zatrzymały, łysy mężczyzna skinął nieznacznie głową, w niemym potwierdzeniu. Ciel natychmiast utkwił spojrzenie w rozklekotanych drzwiach na dość niepewnych zawiasach, które właśnie się zamykały z cichym piskiem. Właśnie dołączył do nich ten, na kogo czekali, czyli Atkins Jeffrey, a Ciel postanowił na razie czekać na rozwój wydarzeń.
                Atkins wyglądał na gbura, a obejście miał wybitnie nieprzyjemne. Chociaż można było powiedzieć, że był nawet postawny, wysoki i w jakimś sensie przystojny, o tyle biła od niego jakaś wybitnie nieprzyjemna aura, wiejąca chłodem. Stalowe oczy prędko obiegły pomieszczenie, ślizgając się po twarzach zebranych, a wówczas wybrał miejsce pod ścianą, z daleka od okna i poprosił o grzane wino. Cielowi przyszło na myśl, że to on mógł go porwać wówczas po pokazie, jednak nie miał na to żadnych dowodów. Z jakiegoś powodu wydawał mu się być podobnym do suma, być może przez swój dość charakterystyczny zarost.
                Michaelis za to siedział zadowolony, czekając, aż pierwszy interesant, który się właśnie dosiadł, odejdzie i sam ruszył do Atkinsa, zamówić sobie na fałszywe nazwisko pani Kimberly Olivii Southpathern rękę mumii. W tym czasie Ciel, jak na chłopca na posyłki przystało, stanął za swoim lokajem. Tak jak się spodziewał, kiedy dołączył do Michaelisa i mógł znajdować się całkiem blisko pośrednika, z łatwością dostrzegł, że na twarzy Atkinsa malowało się lekkie zdziwienie i zniesmaczenie. Żaden z ich trójki nie miał wątpliwości, że ci dwoje się poznali.  Mimo to, Sebastian niewzruszenie doprowadził do końca umowę i dopiero kiedy Atkins przyjął zamówienie, przeprosił ich, mówiąc, że się śpieszy i ruszył szybkim krokiem do wyjścia.
                – Sebastian, śledź go. To rozkaz.
Demon lekko skłonił się i już miał wychodzić, ale zatrzymało go delikatne szarpnięcie materiału. Kiedy się odwrócił, zobaczył hrabiego, który uchwycił się lewą ręką jego płaszcza.
– Bierzesz mnie ze sobą. – dodał.
– Oczywiście – uśmiechnął się kamerdyner.
                W ten sposób znaleźli się już na obrzeżach miasta, ciągle mając na oku Atkinsa. Wydawało się, że nigdzie więcej się nie zatrzymywał po drodze, jednak trasa, jaką zmierzał, była bardzo okrężna i panicz już dawno by się zmęczył i poddał, gdyby nie fakt, że Sebastian po jakimś czasie niósł go na rękach, ukrytego w obszernych fałdach czarnego płaszcza.
                Niemal przy samej granicy miasta Atkins udał się prosto do zagrody, w której stała dwójka bułanych koni. Sprawnie odwiązał jednego z nich, nie zadając sobie nawet trudu, by go osiodłać, po czym wskoczył lekko na grzbiet wierzchowca i galopem udał się w stronę lasu.
                – Sebastian, nie zgub go – mruknął Ciel, nie przejmując się, że został tylko jedno zwierzę.
                – Naturalnie, proszę się o to nie martwić. Tymczasem mam pytanie: co robimy ze śledzącymi nas? – zapytał Sebastian tak lekko, jakby rozważał wybór między galaretką truskawkową a agrestową.
Chociaż hrabia starał się zachować pozory, demon z łatwością odgadł, że chłopiec nie zorientował się, że są śledzeni. Tak bardzo skupił się na celu, że z łatwością wpadłby w pułapkę, gdyby nie jego nieludzko zdolny podwładny.
                – Jak długo o nich wiesz? – zapytał sucho.
                – Od samego początku, czyli od wyjścia z oberży. Swoją drogą, do twarzy paniczowi w wąsach z piany po piwie – zaśmiał się demon, ukazując szereg śnieżnobiałych, ostrych zębów, a twarz Ciela momentalnie przybrała buraczkową barwę, kiedy gwałtownym ruchem ścierał z twarzy reszty piany zdrową ręką.
                – To, co zwykle. Nie pozostawiamy po sobie zbędnych śladów – Ciel starał się przywrócić rozmowę ku jej pierwotnemu torowi. – Czego się szczerzysz?
                – Proszę o wybaczenie. Już naprawiam swoje niedoparzenie – odpowiedział wesoło demon, odwracając się powoli, gdzie czekała już na nich grupka pięciu mężczyzn. Dwoje z nich miało broń palną, trójka pozostałych potężne, drewniane kije.
                – Pięciu na jednego i… Dziecko? Nie uważają tego panowie za drobną przesadę? – zapytał z kurtuazją, po czym złapał w locie kule wystrzelone w jego stronę, lawirując tak, aby żadna z nich nie dosięgła panicza. – Ta, zdaje się należeć do pana… Ach, mój błąd, jednak do ciebie – prowadził swój monolog, pozbywając się po kolei śledzących. Banda była na tyle zszokowana tym, co się wokół nich działo, że tylko dwójka ostatnich zaczęła krzyczeć, ale Michaelis bardzo skutecznie ich uciszył, łamiąc im karki jedną ręką.
                – Gotowe, paniczu. Teraz możemy spokojnie śledzić Atkinsa, z łatwością odnajdziemy go po śladach pozostawionych przez konia – zwrócił się z nieukrywaną dumą do Ciela.
                – Długo ci zeszło – skwitował chłopiec.
                – Panicz jak zwykle jest bardzo surowy – zaśmiał się brunet, po czym poprawił sobie dziedzica na ramieniu i pomknął niezauważony przez las, zagłębiając się coraz bardziej i bardziej w gęstwiny.
Pędził jak pies, który złapie ślad, dopóki nie dotarli do opuszczonego domku leśniczego, jak zdawałoby się na pierwszy rzut oka. Trop wydawał się dobry, bo koń o beżowym umaszczeniu stał przywiązany do ganku, a z jego boków spadały płaty piany. Widać Atkinsowi bardzo się śpieszyło z przekazaniem informacji, że aż tak zmęczył biedne zwierzę.
                – Więc chcesz powiedzieć, że ten szczeniak, który wówczas się kręcił, żyje?! – zapytał rozwścieczony głos, który z łatwością usłyszeli zarówno panicz jak i jego sługa z miejsca, w którym się aktualnie znajdowali.
                Ciel pokazał demonowi na migi, aby podeszli nieco bliżej, do uchylonego okna. Michaelisowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
                – Nie wiem, jak to możliwe, przecież sam własnoręcznie go związałem i wrzuciłem do wody! Czarci pomiot czy co? – odpowiadał wzburzonym głosem na swoje usprawiedliwienie Atkins.  
                – Nieważne. Mamy teraz problemy. Musimy się zwijać. Śledzili cię?
                – Tak, ale ludzie Barry’ego się nimi zajęli.
                – Na wszelki wypadek uznajmy tę bazę za spaloną. Towar będziecie dostarczać na Longwood dwadzieścia, do starej piwnicy. Będę tam, potem Mallcote zajmie się resztą. Dajcie mu znać. Gdyby ktoś się was pytał, to zamówienie dla sir Lucasa i nic więcej nie wiecie. Zrozumiano?
                – Tak jest!
                – Zająć się ewentualnymi szczurami w szeregach. Ma być porządek – podkreślił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Ciel kazał Michaelisowi ukryć się i przyjrzał się dokładnie wszystkim wychodzącym osobom. Za wszelką cenę chciał zapamiętać ich twarze. Planował jutro oficjalne zamknięcie sprawy pod nowym adresem, a jednocześnie miał zadanie dla Sebastiana na noc, aby dowiedział się, kto w Muzeum Brytyjskim mógł z nimi współpracować i ewentualnie pozbyć się tych osób. W jaki sposób – to pozostawiał w decyzji swojego kamerdynera.
– Wracamy do rezydencji – rozkazał szeptem demonowi.
W ramionach swojego piekielnego kamerdynera poczuł się nieco senny, tak że nawet nie zauważył, kiedy zdążył się zdrzemnąć. Z błogostanu wyrwał go dopiero niezrozumiały z początku jazgot i kakofonia nakładających się głosów, wśród których rozpoznał głosy swojej służby. Leniwie otworzył powieki, próbując zrozumieć, co się stało, że aż tak lamentują, ale jak na razie potrafił jedynie rozpoznać ściany własnego domostwa, twarze swoich podwładnych, jedną nową zapłakaną dziewczynę i poważną twarz swojego kamerdynera, co od razu obudziło jego uśpioną czujność.
– Paniczu, mała Anabelle została porwana! – krzyknęła zdruzgotana Mey-Rin.
                Cielowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Od razu pojął, że to porwanie nie było przypadkowe.



Cześć :) Kolejna część na początku września, do końca sierpnia raczej nie dam rady. 
Dajcie znać, czy się podobało, uwagi, wskazówki, cokolwiek. Uwielbiam czytać komentarze. 
Do przeczytania,
Andatejka

4 komentarze:

  1. Witam Andatejko!
    Tak, to znowu ja. Cieszę się, że już niedługo pojawi się kolejna część. Ta bardzo mi się podobała(zresztą jak wszystkie) i ten nagły zwrot akcji :D Mam nadzieję, że Anabelle zostanie uratowana i będzie cała i zdrowa. Te złośliwości Sebastiana i Ciela zawsze będą mnie cieszyć. Nie mam żadnych uwag ani wskazówek. Do kolejnego przeczytania!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś pojawiła się część 11 xD nie widać jej? W sumie nie wiem, jak to wygląda z zewnątrz...

      Ja tam sądzę, że oni poprzez te złośliwości ukazują swoją wzajemną sympatię. Tylko żadna strona się do tego nie przyzna, bo nie wypada :)

      Usuń
    2. Ukazała się. Musiałam nie zauważyć, więc nie zostało mi nic innego jak wziąć się za czytanie :D

      Usuń
    3. Ale jakbyś coś zauważyła, że nie działa czy coś w tym guście, to daj mi znać! Będę wiedziała co trzeba poprawić.
      Miłego czytania :D

      Usuń