Cześć!
Słabo wyświetlacie bloga, ale jest też w tym trochę mojej winy. Rzadko dodaję posty, gdyż długo je tworzę i nie za bardzo mam czas, ale mam nadzieję, że utrzymam, chociaż to tempo, które obecnie prezentuję.
No, a ten rozdział w całości powstał w Wordzie 2016! Pomału odkrywam jego możliwości, jak również mojego nowego lapuńka <3 Dlatego jestem dobrej myśli. Jeśli będę miała pomysł, zawsze zdołam cos tam nastukać.
No i piszcie, co byście zmienili w fabule, czy macie jakieś uwagi, co wam się nie podoba, a co jest kawaii i takie tam, no :)
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Słabo wyświetlacie bloga, ale jest też w tym trochę mojej winy. Rzadko dodaję posty, gdyż długo je tworzę i nie za bardzo mam czas, ale mam nadzieję, że utrzymam, chociaż to tempo, które obecnie prezentuję.
No, a ten rozdział w całości powstał w Wordzie 2016! Pomału odkrywam jego możliwości, jak również mojego nowego lapuńka <3 Dlatego jestem dobrej myśli. Jeśli będę miała pomysł, zawsze zdołam cos tam nastukać.
No i piszcie, co byście zmienili w fabule, czy macie jakieś uwagi, co wam się nie podoba, a co jest kawaii i takie tam, no :)
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~ XLVII~~
Czas upływał Garbusowi na
bezowocnych rozmyślaniach wśród rozwalonej grupy pośród zaśmieconego resztkami
namiastki pożywienia stołu, dlatego postanowił opuścić towarzystwo opojów i
udać się w celu odzyskania przyobiecanej nagrody. Nie miał co liczyć na
jakąkolwiek pomoc z ich strony, chyba, że chciał, aby cały jego starannie
opracowany plan diabli wzięli. Wolał sam pokierować nim tak, jak uważał za
słuszne, a nie zdawać się na czyjś osąd. Zresztą, sama wyprawa na Dwór Cieni
ocierała się o szaleństwo. Nie było pewności, czy ich pan jeszcze żyje w tym
przeklętym miejscu, a jeśli nawet, to czy nie postradał zmysłów. Demoniczna
medycyna znała lekarstwo i na takie przypadki, ale było ono bardzo trudno
dostępne, a ryzyko jego zdobycia było porównywalne z tym, co szajka planowała
zrobić.
Cicho wyszedł na zewnątrz, okręcając łańcuchy dookoła rąk. Nie powinny dzwonić przy każdym kroku, jego samego strasznie to irytowało. Wyciągnął z kieszeni włos, który zdobył od dziewczyny, zaciągnął się jego zapachem i postanowił ją wytropić jak pies.
W ten sposób mijał uliczki wokół areny, którymi razem rano podążali, rynsztoki, dotarł nawet w miejsce, w którym spotkał ją, gdy spadła z okna, ale nigdzie jej nie było. Nawet najmniejszego śladu podobnego do tego, który ulatniał się z białego włosa. Sama nitka była na tyle cenna, że Garbus nie wypuszczał go ani na chwilę, a gdy tylko obawiał się, że mógłby zostać przez kogoś potrącony, zwijał się w kulkę strosząc swoje kolce gęsto porastające plecy, łokcie i kolana. Niech spróbuje go przemieścić, to sam tego pożałuje. Bynajmniej nie zamierzał się poddawać. Dziewczyna, która towarzyszyła obu książętom istotnym elementem planu. Sztylety, z których jeden miała w posiadaniu, były niezwykle cenne, o czym zapewne nie zdawała sobie sprawy. Inaczej nie mógł sobie wyjaśnić w żaden sposób, dlaczego zgodziła się tak bez wahania na wymianę.
– Głupia dziewczyna – mruknął sam do siebie.
O ile w duchu mógł ją nazywać głupią do oporu, o tyle ślad po niej rozmył się. Ani pod Zamkiem Królów jej nie wyczuwał, ani wśród ulic. Wątpił, że dziewczyna tak ukrywała swoją obecność. Po czasie – krótkim, co prawda – który spędzili razem ze sobą mógł śmiało stwierdzić, że była na to zbyt roztrzepana. Nie mógł jednak wiedzieć, że Zamku broniła bariera postawiona przez Sebastiana przed intruzami, a Seth również zatroszczył się, aby mu nie przeszkadzano, robiąc coś, co śmiertelnicy określiliby rozpłynięciem się w powietrzu.
W dodatku, włos zdawał się z czasem tracić swój zapach, a zaczynał śmierdzieć i to specyficzną, ludzką wonią. Garbus jęknął w duchu, tłumacząc to sobie ogarniającym zmęczeniem. Skąd u licha, miałby się wziąć człowiek wśród tylu demonów? Ponadto, żaden śmiertelnik nie pomieszkiwałby tak bezkarnie, bezczeszcząc swoją obecnością święte mury zalążka demonicznej potęgi i arystokracji. Schował swoją zdobycz do sakiewki z obrzydliwej, starej skóry kozła i ruszył naprzeciw siebie.
Chociaż nie planował, zaszył się w ciemnym rogu, pilnując, aby nikomu się nie rzucić w oczy i postanowił chwilkę odpocząć. Skoro umysł płatał mu już takie figle, że nie odróżnia już zapachu demonicy od człowieka to najwyższa pora na przerwę albo wizytę u lekarza. Pomacał się dłonią u pasa, gdzie schował jedyny drogowskaz, dzięki któremu mógł odnaleźć boginkę. Świadomość, że jednak ma jakiś trop, a nie błądzi zupełnie po omacku, dodawała mu otuchy. Oparł głowę o przechylony pień suchego drzewa, potwierdzając swoje przypuszczenia, że padło ofiarą robactwa, które pasożytowało na podobnych roślinach. Może nawet one miały by całkiem niezły smak? Był zbyt głodny, by o tym rozmyślać. Na dusze nie miał co liczyć, niewolnicy tacy jak on mogli tylko wypatrywać końca swojej egzystencji, słabnąc z każdym przebytym z wielkim trudem dniem. Rozłupał palcem korę w jednym miejscu, wyciągając z niej glistę i wkładając bez zastanowienia do ust. Trójkątne zęby w mgnieniu oka rozprawiły się z przekąską i były świadkami, jak z porównywalną szybkością mężczyzna spluwa rozmemłaną papkę za siebie, przyrzekając uroczyście, że nigdy więcej nie weźmie do ust takiego paskudztwa.
Leniwie obserwował okolicę, dopóki przed oczami nie przemknęła mu jedna ze służących, które zwykle przebywały w otoczeniu księżnej Kurary. Skoro ona tu jest, to może i władczyni zaraz się zjawi? Lepiej w takim razie ewakuować się w bezpieczne miejsce albo przynajmniej dowiedzieć, o co chodzi. Miał tylko nadzieję, że to nie ma związku z planowaną przez nich akcją. Inaczej byłoby bardzo źle, a odkładanie skoku w nieskończoność nie zapowiadało niczego dobrego.
Dyskretnie ruszył w ślad za kobietą, chcąc się dowiedzieć możliwie jak najwięcej, a że przezornie postanowił ukryć się we mgle, której nigdzie nie brakowało, nie musiał się obawiać, że ktoś go zobaczy. Gra warta była świeczki, co wywnioskował po zachowaniu kobiety. Demonica kilkukrotnie odwracała się gwałtownie do tyłu, przy czym jej długie, czarne włosy furkotały na wietrze, a w dodatku mógł do woli podziwiać sploty, jakie zdobiły jej głowę tuż przy skroni, a w końcu stanowczym ruchem dłoni spowodowała, że całą drogę za nią zaległo robactwo, od glist przez robaki na larwach kończąc, a sama zamieniła się w muchę i chociaż widok sam w sobie był przykry, o tyle do szpiega dotarł przyjemny, malinowy aromat, którego źródła upatrywał w mijającej go czarnowłosej pani owadów.
Ktokolwiek szedłby teraz za nią, utonąłby w pladze obrzydliwości. Garbus gratulował sobie w duchu posunięcia. Niezauważony przez nikogo, w miarę bezpieczny od plag pędził teraz za małym owadem, dopóki mucha nie wylądowała na ziemi, zajmując się rytualnym zajęciem typowym dla swego gatunku: pocierając o siebie tylnymi nóżkami i poruszając swoją trąbką umieszczoną gdzieś w rejonie między nosem a ustami na oryginalnej twarzy, dopóki z powrotem nie przyjęła bardziej szlachetnego wizerunku.
Metis podeszła do starej studni i usiadła na gładkich kamieniach. Wiatr plątał jej lekkie włosy, zarzucając non stop na twarz, dopóki nie zmieniła pozycji oczekiwania. Widać było, że się obawiała. Zerkała ukradkiem na boki, tak, jakby na kogoś czekała, zataczała kółka kciukami i stukała obcasem w ziemię, dopóki nie wybiła dziury na tyle głębokiej, że cały obcas zagłębił się w ziemię. Mruknęła coś niewyraźnie, a następnie poderwała się, gdy dostrzegła na horyzoncie osobę, o której Garbus mógł powiedzieć, że ma na pewno zeszpeconą twarz. Postać przybliżyła się szybko, idąc sprężystym krokiem, ubrana w płaszcz z kapturem, w którym ginęła prawie cała twarz, pokazując tylko to, co do tej pory udało mu się wypatrzeć.
– Znalazłaś ich? – zapytał gość, na co demonica schyliła przed nim głowę i zaczęła drżeć.
– N-nie, pani – szepnęła. – I książę, i dziewczyna zniknęli i chociaż szukałam…
– Więc to też kobieta? – Przemknęło mu przez myśl.
– Jak mogłaś ich zgubić! – wydarła się zakapturzona postać – Seth się z tego nie pozbiera! Przecież wiesz, że ta dziewczyna jest… – urwała nagle. – Kto tu jest? Pokaż się! – zażądała postać, zrywając z głowy kaptur, odsłaniając wściekła złote spojrzenie. Przerwała swoją myśl, odwracając się w kierunku chmury, w której ukrywał się Garbus. Nie miał już wątpliwości, kim okazał się tajemniczy gość. Zupełnie zrezygnowała z kamuflażu i oczom przerażonego, szpetnego dziecka ciemności ukazała się jedna z najbardziej wpływowych kobiet piekła w całej swojej wspaniałości. Jednego był pewien: umierać nie zamierzał, nieważne, kto by mu się przed nosem nie objawił.
Z początku chciał udawać głupiego i udawać, że tu nikogo nie ma, ale gdy władczyni zaczęła dłonią kreślić zaklęcie mające moc uśmiercenia go i obrócenia w popiół, zdecydował się zaryzykować. Nie miał chwili do stracenia.
– Pani, zaczekaj! Mogę ci pomóc! – zawołał, porzucając mgłę i natychmiast zasłonił głowę skutymi rękoma z kilku powodów. Po pierwsze, w obawie przed ewentualnym uderzeniem, a po drugie, był świadom, jak odpychające jest jego lico, a z jakiegoś powodu demonica nadal świdrowała go swoim spojrzeniem, pod którym najchętniej ukorzyłby się jej do stóp. To tylko kilkuminutowy dyskomfort, który był niczym przy wizji zakończenia swojego nędznego żywota.
– Ty? Jesteś nikim – prychnęła, kontynuując rysowanie zaklęcia, ale dalsze słowa garbusa kazały jej się powstrzymać.
– Jeżeli szukasz białowłosej dziewczyny, która była dziś rano z księciem Sethem, mogę ci pomóc. Znajdę ją i oddam w twoje ręce – wyrzucał z siebie kolejne słowa w wielkim pędzie i stresie. Zgodzi się czy nie? Da mu szansę?
Księżna zamilkła na chwilę, zerkając na demona. Był odrażający, ale… Czuła się przy nim swojsko. Pofolgowała swoim myślom, przenosząc się do czasów, kiedy była dzieckiem. Wówczas żyła właśnie wśród takich osób, z tego, co ukradli albo zdobyli, licząc na własną chytrość, na obrzeżach i peryferiach, jako jedna z niższej kasty. Mała, obdarta, brudna dziewczynka z wielkim marzeniem.
– Jak masz na imię? – zapytała nagle przyjaznym tonem, bez tej zwyczajowej szorstkości w głosie.
Garbus podniósł niepewnie na nią głowę, nie wiedząc, czy sobie żartuje, czy jak.
– Nie mam imienia. Straciłem je, odkąd kajdany zagościły na moich przegubach, pani – przypomniał na wszelki wypadek. Kiedyś był psotą, hulajduszą, bawiącą się ludzkim kosztem. Nie grzeszył siłą, ale nie był też ostatnią miernotą. Ot, taki zwykły, przeciętny demon. Tymczasem, jego imię przepadło, przynajmniej dopóki, dopóty jego pan, nieważne, stary czy nowy, nie zdejmie z niego brzemienia.
– Co chcesz w zamian? – zapytała rzeczowo, jednak wciąż błądząc jako swoja młodsza wersja po zalewających ją falach wspomnień.
– Pani, dziewczyna ma przy sobie broń. To alderański sztylet. Ja przyprowadzę ci ją, a w zamian chciałbym odzyskać te ostrze. Tylko tyle – oświadczył od razu, nawet nie wahając się. Jeśli mu się uda, to wkradnie się w łaski dworu, a nawet, jeśli nie, to będzie pierwszy wiedział, czy ich wyprawa nadal jest tajemnicą. W innym przypadku zasili piasek miejsca, w którym właśnie targował się o swój los.
Kurara zamyśliła się chwilę. Dobrze znała demony jego pokroju, ale wizja posiadania w miarę lojalnego sługi nawet jej odpowiadała. Potrząsnęła głową, odganiając ostatnie myśli niezwiązane z odnalezieniem ludzkiej dziewczyny, a jej krótkie, brązowe włoski zaczęły podskakiwać jak sprężynki. Na razie wolała nie wspominać, że przedmiot ich umowy jest prawdopodobnie człowiekiem, dopóki do jej nozdrzy nie dobiegł subtelny zapach. Domyśliła się, że pochodził z sakiewki garbusa, ale uśmiechnęła się w duchu. Przynajmniej wie, jak będzie ją szukał.
– Niech będzie. Znaj moją dobrą wolę: jeśli się spiszesz, otrzymasz nie tylko sztylet, ale i imię – zapewniła księżna – Dam ci na imię Chobaliel. Nie zawiedź mnie, a zyskasz na tym – zapewniła Kurara, wyciągając rękę. Jej nowy podwładny bał się uścisnąć szlachetną dłoń pani, za co został obdarzony salwą śmiechu. Spuścił swoją szpetną twarz, prosząc w duchu, aby nie okazało się to tylko czczą obietnicą, jakie często składano sobie w piekle i jakich on sam złamał w przeszłości na pęczki. Nie wiedział tylko, po co księżnej ta dziewczyna, a zapach człowieczeństwa zaczynał go niepokoić.
– Pani, ale ona prawdopodobnie… Nie jest jedną z nas – zasugerował delikatnie. Nie uśmiechało mu się zostanie późniejszym kozłem ofiarnym, a Kodeks Piekła jasno się wyrażał o karze. Zbyt drogie mu były własne dłonie, by tak szafować nimi na prawo i lewo w prezencie przebłagalnym.
– Wydaje ci się – uśmiechnęła się księżna, po czym zawróciła w miejscu – Masz mało czasu, nie jestem cierpliwa. Metis będzie tutaj codziennie czekała przez tydzień. Jeśli ci się nie uda – tutaj głos Księżnej na powrót stał się na tyle ostry, jaki bywał na co dzień, a twarz ponownie przyozdobiły blizny, aby zapewnić porządny kamuflaż – zawiodę się, a co za tym idzie, obudzisz mój gniew. Wówczas nikt cię nie ochroni – ostrzegła, odchodząc.
Cicho wyszedł na zewnątrz, okręcając łańcuchy dookoła rąk. Nie powinny dzwonić przy każdym kroku, jego samego strasznie to irytowało. Wyciągnął z kieszeni włos, który zdobył od dziewczyny, zaciągnął się jego zapachem i postanowił ją wytropić jak pies.
W ten sposób mijał uliczki wokół areny, którymi razem rano podążali, rynsztoki, dotarł nawet w miejsce, w którym spotkał ją, gdy spadła z okna, ale nigdzie jej nie było. Nawet najmniejszego śladu podobnego do tego, który ulatniał się z białego włosa. Sama nitka była na tyle cenna, że Garbus nie wypuszczał go ani na chwilę, a gdy tylko obawiał się, że mógłby zostać przez kogoś potrącony, zwijał się w kulkę strosząc swoje kolce gęsto porastające plecy, łokcie i kolana. Niech spróbuje go przemieścić, to sam tego pożałuje. Bynajmniej nie zamierzał się poddawać. Dziewczyna, która towarzyszyła obu książętom istotnym elementem planu. Sztylety, z których jeden miała w posiadaniu, były niezwykle cenne, o czym zapewne nie zdawała sobie sprawy. Inaczej nie mógł sobie wyjaśnić w żaden sposób, dlaczego zgodziła się tak bez wahania na wymianę.
– Głupia dziewczyna – mruknął sam do siebie.
O ile w duchu mógł ją nazywać głupią do oporu, o tyle ślad po niej rozmył się. Ani pod Zamkiem Królów jej nie wyczuwał, ani wśród ulic. Wątpił, że dziewczyna tak ukrywała swoją obecność. Po czasie – krótkim, co prawda – który spędzili razem ze sobą mógł śmiało stwierdzić, że była na to zbyt roztrzepana. Nie mógł jednak wiedzieć, że Zamku broniła bariera postawiona przez Sebastiana przed intruzami, a Seth również zatroszczył się, aby mu nie przeszkadzano, robiąc coś, co śmiertelnicy określiliby rozpłynięciem się w powietrzu.
W dodatku, włos zdawał się z czasem tracić swój zapach, a zaczynał śmierdzieć i to specyficzną, ludzką wonią. Garbus jęknął w duchu, tłumacząc to sobie ogarniającym zmęczeniem. Skąd u licha, miałby się wziąć człowiek wśród tylu demonów? Ponadto, żaden śmiertelnik nie pomieszkiwałby tak bezkarnie, bezczeszcząc swoją obecnością święte mury zalążka demonicznej potęgi i arystokracji. Schował swoją zdobycz do sakiewki z obrzydliwej, starej skóry kozła i ruszył naprzeciw siebie.
Chociaż nie planował, zaszył się w ciemnym rogu, pilnując, aby nikomu się nie rzucić w oczy i postanowił chwilkę odpocząć. Skoro umysł płatał mu już takie figle, że nie odróżnia już zapachu demonicy od człowieka to najwyższa pora na przerwę albo wizytę u lekarza. Pomacał się dłonią u pasa, gdzie schował jedyny drogowskaz, dzięki któremu mógł odnaleźć boginkę. Świadomość, że jednak ma jakiś trop, a nie błądzi zupełnie po omacku, dodawała mu otuchy. Oparł głowę o przechylony pień suchego drzewa, potwierdzając swoje przypuszczenia, że padło ofiarą robactwa, które pasożytowało na podobnych roślinach. Może nawet one miały by całkiem niezły smak? Był zbyt głodny, by o tym rozmyślać. Na dusze nie miał co liczyć, niewolnicy tacy jak on mogli tylko wypatrywać końca swojej egzystencji, słabnąc z każdym przebytym z wielkim trudem dniem. Rozłupał palcem korę w jednym miejscu, wyciągając z niej glistę i wkładając bez zastanowienia do ust. Trójkątne zęby w mgnieniu oka rozprawiły się z przekąską i były świadkami, jak z porównywalną szybkością mężczyzna spluwa rozmemłaną papkę za siebie, przyrzekając uroczyście, że nigdy więcej nie weźmie do ust takiego paskudztwa.
Leniwie obserwował okolicę, dopóki przed oczami nie przemknęła mu jedna ze służących, które zwykle przebywały w otoczeniu księżnej Kurary. Skoro ona tu jest, to może i władczyni zaraz się zjawi? Lepiej w takim razie ewakuować się w bezpieczne miejsce albo przynajmniej dowiedzieć, o co chodzi. Miał tylko nadzieję, że to nie ma związku z planowaną przez nich akcją. Inaczej byłoby bardzo źle, a odkładanie skoku w nieskończoność nie zapowiadało niczego dobrego.
Dyskretnie ruszył w ślad za kobietą, chcąc się dowiedzieć możliwie jak najwięcej, a że przezornie postanowił ukryć się we mgle, której nigdzie nie brakowało, nie musiał się obawiać, że ktoś go zobaczy. Gra warta była świeczki, co wywnioskował po zachowaniu kobiety. Demonica kilkukrotnie odwracała się gwałtownie do tyłu, przy czym jej długie, czarne włosy furkotały na wietrze, a w dodatku mógł do woli podziwiać sploty, jakie zdobiły jej głowę tuż przy skroni, a w końcu stanowczym ruchem dłoni spowodowała, że całą drogę za nią zaległo robactwo, od glist przez robaki na larwach kończąc, a sama zamieniła się w muchę i chociaż widok sam w sobie był przykry, o tyle do szpiega dotarł przyjemny, malinowy aromat, którego źródła upatrywał w mijającej go czarnowłosej pani owadów.
Ktokolwiek szedłby teraz za nią, utonąłby w pladze obrzydliwości. Garbus gratulował sobie w duchu posunięcia. Niezauważony przez nikogo, w miarę bezpieczny od plag pędził teraz za małym owadem, dopóki mucha nie wylądowała na ziemi, zajmując się rytualnym zajęciem typowym dla swego gatunku: pocierając o siebie tylnymi nóżkami i poruszając swoją trąbką umieszczoną gdzieś w rejonie między nosem a ustami na oryginalnej twarzy, dopóki z powrotem nie przyjęła bardziej szlachetnego wizerunku.
Metis podeszła do starej studni i usiadła na gładkich kamieniach. Wiatr plątał jej lekkie włosy, zarzucając non stop na twarz, dopóki nie zmieniła pozycji oczekiwania. Widać było, że się obawiała. Zerkała ukradkiem na boki, tak, jakby na kogoś czekała, zataczała kółka kciukami i stukała obcasem w ziemię, dopóki nie wybiła dziury na tyle głębokiej, że cały obcas zagłębił się w ziemię. Mruknęła coś niewyraźnie, a następnie poderwała się, gdy dostrzegła na horyzoncie osobę, o której Garbus mógł powiedzieć, że ma na pewno zeszpeconą twarz. Postać przybliżyła się szybko, idąc sprężystym krokiem, ubrana w płaszcz z kapturem, w którym ginęła prawie cała twarz, pokazując tylko to, co do tej pory udało mu się wypatrzeć.
– Znalazłaś ich? – zapytał gość, na co demonica schyliła przed nim głowę i zaczęła drżeć.
– N-nie, pani – szepnęła. – I książę, i dziewczyna zniknęli i chociaż szukałam…
– Więc to też kobieta? – Przemknęło mu przez myśl.
– Jak mogłaś ich zgubić! – wydarła się zakapturzona postać – Seth się z tego nie pozbiera! Przecież wiesz, że ta dziewczyna jest… – urwała nagle. – Kto tu jest? Pokaż się! – zażądała postać, zrywając z głowy kaptur, odsłaniając wściekła złote spojrzenie. Przerwała swoją myśl, odwracając się w kierunku chmury, w której ukrywał się Garbus. Nie miał już wątpliwości, kim okazał się tajemniczy gość. Zupełnie zrezygnowała z kamuflażu i oczom przerażonego, szpetnego dziecka ciemności ukazała się jedna z najbardziej wpływowych kobiet piekła w całej swojej wspaniałości. Jednego był pewien: umierać nie zamierzał, nieważne, kto by mu się przed nosem nie objawił.
Z początku chciał udawać głupiego i udawać, że tu nikogo nie ma, ale gdy władczyni zaczęła dłonią kreślić zaklęcie mające moc uśmiercenia go i obrócenia w popiół, zdecydował się zaryzykować. Nie miał chwili do stracenia.
– Pani, zaczekaj! Mogę ci pomóc! – zawołał, porzucając mgłę i natychmiast zasłonił głowę skutymi rękoma z kilku powodów. Po pierwsze, w obawie przed ewentualnym uderzeniem, a po drugie, był świadom, jak odpychające jest jego lico, a z jakiegoś powodu demonica nadal świdrowała go swoim spojrzeniem, pod którym najchętniej ukorzyłby się jej do stóp. To tylko kilkuminutowy dyskomfort, który był niczym przy wizji zakończenia swojego nędznego żywota.
– Ty? Jesteś nikim – prychnęła, kontynuując rysowanie zaklęcia, ale dalsze słowa garbusa kazały jej się powstrzymać.
– Jeżeli szukasz białowłosej dziewczyny, która była dziś rano z księciem Sethem, mogę ci pomóc. Znajdę ją i oddam w twoje ręce – wyrzucał z siebie kolejne słowa w wielkim pędzie i stresie. Zgodzi się czy nie? Da mu szansę?
Księżna zamilkła na chwilę, zerkając na demona. Był odrażający, ale… Czuła się przy nim swojsko. Pofolgowała swoim myślom, przenosząc się do czasów, kiedy była dzieckiem. Wówczas żyła właśnie wśród takich osób, z tego, co ukradli albo zdobyli, licząc na własną chytrość, na obrzeżach i peryferiach, jako jedna z niższej kasty. Mała, obdarta, brudna dziewczynka z wielkim marzeniem.
– Jak masz na imię? – zapytała nagle przyjaznym tonem, bez tej zwyczajowej szorstkości w głosie.
Garbus podniósł niepewnie na nią głowę, nie wiedząc, czy sobie żartuje, czy jak.
– Nie mam imienia. Straciłem je, odkąd kajdany zagościły na moich przegubach, pani – przypomniał na wszelki wypadek. Kiedyś był psotą, hulajduszą, bawiącą się ludzkim kosztem. Nie grzeszył siłą, ale nie był też ostatnią miernotą. Ot, taki zwykły, przeciętny demon. Tymczasem, jego imię przepadło, przynajmniej dopóki, dopóty jego pan, nieważne, stary czy nowy, nie zdejmie z niego brzemienia.
– Co chcesz w zamian? – zapytała rzeczowo, jednak wciąż błądząc jako swoja młodsza wersja po zalewających ją falach wspomnień.
– Pani, dziewczyna ma przy sobie broń. To alderański sztylet. Ja przyprowadzę ci ją, a w zamian chciałbym odzyskać te ostrze. Tylko tyle – oświadczył od razu, nawet nie wahając się. Jeśli mu się uda, to wkradnie się w łaski dworu, a nawet, jeśli nie, to będzie pierwszy wiedział, czy ich wyprawa nadal jest tajemnicą. W innym przypadku zasili piasek miejsca, w którym właśnie targował się o swój los.
Kurara zamyśliła się chwilę. Dobrze znała demony jego pokroju, ale wizja posiadania w miarę lojalnego sługi nawet jej odpowiadała. Potrząsnęła głową, odganiając ostatnie myśli niezwiązane z odnalezieniem ludzkiej dziewczyny, a jej krótkie, brązowe włoski zaczęły podskakiwać jak sprężynki. Na razie wolała nie wspominać, że przedmiot ich umowy jest prawdopodobnie człowiekiem, dopóki do jej nozdrzy nie dobiegł subtelny zapach. Domyśliła się, że pochodził z sakiewki garbusa, ale uśmiechnęła się w duchu. Przynajmniej wie, jak będzie ją szukał.
– Niech będzie. Znaj moją dobrą wolę: jeśli się spiszesz, otrzymasz nie tylko sztylet, ale i imię – zapewniła księżna – Dam ci na imię Chobaliel. Nie zawiedź mnie, a zyskasz na tym – zapewniła Kurara, wyciągając rękę. Jej nowy podwładny bał się uścisnąć szlachetną dłoń pani, za co został obdarzony salwą śmiechu. Spuścił swoją szpetną twarz, prosząc w duchu, aby nie okazało się to tylko czczą obietnicą, jakie często składano sobie w piekle i jakich on sam złamał w przeszłości na pęczki. Nie wiedział tylko, po co księżnej ta dziewczyna, a zapach człowieczeństwa zaczynał go niepokoić.
– Pani, ale ona prawdopodobnie… Nie jest jedną z nas – zasugerował delikatnie. Nie uśmiechało mu się zostanie późniejszym kozłem ofiarnym, a Kodeks Piekła jasno się wyrażał o karze. Zbyt drogie mu były własne dłonie, by tak szafować nimi na prawo i lewo w prezencie przebłagalnym.
– Wydaje ci się – uśmiechnęła się księżna, po czym zawróciła w miejscu – Masz mało czasu, nie jestem cierpliwa. Metis będzie tutaj codziennie czekała przez tydzień. Jeśli ci się nie uda – tutaj głos Księżnej na powrót stał się na tyle ostry, jaki bywał na co dzień, a twarz ponownie przyozdobiły blizny, aby zapewnić porządny kamuflaż – zawiodę się, a co za tym idzie, obudzisz mój gniew. Wówczas nikt cię nie ochroni – ostrzegła, odchodząc.
*
Sebastian
opuścił arenę ze strasznym bólem głowy. Czuł się tak upokorzony, że nawet nie
zwrócił uwagi na to, że odkąd zmusił drzemiącą w nim świadomość do
podporządkowania się jego woli, czuł się coraz gorzej i gorzej, z uwagi na ból
rozsadzający czaszkę. Wychodząc sprawiał wrażenie nietrzeźwego, tak bowiem
zataczał się na boki, a każdego, który miał nieszczęście stanąć mu na drodze i
w porę nie uskoczyć, spychał na bok, nie licząc się z siłą. Uparcie próbował
wyprzeć ze swojego umysłu moment, w którym bogini wyciągnęła do niego dłoń,
lecząc jego ranę. Że gniewał się na nią – to było za mało powiedziane, a nawet
można by to uznać za śmieszne niedopowiedzenie. Nie znajdował wyrazów, by określić,
jak bardzo jest na nią wściekły. Pulsujący ból nie pomagał w znalezieniu
rozwiązania, a sam modlił się już tylko o to, aby jak najszybciej oddalić się
od tego zgiełku, dać upust swoim nerwom i móc odreagować. Nogi same zaniosły go
na Wilcze Wzgórze, gdzie położył się na ziemi, wzniecając wokół siebie pożar i
krzycząc. Żywioł nie robił mu krzywdy, a sam, dając sobie upust negatywnym
emocjom, które się w nim uzbierały, zaczynał się czuć coraz lepiej, postanawiając,
że bez znaczenia, kiedy ją zobaczy, po prostu otworzy oficjalny portal i ją tam
wyrzuci, pozbywając się kłopotu raz na zawsze.
Wówczas stąpiło na niego oczyszczające katharsis. Poczuł się lepiej, a nawet pozwolił na to, aby powieki przymknęły jego zmęczone oczy, podsuwając kawałek wizji, którą już wcześniej widział. Rozpoznał miejsce od razu.
Okrągły, kamienny plac spowity we mroku, tym razem pokazał mu coś jeszcze. Na środku, siedziała skulona postać. Nie widział jej twarzy, ani znaków szczególnych, był jednak pewien, że jest to ktoś ważny. Jeden z nielicznych szczegółów, jakie udało mu się zauważyć, to że ta osoba miała złociste bransolety na chudych nadgarstkach. Te dwanaście twarzy, które widział wówczas w drzwiach prowadzących na plac zebrało się tutaj w jednym i tym samym celu, by osądzić tę białowłosą istotę.
– Czy żałujesz swojego czynu? – dotarł do niego potężny głos, ale istota nawet nie zadrżała. Uniosła głowę i równie hardym tonem odpowiedziała, że nie. Po sali poniósł się pomruk ni to niezadowolenia, ni to zdziwienia, a oczy, które widział w korytarzach, zaczęły spoglądać po sobie, szepcząc między sobą imię, które Raum chciał koniecznie usłyszeć.
– Zhańbiłaś dobre imię Walkirii, pomagając demonom. Dlatego zostaniesz pozbawiona swej boskości i odrodzisz się na Ziemi jako zwykły człowiek – zapadła decyzja, która spotkała się z wielkim sprzeciwem. Książę nie wiedział, o co chodzi, a gdy obraz zaczął się rozmywać, gorączkowo próbował usłyszeć imię skazanej. Jednak nic z tego, wizja, jak przyszła niespodziewanie, tak samo odeszła w zapomnienie, zostawiając Księcia z pewnym niesmakiem.
Wówczas stąpiło na niego oczyszczające katharsis. Poczuł się lepiej, a nawet pozwolił na to, aby powieki przymknęły jego zmęczone oczy, podsuwając kawałek wizji, którą już wcześniej widział. Rozpoznał miejsce od razu.
Okrągły, kamienny plac spowity we mroku, tym razem pokazał mu coś jeszcze. Na środku, siedziała skulona postać. Nie widział jej twarzy, ani znaków szczególnych, był jednak pewien, że jest to ktoś ważny. Jeden z nielicznych szczegółów, jakie udało mu się zauważyć, to że ta osoba miała złociste bransolety na chudych nadgarstkach. Te dwanaście twarzy, które widział wówczas w drzwiach prowadzących na plac zebrało się tutaj w jednym i tym samym celu, by osądzić tę białowłosą istotę.
– Czy żałujesz swojego czynu? – dotarł do niego potężny głos, ale istota nawet nie zadrżała. Uniosła głowę i równie hardym tonem odpowiedziała, że nie. Po sali poniósł się pomruk ni to niezadowolenia, ni to zdziwienia, a oczy, które widział w korytarzach, zaczęły spoglądać po sobie, szepcząc między sobą imię, które Raum chciał koniecznie usłyszeć.
– Zhańbiłaś dobre imię Walkirii, pomagając demonom. Dlatego zostaniesz pozbawiona swej boskości i odrodzisz się na Ziemi jako zwykły człowiek – zapadła decyzja, która spotkała się z wielkim sprzeciwem. Książę nie wiedział, o co chodzi, a gdy obraz zaczął się rozmywać, gorączkowo próbował usłyszeć imię skazanej. Jednak nic z tego, wizja, jak przyszła niespodziewanie, tak samo odeszła w zapomnienie, zostawiając Księcia z pewnym niesmakiem.
O mamusiu... brakuje mi słów na określenie tego... ta wizja taka niespodziewana.. oby tylko Raum nie postąpił tak jak zamierza bo jeżeli wizja dotyczyła Andatejki.. nie chcę nawet o tym myśleć.. brr. A przy okazji mam pytanie osobiste ;) Czy mogłabym wykorzystać fragment 4 rozdz. do mojego opka ? Proszę, proszę, proszę... :D
OdpowiedzUsuńOOoo, kruszynko, a co dokładnie chcesz wziąć? O.o
UsuńBOŻE, STAŁAM SIĘ INSPIRACJĄ Kyaaaaaaaa <3
I naturalnie zalinkujesz, bo ja też chcę poczytać :D Oraz napiszesz, że wzięłaś ode mnie ^^
Ej, cieszę się :*
Mówiąc konkretniej nie rozdz. 4 a rozdz. 5 i w sumie to początek a jakby się dało to i cały rozdz. zależy w jakim kierunku pójdzie mi wena :D Ogólnie to chodzi mi o tą scenę jak ona przynosi to niemowlę i tą ich rozmowę ;) Pogadam jeszcze z koleżanką bo nie piszę tego sama więc rozumiesz :D Ale oczywiście dam znak, że to nie moje fragmenty.. jestem uczciwą osobą. Nie wiem czy zalinkuję bo w sumie my to piszemy we własnym zakresie, nie na Wattpadzie ani nie prowadzimy bloga ale jak koleżanka się zgodzi bym użyła tych fragmentów to coś pomyślimy :D
UsuńW porządku :) I tak duma mnie rozpiera, że ktoś chce zapożyczyć coś ode mnie :)
UsuńPrzepraszam, że późno, ale jednak cofam pozwolenie na wykorzystanie mojej twórczości w waszym nie wiadomo czym. Nie podoba mi się t, że nawet po przywłaszczeniu fragmentu nie będę mogła zobaczyć, co właściwie tworzycie, więc... Więc nie. Piszecie to we dwójkę, więc zlitujcie się: nie ma potrzeby zapożyczania niczego ode mnie.
UsuńNosz... uuu a już pokazałam koleżance i się podobało teraz będę musiała to zmieniać... niesprawiedliwość... ;( Trudno, muszę przełknąć dumę i się pogodzić z tą decyzją :( A ładnie piszesz no i ten fragment akurat mi tak świetnie pasował :( Niech to...
UsuńNa początek: motzno niel polecam upoważniania innych do używania kawałków Twojego tekstu w cudzych tekstach. Bór jeden wie, co się z tym stanie, lepiej nie ryzykować. Szczególnie że nasz fejm nie jest na tyle duży, by bez problemu potem udowadniać coś w razie potrzeby. A teraz do sedna:
OdpowiedzUsuńLoffciam zataczającego się Sebcia. Nie pijanego, nie skacowanego, ale cierpiącego. Uwielbiam to, jestę złę autorkę. I ta jego wizja. Zastanawiam się, czy tą skazaną nie będzie Andatejka, ale to by było zbyt proste, więc będę po cichu mieć nadzieję, że to jakiś grubszy plottwist. Swoją drogą było mu się bawić głupio i teraz ma: dziwne głosy w głowie, jakieś nowe moce, wizje z dupy. Nauczka dla wszystkich, że nie warto wagarować xDDDD.
Za to akcja z garbusem z serii moich ulubionych: "Jak nagły przypływ weny zmienić w istotną część fabuły.". Propsuję xD.
No i w sumie tyle, nad samym garbusem nie będę się rozwodzić, bo go nie lubię, a imię, które dostanie, idealnie pasuje do mojej wizji jego obrzydliwości xD. No i nazwa sztyletu. Też chcę z taką łatwością je wymyślać. A mnie to zawsze, kurde, jak po gwoździach, bo za łatwo być nie może xD.
Nooo, to czekam na tego nexta z pomysłem. XO XO nie zapomne dorzucić linka http://czarnarozademona.blogspot.com Nami Senpai xDDDD
Przecież pozycjonowanie samo się nie zrobi, ależ skąd. XD Ciekawe, jaki byłby sens, gdybym zrobiła je na własnym blogu XD No, mniejsza o to.
UsuńCzy ty wiesz, jaki ja zonk przeżyłam, kiedy to już napisałam? Taki że woooooo, mózgu, jak ja cię kocham XD I jak strasznie otworzyć klapę kompa, bo inna myśl, że: Ale ja nie mam pomysłu i nic nie wiem.
A ten sztylet jest od samego początku XD Tak naprawdę to jeszcze ten, którym mama Sebusia celowała w Kurarę XD
No a Sebcio sam nie wie. Po prostu dla niego wszystkiego jest za dużo. Dla Ałtoreczki też XD
A z drugiej strony: pozwolę, czy nie, zawsze znajdzie się taka KirokoXD, która nawet nie zapyta, a przywłaszczy sobie nawet bez wiedzy.
Ale jak nie pozwolisz, to potem masz dowód, a jak pozwoliłaś, to zawsze się mogą wykpić, że warunki były niejasne. Więc wiesz, szkoda zachodu. Niech same myślą i kombinują, a nie się wyręczają cudzymi wypocinami xD. Bo co innego cytat pod zdjęciem (dasz wiarę, że ktoś mnie o to poprosił? XD)a co innego cytowanie kawałka albo całego rozdziału. Nie wiem, śmierdzi mi to po prostu. A potem jeszcze się takie selfpublishnie i będzie. A skoro Leitha przegrała, to i Ty byś nie miała szans TT_TT.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mam nadzieję że Raum pomoże Anadejce robi się coraz niebezpieczniej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia