Witam
w kolejnym odcinku, z którego jestem dumna, bo jednak powstał na czas!
Dla waszej wygody zrobiłam spis treści. Znajduje się na górze, obok zakładki „Opowiadania” i „Tłumaczenia mangi”. Klikając w niego, otrzymacie stronę z linkami przekierowującą do dowolnie wybranego opowiadania i ich poszczególnych części. Nawet dodałam obrazki, z których niezwykle się cieszę, tak po prostu, bez jakiegoś ważniejszego powodu.
Trzecia pozycja na ścieżce dźwiękowej również uległa zmianie.
Kocham koncerty organowe <3
```````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Dla waszej wygody zrobiłam spis treści. Znajduje się na górze, obok zakładki „Opowiadania” i „Tłumaczenia mangi”. Klikając w niego, otrzymacie stronę z linkami przekierowującą do dowolnie wybranego opowiadania i ich poszczególnych części. Nawet dodałam obrazki, z których niezwykle się cieszę, tak po prostu, bez jakiegoś ważniejszego powodu.
Trzecia pozycja na ścieżce dźwiękowej również uległa zmianie.
Kocham koncerty organowe <3
```````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
~~XXI~~
Jako Shinigami z całkiem pokaźnym stażem, nie musiał czekać na kogokolwiek, by zająć się czyimś zgonem, jeśli na taki się przypadkiem natknie, tak jak teraz. Chciał wziąć Andatejkę za rękę, oszczędzić przykrego widoku. Z zaskoczeniem poczuł, jak dziewczyna odtrąca jego dłoń, kierując się jakby wewnętrznym instynktem, który mówił jej, co ma zrobić. Powziął o niej całkiem mylne wyobrażenie. Z jakiegoś powodu sądził, że jako delikatna, wrażliwa dziewczyna, kochająca świat i jego piękne strony, przestraszy się widoku śmierci z tak bliska. Chwilę później mógł naocznie potwierdzić, że jego hipoteza była oparta na idiotycznych stereotypach, kompletnie naiwna i bezpodstawna. Doszedł do wniosku, że kompletnie nie opanował złożoności natury swojej podopiecznej i że zajmie mu to o wiele więcej czasu, niż podejrzewał.
Andatejka podeszła do umierającej i zamiast wykazać się typowym dla bogów nieokazywaniem uczuć bądź też nieprzejmowaniem się losu odchodzących z tego świata, uklękła przy dziewczynie, kładąc jej głowę sobie na kolana i położyła palec na ustach, dając znak, żeby nic nie mówiła. Powiększająca się w zastraszającym tempie krwawa, mokra plama na koszuli jednoznacznie informowała o rychłym końcu. Konwulsyjne drgawki kończyn przy każdej próbie poruszenia szarpały za serce białowłosą. Raniona nożem chciała coś powiedzieć, ale tylko odkasłała krew, zalegającą w jej drogach oddechowych i z największym wysiłkiem podniosła rękę, która po chwili bezwładnie upadła obok na kamienny chodnik.. Bezdźwięcznie poruszała ustami, ciągle powtarzając jedno słowo, dopóki Andatejka nie zaczęła robić tego samego, próbując się dowiedzieć, co chce jej przekazać. Jeśli to byłoby ważne, a ona by nie zrozumiała lub przekręciłaby ostatnie słowa, czuła, że nigdy by sobie tego nie wybaczyła.
– Dziękuję? – szepnęła zdziwiona.
Dziewczyna delikatnie skinęła głową, a bogini kompletnie nie miała pojęcia, za co. Objęła tylko swoją dłonią rękę dziewczyny. Była już zimna, wraz z uchodzącym z niej ciepłem uciekało życie.
Nie była pewna, czy widzi ją, czy kogoś innego. Kilka razy odwróciła się za siebie, ale mieszkańcy byli zbyt zapatrzeni przed siebie i zaślepieni swoimi problemami, by zwrócić uwagę na wykrwawiającą się osobę w brudnej, wąskiej uliczce. Nie mogło być mowy o pomyłce, oprócz nich nie było nikogo, a mimo to, mięśnie niestrudzenie poruszały niewidzącymi oczami, jakby kogoś szukały. Umysł podpowiadał Andatejce, ze chyba ta druga opcja ma większą rację bytu. Przecież widzi ją pierwszy raz, a zachowywała się tak, jakby ją znała, albo wreszcie spotkała długo wyczekiwanego gościa. Zerknęła na Heptlinga, który dosiadł się obok, jakby na coś czekając.
Na początku taśmy zaczęły się kłębić nad coraz ciężej unoszącą się klatką piersiową, sprawiając mylne wrażenie, jakby ją uciskały i nie pozwalały zaczerpnąć pełnego oddechu. Andatejka chciała rozpędzić je dłonią, ale Hepling spojrzał na nią groźnie, a pod naciskiem z jego strony cofnęła rękę. Następnie klisze wystrzeliły pętlami w górę, by opaść i w spokojnym, uregulowanym tempie zacząć wyświetlać przed ich oczami cinematic records zmarłej, w nieco przyśpieszonej wersji.
– Nie możesz tego zrobić. To retrospekcja życia, zapis wszystkich doświadczeń, z jakim odchodzi osoba z tego świata – odezwał się głosem wypranym z jakichkolwiek uczuć. Dziewczynie przyszło na myśl, że zachowywał się jak maszyna, powtarzając te same czynności aż do znudzenia. Może dlatego pracownicy wydali się jej tacy zgorzkniali? Widząc wiele historii ludzkich istnień, dźwigając ich ciężar i żyjąc z nimi, mogli powoli tracić nadzieję na lepsze jutro.
– Nie mogą ulec zniszczeniu, prawda? – zapytała przytomnie, przysuwając rękę dziewczyny do korpusu. Puls był już ledwie wyczuwalny.
– Nie. Inaczej, nie będzie mogła opuścić tego padołu. W dodatku, nie będzie wiedziała, kim jest.
Wydało się jej to gorsze niż wieczne potępienie, o którym zdążyła się już nasłuchać. Błąkać się przez całą wieczność, nie zaznając spokoju, będąc zupełnie anonimowym. Zacisnęła palce na dłoni dziewczyny i skupiła się na obrazach, które zaczynały się pojawiać na kliszy.
Ukochana córka, z dobrego domu, poznaje swoją wielką miłość, dla której poświęca wszystko. Rodzina się jej wyrzeka, ukochany rzuca po krótkim czasie, gdy mu się już znudziła, a sama skończyła w nędzy. Przykry widok, bo jeśli wierzyć nagraniom, wcale nie była jakaś szczególnie zła czy nieprzeciętnie głupia.
Andatejka ze stoickim spokojem przyglądała się, jak jej opiekun ogląda nagrania, a następnie wyciąga gruby plik z aktami i szuka czystej strony. Wydało to się jej trochę dziwne, bo przecież nie miał żadnego bagażu, więc gdzie przechowywał te dokumenty? Wątpiła, że wzięły się ot tak, z powietrza. Chyba jego kieszenie były bardzo pojemne. Nie przypuszczała, że był aż takim służbistą.
Heptling zapisał na niej imię i nazwisko zmarłej, najważniejsze dane personalne, z nagrań wyciął zdjęcie i kilka innych ujęć oraz przystawił pieczęć, na której widniały wyraźnie dwa słowa: zgon zatwierdzony. Plask zamykanych kart potwierdził ostatecznie jej odejście ze świata żywych.
Bogini osunęła się pod ścianę. Czuła, jakby na jej ciało spłynęło pewne otępienie. Nie zadawała żadnego pytania, nie krzyczała, nie histeryzowała, ale zamknęła się w sobie. Przed oczami ciągle miała obrazy z życia, które zakończyło się tak gwałtownie, jakby było płomykiem świecy, które zgasił szalejący po korytarzach podmuch wiatru. Odgoniła od siebie te wizje, potakując na zadawane pytania przez Heptlinga, niezbyt nawet zwracając uwagę na ich treść. Wbrew jego zakazom, przesunęła ciało na bok i zakryła dłonią oczy, po czym pożegnała się z nią w myślach, zanim odeszła w ślad za opiekunem, do miejsca, do którego zmierzali.
– Dokąd idziemy? – zapytała tak, że rzeczowy ton jej głosu przyprawił opiekuna o niemały szok. Jeszcze przed chwilą wyglądała tak, jakby nie do końca akceptowała czyjąś śmierć, a teraz próbuje się zachowywać tak, jakby nic się nie stało.
– Do świętego miejsca Shinigamich. Wybacz, nie chcę ci robić o nim złudnych wizji. Zobaczysz, gdy dotrzemy na miejsce – odpowiedział, ciągle odwracając się przez ramię sprawdzając, czy idzie za nim i czy nic jej nie jest. Spróbował zwolnić swoje tempo, żeby się z nią zrównać, ale ona jakby odczytała jego intencję i zaczęła bardziej opieszale przebierać nogami.
Dopiero teraz go uderzyło, że ciągle szła boso. Wówczas zeskoczyła z dachu, pędząc w sobie tylko wiadomym kierunku, wymachując trzymanymi w ręce butami, które najwyraźniej gdzieś zgubiła, ale jeszcze nie zdała sobie z tego sprawy.
– Nie przeszkadza ci to, ze idziesz boso? – zapytał lekko zaintrygowany, przyglądając się jej reakcji. I znowu się zawiódł, bo na jej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Zatrzymała się na chwilę, żeby spojrzeć w dół na swoje nogi, po czym ruszyła dalej przed siebie, wyprzedzając go znacznie.
– Nie – odpowiedziała, gdy zrównała się z nim, a złośliwy wiatr znowu musnął twarz Heptlinga końcówkami białych włosów. On się nie chciał dzielić z nią informacjami, więc postanowiła się mu odpłacić pięknym za nadobne.
Zresztą, to nawet nie był temat, w którym czułaby się swobodnie, rozmawiając z nim. Widok życia dziewczyny wstrząsnął nią, ale jednocześnie kompletnie jej nie rozumiała. Dlaczego zdecydowała się opuścić swój dom, porzucić wszystko w imię jakiejś tam miłości, cudo-tworu wymyślonego przez ludzkość i opiewanego przez poetów? I co jej to przyniosło? Ból, zgryzotę, cierpienie. Czy to było warte tych paru nielicznych chwil szczęścia?
Jej chód z równomiernego przeszedł w powolny, potem że wręcz ociągający się. Zaczęła drapać głowę, chociaż wcale ją nie swędziała, by wydać z siebie coś na kształt prychnięcia.
– I co jej z tego przyszło? – wypowiedziała na głos, naprowadzając momentalnie Heptlinga na przedmiot jej myśli.
Poczuł ulgę wiedząc, co było jej powodem roztargnienia. Niespodzianką było to, że to nie zgon sam w sobie, ale motyw pogrążył ją do tego stopnia w rozmyślaniach, że uwidaczniały się jej odruchy zdenerwowania.
– Każdy bóg się z tym prędzej czy później zmierza. W twoim przypadku wcześniej – skwitował wybitnie nieczule.
Kompletnie zignorowała jego słowa, odwracając się do niego przodem i blokując sobą przejście, domagając się w tak dziecinny sposób odpowiedzi. Na podkreślenie tego, że nie ustąpi, splotła ręce na piersiach i wypuściła powoli powietrze ustami. Heptling bezceremonialnie chwycił ją za ramiona i odsunął na bok, żeby nie opóźniała wyprawy niepotrzebnymi dąsaniami.
– Dlatego bogowie nie mieszają się do spraw ludzkich. I tak niesiemy na sobie duże brzemię: własną śmierć, widoki niezliczonych zgonów, którym asystujemy niczym akuszerki przy narodzinach dziecka, więc dlaczego mielibyśmy jeszcze przejmować się ich losem? Pomagamy im przejść na drugą stronę, zapobiegamy bałaganowi. To i tak dużo. Wystarczająco.
Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem mrożącym krew w żyłach. Tylko tyle? Tylko tyle miał jej do powiedzenia? To nie było ani przydatne, ani nie tłumaczyło zachowania zmarłej.
– Zupełnie jej nie rozumiem – wyznała, wzruszając ramionami.
W tamtej chwili nie była nawet pewna, czy naprawdę chciała wiedzieć, czy w jakiś sposób ugodziło to w jej psychikę. Sama nie kochała nikogo nigdy, no z wyjątkiem swojego brata, ale to nie był ten typ miłości, o który jej chodziło. Ona chciała odnaleźć w życiu przyjaciela, do tego dążyła z całych sił i dzięki temu zdołała się odrodzić w nowym świecie.
– Miłości nie da się wytłumaczyć – odrzekł ciepło Heptling – Kochałaś kiedyś kogoś?
Dziewczyna zawzięcie pokręciła głową na boki, wkładając w to tyle serca, że aż strzyknęła jej szyja. Wydobyło się z niej ciche stęknięcie, po czym zaczęła rozmasowywać dłonią obolałe miejsce.
– Przez jej miłostki to mnie boli szyja! – jęknęła niezadowolona – daleko jeszcze? Chcę to już mieć za sobą.
– Zawsze jesteś taka bezpośrednia i kapryśna? – zakpił z niej, nie odpowiadając na żadne z poprzednich pytań.
– To źle?
– Pytanie za pytanie? Taka jest twoja strategia na poradzenie sobie z problemem?
Miał rację. Zgryźliwością niczego nie naprawi. Chyba rzeczywiście weźmie sobie do serca jego radę o nieprzejmowaniu się i przejdzie nad tym do porządku dziennego. Są ważniejsze sprawy. A ona? Ona była głupia i poniosła za to odpowiednią karę.
I coś ważniejszego. Zawsze słyszała, jak uczono dzieci, że trzeba wyciągać odpowiednie wnioski i uczyć się na cudzych błędach. Więc czas najwyższy zastosować to w praktyce.
– Nigdy się nie zakocham. I… Zgubiłam buty – przyznała, gdy idąc w milczeniu minęli róg domu, by skręcić w pasaż wiodący przez podwórza. Kręcący się po nich mieszkańcy nie zwracali na nich najmniejszej uwagi, zupełnie tak, jakby ich nie było. Półnagie dzieci biegały dookoła, radośnie ochlapując się wodą, mamki siedziały na krzesłach pod drzewami, a kaczki podnosiły krzyk, gdy któreś z dzieci w porę przed nimi nie wyhamowało.
– Czy oni naprawdę nas nie widzą? – zapytała, oglądając się czujnie przez ramię. Nie mogła przywyknąć do tej myśli. Czuła się dwojako: albo przeważała opcja, że jest intruzem, albo miała wrażenie, że jest śledzona. Żadna z opcji nie była komfortowa.
– Śmierć mogą zobaczyć jedynie umierający i bardzo rzadko małe dzieci, w tym niemowlęta. Potem tracą tę zdolność. Wyjątkiem od reguły są ludzie, którzy zawiązali pakt z siłami nieczystymi.
– To znaczy, że niektórzy jednak mogą nas zobaczyć? – upewniła się, nerwowo oglądając za siebie – A ci tutaj?
– Są niczego nieświadomi. Zresztą, nawet kontrahenci demonów, którzy mogą nas zobaczyć, milczą o tym. Zastanów się, kto o zdrowych zmysłach mówiłby, ze w jego otoczeniu przebywa upadły, a w dodatku widzi upersonifikowaną śmierć w naszych osobach? Śmiałkowie zwykle kończyli w domu dla obłąkanych albo ginęli bez wieści.
– Ginęli? – zdziwiła się dziewczyna, powtarzając ostatnie słowo, w nadziei, że rozwinie swoją myśl.
– Ich opiekunowie przenosili się wraz z nimi do innego miejsca. Mogli też ich zabić i w ten sposób rozwiązać uciążliwy kontrakt – westchnął Heptling, nagle wyrzucając z siebie cały potok słów.
– Demony to podstępne istoty. Wykorzystują ludzkie słabości, by osiągnąć swój cel. Wykradają nam dusze ze spisu, wprowadzają harmider, są cyniczne i bezczelne. Uważają, że mogą wszystko – mówił coraz bardziej rozżalonym tonem, unosząc się coraz bardziej gniewem – Gówniane skurwysyny niegodne uwagi. Szkoda, że nie zdechli co do jednego podczas wielkiej wojny! – wykrzyczał w złości, hamując się nieco z uwagi na uczennicę.
Andatejka chciała spytać, czy kiedyś jakiegoś spotkał, ale czuła, że to nienajlepszy moment na tego typu pytania. Poza tym, z tonu jego wypowiedzi wnioskowała, że najwyraźniej tak. Nie wiedziała, czy naprawdę są takie złe, na jakie ich kreowano, ale zaskoczyło ją w miarę zgodne stanowisko ludzi i bogów śmierci. Obydwie strony uważały je za co najmniej zbędne. Ale przecież, jeśli się dogłębniej nad tym zastanowić, Shinigami byli kiedyś ludźmi, więc może dlatego?
Jakoś nie potrafiła przyjąć tego tak bez żadnego sprzeciwu do wiadomości.