Ostatnio poczytałam sobie, jak powinno się opisywać
przyrodę, i szczerze mówiąc, załamałam się. Jak mam przekazać w odpowiednich
słowach coś, co widzę w wyobraźni w ciekawy i zrozumiały dla odbiorcy sposób?
Tym bardziej, że opisuję piekło?!
To jest rozdział, który chyba najdłużej poprawiałam
jak do tej pory. Dajcie znać jak wyszło.
I z tej racji znowu nie będzie wtorkowego rozdziału, bo nie mam zapasu, a nie chcę wstawić byle co.
I z tej racji znowu nie będzie wtorkowego rozdziału, bo nie mam zapasu, a nie chcę wstawić byle co.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XIII~~
Raum siedział na ściętym pniu drzewa, obejmując dłońmi nogi podciągnięte aż pod
samą brodę. Za towarzyszy miał jedynie kopce usypane z niezliczonej liczby
kości, których w tych stronach nigdy nie brakowało. Całe wzgórze zalegało we
fragmentach szkieletów, dając schronienie niewielkim żyjątkom krążącym pomiędzy
barierami architektonicznymi. Większość szczątków pod wpływem działania
czynników zewnętrznych była w znacznym stopniu odsłonięta, inne pokrywały
warstwy jałowej ziemi. Tam, gdzie glebę nie pokrywały szczelnie wapniejące masy,
przedzierały się ku mętnemu światłu wątłe liście traw, o niezidentyfikowanym
bliżej kolorze.
Z zadumy nie wyrwał go gardłowy, przeciągły krzyk. Niespodziewany dźwięk
przeciął na wskroś martwą ciszę unoszącą się nad wilczym wzgórzem. Ciężki łopot
skrzydeł przybliżał się z każdą sekundą, przybierając na intensywności.
Przenikliwe brzmienie niosło ze sobą niepokój, a zwielokrotnione echo, jakby
przebudzone z długiego snu, powtarzało ciągle ten sam odgłos, dzieląc się z nim
z każdym napotkanym obiektem, przekazując go dalej i dalej, dopóki nie dotarł w
najmniejszy i najciemniejszy kąt posępnej krainy.
Zaciekawiony demon uniósł głowę. Ciemne niebo zaciągnęło się wielopiętrowymi
zgniłozielonymi chmurami. Kłębiąc się nad głowami, szczelnie pochłaniały nawet
najmniejszy promień zbłąkanego światła, ciągle przemieszczając się na wschód,
niestrudzone w swej niekończącej się wędrówce. Martwy krajobraz ożywiał jedynie
delikatny wiatr , niosący ze sobą charakterystyczną, słodką woń. Zderzając się
z jego śniadą cerą, muskał delikatnie jego skórę, wprawiając w falowanie wolne,
krótkie kosmyki smolistych włosów po bokach twarzy.
Wypatrzył go bez żadnego problemu. Nadlatujący myszołów w swoich pazurach
trzymał ofiarę, która miała zaspokoić jego głód. Żywy jeszcze szczur w agonii
przebierał łapkami, ilekroć szpony drapieżcy wbijały sie w jego wymęczone
ciałko. Na tle idealnie białego futerka wyraźnie odcinały się krwiste smugi, by
niekiedy skroplić się i w zwolnionym tempie spaść na ziemię, rozbryzgując się
na boki burgundową posoką. Sebastian złapał się na myśli, że gruncie rzeczy
jest taki sam, jak ten ptak, tylko, że jego nie zaspokoi byle zwierzę. Swoje
pazury ciasno oplata wokół duszy, którą ma zamiar pożreć, aby zaspokoić swój
wieczny głód namiastką pożywienia. Jednak ona nie pozwala mu nawet na moment
zapomnieć, kim jest i dokąd zmierza jego egzystencja. Oraz tego, jak bardzo
pragnie krwi swych ofiar.
Na widok demona ptak ponownie krzyknął
rozluźniając uchwyt, spotykając na swojej drodze błysk wściekle czerwonych
oczu. Instynktownie zawrócił mu z drogi, oddalając się tak szybko, jak tu się
znalazł. Truchło szczura bezwładnie opadło na jeden ze stosów z głuchym
plaśnięciem. Nie mając wpływu na swój dalszy los ani tor upadku, siłą ciężaru,
jaką wywarł w trakcie niekontrolowanego ruchu, zruszył misterność makabrycznej
kompozycji. Kości u podstawy lekko zmieniły swój kąt nachylenia, powodując
osuwanie się wyższych pięter przy akompaniamencie charakterystycznego trzasku.
Szczur stoczył sie po stromym zboczu na ziemie, osypując za sobą kolejne kości
na kształt lawiny, które spadały za nim jak domek z kart, kiedy ktoś
nieopatrznie dotknie jedną ze ścianek. Gdy wreszcie zatrzymał się na ziemi
przysypany skamieniałościami, został natychmiast otoczony przez masę
skorupiaków. Jak cicha armia wydostali się ze swoich kryjówek, otaczając
zwarcie na wpół martwe zwierzę. Jeden z nich zastukał szczypcami, dając znak
swoim towarzyszom. Miarowe kląskanie towarzyszyło szczurowi w ostatnich
chwilach życia, kiedy morze sunących nóżek zaniosło go sobie tylko znanymi
ścieżkami w wydrążonych tunelach, lawirując pomiędzy kośćmi, raz po raz
zrzucając jakąś na ziemię. Niektóre z nich, które przygniotły kości zostaną dla
swoich kamratów jako posiłek na później. Tutaj, w piekle, nic się nie
marnowało. Kości jeszcze chwilę osuwały sie, powoli odsłaniając coś, co nigdy
nie powinno ujrzeć światła dziennego, a co zostało ukryte przed niepowołanymi
osobami.
Zaintrygowany Raum zeskoczył z pnia, chcąc przekonać się na własne oczy, co
właśnie zobaczył. Unoszący się w powietrzu pył znacznie utrudniał mu to
znacznie, zmniejszając pole widzenia. Przez chwilę jego wzrok dryfował w
przestrzeni, skupiając się na mikroskopijnych okruchach. Przyłożył rękę do
oczu, zdając się na jedynego sojusznika w tej sytuacji: na czas. Wzniecone
drobiny powoli opadały na ziemię, ukazując na powrót opustoszały krajobraz,
tonący w odcieniach szarości i fioletu. Jakieś zagubione pojedyncze świetliki
unosiły się w powietrzu, roznosząc błędne światło.
Demon pomału podszedł do osuwiska, wstrzymując oddech. Obcasy butów zapadały
się w miękką ziemię, odciskając na niej wyraźne ślady obecności. Ku jego
zaskoczeniu, próchniejące kości odsłoniły jakąś kamienną tablicę. Objął
wzrokiem przestrzeń, zastygnąwszy w bezruchu, jakby bojąc się, że jednym
niewłaściwym gestem może zniszczyć to, co zechciało mu się ukazać. Co ciekawe,
wszystkie stworzonka zamieszkujące wzgórze wyraźnie uciekały od tego głazu.
Exodus tysięcy maleńkich nóżek, wybijał niekończący sie, miarowy rytm, który
przywodził na myśl tykanie sekundnika, odliczającego czas do zagłady. Sebastian
rzucił wzrokiem na znalezisko. Nie miał pojęcia, co to mogło być.
Kamienna płyta była zaledwie początkiem ruin skalnego muru, którego zarysy
wreszcie dostrzegał pod zwałami kości. W dodatku pismo wyglądało bardzo
znajomo.
Podszedł bliżej do znaleziska, klękając ostrożnie przed nim na kolana,
podpierając się z tyłu piętami. Kamień przypominający do złudzenia płyty
nagrobkowe ze świata ludzi był równo ociosany i niezwykle zadbany. Zastanowił
się nad tym przez chwilę. Przecież to nie możliwe, by tak sam z siebie pozostał
w idealnym stanie. Nigdy nie widział, by ktokolwiek kręcił się w tych okolicach
oprócz niego samego. Z pewnym namaszczeniem uniósł dłoń ozdobioną czarnymi
pazurami i przeciągnął nią po wydrążonych w skale literach. To nie był sen. Warstwa
zaległego kurzu zbierająca sie na opuszkach utwierdzała go w tym przekonaniu.
Pył nie pachniał niczym szczególnym, wszystko tutaj było przesiąknie odorem
rozkładu aż do szpiku kości. Chciał wytrzeć brudną rękę w płaszcz, ale jakoś
tak niezgrabnie ją cofnął, że zahaczył palcem o nierówność płyty. Z rozciętego
naskórka spłynęła kropla szlachetnej czerwieni, padając z sykiem wprost na
płytę. Zachowywała się na niej jak żrący kwas w kontakcie ze skórą,
pozostawiając wypalone miejsce na nieskazitelnej powłoce skały.
Sebastian, zbyt zaabsorbowany tym zjawiskiem, nie zauważył, że ten odgłos
nie odbył sie bez odpowiedzi. Nie od razu, z lekkim opóźnieniem, spod zwalonych
kamieni, spod ziemi, z drzew, jam, zewsząd, skąd tylko to było możliwe zaczęły
go śledzić tysiące oczek i czułych języków węży. Powoli, wyginając swoje gibkie
błyszczące ciała sunęły do tego, który naruszył ich spokój. Postępowały tak,
jakby jakieś niewidoczne siły ściągały ich w ściśle określonym kierunku,
obejmując we władanie każdą komórkę zwierzęcego ciała.
Raum wpatrywał się w głaz coraz bardziej zafascynowany. Nigdy wcześniej go nie
widział ani o nim nie słyszał. Sam do końca nie wiedząc dlaczego, zaczął czytać
na głos to, co pracowicie spisano lata temu i ukryto starannie przed
ciekawskimi spojrzeniami.
– Przepadnij
na wieki w głębinach ziemi, nie zaznając spokoju...
Głos demona pobudził węże, które uniosły swoje łebki. Gady powoli zacieśniały
swój pierścień wokół niego, bezszelestnie się zbliżając i ożywiając tym
bardziej, im dłużej czytał inkantację.
W trakcie lektury zorientował sie, ze to pieczęć do złamania starej klątwy. Natychmiast
zaprzestał odskakując w tył jak kot na cztery łapy, jednak było już za późno.
Węże otoczyły go ze wszystkich stron ociężale pnąc się w górę, wbrew prawom
fizyki czy zdrowemu rozsądkowi. Ze swoich ciał utworzyły żywą klatkę. Ilekroć
Sebastian zbliżał się do którejś ściany swojego więzienia, łapczywe główki
wychylały się, dotkliwie go kąsając. Demon nie zamierzał tu pozostawać. Wziął
mocny zamach i pazurami odciął kilka głów, które ocierając jeszcze krwią upadły
na ziemię. Na ich miejsce odrosły nowe, szczelnie zapewniając lukę, którą sobie
utorował. Im bardziej się szamotał, tym bardziej aktywowała się pieczęć, która
przede wszystkim miała za zadanie zatrzymać intruza w miejscu.
Drobne
kamyki wewnątrz jego klatki zaczęły drżeć, a przez jego ciało przebiegł
niezidentyfikowany wstrząs. Skarcił siebie w duchu za tak otwarcie okazywany
strach. Nie przypuszczał, że istnieje inny powód takiego zachowania. Objąwszy
sie ramionami, aby uspokoić wstrząsy, ze zdziwieniem stwierdził, ze wężową
klatka drży mu przed oczami. Mrugnął parę razy, aby się upewnić, ze nie ma
zwidów. Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Suche trzaśnięcie pod
jego stopami, wzmożone drgania podłoża i osuwanie terenu. W miejscu, gdzie
jeszcze przed chwilą stał, utworzyła się rysa, a on stracił równowagę. Z każdym kolejnym wstrząsem wpadały do nowo
powstałej wyrwy wpadały kolejne kamyki i kości, a ona sama powiększała znacznie
swoje rozmiary. Wężową klatka w jednej chwili runęła mu na głowę. Śliskie ciała
owinęły się wokół rąk i nóg, gryząc boleśnie gdzie popadnie. Sebastian rzucał
się na boki, obijając o wystające kamienie, wstrząsany dodatkowo ruchami
sejsmicznymi ziemi. W pewnym momencie walki o odzyskanie władzy nad swoim
ciałem, wylądował głową do otwartej szczeliny. Wystarczył jeden nieostrożny
ruch, by spadł w przepaść i pożegnał się z życiem.
Mocny uścisk gadów dawał się mu we
znaki. Z trudem się poruszał, a nawet skrzydłami już ledwo dawał rady utrzymać
się na powierzchni. Co gorsza, węże jakby umyślnie spychały go na krawędź,
pomimo jego walki o przetrwanie i utrzymanie się na powierzchni.
Kolejna fala trzęsień zrzuciła go na samą krawędź. Resztkami sił uchwycił się
skalnego brzegu, wisząc ciałem w przepaści. Specjalnie nie patrzył w dół.
Na pewno to, co by zobaczył, nie byłoby w żadnym stopniu zachęcające do
czegokolwiek.
Spojrzał odruchowo na kamienną płytę, która znalazła się dokładnie naprzeciwko jego
wzroku. Trzęsienie ziemi przełamało ją na wpół, chociaż Sebastian nie był już
taki pewien, czy to nie odczytanie sury spowodowało to zjawisko. Ta myśl
naprowadziła go na trop. W myślach zobaczył ponownie odczytany tekst, który
wreszcie nabrał dla niego sensu. Do aktywacji prawdopodobnie była potrzebna
krew kogoś z rodziny królewskiej, którą on niechcący podarował. W dodatku to
tłumaczyłoby, dlaczego węże tak zawzięcie na niego polowały.
Z pęknięcia płyty zaczęła wyciekać gorącą law. Nad rozgrzaną do czerwoności
mazią unosiły się kłęby jakiegoś gazu. Magma topiła i zalewała wszystko, co
napotykała na swojej drodze. Sebastian czuł, jak unoszące się opary mącą mu
zmysły. Obraz przed oczyma stawał się rozmazany. Kurczowo zacisnął palce na
kamieniu, który zaczął się osuwać pod wpływem rozgrzania terenu. Nie miał już
nic do stracenia.
Nagle od jego piersi zaczęły odpadać szczątki łusek, odsłaniając emitujący
fioletowe, silne światło tatuaż. Nie był to zwykły symbol. Skomplikowany motyw
zakręcający się i tworzący mnóstwo pętel, by na koniec zejść się w jedno duże
oko łańcucha, na środku mostka. Tak naznaczano wszystkich z rodziny
królewskiej, a Raum nie był wyjątkiem. Ostre światło przeżerało się przez
natrętów, przepoławiając je bezlitośnie. Sebastian wykorzystał podarowaną
szansę. Silnie uderzył skrzydłami, zrzucając z siebie kolejną porcję gadów
prosto w gardło otchłani. Ciężko wzbił się w powietrze natychmiast czując, jak
przez jego mięśnie przetoczył się straszliwy ból.
Trucizna. Nie pomyślał o tym. Aby spowolnić krążenie, a co za tym idzie,
rozprzestrzenianie się jadu, misi zrezygnować ze wszystkich niepotrzebnych
ruchów. Wylądował na skrawku pewnie wyglądającej gleby. Skrzydła niezgrabnie
opadły mu na ziemię, ale nie był w stanie nad nimi panować. Czarne pióra
zaczęły niespokojnie drżeć.
Z oparów unoszących się znad lawy, która rozpanoszyła się na całym wzgórzu, powoli
tworzył się zarys postaci. Kruczoczarne skrzydła i zakręcone rogi wyglądały
niemal identycznie jak jego własne. Zszokowany Sebastian podniósł swoją dłoń.
Komórki skóry zaczynały zanikać, razem z mięśniami odsłaniając ścięgna i kości,
w miarę jak wyraźnie pojawiał się przed nim obraz drugiego ja. Wstrząśnięty i
przerażony zaczął krzyczeć, słysząc jego głos w swojej głowie. Skóra odpadała
od niego żywymi płatami, odkrywając wewnętrzne narządy i rozlewając wokół płyny
ustrojowe.
– Kim jesteś?
– jęknął,
póki jeszcze gardło nadawało się do tej funkcji.
Hejka!
OdpowiedzUsuńZnalazłam się na Twoim blogu pierwszy raz i bardzo mi się spodobał. Trafiłam tu przypadkowo, ale nie żałuję. Masz świetny szablon! Widać, że wkładasz w swój blog wiele pracy.Notka – rewelacja! Nieźle się namęczyłaś nad jej napisaniem, ale na pewno było warto. Nie znalazłam żadnych błędów, albo to ja jestem taka ślepa i nic nie widzę. Szkoda, że dodajesz takie krótkie notki, bo to naprawdę wciąga. ;) Więc czekam zniecierpliwiona na kolejną notkę.
Pozdrawiam :)
Anime Polska
PS.Możliwe, że mój komentarz nie ma ładu i składu >.<
Krótkie? Gdy jestem w trakcie pisania, wydaje mi się zupełnie odwrotnie xd
UsuńMiło mi cię tutaj powitać i ogromnie się cieszę, że opowiadanie przypadło ci do gustu. Kolejna będzie za tydzień, tak jak wspomniałam.
I zapewniam, że odszukałam sens w komentarzu, a to przecież najważniejsze, prawda?
A ja Ci muszę młotem pneumatycznym wybijać z głowy takie denne artykuliki pisane przez niewiadomi kogo, prawda? :P
OdpowiedzUsuńCo do notki. Zacznę od początku. Coś, co mi powtarzał promotor: jak niezliczone to ilości, liczby są zliczone i koniec. No i w sumie chyba miał rację, chociaż nie lubię mu tego oddawać.
Poza tym jest trochę literówek i parę błędów gramatycznych, ale nie chce mi się w wypisywać w wannie, bi to niewygodne. Jak będziesz chciała, to mogę później na pw.
Co do samej historii - ciekawie. Biedny, niedoświadczony demon i jego mały wypadek. Przynajmniej będzie miał nauczkę na przyszłość, żeby być odtrożniejszy i nie czytać na głos wszystkiego, co widzi - serio ludzie tak robią? Ten motyw pojawia się dosłownie wszędzie i nie wiem, czy to tylko taki chwyt, czy co, bo ja nie czytam na głos kiedy jestem sama i coś widzę. Ale może to ze mną jest coś nie tak - nie byłoby to jakoś szczególnie niezwykłe.
No, a co do opisów, to mam wrażenie, że trochę przedobrzyłaś. Bo są barwne i można sobie ładnie wyobrazić, ale chwilami jakoś ciężko mi się czytało. Jakbyś tak bardzo chciała, żeby były idealne, że aż za dużo tam wepchnęłaś. No i coś, co często widuję w ogóle wninyernetowej twórczości. Zdania typu "leżało w lrwnej odległości", "w nieokreślonym kolorze", "charakterystycznym dźwiękiem". Ogólnie tego typu opisowe ogólni, które są w zasadzie znaczeniowo puste. Właśnie to wychodzi jak się pisze dłuższy opis. Bo taka pewna odległość - wiadomo, k co chodzi, ale lepiej brzmi "kilka metrów", "w zasięgu ręki", "po drugiej stronie czegoś", a nawet zwykłe "nieopodal". Bo takie w pewnej odległości sugeruje, że narrator sam nie wie, albo mu się nie chce liczyć :P
Czyli podsumowując: rozdział ciekawy, opisy ładne, Sebek jako młody, wręcz bym powiedziała niewinny, demon byl kyaaa <3 ale nie spinaj się przy becie do przesady :P uważam, że czasem lepiej jak jest mniej, ale trafniej. Jak opis o irysach - no to była bomba csłkowita :P
I nie wiem jak ja się doczekam kolejnego tygodnia, żeby się dowiedzieć kto jest tym wybawcś młodego Rauma :P
Właśnie opierdzieliłaś mój trzydniowy wysiłek T_T nie no, nie gniewam się :-* nie powiem nic o wybawcy, bo to niespodzianka ^^ nie, nie ona.
UsuńAle dobrze, że mówisz, to zwrócę na to uwagę w 14. Niby starałam się opisać dokładnie, a i tak wytknęłaś mi puste sformułowania. Echhhh.
W tym rozdziale nie leżałam na podłodze xd więc wiesz ^^
Pobiłam samą siebie. Komentarz nie zawierający żadnej wartości merytorycznej.
Witam!Ten rozdział powiem szczerze trochę mnie zdziwił jest wprowadzenie do czegoś mam taką nadzieję o wiele ciekawszego.Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńJackiPerła
Zdziwił, czyli nie spodziewałaś się tego po idealnym Sebastianie? I co rozumiesz przez" o wiele ciekawszego"? Chętnie posłucham, co masz na myśli ;)
Usuń''Unoszący się w powietrzu pył znacznie utrudniał mu to znacznie,, ? Nie rozumiem sensu wypowiedzi. Zaskakujący głaz, błąd Sebastiana, alter-ego demona. Super notka. [ Szkoda że kolejna dopiero za tydzień]
OdpowiedzUsuńOj xd tam to drugie znacznie w pierwowzorze miało być zadaniem, znacznie utrudniać zadanie xd autokorekta lubi płatać figle ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńojć, ojć biedny mały niedoświadczony demon i wypadek, ale będzie miał nauczę na przyszłość, aby nie czytać wszystkiego na przyszłość...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia