Bardzo przepraszam za brak
zeszłotygodniowej notki. Jakoś tak się złożyło, że niby w sumie była, ale nie
było kiedy ją sprawdzić, a nie chciałam wstawiać fragmentu, który chociaż w
minimalnym stopniu by mnie nie zadowalał.
Sama nie wierzę, że to już trzydziesta część. Zgadzam się, że początki były o wiele krótsze, ale i tak jestem dumna z postępów. I cieszę się z waszych komentarzy, chociaż ostatnio mam wrażenie, że mam ukrytych czytelników ninja, którzy nie komentują, jednak w tygodniu znajdują czas na przeczytanie rozdzialików.
Także: pozdrawiam wszystkich czytelników :)
I wspomnę na wszelki wypadek: zarówno Robert ( Robert I Wspaniały) , jak i Ryszard ( Ryszard III) , są postaciami historycznymi. Reszta jest fikcją literacką.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXX~~
Sama nie wierzę, że to już trzydziesta część. Zgadzam się, że początki były o wiele krótsze, ale i tak jestem dumna z postępów. I cieszę się z waszych komentarzy, chociaż ostatnio mam wrażenie, że mam ukrytych czytelników ninja, którzy nie komentują, jednak w tygodniu znajdują czas na przeczytanie rozdzialików.
Także: pozdrawiam wszystkich czytelników :)
I wspomnę na wszelki wypadek: zarówno Robert ( Robert I Wspaniały) , jak i Ryszard ( Ryszard III) , są postaciami historycznymi. Reszta jest fikcją literacką.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXX~~
Sebastian stał osłupiały, rejestrując tylko wzrokiem, jak jego kontrahent wymija go pewnym krokiem i coraz bardziej się oddala, z planem, który przed chwilą zrodził się w jego umyśle i który postanowił natychmiast wcielić w życie.
– Idziesz, czy nie? – zdecydowany głos mężczyzny wyrwał go z pewnego otępienia, nieznośnie drażniąc zmysły. Ocknął się momentalnie i z przepraszającym uśmiechem na ustach skłonił lekko głowę.
– Oczywiście.
Właściwie, był ciekaw tego, co planował hrabia. Wszakże sprawa miała dotyczyć jego brata, który przebywał w twierdzy. Chciał się na nim zemścić? Pokonać wtedy, kiedy się nie spodziewa? To byłoby nawet ciekawe. Miesiące oblężenia Falaise, żeby podstępnie dać się złapać i kiedy przeciwnik sądził, że już ma go w swoich rękach, ten decyduje się na decydujący ruch: szach. Zwyczajnie zaczynało mu się podobać to, że może tak bezkarnie ingerować w ludzkie losy, a już na pewno bycie widzem z zarezerwowanym najlepszym miejscem, z którego może podziwiać całą obsadę dramatu, a nawet zerkać od czasu do czasu, co się dzieje za kulisami.
– Znajdź kwaterę mojego brata i dopilnuj, aby nikogo nie było w środku ani na zewnątrz. Chcę przygotować odpowiednie powitanie. – rozkazał hrabia z cynicznym uśmieszkiem na twarzy.
Demon nie miał wątpliwości. To był kolejny rozkaz, który musiał wykonać. Nie wiedział tylko czy lepiej będzie zostawić hrabiego tutaj, przynajmniej dopóki nie wykona zadania, czy wziąć go ze sobą. Druga opcja była o wiele bardziej kłopotliwa, a Sebastian wręcz nie cierpiał, kiedy patrzono mu na ręce podczas pracy. Inwigilacja to coś, co chętnie zniszczyłby własnoręcznie, spalił i zakopał w ogródku, jeśli tylko byłby w stanie tego dokonać. Zresztą, kontrakt nic nie mówił o niańczeniu kontrahenta, a gdyby coś istotnie stanowiłoby zagrożenie dla jego życia, zdążyłby wrócić na czas, żeby zażegnać niebezpieczeństwo. Wobec tego postanowił zrobić tak, jak będzie mu wygodniej.
– Proszę w takim razie na mnie zaczekać. Wrócę, gdy wszystko będzie gotowe. – oznajmił i już miał iść, kiedy stanowczy sprzeciw kontrahenta zatrzymał go wpół kroku. Sebastian stanął osłupiały i odwrócił zdziwioną twarz w stronę mężczyzny. On miał czelność się nie zgodzić? – Przepraszam, niedosłyszałem. – odpowiedział, uśmiechając się grzecznie, mając nadzieję, że hrabia zrozumie tę subtelnie przemyconą aluzję. Tak ładnie się do niego odezwał, nawet nazwał go panem, chociaż mógłby jeszcze na ten temat podyskutować, a jemu co w tym układzie nie pasuje?! Rozkazał, więc niech z łaski swojej usiądzie na zadku i zaczeka, aż wykona za niego brudną robotę. Ludzie są tacy ograniczeni i głupi. Co za utrapienie.
– Idę z tobą. Chyba nie sądzisz, że mnie tu zostawisz i zwiejesz z obietnicą kolacji? – powtórzył hrabia, zerkając podejrzliwie na demona.
Sebastian aż zagotował się w środku. Po pierwsze, będzie mu się ciężej i wolniej wykonywało zadanie. Jak on to sobie wyobrażał, że będzie z nim biegał po murach budynku, jak dziecko szympansa uczepione na maminej szyi? Nie poczuwał się jakoś szczególnie do teorii ewolucji Darwina, żeby zgodzić się na ten układ. Ludzie to co innego, przynajmniej raz na ludzką dekadę dochodził do wniosku, że jednak ten szalony naukowiec mógł mieć odrobinę racji, biorąc pod uwagę to, jak się zachowują i jak bardzo upośledzona jest ich zdolność do wyciągania wniosków z własnych decyzji i uczenia się. Po drugie, chyba właśnie bardzo kulturalnie ubrał w słowa swoją myśl, którą najwyraźniej kontrahent nie zrozumiał. Wobec tego ma to powiedzieć bardziej dobitnie, czy prosto z mostu stwierdzić, że będzie ciężarem?
– Nie mogę zignorować pańskiego rozkazu, w przeciwnym razie nasze przymierze uległoby zerwaniu. Proszę się nie martwić i zaczekać na mnie tutaj. Zaręczam, że szybko się uwinę z zadaniem. – powoli mówił poirytowany książę piekieł, dobitnie akcentując każdy wymawiany wyraz. Profilaktycznie brał dłuższe oddechy między zdaniami, żeby nie wybuchnąć. Skoro jest sługą, musi być cierpliwy, albo wypracować w sobie mechanizm nie denerwowania się na głupotę kontrahentów, jednak nie zamierzał być aż tak biernym, jak służba w jego rodzinnych stronach. Już dawno postanowił sobie, że jeśli będzie okazja do manipulacji człowiekiem, on pierwszy z niej skorzysta.
– Niech ci będzie – mruknął poirytowany hrabia. – Tylko się pośpiesz, nie zamierzam sterczeć tu przez pół nocy.
Sebastian jeszcze opamiętał się na tyle, by odejść spokojnym krokiem, ale gdy tylko cień okrył jego postać, wdrapał się po murze zwinnie jak jaszczurka, przeskakując przez poręcz i z anielskim uśmiechem wymierzając cios dwóm strażnikom, którzy w niemym przerażeniu oglądali popisy wspinaczkowe demona. Miał znaleźć kwaterę króla, więc założył, że będzie pilnie strzeżona. Trochę niedobrze, zwłaszcza, że Robert zażyczył sobie, by nikogo przy niej nie było. Ale ostatecznie, co to za problem dla takiego demona jak on.
Przyjrzał się uważnie dwóm nieprzytomnym strażnikom, po czym stworzył sobie taki sam uniform. Miał już nawet pomysł, jak szybko i pewnie trafić w pożądane miejsce. Po prostu ruszył przed siebie, czekając tylko, aż natknie się na pierwszego lepszego żołnierza. Tak też się i stało. Nie zdążył przekroczyć drzwi dzielących basztę od schodów prowadzących na dziedziniec, gdy zauważył zbliżającą się do niego straż.
– Mam pilną wiadomość do króla. Kazano mi ją przekazać osobiście. - oświadczył, lustrując wzrokiem strażników. Ci spojrzeli po sobie, po czym powiedzieli, żeby szedł za nimi. W ten sposób pierwsza część planu Michaelisa została zrealizowana. W przebraniu poruszał się w asyście dwóch – niczego nie podejrzewających– wartowników. Teraz została druga, która o wiele bardziej mu się podobała i obiecywał sobie po niej dużo zabawy, a może nawet jakąś duszę, która nie obrzydziłaby go samym zapachem.
Idąc w grupie, nie wzbudzał podejrzeń, więc mijani okoliczni żołnierze nawet nie zaszczycali go nadmierną uwagą. Tymczasem, od nóg demona, po ziemi ciągnęły się czarne cienie, które niespostrzeżenie podpełzały do mijanych osób i dusiły je tak dyskretnie, że nieszczęśnicy nie mieli nawet okazji krzyknąć czy szarpać się. Pod osłoną nocy, niezauważone, oplatały ciała ofiar, by odnaleźć wszystkie punkty witalne i zmiażdżyć je z taką siłą, aby mieć pewność, że nikt nie pozostanie przy życiu. W ten sposób cała droga została oczyszczona, a Sebastian stanął przed główną kwaterą, z doskonale zapamiętaną i na dodatek, zaznaczoną pasmem trupów trasą na wypadek, gdyby zapomniał, którędy przyszedł.
– Wasza wysokość powinna się tu zaraz zjawić. Zaczekaj. – pouczył go jeden z towarzyszących mężczyzn, zanim cień go nie udusił i nie upadł głucho na ziemię. Sebastian uśmiechnął się, po czym rzucił wzrokiem na pobojowisko, jakie po sobie zostawił. Wystarczył jeden błysk szkarłatnych oczu, by ciała rozpłynęły się we mgle. Wdrapał się na mur strzelniczy, zeskoczył na ziemię i podszedł do wyraźnie znudzonego hrabiego.
– Co tak długo. Jesteś demonem czy nie? – warknął poirytowany, policzkując Sebastiana. Tylko cudem demon powstrzymał się przed tym, żeby go nie rozszarpać, ale wściekłe oczy przeszywające na wylot zdradzały go i przedmiot jego myśli. Odegra mu się za to i to już całkiem niedługo.
– Wszystko gotowe. Proszę za mną – odpowiedział, nie siląc się na żadne "panie". W związku z tym, jak zachował się przed chwilą Robert, nie miał zamiaru zanieść go pod samą kwaterę, chociaż mógłby. Za to postanowił go ciągnąć na górę po ciemnych, wąskich schodach.
– Tędy – uśmiechnął się złośliwie, znikając w środku. On widział doskonale, ale po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że może jego kontrahent wolałby, aby miał jakąś pochodnię, jako jego przewodnik do komnat królewskich. Demon rozejrzał się po ścianie i zdjął pierwszą napotkaną żelazną konstrukcję, wzrokiem rozpalając płomień.
Demon szedł zdecydowanie zbyt szybko dla Roberta, ale hrabia nie miał pojęcia, czy robi mu to na złość, czy taka jest jego demoniczna natura, a w nią wpisany pośpiech. Jednak nie czuł się pewien, gdy światło znikało zbyt szybko w tym krętym pochodzie. Wówczas gorączkowo próbował dogonić swojego nowego sługę, ale ten najwyraźniej bawił się ze swoim kontrahentem jak kot z myszką, oddalając się coraz bardziej tak, że szlachcic słyszał tylko echo kroków swojego podwładnego. Ciężko przełknął ślinę i spróbował wmówić sobie, ze w ciemności nic się nie kryje, a przecież demon jest przed nim i gdyby coś mu zagrażało, to według umowy powinien mu pośpieszyć z pomocą. Skoro tego nie robi, to nie ma czego się bać. Nyktofobia księcia była jednak silniejsza, bo chwilę później już gorączkowo wbiegał po schodach, sapiąc, jakby miał za sobą co najmniej maraton, a nie kilkadziesiąt stopni.
– Zaczekaj – wycharczał, doganiając demona.
Sebastian z całych sił powstrzymywał się, by się nie roześmiać z tak idiotycznego w jego rozumieniu strachu. Ta słabość odkrył zupełnie przypadkowo, zamyślając się i zaczynając iść odrobinę szybciej, a później, gdy zauważył nerwowość Roberta, postanowił zemścić się w ten sposób za niedawne spoliczkowanie. Warto było. Widząc minę Roberta, miał wielką ochotę roześmiać mu się w twarz i wyzywać go od tchórzy, ale był pewien, że niejeden przed nim to zrobił, więc postanowił tylko to zapamiętać, by wykorzystać to w odpowiedniej chwili przeciw hrabiemu.
Wdrapawszy się na piętro, hrabia odetchnął głęboko i spojrzał w rozgwieżdżone niebo nad sobą. Nareszcie koniec tych przeklętych schodów. Słychać było jedynie ćwierkania ptaków, chociaż coś go zaniepokoiło. Miał wrażenie, jakby coś było nie w porządku, a to za sprawą martwej ciszy zalegającej całą basztę.
– Gdzie jest straż? – zapytał trzeźwo, rozglądając się wokół.
– Zgodnie z rozkazem, kazałeś mi oczyścić teren. – odparł z dumą Sebastian, zapraszając dłonią, aby ruszył przed nim – na wprost znajduje się kwatera króla. Jeszcze się nie pojawił, więc jeśli zależy panu na niespodziance, radzę się pośpieszyć. – wyszczerzył delikatnie kły w uśmiechu, licząc na kolejną dobrą zabawę.
Demon ponownie przemierzał ścieżkę, na której niespełna pięć minut temu wymordował wszystkich, którzy pełnili tam wartę. Mijając puste miejsca, nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia, a że wręcz był z siebie dumny, że pozbył się nawet ciał, korzystając ze swoich nieograniczonych możliwości. Uważał, że hrabia powinien to zauważyć, a przynajmniej, wyciągnąć odpowiednie wnioski, a tymczasem mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby go to wcale nie obchodziło. Obojętnie szedł za demonem z pochyloną głową, nawet nie starając się niczego udowadniać. Wyglądał tak, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Spod półprzymkniętych powiek zerkał tylko pod nogi, nawet na moment się nie rozpraszając. Jednak teraz nie sprawiał wrażenia, jakby się bał ciemności. Najwyraźniej odczuwał lęk tylko przed ciemnymi, ciasnymi pomieszczeniami. Demon wzruszył ramionami. Będzie miał jeszcze czas na uściślenie, co dokładnie wywołało lęk w jego nowym panu.
– To tutaj. Nie wyczuwam niczyjej obecności. – zakomunikował, otwierając drzwi.
Robert skinął głową i bez wahania wszedł do pomieszczenia tak, jakby wchodził do siebie po takim czasie, jaki potrzebny jest do odwiedzenia toalety i powrotu. Obrzucił nieobecnym spojrzeniem stojące pod ścianą skrzynie po czym podszedł do stołu, przerzucając równo ułożone papiery i nerwowo przyglądając się zapisanej na nich treści, by po chwili odrzucić na bok, nie dbając o to, gdzie upadnie.
– Czy mogę pomóc? – zapytał uprzejmie Sebastian, podchodząc nieznacznie do stołu.
– Nie. – stwierdził twardo, opierając dłonie o blat i ciężko dysząc. – Przynieś wina.
Demon uśmiechnął się, po czym nawet nie ruszając się z miejsca podał sfrustrowanemu mężczyźnie napełniony kieliszek i obok postawił butelkę z ciemnym, aromatycznym trunkiem. Książę spojrzał niechętnie na lampkę z trunkiem, po czym wyciągnął rękę przed siebie, zaciskając palce na szyjce z matowego szkła i pociągnął zdrowy łyk.
– Co zrobiłeś ze strażnikami? – zapytał, gdy przyjemne uczucie ciepła rozeszło się po jego ciele. Nawet myślenie zaczęło toczyć się lepszym trybem.
– Pozbyłem się ich, zgodnie z pańskim życzeniem. – odparł rozbawiony demon. Dopiero zauważył czy zaczęło mu się zbierać na wyrzuty sumienia? Przeszli całą drogę wyludnioną trasą, a mimo to, książę nie rzucił wcześniej żadnej uwagi na ten temat. Raumowi wydawało się, że zaaprobował jego działania, a teraz dochodził do wniosku, że książę był zbyt pochłonięty własnymi myślami.
W odpowiedzi hrabia pociągnął z butelki i rozsiadł się na posłaniu założonym drogimi futrami. Sebastian nie zamierzał ingerować w jego plany, postanowił tylko dopilnować, żeby wyszedł z tego żywy. Pragnął tylko, jak każdy widz, aby przedstawienie, które przyjdzie mu zobaczyć, było wystarczająco ciekawe, aby nie zasnąć w jego trakcie.
Po jakimś czasie, obaj usłyszeli na zewnątrz kroki. Hrabia momentalnie się ożywił, a na jego twarzy zagościł nawet lekki uśmiech. Sebastian spojrzał pytająco na swojego nowego pana, ale nie otrzymawszy żadnych wytycznych, pozostał w tym samym miejscu, w którym obecnie przebywał. Skoro nie chciał się dzielić swoim planem, nie zamierzał nalegać.
Przez uchylone drzwi wpadło do środka świeże, nocne powietrze i w ślad za nim do pokoju wszedł jakiś człowiek, na widok którego hrabia natychmiast się rozchmurzył, a nowoprzybyły, spojrzawszy na niezapowiedzianych gości w swojej komnacie, omal nie upadł, chwytając się kurczowo klamki. Z jego ust wyrwał się krzyk przerażenia, kiedy zamiast metalu wyczuł za sobą coś miękkiego. Im dłużej próbował wymacać, dlaczego klamka jest miękka, tym bardziej zaczynał się bać, aż na czoło wyszły mu kropelki potu.
Sebastian niemo porozumiał się z Robertem i stanął w drzwiach, odcinając królowi jedyną drogę ucieczki. Teraz zdany był na łaskę i niełaskę swojego brata, który niespodziewanie wyciągnął asa z rękawa, co diametralnie odwróciło sytuację na jego korzyść.
– Widzisz, twój plan się nie powiódł – zaczął rozbawiony Robert – Przygotowałeś nawet taki ładny wpis do kronik o mnie. „Młodszy brat króla, Robert, zmarł w wyniku ran odniesionych w boju”. Cóż za szlachetność! – zakpił, pociągając drugi haust z butelki.
Pierwszy szok minął i król, a właściwie, Ryszard III, podniósł się z podłogi i z pogardą obrzucił wzrokiem swojego brata.
– Jesteś pijany. Nie wiem, jak się wydostałeś z tamtej celi, ale zaraz każę strażom odprowadzić cię do niej z powrotem. Mam nadzieję, że będziesz się czuł niej jak u siebie w domu. Straż! – krzyknął, czekając, aż ktoś nadejdzie zza drzwi. Jednak nic takiego się nie stało.
– To nie będzie konieczne, tak jak poprawa wzmianki o mojej rzekomej śmierci. A ucieczkę zawdzięczam temu rycerzowi, który stoi za tobą – odparł, przechylając ponownie zawartość butelki do swojego gardła.
– To zdrada! – krzyknął oburzony król, odwracając się gwałtownie do tyłu, chcąc na własne oczy zobaczyć, o kim mówił jego brat i kogo najwyraźniej niechcący wziął za klamkę. Konsternacja na jego twarzy, gdy jego nos znalazł się na wysokości obojczyka demona, była wprost nie do opisania, a demon z trudem ukrywał swoją wesołość.
– Kim… Kim jesteś?
– Piekielnie dobrym rycerzem. – odparł rozbawiony Sebastian, czekając na jakieś rozkazy, a tymczasem, ku jemu olbrzymiemu rozczarowaniu, Robert znalazł ukojenie w alkoholu i na nim najwyraźniej budował swoją odwagę.
– Czego chcesz? Dobrze wiesz, że nie masz ze mną szans, ty tchórzu! Opamiętaj się! Podnosisz rękę na boskiego pomazańca, na króla tych ziem, ojca wszystkich ludzi! – uniósł się Ryszard, zapętlając w manii wielkości.
– Darujmy sobie te tytuły, możesz je wciskać motłochowi, ale nie mi. Posłuchaj – dodał, zbliżając się do króla, który dobył swój ciężki miecz i byłby ugodził poważnie własnego brata, gdyby nie Sebastian, który w porę pojawił się pomiędzy nimi i złapał ręką ostrze miecza, unieruchamiając je nad głową władcy i elektora. Król jeszcze przez moment siłował się z w jego mniemaniu olbrzymem, dopóki demon nie przełamał jego broni tuż u nasady i nie odrzucił ostrza daleko za siebie, gdzie upadło pod ścianą.
– Po… Potwór! – wyszeptał Ryszard, wybałuszając oczy na swojego brata, który wręcz sprawiał wrażenie usatysfakcjowanego wyborem swojego przybocznego sługi.
– Wasza wysokość przesadza. Jak już mówiłem, jestem tylko piekielnie dobrym rycerzem. – odpowiedział wesoło Sebastian, zerkając raz na jednego, raz na drugiego z braci, którzy w dążeniu do korony, zapomnieli o swoim, najwyraźniej nigdy nie istniejącym pokrewieństwie dusz.
super czekam na więcej
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o tak Robert chyba właśnie teraz załapał kim jest Sebastian, kazał oczyścić drogę więc to zrobił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia