– Dwieście pięćdziesiąt.
Przez salę przebiegł szmer pomrukiwań, uznania i kręcenia głowami zebranych z niedowierzania. Cena została przebita po raz kolejny, a suma, o jaką została podwyższona jasno sugerowała, że nabywca jest zdecydowany i nie zamierza odpuścić tak łatwo. Adrenalina podnosiła ciśnienie i sprawiała, że rozgrywka stawała się dla wszystkich o wiele bardziej ekscytująca, nawet jeśli nie brali w niej czynnego udziału.
Michaelisowi przemknęło przez myśl, że mogła to być ozdoba wykonana na zamówienie, stąd tak niezwykła determinacja kobiety, która chciała mieć we własnej posiadłości taką właśnie a nie inną makabryczną ozdobę. Z zaciekawieniem odwrócił głowę, aby przyjrzeć się swojej rywalce. Może powinien wykorzystać swój urok, aby zrezygnowała? Albo… Dlaczego by nie kupić to za jej pieniądze, a otrzymać dowód w prezencie? Jeśli tylko by chciał, kobieta nie miała by szans, zrobiłaby wszystko, co tylko by chciał. Jednakże na razie szkoda było rezygnować z zabawy. Zdecydowanie wolał podkręcić nieco atmosferę. Tym bardziej, że czarne oczy ukryte za wachlarzem aksamitnie czarnych rzęs skupiły się na jego posturze, a zza wachlarza wyjrzały karminowe, małe usta, delikatnie rozchylające się w uśmiechu. W tym momencie był już pewien: jego demoniczna powierzchowność działała jak należy na kobiece dusze.
Doktor Pettigrew obserwował z zaniepokojeniem te nieme porozumienie między dwoma najważniejszymi licytatorami, ocierając nerwowo chusteczką pot lejący mu się z twarzy. Wnioskując, że już więcej prawdopodobnie nie wyciągnie, chciał zakończyć sprzedaż, przerywając ciszę, tym bardziej, że cena była naprawdę satysfakcjonująca.
– Dwieście pięćdziesiąt po raz pierwszy, po raz drugi… – zaczął pośpiesznie, w obawie aby nikt się nie rozmyślił.
– Trzysta funtów – Przerwał mu spokojnie Sebastian, wzbudzając jęk zachwytu. Dlaczego by nie pozwolić kobiecie na zakup? Mógłby wyciągnąć od niej naprawdę potrzebne zeznania, które mogłyby pomóc w śledztwie. Skoro zamówiła konkretną część, mogłaby wskazać pośrednika. Szczerze wątpił, aby był nim Mallcote, nie miał na to aż tyle czasu jako lekarz i pracownik Scotland Yardu oraz osoba, która zajmowała się, brzydko mówiąc, dostawami. Żałował jednie, że hrabia rozkazał mu wykupić dowód, co stawiało go w kłopotliwej sytuacji. Im bardziej chciał się oddalić od wykonania rozkazu, tym bardziej pieczęć Fausta paliła jego ciało. W końcu bezwarunkowe posłuszeństwo było jedną z trzech filarów, które związały ich umowę. Szkoda to było kończyć w taki sposób, jednak nie miał innego wyjścia.
– Trzysta pięćdziesiąt! – usłyszał rozgorączkowany głos kobiety, który jakby błagał go o jeszcze jedną szansę na wspólne chwile.
– Czterysta – odpowiedział z ciężkim sercem. Myśll, że będzie mógł ją potem pocieszyć, bardzo pokrzepiła jego samopoczucie.
– Sprzedane! – Huknął doktor Pettigrew, nawet nie odliczając do końca. – Ta piękna dłoń wędruje właśnie do pana! Zapraszam do wypełnienia formalności! – grzmiał przeszczęśliwy mężczyzna, a jego twarz przybrała niemal buraczkowy kolor, niezwykle kontrastujący z jasnymi włosami. Michaelis nie dziwił mu się ani przez chwilę: w końcu zrobił naprawdę doskonały biznes. Z Phantomhivem porozumieli się bez słów, młody hrabia jedynie skinął głową, aby szedł, wydając nieme pozwolenie.
Ciel przez cały czas nie mógł usiedzieć w miejscu, szczególnie odkąd zauważył tutaj Jamesa. Kiedy już wiedział, że dowód był w ich rękach, poczuł ulgę, nie mniej nie mógł się oprzeć pokusie, aby nie zacząć śledzić Mallcote’a.
Tym czasem kamerdyner młodego hrabiego zszedł energicznym, sprężystym krokiem z amfiteatru, gdzie zgromadzeni byli licytujący i udał się w kierunku gabinetu, gdzie podpisywano umowy zakupu. Specjalnie obrał taką trasę, aby przejść obok jego pięknej rywalki i niby przypadkiem dał jej znać, aby udała się za nim. Zauroczona dama odczekała stosowną chwilkę, wachlując się swoim koronkowym wachlarzem, rzucając uważne spojrzenia na boki i kiedy już było jej wystarczająco gorąco, postanowiła pójść na chwilę do sąsiedniego pokoju, aby ochłonąć, co miało tłumaczyć jej tymczasowe opuszczenie licytacji. Michaelisowi bardzo przypadła do gustu ta niewinna wymówka. Co więcej, zaimponował mu rozsądek owej damy. Odwrócił na chwilę głowę, aby ponapawać się widokiem swojej nowej ofiary. Uwielbiał łączyć przyjemne z pożytecznym, a właśnie taka okazja stawała przed nim po raz kolejny. W dodatku mógł stwierdzić, że była niezwykle gibka i miała piękne, czarne włosy, upięte pod niedużym toczkiem. Lepiej dzisiaj wybrać nie mógł.
Księgowy odnotował w okazałym, grubym tomiszczu dowód wpłaty, przy którym Michaelis złożył własnoręczny podpis. Ujął pióro z taką lekkością i niewymuszoną gracją, że nawet urzędnik śledził z zapartym tchem, jak pięknie kaligrafuje poszczególne litery, ozdabiając niektóre z nich wyszukanymi zawijasami. Kiedy postawił ostatni przy literze s i odłożył pióro na miejsce, z rozbawieniem zauważył, jak na twarzy mężczyzny maluje się zachwyt i jak chwilę później otrząsa się i powraca do rzeczywistości, ciągle próbując zachowywać się jak na profesjonalistę przystało. W zamian demoniczny lokaj dostał dokument poświadczający legalność nabycia makabrycznej ozdoby prosto z odpadków mumii, które uległy uszkodzeniu podczas transportu morskiego do Brytyjskiego Muzeum Narodowego, jak dumnie głosił dokument. Niemal z pedantyczną dokładnością złożył go i schował do kieszeni fraka, kiedy zrównał się ze swoją piękną rywalką.
– Jestem zaszczycony, że mogłem konkurować z tak piękną damą. Jednocześnie proszę o wybaczenie: od tego zakupu zależało zbyt wiele, abym mógł odpuścić – odezwał się z niezwykłą kurtuazją, delikatnie uchylając melonik przed swoją rozmówczynią.
– Domyślam się. Wyłożył pan niemałą fortunę – przyznała szlachcianka, żywo zainteresowana, aby przedłużyć rozmowę. Jej czarne oczy od razu zaczęły się badawczo przyglądać demonowi.
– Doprawdy, to nie jest wygórowana cena za rzecz powiedziałbym, bezcenną. W końcu to żywy ślad naszej historii – dodał, uśmiechając się zalotnie. – Najmocniej proszę o wybaczenie, nie przedstawiłem się. Sir Sebastian Michaelis – skłamał gładko, dodając sobie szlachecki przydomek do nazwiska. Niemniej nie widział żadnej potrzeby, aby dama znała jego prawdziwą tymczasową tożsamość. – Podróżnik, fascynat historii, do pani usług.
– Przyjmuję przeprosiny. Byłabym byt okrutna, gdybym postąpiła inaczej. Skruchę widać w całym pana zachowaniu – odparła łagodnym głosem szlachcianka, subtelnie flirtując z demonem. – Kimberly Olivia Southpathern. Wystarczy samo Kimberly – dodała, wyciągając dłoń w stronę bruneta, którą to skrzętnie ozdobił lekkim muśnięciem warg godnym najznakomitszego gentlemana.
– To zaszczyt móc panią poznać – zapewnił Sebastian, proponując swoje ramię, aby dama mogła się na nim oprzeć. Po prawdzie chciał też odejść w nieco bardziej ustronne miejsce, aby się upewnić, że nie będzie miał świadków, co byłoby w tej chwili bardzo nie na rękę, zarówno dla niego, jak i dla panny Southpathern. Kobieta przyjęła propozycję i w ten sposób demon zbliżał się krok po kroczku do zrealizowania swojego planu.
– Przy pani czuję się tak, jakby odnalazł prawdziwy skarb – zapewnił Sebastian, chcąc sobie zyskać przychylność dzięki małym pochlebstwom.
– Pan raczy żartować! Sam pan mówił, że jest pan podróżnikiem, musiał pan widzieć o wiele bardziej fascynujące rzeczy – przyznała roztropnie Kimberly.
– Naturalnie, jednak często przekonujemy się po takich podróżach, że najcenniejsze przeważnie znajduje się wcale nie gdzieś daleko, za wzburzonymi wodami oceanów, a zupełnie blisko, jednak na nasze nieszczęście tak często tego nie zauważamy. – Ostatnią część demon powiedział z takim przejmującym smutkiem, że dziewczyna gotowa była mu uwierzyć, że mówi prawdę.
– Panie Michaelis, dopóki żyjemy, zawsze mamy szansę naprawić to, czego wcześniej nie zrobiliśmy – odezwała się łagodnie, chcąc nieco pocieszyć przystojnego bruneta. Po tym wyzwaniu obydwoje zatrzymali się naprzeciwko siebie. Odeszli już na tyle, że nie musieli się martwić o swoją prywatność. Sebastian spojrzał na dziewczynę z lekko wpółprzymkniętych powiek, tak jakby właśnie wstydził się, że został przyłapany na chwili słabości.
– Tak pani uważa? – zapytał żarliwie, a w jego czerwone tęczówki rozbłysły. Nachylił się nieco nad Kimberly, badając reakcję dziewczyny.
– Tak – szepnęła. Serce zaczęło się jej szamotać w piersi jak uwięziony ptak. Wiedziała, że powinna już wracać, nie mniej urok osobisty tego mężczyzny kazał jej pozostać w miejscu tak długo, jak on będzie sobie tego życzył.
– A więc pozwoli pani, że naprawię to, czego nie zrobiłem, a co dyktuje mi serce – stwierdził, po czym objął dziewczynę w talii i przysunął do siebie, dopóki nie stykali się ciałami. Zamarli jeszcze na moment, tonąc w swoich żądzach i namiętnościach, by w końcu dać im upust w namiętnym pocałunku, który przerodził się w kolejny, a ten w jeszcze jeden i jeden. Zachowywali się tak łapczywie i zachłannie, jakby za chwilę świat miał się skończyć, a oni sami mieli pozostać na zawsze rozdzieleni. Chwilę później toczek spadł na ziemię z głuchym uderzeniem, a w ślad za nim kolejne części garderoby, zarówno damskiej jak i męskiej. Ciel nie zginie przez tę parę minut jego nieobecności, a przynajmniej przysłuży się śledztwu. Później już Sebastian wyrzucił sobie z głowy uciążliwego dzieciaka i nie myślał o nim wcale, by w całości oddać się o niebo bardziej pochłaniającym zajęciom.
Po wszystkim obydwoje nie mogli złapać tchu, ale byli przeszczęśliwi. Widział to w oczach rozgrzanej, zarumienionej kobiety, która tuliła się do niego. Sam również nie żałował sobie przyjemności, a kiedy Kimberly obdarowała go komplementem, mówiąc, że nawet z jej własnym mężem nigdy nie było jej aż tak wspaniale, to nastrój demona jeszcze bardziej poszybował w górę.
– Właściwie, Kim, skąd wiedziałaś, że ta ręka będzie tutaj? – zagadnął, niby od niechcenia. Dłonią delikatnie gładził ramię swojej nagiej towarzyszki, która roześmiała się wesoło, słysząc pytanie.
– Trudno nie wiedzieć, jeżeli samemu zamawia się taki… produkt – odpowiedziała, spoglądając głęboko w oczy brunetowi. Uniosła od niechcenia dłoń i przesunęła zalotnie palce po ustach i szczęce demona. – Mąż się uparł, że chciałby mieć to paskudztwo w domu… Ale nie mówmy już o nim – dodała, puszczając oczko.
– Zdecydowana racja, kochana – dodał wesoło Sebastian. – Ale moja droga, skoro to dla męża, to pozwól, że sam załatwię następną rączkę, w ramach zadośćuczynienia za dzisiejszą. Gryzie mnie sumienie przez dzisiejszy incydent.
– Przemyślę to – odpowiedziała ze śmiechem, choć po całej mowie jej ciała już wiedział, że nie będzie to konieczne.
– Nalegam – dodał poważnie. – Do kogo powinienem złożyć takowe zamówienie?
– Do Atkinsa Jeffrey’a. Znajdzie go pan w szynku „Czerwony kogut”, przeważnie tam przesiaduje w popołunia od czternastej do osiemnastej – poinformowała go Kimberly.
Sebastian wyszczerzył zęby w uśmiechu. Dostał dokładnie to, co chciał, w zasadzie za nic. I dlatego ubóstwiał kobiety. Wycałował jeszcze ramię i pierś kobiety, po czym jak przystało na gentlemana, zaproponował swoją pomoc dziewczynie w ubieraniu. Kimberly chętnie przystała na jego propozycję, w końcu sama nie była w stanie założyć swojego wyszukanego stroju, ani nawet zasznurować gorsetu.
Kolejne minuty upłynęły w przyjemnej atmosferze. Demon zaoferował, że odprowadzi brunetkę, a ta z chęcią przystała na jego propozycję. Rozstali się w tak dobrych stosunkach, że nawet obiecali sobie, że jeszcze kiedyś na pewno spotkają się na niezobowiązujące spotkanie, a Kimberly podarowała Michaelisowi swoją wstążkę, którą z dumą przypiął do klapy surduta. Miałą głęboki, brązowy odcień wpadający w toffi, ale idealnie podkreślał ciemne włosy kobiety i jasny ton jej skóry. Sebastian z kolei podarował jej pierścionek, który sporządził na poczekaniu dzięki swoim piekielnym umiejętnościom. Co więcej, dzięki niemu mógł namierzyć kobietę w dowolnym miejscu, ale Kimberly o niczym nie wiedziała.
W tym samym czasie Ciel postanowił spróbować swoich sił i udowodnić Michelisowi, że nie jest zależny od niego w każdym aspekcie. Po cichu wstał i skierował się w stronę drzwi, w których widział Mallcote’a. Udawał, że po prostu tam idzie, że nie śledzi nikogo, aby wyglądało to jak najbardziej naturalnie i przykuło uwagę jak najmniejszej ilości osób. Udało mu się bezgłośnie przekręcić klamkę i wślizgnął się do środka, trzymając rękę na broni, aby w razie potrzeby być w każdej chwili gotowym do strzału.
Wewnątrz nikogo już nie było. Przez na wpół zasłonięte okiennice wpadało blade, księżycowe światło. Hrabia rozejrzał się. Wokół stały jeszcze zapieczętowane skrzynie. Kiedy przykucnął i przyjrzał się im, bez trudu mógł rozpoznać oznaczenia celne, jakim podlegały ładunki przewożone drogą morską. W dodatku były opisane jako zmumifikowane zwłoki egipskie, które zostały tutaj odesłane z Narodowego Muzeum Brytyjskiego. Wszystko zgodnie z prawem. Znowu spudłował ze swoim tropem. Ze złości uderzył ręką w skrzynię, zanim pomyślał o konsekwencjach, a kiedy już to się stało, zrozumiał, że zdradził swoje położenie i że mowy o jakimkolwiek dyskretnym śledztwie być już nie może. Wybrał gwałtownym ruchem pistolet i wycelował przed siebie, obracając się, aby ogarniać wzrokiem jak największą przestrzeń.
– Mallcote, wyłaź! – powiedział spokojnie, acz niezwykle lodowatym tonem. Odpowiedziała mu cisza. Powoli stawiał kolejne kroki na drewnianej posadce, szukając jakiegoś znaku, że on tu jest. Nigdzie nie widział fartucha, więc był przekonany, że albo wciąż tu jest, albo musiał już się ulotnić. Każda sekunda zdawała się dłużyć i zawieszać w czasie. Powoli otworzył uchylone drzwi, licząc na to, że uda mu się go złapać. Wtem nagle ktoś zarzucił mu worek na głowę, ścisnął sznurkiem, obezwładnił i związał, zanim w ogóle zdołał krzyknąć. Gdzie jest ten Sebastian, do jasnej cholery! Chłopak próbował się szamotać, kopał się, ale trafiał jedynie w pustkę. Czuł za to, że ktoś go przerzucił przez ramię i wybiega pośpiesznie na zewnątrz. Zdawało mu się, że to raczej nie był Mallcote, nie był aż tak potężny, chociaż…
Każda z prób oswobodzenia kończyła się fiaskiem. Potężne ręce trzymały hrabiego jak w żelaznym uchwycie. W pojedynkę nie miał żadnych szans, dlatego poddał się, postanawiając zaczekać na dogodną okoliczność. Nie mniej kiedy do jego uszu zaczął dobiegać szum wody, sytuacja stała się poważna. Zimny pot zlał chłopca od stóp do głów.
– Sebastian! – zdążył krzyknąć, po czym poczuł, jak leci bezwładnie w powietrzu i ląduje po chwili z pluskiem w nurtach zimnej wody. Próbował gorączkowo uwolnić ręce albo zrzucić z głowy płócienny worek, jednak na próżno. Panika dodatkowo mąciła umysł, nie pomagając w przeżyciu. Woda z wolna zalewała mu nozdrza i gardło.
Wtem ktoś jednym cięciem wyswobodził go i chwilę później był już na powierzchni, kasłając. Bez trudu rozpoznał swojego wiernego kamerdynera, niemniej nie miał zamiaru puszczać mu płazem, że tym razem omal nie utonął.
– Najmocniej proszę o wybaczenie. Spóźniłem się. To było karygodne i niewybaczalne, to hańba dla kamerdynera rodu Phantomhive – wyrecytował demon, pośpiesznie osuszając swojego panicza suchym ręcznikiem, którego zaiste diabli wiedzą skąd wytrzasnął.
– Dobrze, że chociaż jesteś tego świadom – burknął w odpowiedzi Ciel. Nie podobało mu się to ani odrobinkę, że jego ambitny plan odnotował takie niepowodzenie, ale nie bardzo mógł coś poradzić. Czuł wstyd, ale nie zamierzał się z tym obnosić przed Sebastianem.
– Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że zdobyłem cenne informacje o naszej sprawie – dodał Sebastian, licząc, że ta informacja zdoła pokrzepić jego młodego pana.
– Jakie? – zapytał suchym, wypranym głosem z emocji.
– Imię wspólnika oraz miejsce, gdzie przebywa – odpowiedział zagadkowo kamerdyner.
Oczy Ciela rozbłysły.
– Czy to możliwe, że to jest ta sama osoba, którą dzisiaj słyszeliśmy? – zapytał Chłopak. Tym razem nie udało mu się ukryć w głosie narastającego podekscytowania.
– Tego niestety, nie wiem jeszcze. Niewykluczone – odpowiedział brunet, kładąc rękę na piersi i schylając się przed hrabią.
Chłopiec stanął nad brzegiem i zapatrzył się przez chwilkę w toń wody. Skoro chciano się go pozbyć w ten sposób, to oznaczało, że musiał być naprawdę blisko i cała zgraja będzie się teraz miała na baczności. Czemu musiał aż tak się zapomnieć! Niemniej jednak to, co powiedział mu Sebastian, bardzo podnosiło go na duchu. No i co więcej, w domu czekał naoczny świadek jednego z morderstw!
– Czy złapałeś tego, który mnie tu wrzucił? – zapytał na powrót chłodnym tonem, jednak sposób, w jaki to zrobił, zdradzały Michaelisowi, że w głowie chłopaka rodzi się jakiś plan.
– Proszę o wybaczenie. Pańskie życie było dla mnie priorytetem – wyraził skruchę.
– Na przyszłość bardziej przykładaj się do swoich obowiązków – pouczył go hrabia. – Wracamy. Zanieś mnie do powozu – rozkazał swemu słudze.
– Jak sobie panicz życzy.
Niecały kwadrans później dorożka z liberią rodu Phantomhive zmierzała już do siedziby głównej. Chłopak siedział wewnątrz sam. Dzięki temu miał chwilę, aby dokładnie przemyśleć, co się stało tego wieczora. Nadal żałował, że dał się złapać w taki głupi sposób, nie mniej uważał również, że Sebastian powinien go lepiej pilnować. Czyżby to była kolejna z ich niekończących się potyczek?
Dotarli późną nocą. Na ich spotkanie wyszedł Finny, który dostał za zadanie odprowadzenie koni do stajni. Sebastian miał nadzieję, że tym razem nie weźmie ich na plecy, chociaż z takim siłaczem wszystko było możliwe. Grunt, że nie skrzywdzi zwierząt, na to miał zbyt dobre serce. O ile FInnian w ogóle nie nadawał się do pilnowania szklarni i parku, o tyle trudno było znaleźć kogoś, kto miał lepszą rękę do żywego inwentarza. Od niego Sebastian dowiedział się, że świadek czeka nadal w środku i że jest pod czujną opieką Snake’a i jego węży. Z tego co zrozumiał z radosnej paplaniny chłopca, chyba nawet jednym związali mu kostki, aby uniemożliwić ucieczkę. Demon westchnął ciężko, podziękował im za pracę, po czym zaniósł panicza do środka i przygotował do snu. Grunt, że posiadłość nadal była w jednym kawałku. Sebastianowi przemknęło przez myśl, że gdyby dziś musiał jeszcze naprawiać szkody po swoich współpracownikach, to prawdopodobnie zrobiłby coś Cielowi.
Rankiem, kiedy kończył sprawy związane z prowadzeniem gospodarstwa, a pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadały mu przez okno, pieszcząc smukłe dłonie bruneta, poczuł, jak bardzo ma napięte mięśnie karku i z niemałym zaskoczeniem po raz kolejny przekonał się, że nawet demony mogą się zwyczajnie męczyć. Taki stan przeważnie świadczył o tym, że byli już bardzo głodni, w innym przypadku to nie powinno mieć miejsca. Sebastian wyciągnął się, wykonał parę ćwiczeń, to jest wymachów i skłonów, po czym narzucił sobie marynarkę na plecy i udał się do kuchni, gdzie zastał już Mey Rin na nogach, która czyściła palenisko.
– Dzień dobry – zwrócił się do dziewczyny, której momentalnie wypadł z rąk pogrzebacz.
– Dz-dz-dz-dzień do-do-do-dobry pa-panie Sebastianie! – odpowiedziała zupełnie zbita z tropu pokojówka, rumieniąc się jak truskawka. Sebastian zaśmiał się w duchu. Nic nowego – przemknęło mu przez myśl, po czym schylił się, żeby pomóc dziewczynie.
– Przygotuj naszego świadka, po śniadaniu przyprowadzę go do panicza. Daj mu jeść, pić, niech się umyje, jeśli potrzebuje – poprosił, po czym wyszedł, aby dopełnić obowiązków, tym razem jako kamerdynera rozpieszczonego dzieciaka. Rozsunął zasłony, wpuszczając światło do środka, które pomogło mu rozbudzić śpiącego dziedzica, po czym pomógł w porannej toalecie, a następnie przyniósł do gabinetu hrabiego śniadanie. Ciel nie przepadał za posiłkami w jadalni, twierdził że czuje się pusto sam jeden w tak wielkim pomieszczeniu.
– Wypiję herbatę później. Wprowadź go – poprosił Ciel. Widać było, jak bardzo nie może się doczekać tego spotkania. Tym większe było jego zaskoczenie, kiedy do pokoju weszła ośmioletnia dziewczynka. Tyle dał jej na oko Ciel, może miała nieco więcej lub mniej, ale nie było to teraz najistotniejsze. Była chuda, drobna, o wielkich oczach i ciemnych, brudnych włosach. W ręku wciąż jeszcze kurczowo trzymała resztkę bułki, którą Mey Rin dała jej na śniadanie. W kieszeni spódnicy Sebastian dopatrzył się resztek jedzenia z wczorajszych posiłków. Nietrudno było wyciągnąć wniosek, jaka bieda musiała panować tam, skąd pochodziła.
– Usiądź, nie bój się. Tutaj nic złego ci się nie stanie – odezwał się Ciel, zaskoczony, że stać go na względne ciepło wobec dziecka, w którym być może widział jakieś podobieństwo do siebie. Dziewczynka była nieco przytłoczona, ale kiedy Sebastian podstawił jej stołeczek, usiadła na nim bez wahania. – Wiem, że widziałaś, jak jeden człowiek roztrzaskał głowę kobiety o ścianę. Czy to prawda?
– Tak – skinęło głową dziecko, kuląc się nieco. Odruchowo spojrzała bok na Sebastiana i chociaż ten uśmiechnął się do niej ciepło, to zmrużyła brwi, jakby nie dowierzając mu ani odrobinę, co bardzo spodobało się Cielowi.
– Czy wiesz, kto to zrobił? – zapytał Phantomhive, chociaż nie spodziewał się tutaj nic usłyszeć. Tymczasem odpowiedź umorusanej dziewczynki niemalże wbiła go w stołek, a herbata, którą właśnie zamierzał wypić, wylądowała na jego koszuli i spodniach.
– Wiem i powiem to panu, bo nie chcę, żeby jeszcze ktokolwiek z nas musiał umrzeć i tak bardzo się bać. Tą panią zabił Howard – odpowiedziała pewnie dziewczynka, ściskając w dłoniach swoją nadgryzioną bułeczkę.
Tym razem część dość szybko. Nie spodziewaliście się, co? Ja na pewno nie.
Dajcie znać, co sądzicie.
Andatejka
Dajcie znać, co sądzicie.
Andatejka
Cześć!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za zgłoszenie się do mojego spisu. Reklama opowiadania trafiła już do odpowiednich zakładek. :)
Kategoria: FanFiction / Manga & anime / Inne
Od dziś możesz korzystać z pełnej oferty Katalogowo. Jej szczegóły i kilka wskazówek znajdziesz w zakładce „Oferta spisu”.
W razie problemów możesz śmiało pisać do mnie na maila (villemoria@gmail.com), z wielką radością rozwieję wszelkie wątpliwości i pomogę w korzystaniu z dostępnych opcji.
Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny
Ayame
Katalogowo